Jest rok 21 406 od powstania Republiki. Próbujemy przeżyć...
Wyciągnął nieznacznie broń z pochwy. Wyglądała całkiem nieźle, nie widać było po niej śladów czasu ani żadnych zniszczeń. na klindze wyryto kilka znaków, pewnie w starożytnym alfabecie Mando. Ta broń z pewnością była bardzo cenna i niejeden kolekcjoner z chęcią położyłby na nią swoje łapska.
Oczywiście nikomu jej nie odda, to był artefakt z czasów poprzedzających Mandalorian. Rzecz wręcz bezcenna dla klanów Mando i dla Artrusa z pewnością będzie oczkiem w głowie. Mimo, że do walki się zbytnio to nie nada. Zbyt to cenne by walczyć tym.
- Owszem
Mruknął a potem znowu zapakował miecz w warstwy materiału. Miał on w końcu kilkadziesiąt tysięcy lat. Cud, że w ogóle uchował się w tak dobrym stanie. Co jak co, ale na narzędziach mordu Taungowie znali się doskonale.
Sisco z Artrusem przebyli w kilka minut całą jaskinię i dotarli do kolejnego naturalnego tunelu wydrążonego przez wodę. Na szczęście ten korytarz piął się w górę a nie schodził w dół jak do tej pory. Dobry znak.
Offline
Niewyszkolony Mocowładny
Zalewne do kolejnego ataku Sisco bedzie zupełnie spokojny, zainteresowany otoczeniem, ale umiarkowanie rozmowny. Myślał o swojej kulce. Artrus pewnie myślał o swoim mieczu. Ogólnie był bardzo wdzięczny mandalorianinowi – okazał się w porządku. Oczywiście Sisco nie miał zamiaru nadużywać, czy zniechęcać jakkolwiek, znowu był grzeczny ze do rany przyłóż.
- Ale jeszcze takie tylko jedno pytanie mam – odezwał się ni stąd ni zowąd.
- Skąd mnie znasz?
Offline
Korytarz się piął i piął. Oczywiście nie w lini prostej, co chwilę pojawiał się jakiś zakręt czy nawet rozgałęzienie, ale Artrus konsekwentnie wybierał te ścieżki które prowadziły w górę. I póki co im się to opłacało. I chyba Moc im sprzyjała, bo nie zostali jak do tej pory zaatakowani. Dobry znak.
- Wbrew pozorom umiem czytać. Jakiś czas temu było o tobie głośno, zapamiętałem sylwetkę
Nie wspomniał o tym, że Mavhonic zlecił mu zadanie wyśledzenia przemytników, którzy go tutaj przywieźli. No i miał się zorientować czy nie przytargali ze sobą kogoś podobnego do Sisca.
Offline
Niewyszkolony Mocowładny
-Rozumiem... – odparł na to. No ale kto miał zapamiętać droida bojowego, jak nie wojownik. Raczej nie aptekarz.
- a ja ciebie nadal nie znam... – dalej grzecznie za nim dreptał, krok w krok, jak szła droga.
Offline
Szli i szli. Droga była bardzo nudna. Nic się nie działo, więc mogli sobie w spokoju odpocząć. Przynajmniej od tych niespodziewanych zwrotów akcji, typu cthony lub ghule.
- Cenię sobie własną prywatność. Mandalorianie nie są zbyt lubieni na Coruscant, lepiej pozostać incognito
Odparł spokojnie Fibal. Swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem prawie praktycznie się nie posługiwał, zawsze miał jakieś fałszywe dokumenty. Miał "małą" paranoję na tle własnego bezpieczeństwa.
Offline
Niewyszkolony Mocowładny
- Oj tam, ja cię lubię, uratowałeś mi życie, dziękuje za wszystko – i pac łbem miedzy łopatki,a le delikatnie i z dala od miecza, by go nie uszkodzić. Taki wyraz wdzięczności w jego wykonaniu. Jakby nie było – bez tego mando, to by se Sisco mógł skoczyć na rurkę
Offline
Odwrócił nieznacznie głowę by spojrzeć na Sisca. On go lubił, ale tak 99,99999999% populacji Coruscant już nie. Nie łatwo jest komuś wybaczyć fakt, że w czasie ostatniej wojny między Sithami i Republiką stało się po stronie tych pierwszych. A Artrus walczył z żołnierzami Republiki, mordował ich gdy tylko miał okazję. Czasem też dopuszczał się do zbrodni wojennych - spuszczanie bomb na tereny zamieszkałe, egzekucje więźniów itp. Fibal nie miał z tym problemów - w końcu czas wojny.
Takich rzeczy się nie zapomina i nie wybacza.
- Nie każdy wybacza szybko. Gdybym wyszedł w tym pancerzu na ulicę to by mnie zlinczowali. Albo przynajmniej spróbowaliby
Mruknął w odpowiedzi. Póki co jedynie Jenethaza znał jego przeszłość. W ogóle czasem się też zastanawiał jakim cudem tak się stało?
