Sisco Hasupidona - 2013-04-14 12:04:23

Szpital – co to jest każdy wie. Ten był największą w Republice placówką tego typu, specjalizującą się w chorobach/urazach nietypowych i trudnych. Także cybernetyka która jst obecnie prężnie rozwijającą się gałęzią medycyny.
Jest oczywiście wysokiej klasy i dobrze wyposażony, no i pod funduszem, więc każdy razie się tu leczyć za darmo, jeśli jest odpowiednio ubezpieczony.

Sisco Hasupidona - 2013-04-14 12:15:36

Wbrew pozorom Sisco po zasłabnięciu pod szkoła nie trafił na oddział cybernetyki, a na neurologię. Jego cyberorganizm funkcjonował bez zarzutu, wszystko współgrało ze sobą i było zdrowe, funkcjonalne. To, co było chore nie wynikało z  faktu cyborgizacji.
   Chodziło o mózg. Kiedy zrobiono rezonans okazało się, ze temperatura niektórych obszarów mózgu jest o kilkanaście stopni wyższa niż powinna. Mózg mu się gotował. Zabrano go od razu na sale, gdzie rozkręcono  wierzchnią warstwę pancerza, zdjęto siatkę, i rozszczelniono układ, dostając się do mózgu. Poszła para i Sisco natychmiast odzyskał świadomość – jeszcze „na stole”. Proces tego co się działo został przerwany.
Zabezpieczono „ranę”, podłączono do stale monitorującego fale mózgowe urządzenia (które to urządzenie przyczepiono do Sisca), zapieczętowano medycznym polem antybakteryjnym i jeszcze innym na wszelki wypadek i taki Sisco, z „mózgiem na wierzchu” znalazł się w sterylnej izolatce.

James - 2013-04-15 14:29:50

James przybył drugiego dnia. I nie sam. Był z  nim Mac. Takie odwiedziny były dla obecnie przykutego do wózka rodanina całą wyprawa, ale James dał temu radę. Przebili się przez kilka śluz odkażających, zanim wpuszczono ich do Sisca.
Weszli więc. James wyglądał normalnie, po „uczelnianemu”, a  garniturze. Mac siedzący na wózku repulsowym pchanym przez Jamesa ubrany był po cywilnemu, ale wygodnie. Nienajgorzej wyglądał, jedynie tylko bardzo sztywno, ruchomość jego ciała była bardzo ograniczona. Właściwie mógł ruszać tylko rękami od łokci, nogami od kolan i trochę głową.
-Sisco! – zawołali obaj, wchodząc do salki, kiedy już go ujrzeli.

Sisco Hasupidona - 2013-04-15 14:38:47

Zareagował. Mruknął i odwrócił się do niech przodem. Poruszał się ocoiezale, na niskim pułapie. Nie cierpiał fizycznie, dostał leki, to, co go krzywdziło zostało przerwane. Na razie. Ale źle wyglądał. Bez siatki widać było fotoreceptory – sześć ruchomych gałek jak małe kamerki. Każda z nich miała ruchomy obiektyw. Były to bardzo zaawansowane oczy. Teraz tymi oczkami patrzył na gości. Jedna parą na jednego, druga para na drugiego, trzecia gdzieś w przestrzeń.  Dalej widać było energetyczną kopułę zabezpieczająca otwór w pancerzu. Boczny, podłączony ekranik cały czas migał: UWAGA, zagrożenie zycia. Kiedy „preparat” ma kontakt ze światem zewnętrznym oczywiście ze jest zagrożenie życia, dlatego Sisca umieszczono w sterylnym pomieszczeniu.

Po chwili weszła Ruth. Miała na sobie kitel, była w pracy. Na sąsiednim oddziale – cybernetyce, ale nic dziwnego ze teraz była glonie tu. Raz, ze Sisco potrzebuje cybernetyka. Dwa – to jej dziecko. Wszyscy tu wiedzieli i rozumieli, przecież pracowała z cybernetykami takimi jak ona.
- Dzien dobry. Dziękuję ze przyszliście – uśmiechnęła się do nich smutno. Wcześniej sporo myślała o Macu. Jak mu pomóc, jak wszczepić odpowiedni implant mięśnia, trudny przypadek, wyzwanie teraz – strach, rozpacz i ryzyko, kiedy chodziło o Sisca.
Ów jednak nie zareagował na nią specjalnie. Tak samo jak na jedi – mruknął.
– Nie poznaje nikogo – objaśniła zaraz to zachowanie. Dotknęła Sisca „pod brodą”

