Jest rok 21 406 od powstania Republiki. Próbujemy przeżyć...
- Zdrowie -swoje piwo skończył bo mało było, więc wziął następne, otworzył – znowu „zdrowie”, i znowu się napił. Teraz humor mu się polepszył. Było napięcie, wszystko się rozwiązało, napięcia nie ma.
Offline
Napięcie zniknęło, wszystko zostało wyjaśnione na spokojnie więc mogli przejść do bardziej przyziemnych rozmów - o robocie, o życiu i innych pierdołach. Piwo szybko się skończyło, więc Artrus poszedł do lodówki po następnego czteropaka. Na szczęście się przygotował na tą wizytę i zakupił spory zapas, który teraz chłodził się w lodówce. I tak toczyły się ich rozmowy spokojnym rytmem.
Offline
Tak, teraz już luz. Jak się piwo skończyło to jena zasugerował by coś mocniejszego. Bo co się bac, ze się coś palnie później jak niczym nie grozi, jena był czyściutki jak spirytus – ani nie musiał zeznań modyfikować, ani się przed nikim tłumaczyć, nie będzie rozprawy, Artrus nikomu się nie pokazał, Sisco się „podpisał” pod zeznaniami jako dorosły – tylko gliną być!
- Ale za tapicerkę to ci Sedit wpierdol obiecał – Jena już był rozweselony. Dwa razy jzu w kiblu był zanim zaczęło go brać.
- Bo ja to już zjebkę dostałem...
Offline
Coś mocniejszego oczywiście się znalazło. Do wyboru do koloru - była i czysta wódka dobrej marki, trochę kolorowych alkoholi - whiskey, brandy, koniak itp. Co będzie Jena chciał to dostanie i będą to pić.
Artrus słysząc o przygotowanym wpierdolu za tapicerkę tylko się zaśmiał. Jakoś go to niezbyt ruszało.
- Niech próbuje, zobaczymy z jakiej gliny jest ulepiony
Uśmiech Artrusa sugerował że podejmie się tego wyzwania. W ogóle lubił walczyć i miał bardzo duże doświadczenie na tym polu.
- Ale zapłacę za czyszczenie
Offline
- No, próbuj – Sedit nie był specjalnie skoczny do bijatyki – bo za mało pił. Ale posturę po ojcu odziedziczył. Z reszta już nie raz nawet Artrus na własne uszy słyszał jak ludzie mówili ze idzie klon Mavhonica, albo „Jenathaza, jak ty młodo wyglądasz”.
Jena zrobił kielicha (jakąś tam wódkę o oryginalnej nazwie wybrał) i zapił piwem.
- Uu... a mnie to Iliani da. Ostatnio dziwnie się zachowuje, brak pracy jej doskwiera. A ja dziś znowu podpadłem. Miała rozmowę a na pojechałem przesłuchiwać małego
Offline
- A spróbuje
Odparł butnie. Nie przerażały go rozmiary Seditha, w czasie swojego długiego szkolenia uczył się walki z różnymi rodzajami przeciwników, nie tylko z takimi o jego budowie. W końcu musiał być gotowy na stawienie czoła silniejszemu i masywniejszemu przeciwnikowi (np. ktoś taki jak Jena, czy wookie lub trandoshanin) albo mniejszemu i zwinniejszemu.
To byłoby więc ciekawe wyzwanie. Nawet jeśli dostanie wpierdol to i tak nic się tragicznego nie stanie.
- Dziwnie się zachowuje? Co, wymówki robi, marudzi?
Dopytywał się Artrus również popijając wódkę. On również był już lekko wstawiony, gęba sama mu się uśmiechała.
- No to będzie opierdol za nie wspieranie jej. Miałeś być, miałeś mi dotrzymać towarzystwa... bla, bla, bla...
Offline
- Noooo, tak jakbyś u nas mieszkał – przytaknął na to co Artrus mówił, bo rzeczywiście takie rzeczy się działy.
- A do tego się obraża – Westchnął i znowu zajął się piwem.
- Także jak dzisiaj wrócę... to będę chyba znowu wracał do ciebie...p
Offline
Znowu się zaśmiał. Niestety z kobietami tak bywało, że czasami się obrażały o byle co, np. wypicie zbyt dużo alkoholu z kumplami, czy za nie powieszenie rolety w oknie. Mandalorianki też czasem miewały dziwne jazdy a w ich przypadku bywało to znacznie gorsze w konsekwencjach.
- Standard. Ty się ciesz, że ona nie potrafi walczyć... ja raz dostałem nożem w udo... ale należało mi się, nie dawałem znaku życia przez dwa tygodnie biorąc udział w jednej z bitew. Artris tak bardzo się ucieszyła na mój widok, że najpierw rzuciła we mnie nożem.
Uśmiechnął się na samo wspomnienie tego wydarzenia. O tak, czasami bywało burzliwie w jego związku, trochę tak komediowo. Ale to tylko skrajne przypadki, raz na tysiąc. A tak to taka nudna rutyna.
