Jest rok 21 406 od powstania Republiki. Próbujemy przeżyć...
Nie tak chyba powinien zareagować, albo instynkt go zawiódł, albo stres był zbyt duży, albo po prostu tak doskonale nad sobą panował. Impuls pojawił się silny i agresywny i zaatakował ułamek sekundy później, po tym ostrzeżeniu w mocy.
To był moment by dobyć miecza, ale miecz został w celi.
Braian mógł poczuć swąd ozonu a błękit rozjarzonego miecza świetlnego zajrzał mu w oczy.
To był jedi. Białe futro i zasłonięte oko mogły mu się szybko przypomnieć.
Cięzki bucior przytrzymał jego klatkę piersiową.
Bothanin zaciskał szczęki, okazując krzyżujące się ze sobą kły.
Chociaż z drugiej strony – kto wie, czy to odsuniecie się Braiana nie uratowało mu głowy...
Ostatnio edytowany przez Asyr (2013-12-28 21:12:19)
Offline
Próbował cisnąć mężczyzną o ścianę lecz to było trudne w tej pozycji. Zebrał się na tyle by mieć siłę i spróbował po raz kolejny. Nie miał miecza
-Czego chcesz? Atakujesz bezbronnego? Zachowujesz się jak wzorowy Jedi
Z jego ust mogło to brzmieć naprawdę śmiesznie. Przecież niedawno sam takich jak ten nad nim zabijał a teraz leżał pod nim bezbronny
Offline
Sierść na ręce trzymającej miecz miała krótsze włosy, widać było pulsującą żyłe. Wyżej cielisty, zmarszczony nos wielkiego gryzonia który teraz nie wyglądał ani trochę jak miły biały króliczek.
- Gówno mnie obchodzi twój płacz. Nie w czas takie słowa... – wziął zamach i klinga spadła na bok t'wileka. Mógł poczuć ból który na pewno dobrze znał...
Offline
Wrzasnął z bólu. Jego oczy błysnęły. Uniósł rękę i po prostu rzucił Jedi o ścianę. W jego oczach widać było teraz tylko gniew
[i]-Sam tego chciałeś[/]
Spojrzał na niego ale po chwili opuścił na ziemię.
Offline
Asyr bardzo żwawym był osobnikiem, choć dużo niższym, już podczas pierwszego „rzutu” nim wymierzył kopniaka w podbródek t'wileka (o ile dosięgnął, ale widać było ze to bardzo świadomy ruch) a w zetknięciu ze ścianą rozpłaszczył się jak szczur, by po upadnięciu znowu znaleźć się w pionie i znów zaatakować mieczem w ułamku sekundy, na bark. I niewykluczone ze to wszystko robił na bezdechu, który był wynikiem zderzenia ze ścianą (jakiś tam obrazek na ziemie spadł kiedy ten łomotnął)
Offline
Tym razem zdążył się odsunąć na bok by nie otrzymać kolejnego ciosu. Prawdopodobnie napastnik grzmotnął głową w ścianę ale to wszystko zależało od niego.
-Nie chce z tobą walczyć. Czemu ty właśnie chcesz?
POwiedział to w czasie gdy po prostu miał wolną chwilę
Offline
Nie grzmotnął, to przecież Jedi, do tego miał oko, może jedno, ale działało. Bardzo szybko za nim podążył, siecząc mieczem, więc były sith musiał uciekać. I kiedy już nie było dokąd, bo jedi prowadził go w zaułek...
Wciąż milczał, był niezmordowany, metodyczny i chyba zadowolony z tego co robi...
Offline
I w pewnym momencie, kiedy już Braian miał prawo na serio poczuć, ze zostanie okaleczony (bo gdyby liznął psychologii to by widział ze ten gosc nie chce go zabić), inna klinga, zielona, wyskoczyła z boku zza kolumny na klingę Asyra, blokując ją.
- Wystarczy...
To głos Jamesa.
Offline
-Dobra co tu się dzieje. Jestem bezbronny a tu taki wyskakuje na mnie i stara się mnie dźgać. Co raz mu się udało
Popatrzył na mistrza i skinął mu głową w podziękowaniu i dalej patrzy się na napastnika. Gotowy na kolejne uniki
Offline
Reka Asyra trzymająca miecz zatrzymała się na zielonej klindze. Na twarzy nie drgnął nawet jeden mięsień. Tez patrzył na byłego sitha i wyglądał jakoś tak... nieprzyjemnie..
Po kilku chwilach tej wymiany spojrzeń, wyłączył swoja broń, podał ją Jamesowi i odszedł jak gdyby nigdy nic.
Offline
- Spokojnie. Wszystko jest dobrze. Później przyjdzie ktoś opatrzyć ranę.
Mistrz był spokojny, więc cokolwiek się stało – chyba było dobrze. Po jego myśli.
Kiedy Braian wszedł do swojej celi, zapora się pojawiła.
Ale tym razem oznaczało to nie tylko uwiezienie ale też to że jest sam i ma spokój.
[koniec]
Offline
Usiadł na środku "celi" by wszystko na spokojnie przemyśleć. Teraz miał chwilę spokoju więc było to możliwe.
Bok bolał niemiłosiernie. Właśnie to teraz nie dawało mu spokoju. Starał się o tym zapomnieć ale było ciężko.
Offline
Kwadrans później bariera celi Braiana znowu się dezaktywowała a drzwi się otworzyły. Do środka weszła wysoka (a w porównaniu do przebywającego w celi twi'leka to jednak niska) zabraczka. Ubrana była w zwyczajne, cywilne ciuchy - czarne spodnie i koszulka z symbolem jakiegoś zespołu muzycznego. Przez ramię miała przewieszoną jeszcze torbę medyczną. Nie wyróżniałaby się niczym szczególnym, gdyby nie to, że jej twarz pokrywały czerwone malunki a w długie blond włosy wplecione miała paciorki, koraliki i jakieś piórka, przez co wyglądała troszkę dziwnie i nie na miejscu.
- Cześć. Mam tu opatrzyć ofiarę chłopięcych zabaw z latareczkami, to chyba ty, co?
Uśmiechnęła się nieco złośliwie do Braiana, wciąż stojąc w przejściu.
Offline