James - 2013-04-15 14:43:20

Mac patrzył na Sisca jakby nagle cała galaktyka się w nim skondensowała. Chciał coś powiedzieć, nie wiedział co. Kto mu rozrobił – zdawał się pytać.
James już wiedział, kto. Położywszy rekę na ramieniu ucznia zwrócił się do Ruth. Prawie szeptem.
- Proszę nam powiedzieć jak wygląda sprawa. Jesteśmy Jedi, nasze umiejętności mogą pomóc…
Oficjalnie to on odpowiadał za Sisca. Adlaksowie był rodziną zastępcza, ale podczas wyrabiania dokumentów to James został podany jako prawny opiekun.
James podejrzewał ze obecnie Sisco jest na środkach uspokajających, inaczej by wpadł w panikę, niczego nie pamiętając.

Sisco Hasupidona - 2013-04-15 14:50:41

Tak, był na środkach uspokajających, to umożliwiało bezpieczne próby ratowania jego zdrowia.  Ale miało tez inną, bardzo ważna rolę – zmniejszało metabolizm mózgu. Sisco nie myślał teraz, działał jak prymitywny organizm. Aktywność mózgu była bardzo mała, wiec „ten proces” się nie nasilał. Wprowadzić w śpiączkę go nie mogli, bo jeśli dojdzie do zabiegu, będzie trzeba znowu długo go stabilizować.
-Pamięta mistrz nasza rozmowę, kiedy Sisco miał do nas trafić, na początku. To o czyszczeniu pamięci – poczekała na przytakniecie, by mówić dalej.
– Wygląda na to, ze nie robiono tego doraźnie. Mechanizm do czyszczenia pamięci jest w nim, w jego mózgu, to dwie diody które się nagrzewają, i niszczą fragmenty tkanki odpowiadające za pamięć długotrwałą. Drogi którymi płynie ta energia są wypalonymi dziurami. Są jak jaskinie. Teraz kasowanie pamięci to drobny zabieg nie zagrażający życiu, ale bardzo destrukcyjny. To już się zaczęło.
Mówiła to z łzami. Sisco był jaj dzieckiem cztery miesiące. Teraz miał zapomnieć to wszystko i stać się dla niej znowu obcy.
- Mechanizm dba, by osobowość nie rozwinęła się za bardzo

James - 2013-04-15 15:03:45

Macowi opadłaby szczeka gdyby jego anatomia na to pozwalała. A tak jedynie otworzył usta na końcu ryjka.
- przerażające – szepnął. Widział Sisca. Pamiętał ich wspólne rozmowy, zabawy. To już na zawsze dla niego zniknie? Już nigdy nie będzie pamiętał maca innego niż na tym wózku?
Ręka Jamesa nie schodziła z jego ramienia. Widać mistrz przewidział, ze Mac będzie miał takie refleksje.
- Jakie są rokowania?- miał ochotę przytulić Sisca, wiedział jednak ze ten może i otępiały teraz, ale nadal świadomy i pewnie się boi – obcej osoby. Bo teraz nagle James i wszyscy stali się obcy.

Sisco Hasupidona - 2013-04-15 15:24:07

Kiedy Mac powiedział „przerażające”, Ruth odwróciła się do nich placami. Musiała wytrzeć oczy. Zagryzała wargę, by ból pozwolił jej nie rozmyślać. Po chwili wróciła do rozmowy. Teraz jednak głos już jej drżał.
- Jest już przygotowywany do zabiegu usunięcia diod. Jeśli je usuniemy, wszystko będzie dobrze, proces nie będzie się powtarzał, Sisco zacznie się rozwijać. Jednak… – wzięła głębszy oddech
- Operacje na otartym mózgu zawsze są bardzo ryzykowne. Jeśli cos pójdzie nie tak, nie będzie juz można tego naprawić. A jeśli dostanie krwotoku… jest jedyna istota swojej rasy na Coruscant. Poza tym jego ubezpieczenie nie obejmuje tego zabiegu. Ale to nic. Weźmiemy kredyt… – Patrzyła Jamesowi w sztuczne oczy które  sama mu wstawiła. Operacja nie ratowała Siscowi życia w sensie biologicznym, a  w sensie mentalnym. Ale to James musi podjąć decyzje, jako prawny przedstawiciel.