- To moze polecę z tobą... i cię usprawiedliwię jakoś? Wezmę winę na siebie
Offline
Jena spojrzał na niego jakoś tak dziwnie „trzeźwo”.
- Wiesz co... ja nie sądziłem ze to powiem, ale my moze najpierw trochę przetrzeźwiejmy... a później mozesz ze mną lecieć. W sumie dobry pomysł, przy tobie nie bezie się fohać, a zanim wyjdziesz to jej przejdzie. Ale musimy pozbyć się tego zapachu...
Offline
Artrus zastanowił się na chwilę. Za dużo też nie wypili, ale trochę wstawiony był, weselszy i w ogóle. Ten plan wydawał mu się w jakiś sposób sensowny. W końcu przytaknął głową.
- No dobra... wezmę prysznic i się ogarnę
Przede wszystkim musiał zamaskować blizny, więc troszkę czasu mu to zajmie. Wstał więc i troszkę niepewnym krokiem polazł najpierw do swojej sypialni a potem z paczką ubrań wlazł do łazienki i odkręcił wodę. A Jena mógł coś zjeść lub się zdrzemnąć.
Offline
Jena przede wszystkim pozakręcał alkohole i przesiadł się gdzieś dalej, by nie nasiąkać zapachem. Najlepiej wyszedł by na balkon, ale Artrus nie miał balkonu – to tylko jena taki burżuj, się mu balkonu zachciało i ma.
Teraz odprężony siedział. A jak się Artrus umaluje, to on zeby wypłucze, popsika się czymś, później się kawałek przejdą, alkohol wywietrzeje, ostatecznie nie będą w takim złym stanie.
Offline
Z łazienki wyszedł dopiero po 40 minutach. Sam prysznic i te sprawy to niecałe dziesięć minut. Nałożenie makijażu to bardziej problematyczna sprawa - musiał dokładnie zakryć swoje blizny na twarzy w taki sposób, by nikt się nie zorientował, że one tam są. No i makijaż musiał być na tyle trwały, by nie zmył się pod wpływem pogody. Używał wiec kosmetyków zarezerwowanych głównie dla branży holofilmowej.
W końcu jednak wyszedł, odświeżony. Od razu lepiej się prezentował - na sobie miał koszulę z długimi rękawami, do tego sportową marynarkę i lekkie jeansowe spodnie. Prezentował się dosyć dobrze.
- Dobra ogarnij się i idziemy
O spacer się nie trzeba było martwić, postój taksówek znajdował się ze trzy kilometry od tej monady.
Offline
- Ty to się potrafisz odmłodzić – na Jenie te metamorfozy zawsze robiły wrażenie, no ale ludzie byli rasą akurat podatna na charakteryzacje. Jena nie. Miedzy innymi dlatego był tak podobny ze swoim synem, ze jego rasa miała niewielką różnorodność twarzy.
Teraz ubrani byli podobnie, bo po prostu zwyczajnie.
- No to chodź, przewietrzymy się trochę, napisze do Iliani ze wracam i będziemy mieli gościa.
Offline
Wzruszył ramionami. To nie było nic wielkiego. Prawdziwi mistrzowie tej sztuki potrafią zrobić z ludzką twarzą na prawdę wiele. Artrus zaś tylko maskował swoje defekty by nie straszyć rodziny Mavhoniców. Jego blizny wojenne dla wielu osób wyglądały na prawdę okropnie.
- Byś miał zakazaną mordę kryminalisty to też byś próbował to ukryć
Błysnął zębami w uśmiechu. Miał dystans do siebie i swojego wyglądu. Tak na prawdę akceptował swój wygląd i lubił te blizny. Ale musiał je ukrywać co go wkurzało.
- Dobra
Podszedł do drzwi i je odbezpieczył, przepuszczając najpierw Mavhonica, po czym sam wyszedł i włączył wszystkie zabezpieczenia. Alarm, bomby i te sprawy. Na wszelki wypadek.
Offline
To tez było u Artrusa miła odmianą. Odmianą dlatego,z e jednak mieszkali na Coruscant i mimo wojny która dała w kość, nadal panowała tu kultura „metro”, mężczyźni byli tacy... jak to jena określał „pedałowaci” i blizna to powód wręcz do samobójstwa. Tak samo jak jakaś fałdka u kobiety, pryszcz, krzywe zeby i inne drobiazgi. Mandalorianie w tym kierunku byli zdecydowanie lepsi.
Jak Sedit chodził do szkoły to przynosił do domu wieści ze chłopcy sobie oczy malują. I nie dlatego by ukryć niedoskonałości...
A Artrusowi mordę orali i dobrze było. Sam jena nie miał wiele blizn – parę miał na plecach i klatce, ale mu ciężko zrobić bliznę. Te które miał pochodziły – jedna kiedy dostał ostrzałem w klatę i kamizelkę rozerwało,a druga jak skakał kiedyś z kanonierki w locie na chodnik. No i uraz kolana, a ta przygoda była jedną z tych które przeżył razem z Artrusem. Wyszli na klatkę i dopiero piętro niżej jJena zapytał.
- A jak ci tu się mieszka? Bo słyszałem różne opinie o tym miejscu...
Offline