Jest rok 21 406 od powstania Republiki. Próbujemy przeżyć...
-Zostaliśmy wysłani z moim uczniem na odległa planetę. Miało to być coś w rodzaju testu. Czy nadaje się na Sitha. Mieliśmy zabić kilku Jedi i wrócić. Odzyskać nasze dane czy coś w tym rodzaju. Wiedzieliśmy to wszystko bo podobno gdzieś wśród was jest szpieg Sith. Jednak to była pułapka
Jednym ze znaków że Braian nie kłamie była rana po cięciu mieczem świetnym.
-Mój uczeń miał przynieść im moja głowę. Wszystko wyznał.
Miał teraz przed oczyma młodego chłopaka bojącego się o własne życie
Offline
- Powiedz mi, jak się nazywasz. I pamiętaj o swoim postanowieniu zmiany... – czyli żeby nie kłamał. Codzienne imię Braiana mogło być jakie chciał. Było jednak na pewno imię – lub przydomek, którym posługiwał się wśród sithów.
Offline
James znowu głęboko skinął głową.
- Dobrze – wola Braiana będzie spełniona. Nikt nie nazwie go tamtym imieniem. Jedi czul tez niepokój narastający w t'wileku w kontakcie ze wspomnieniami z jego „tamtego” życia.
- Powiedz mi, jak się dostałeś na Coruscant
Offline
-Nie było to jakoś wielce trudne. Obejście zabezpieczeń dzięki mocy nie jest problemem. Gorzej jest oszukać straż. A tak na prawdę leżą teraz nieprzytomni niedaleko swojego posterunku.
Westchnął cicho i znowu spojrzał w stronę drzwi. Miał przed twarze strażników... nieprzytomnych strażników. Leżeli w jakimś kontenerze a nad nimi stał Braian. Powtarzał tylko jedne słowa "Nie chciałem ale musiałem. Wybaczcie"
-Potem znalazłem schronienie na niższych poziomach. Nikt nie pytał kim jestem. Wystarczyło że mam pieniądze
Offline
Jeśli rzeczywiście tak było jak mówił – a pewnie tak było, bo nie wyczuwał krętactwa ani jako jedi ani jako psycholog – to jeszcze dziś przeczyta o tym w raporcie od Havesha. SIS spinało się jak mogło, kontrole były ostre jak żyletki, ale tak naprawdę dla jednego zwykłego choć trochę używającego mózgu osobnika mocowadnego nie było większego problemu tu się dostać.
Coruscant dosłownie topiło się w emigrantach.
- Dobrze, Braianie... powiedz czego od nas oczekujesz. Co mam powiedzieć Radzie w twoim imieniu.
Offline
-Błagam o łagodny wyrok jeśli taki zapadnie i chciał bym naprawić wszelkie błędy służąc Radzie
Mówiąc to klęknął przed mężczyzną a jego lekku opadły prawie dotykając ziemi. Przez pewien czas nie wstawał czekając na reakcję. Chciał w ten sposób okazać szacunek i oddanie.
Offline
James jako ze nawet nie wstał, to dziwnie to wszystko musiało wyglądać. Ale przecież byli sami, ni,t tego nie skomentuje. Jedi uśmiechnął się blado i położył rękę na ramieniu T'wileka.
- twoje słowa i gesty będą wzięte pod uwagę. – czyli to samo, co wcześniej, Ale Braian szybko zrozumiał, nie był taki najgorszy jeśli chodzi o jarzenie.
- Mozna ci ufac, prawda?
Offline
-Nie wiem. Według mnie tak. Ale czy Mistrz Jedi może zaufać dla Sitha?
Wstał i usiadł patrząc na swojego... opiekuna. Nie był pewny o co może chodzić z tym pytaniem więc odpowiedział tak jak to czuł.
Offline
- Nie ma tu dartha Maelsa. Jest Braian. – odparł mistrz i wstał powoli. Nie wpływał nijak na zachowanie Briana w tej chwili, to on powinien od dziś stanowić o sobie. Indoktrynacja zakonu sith i imperium zakończona. Pewnie jeszcze sporo czasu minie nim sobie to na dobre uświadomi.
James sięgnął do pasa... powoli odpiął miecz, po czym powoli położył go na jakimś elemencie wystroju celi. Wtedy też opadła bariera, i mistrz bez słowa wyszedł.
Drzwi pozostały otwarte, bariera nie podniosła się.
Offline
-Dziękuję mistrzu
Popatrzył na miecz zdezorientowany. Po chwili spojrzał na drzwi. Nie wiedział co teraz robić. Nie był pewny czy powinien wyjść czy zostać. Przypiął swój miecz do pasa i usiadł spokojnie. Czekał na rozwój wydarzeń
Offline
Ale to nie był jego miecz. To był miecz Jamesa. Prosty, lekki, jakby robiony pod styl makashi, prawdopodobnie kilkudziesięcioletni, bo widać było na nim ślady użytkowania,a Moc w nim zamknięta, kryształ i cała esencja bardzo broniła się przed Braianem. Miecz nie chciał by go były sith używał. Bo to był miecz Jamesa.
Póki co nic się nie działo, drzwi nadal były otwarte...
Offline
Odpiął miecz bo jakoś źle z nim się poczuł. Brakowało mu jego ostrzy. Przyjrzał się mu i po chwili wstał. Powoli wyszedł z pomieszczenia w poszukiwaniu Jamesa. Był niepewny i ostrożny. Starał się jakoś wyglądać by nie wzbudzać podejrzeń
Offline
Odsunął się na bok. Gdzieś w kont by tylko spokojnie przetrwać to co się zbliża. Co jakiś czas zerkał w tamtym kierunku gdzie szedł. Po prostu jakoś wewnętrznie czuł że powinien po prostu się schować.
Offline