James - 2013-04-15 15:47:54

Teraz dopiero James zostawił Maca i podszedł do kobiety, by wziąć ją za rekę.
- Pani Adlaks, wiem, ze pani w to nie wierzy. Ale Moc wybierze najlepsze rozwiązanie. Pani głosem. – skinął głową, jakby chciał wzmocnić swoje słowa. Nie potępi żadnego jej wyboru, choć wiedział, ze ten wybór już zapadł. W takich sytuacjach jak ta nie było dobrych wyborów. Narażać życie pacjenta, by uratować mu zdrowie, czy zostawić go w stanie w którym będzie wiecznie się męczył, ale nic mu nie grozi.
- Ja podpisze zgodę. I będę wspierał lekarzy medytacja. Tak samo jak Mac, Asyr, Leri i wszyscy Jedi z Coruscant tego dnia.

Sisco Hasupidona - 2013-04-15 17:55:24

Ruth trzymała się dzielnie. Z lekkim uśmiechem objęła Jamesa i przytuliła. Ale oboje byli „sterylni”, wiec nic się nie stało. Było to nieme podziękowanie za wsparcie. Nic bowiem nie była w stanie wymówić. Zaraz pewnie Pojdzie do łazienki sobie popłakać.
Sisco w oddali dziś jak nigdy nikogo przy sobie nie potrzebował. Cały świat był mu zbędny, ale obserwował wszystko ze spokojem, oświetlony lampkami  wykresów i przyrządów do niego popodczepianych.

James - 2013-04-15 18:23:21

Objął kobiete, pogłaskał po plecach by dodac otuchy.
- Będzie dobrze. Jestem pewien-  nie miał złych przeczuć. Moz bywa przewrotna jednak nie usprawiedliwia to braku nadziei.
- A ty co? Tak, ciebie będziemy przytulać po wszystkim – zwrócił się do Sisco radosnym głosem. Miał świadomość ze teraz dla niego jest wszystko obojętne.

Sisco Hasupidona - 2013-04-15 18:33:43

Nie przebywali tu już dłużej, by nie narażać Sisca. Może i byli odkażeni, ale wiadomo – tam jest wszystko „na wierzchu”. Wyszli. Ruth zaprosiła ich jeszcze do gabinetu, już na cybernetyce, dokąd później dołączyli inni lekarze prowadzący Sisca i sobie porozmawiali na temat operacji.

Leri - 2013-04-16 20:46:43

O pobycie Sisca w szpitalu Leri dowiedziała się prawie od razu, dzięki informacjom od mistrza Jamesa. Jednakże nie mogła od razu tam polecieć, by zobaczyć co z nim, miała zobowiązania wobec Mini, no i przydzielono im misję na Coruscant. Nic skomplikowanego, rozwiązanie konfliktu między dwiema pomniejszymi korporacjami. Młoda padawanka miała obserwować działania dyplomatyczne na żywo. Do tego krótkie śledztwo i sprawa została rozwiązana. Przez ten czasu Leri musiała zadowolić się informacjami od mistrza Jamesa, oraz od rodziny Sisca, do których też dzwoniła, pytając o zdrowie i postęp operacji.
W końcu jednak zobowiązania wobec Zakonu zostały wypełnione, Mini zaś została w Enklawie by poćwiczyć szermierkę z jednym z mistrzów. Leri tymczasem przebrała się w swoje szaty Jedi (wyczyszczone i wyprasowane) i wkroczyła do szpitala, majac ze soba mały prezent - pomalowaną puszeczkę i parę parówek, takich jak Sisco lubi. Właściwą salę odnalazła bez trudu, bo personel szpitala nie robił jej żadnych problemów z powodu jej szat. Demonstracja przynależności do Zakonu czasem się opłacała.

Sisco Hasupidona - 2013-04-16 21:01:23

Sisco nie wiedział kto go odwiedzał, a  kto nie. Od chwili spotkania z Asyrem pod szkołą nie pamiętał nic. Były obawy, ze straci pamięć całkowicie, ale nie – proces przerwano w  sama porę. Miał tylko lekkie luki. Zabieg wykonywano 5 godzin, podczas których musiał być przytomny. Ale nie czuł bólu – mózg go nie czuje. Specjalnie dla niego zbudowano specjalne rusztowanie na sali zabiegowej(operacyjnej) i nawet pare gazet o tym napisało, ale wobec afery Traxa – pewnie nikogo to nie obeszło. A był to majstersztyk neurochirurgii.
Z racji fizjologii Sisca rekonwalescencji właściwie nie było. Był już dwa dni po zabiegu, łaził wolno po izolatce. Dziś rano dostał zabawkę – pluszową banthę, od zespołu pielęgniarek i lekarzy którzy się nim tu zajmowali. Póki była tu, była sterylna, mógł się nią bawić, ale jakoś niespecjalnie zapalał do tego miłością, wiadomo – Sisco bawi się chętnie czymś innym, i Leri to wiedziała.

