Star Tales - gwiezdne opowieści...

Jest rok 21 406 od powstania Republiki. Próbujemy przeżyć...

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Moda

#1 2013-03-08 20:56:13

Goftdritt

Niemocowładny

Zarejestrowany: 2013-03-08
Punktów :   

Goftdritt

Dane:
Goftdritt Barner
lat 24
178cm i 85 kg
urodzony na Tatooine, z pochodzenia Korrelianin
Oczy zielone
Włosy brązowe
rasa – człowiek
Mocowładnosc – nie

Wygląd:
Przeciętnego wzrostu i postury człowiek rasy białej o włosach do ramion, prostych, koloru ciemnego brązu,. Twarz ma kanciasta, rysy trochę prymitywne, skórę wysmaganą gorącymi wiatrami Tatooine. Pod krzaczastymi brwiami zielone oczy. Zielone jak bagno, jak kompost, ot nic nadzwyczajnego. Szczeka obrośnięta gęstym zarostem ok 2cm.
Chodzi w długim, skórzanym płaszczu, prawie zawsze zgarbiony (marznie, pochodzi z  gorącej planety), najchętniej z czymś na głowie.
Cecha charakterystyczna. Nie posiada prawej dłoni. Nie ma też protezy. z  rękawa wystają trzy symetryczne noże

Charakter
Cichy, spokojny i opanowany – mógłby być, gdyby nie fakt, ze nagle znalazł się w świecie, którego nie zna. Jest kompletnym dzikusem, nieogarnięty w każdym, temacie. Mówi tylko po huttańsku, pierwszy raz widzi żyrandol na suficie. Szok!
Na pewno nie jest agresywny, czy zaczepny. Ma zdrową psychikę – inaczej jzu dawno by się tu zabił.
Stara się przeżyć.