Offline
Niewyszkolony Mocowładny
Sisco póki co nie musiał się nad tym zastanawiać, był młody, naiwny, po dzisiejszym na pewno trochę poszarpany, jednak mimo wszystko nie było to coś najgorszego, co można przeżyć z mandalorianinem.
- Może tak, ale ja jednak przeżyłem. Mam nadzieje, ze nie zmienisz zdania, zanim dojdziemy... – przede wszystkim był wdzięczny. Wcale nie nalegał na poznanie imienia. Sam go sobie jakoś roboczo nazwie. Ale i tak pewnie nigdy się nie spotkają.
Offline
- Obyśmy stąd wyszli
Mruknął Fibal. Nie posiadał mapy tego miejsca, więc musiał zaufać swojej intuicji a ta mu podpowiadała, że szli dobrze.
I tak powoli mijał czas. Artrus nie był zbyt rozmowny. Co prawda na jakieś tam pytania odpowiadał, ale o sobie nic nie mówił. Lepiej dla obu by pozostali dla siebie anonimowi. Mando troszkę sobie nabruździł w życiorysie w Imperium i do teraz go ścigano z tego powodu.
Czas mijał i według skanerów Artrusa byli już blisko. Czuć tez było nieznaczną zmianę w składzie otaczającego ich powietrza. Byli blisko powierzchni.
Offline
Niewyszkolony Mocowładny
Sisco może jeszcze ze dwa razy się odezwał a później cisza. Zdał sobie sprawe, jak bardzo jest zmęczony, lazł więc po prostu, za przewodnikiem, w dziwny, stanie strachu przed zaśnięciem, Bo on mógł zasnąc w marszu. Ale zaraz przychodziły cthony w wyobraźni, lub zamykał się korytarz.
Offline
W ich przypadku nie było światełka w tunelu ani nawet jaśniejszego punktu. Wychodzili z ciemności w ciemność. Najniższe poziomy Coruscant od tysięcy lat tonęły w mroku. Tutaj nic nie rosło, nic nie żyło. Oczywiście prócz drapieżnych mutantów.
Po długiej wędrówce Sisco i Artrus ostatecznie wydostali na powierzchnię. Wyszli z jaskini która pierwotnie znajdowała się pewnie wysoko w górach. Teraz jednak znajdowała się niemal na poziomie gruntu. Dzięki noktowizji mogli widzieć zarysy masywnych fundamentów Galactic City.
Pozostawał jednak jeden mały problem - jak się dostać na wyższe poziomy.
- Jakieś pomysły co dalej? Mój speeder jest gdzieś... chuj wie gdzie
Offline
Niewyszkolony Mocowładny
Wyszedł na beton. Suchy, na powierzchnie, jego skanery podpowiadały, ze nad sobą wiele metrów ma pusta przestrzeń. Nic go nie otacza, jest na powierzchni. Jest!
I nagle łup – jeśli sie Artrus w porę obróci ujrzyj, jak „przyklęknąwszy” na jedną nogę zwał się na bok. I leży.
- Dzwon na CSB... – już mu wszystko jedno, niech przylecą, niech zabiorą... Układ nerwowy Sisca eksplodował. Leżał teraz na powierzchni Coruscant. Żył.
Offline
Nie znajdowali się jeszcze na betonowej powierzchni, tylko na pustkowiu. Wszędzie jak okiem sięgnąć sucha, wypalona i jałowa ziemia. No i Fundamenty. Tutaj nigdy nikt nie zaglądał, wiec był na prawdę spory problem.
- Dzwoń po CSB... akurat przylecą
Mruknął sceptycznie. Ale potem przyszło mu do głowy by dać znać Mavhonicowi. Szybko do niego zadzwonił z prośbą o pomoc. Głównie ze względu na Sisca, który tak jakby... zdechł. Artus tak stał i patrzył na niego w ciszy.
Artrus skontaktował się z Jeną. Ich rozmowa trwała bardzo krótko. Teraz pozostawało im tylko czekać na przylot kawalerii. Czekali chyba z godzinę, bo mimo wszystko nie jest łatwo dostać się na powierzchnię Coruscant. A gdy Artrus dostrzegł na "niebie" jasne plamki reflektorów to schował się za jedną ze skał i czekał na Seditha. Lepiej by go ludzie z CSB nie widzieli w pełnym pancerzu. Połączył się jeszcze z młodym Mavhoniciem i spotkali się gdzieś z dala od kanonierki. Fibal szybko wskoczył do pojazdu i się ukrył. Cały był brudny... a właściwie nie brudny, bo to słabe określenie. Upierdolony ściekami i śmierdziało od niego koszmarnie. On sam dobrze o tym wiedział, dlatego nie zdejmował hełmu. Mógł też wzbudzać podejrzenia, bo był uzbrojony po zęby: dwa miecze, dwa blastery, shotgun, noże, sztylety, granaty, lina itp. Jak na wojnę po prostu. No i wspólnie odlecieli do meliny Artrusa.
Sisco zaś leżał sobie na ziemi i nim mieli się zająć oficerowie CSB.
Offline