Historia.
Nie tak bardzo dawno, ale już kawałek czasu temu na Tatooine zjawił się ścigany listem gończym najemnik, wraz z konkubina i dziećmi. Miał już dość wiecznego uciekania, zresztą życie mu było miłe, a biorąc pod uwagę jego tryb życia, to – wcale mu nie było tutaj xle. Przywykła też konkubina i dwaj synowie, którzy zaraz radośnie przystali do okolicznego gangu.
Tylko córka nie mogła się odnaleźć. Miała już 16 lat (są przesłanki jakoby nie była ona córką tego najemnika, więc może to dlatego). Ta tęskniła za normalnością Korrelii a przede wszystkim Korreliańczyków, bo – choć nie była ani rasistką, ani tez nietolerancyjna, to mieszkańcy Tatooine wydawali jej się totalnymi pojebami, mówiąc kolokwialnie. Do tego nie mogła nikomu się zwierzyć z tego, bo zaraz dostawało jej się po głowie.
Przekonała się o jednym – na Tatooine nie można być normalnym.
Dziewczyna miała na imię Diana i walczyła z całych sił. Najeła się do pracy u lokalnego hutta jako tłumaczka na basic, znała też rodowity korrelianski,a  klientów z jej rodzimego swiata hutt miał wielu. I tak się żyło.
Pewnego dnia zapałała namiętnością do jednego klienta. Okazało się jednak to nie w smak interesom hutta, i Diana straciła posadę, a wraz z nią godność, bo plotka rozeszła się jak pustynny wiatr po całej osadzie, a tego jej wrażliwa dusza znieść odeszła.
Chciała pozbyć się dziecka (okazało się bowiem ze jest w ciąży), więc wyszła na pustynie. Skrajne warunki, niebezpieczeństwa, tuskeni, dzikie zwierzęta, zginą albo razem, lub tylko dziecko, sama nie wiedziała, co lepsze. W każdym razie – wracać nie zamierzała. Szła, szła, szła. Długo to nie trwało, może pól doby. Okazało się jednak, ze nie tylko ona żyje z dala od „cywilizacji nienormalności” portu przestępczego na Tatooine.
Była to mała oaza, skupiająca wielorasową rodzinę, nikt z nikim nie spokrewniony, ale każdy normalny.
Z nimi została, żyjąc w ascezie, bez żadnych nowinek technicznych, gotując na ogniu, wode czerpiąc dzięki staremu skraplaczowi, pozostawionemu w oazie nie wiadomo przez kogo, i tak im życie płynęło.
Po odpowiednim czasie urodziła syna i grupa nadała mu na imię Goftdritt. Dlaczego tak – nie wiadomo, prawdopodobnie była to wariacja na temat znanego w galaktyce na wielu planetach imienia Gotfryd.
Nie sprawiał kłopotów, chował się dobrze, od małego jako członek społeczności – rodziny, wzrastał w jej zasadach i założeniach, nie pragnął niczego innego. Miał tez trochę pustelnicza naturę, bo czasem i te kilka osób stanowiły zbyt duzy tłok, wtedy sobie wychodził na pustynie i siedział.
Był to dobry chłopak, wymarzony syn Diany. Nagroda za wszystkie upokorzenia.
Jak już wspomniano, Goftdritt chował się dobrze, jednak w bardzo izolowanym środowisku. Nie ciągnęło go dalej. Chociażby do portu. Nie. Czasem, owszem, to pozbierał części rozbitków po wyścigach, to z jawami się potargował – coś do domu przyniósł, bo ustrzelił na pustyni, życie codzienne pustelnika, ale w zgodzie z charakterem.
Raz tylko pokusił się o wyższą technologie, chciał kupić sobie radioodtwarzacz – bo lubił muzykę. Odkładał na wymianę różne pieczołowicie zbierane fanty. Udał się do miasta, dokonał wymiany, jednak po drodze napadli go tuskeni. I chwała Mocy że miał to radio, które im się spodobało, nim odkupił własne życie. No, nie tylko radio, tuskeni zrobili mu jeszcze test na odwagę – przykuli łańcuchem do kamienia, za rękę. Dostał nóż. Tuskeni obserwowali, co zrobi.
Nie rzucił się do ratowania życia od razu, ale po kilku godzinach w upale był zmuszony odciąć sobie rękę. I tak uratował życie. Dotarł do osady gdzie się nim zaleto.
Co dziwniejsze, nazajutrz pod osada znaleziono radio. Tuskeni są honorowi. Ale Goftdrittowi ochota już odeszła.
Mimo kalectwa radził sobie nieźle. Nie miał w  końcu zbyt wielu wyzwań. Jeden z członków „rodziny” sporządził mu coś w rodzaju skórzanego karwasza z doczepianymi ostrzami różnego rodzaju w charakterze protezy/narzędzia/broni.
Czas połynęł dalej, az doszło do nieszczęścia – pustelnię nawiedziła choroba, piaskowa ospa, zachorowali wszyscy, ale tylko dwie osoby trzymały się nieźle, Goftdritt i jego kel-dorianski 'wujek”. Pewnego dnia (juz po śmierci Diany) obaj postanowili, ze jedynym ratunkiem jest odejście, może wtedy uda się im pokonać chorobę. Tak tez zrobili, odeszli do portu. Kiedy wrócili, zastali tylko wysuszone trupy. Oddali im ostatnią posługę – nie mając pojęcia ani o medycynie, ani o niczym, bo byli  w  podobnym położeniu, i jeden i drugi kompletne zero jeśli chodzi o pojęcie postępu, i zostali, żyjąc dalej we dwóch.
Kolejnym zakrętem okazało się pojawienie się właściciela dawnej fermy wilgoci, na której żyli.
Oczywiście pertraktacji nie było – zostali wyrzuceni.
Szwendali się po porcie, aż kel-dorem zainteresował się inny przedstawiciel tej rasy. Postanowił zabrać go na ojczysta planetę. Gofta tez miał chęć zabrać, ale wiadomo,ze człowiek nie mógłby tam oddychać. Żal mu było zostawiać biedaka samego, tym bardziej ze był przyjacielem jego pobratymca.
Zawiózł go więc na Coruscant...
Tu zaczyna się przygoda.

Offline

 

#2 2013-03-08 21:02:45

MOC

Administrator

Zarejestrowany: 2012-12-05
Punktów :   

Re: Goftdritt

Ode mnie Akcept, witam w grze.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.animacjaspoleczna.pun.pl www.cbmpolska.pun.pl www.heaven-island.pun.pl www.taka.pun.pl www.crashfans.pun.pl