Musiała przejść przez kilka śluz, jak wcześniej James i Mac, co było wstrętne ale konieczne. Teraz ryzyko infekcji było jeszcze większe, bo prócz otwartego ciała była jeszcze rana.
Personel szpitala bardzo radośnie witał Leri i chętnie udzielał informacji, tu szaty jedi wzbudzały nie tylko respekt ale i szacunek, taki prawdziwy. W szpitalach często się prosiło jedi i przyjście, o medytacje przy chorym.
Sisco już był stabilny i zdrowiał z godziny na godzinę. Po wejściu do Sali można było go ujrzeć nadal w wersji rozmontowanej, bez siatki, z otwartym do góry korpusem zakrytym dwoma energetycznymi kopułami, z  różnoraką aparatura, której wykresy wskazywały normę.
Zupełnie inna tez była reakcja teraz, niż przed zabiegiem.
Teraz wyprostował się, i wszystkie trzy pary oczek spojrzały na Leri. Zabawne to było spojrzenie i bardzo kontaktowne. Tak właśnie patrzył spod siatki. I zaraz mruknął radosnie, co oznaczało, ze rozpoznał. Teraz nastąpi chwila na odkodowanie wszystkich wspomnień z udziałem Leri – przypominanie szczegółow

Leri - 2013-04-16 21:21:42

Przejścia przez komory dekontaminacyjne jej nie przeszkadzały, bo na każdym statku badawczym wyruszającym na nowe planety takie były. Wielokrotnie w swoim życiu przechodziła przez ten zabieg, więc nie stresowała się i cierpliwie czekała aż urządzenia zabiją wszelkie zarazki na jej skórze i ubraniu.
Z lekarzami i pielęgniarkami oczywiście rozmawiała, ciekawa była wszystkich szczegółów z operacji i rekonwalescencji Sisca. A jeżeli coś było obięte tajemnicą lekarską to nie nalegała na udzielanie odpowiedzi. Nie była w końcu częścią rodziny, jedynie przyjaciółką i opiekunką.
Nim dotarła do właściwej sali to trochę czasu po drodze straciła, ale nie musiała się śpieszyć. Ułożyła swój dzisiejszy grafik tak, by mieć wolne popołudnie na tą wizytę.
W końcu dotarła do właściwej sali i na widok Sisca uśmiechnęła się szeroko a w jej oczach widać było uczucie ulgi. Słowa lekarzy ją uspokoiły, ale dopiero zobaczenie pacjenta na nogach ją ostatecznie przekonało.
- Cześć Sisco! Jak się czujesz? Przepraszam, że wcześniej nie przyszłam, miałam obowiązki
Zabraczka podeszła bliżej by właściwie się z nim przywitać, chociaż zerkała cały czas na jego częściowo zdemontowany pancerz.

Sisco Hasupidona - 2013-04-16 21:28:48

Stwierdzenie pacjent na nogach w tym przypadku nie musiało wiele mówić bo wszystko, od początku do końca robione było na stojącym Siscu. Nie kładli go, jednak – wiadomo o co chodzi. Jak najbardziej na chodzie. I z gołymi okami.
Zamruczał głośno, a w  pustej sali to się jeszcze potęgowało. Nic się dźwięk nie zmienił.
Jeśli by zas stanąć na palcach i zajrzeć przez dziurę w pancerzu (to co było zdemontowane było od góry – szczyt grzbietu) zauważyłoby się mózg i kilka innych organicznych elementów. Nie mogli go zamknąć, zanim się nie zagoi. Ale był zabezpieczony i tutaj nie mógł sobie zrobić krzywdy. Były zabezpieczenia – na nogach – kolanach i biodrach – by nie mógł się kłaść.
- Cześć. Ale ja  tu jestem dopiero od wczoraj – nie pamiętał. To, czy ktoś wcześniej przychodził, czy tu płakał, czy krzyczał – nic, wszystko przepadło.
- I znowu pobierali mi krew, ale już wszystko jest dobrze

Leri - 2013-04-16 21:42:13

Leri jednak aż tak ciekawa nie była, by wspinać się na palce i patrzeć na to co Sisco ma w środku. Nie lubiła widoku otwartych organów - mimo, że nie mdlała na ich widok i nie wymiotowała - poza tym uznała, że to coś bardzo prywatnego. Niegrzecznie byłoby się tam gapić.
- Od wczoraj, tak?
Zapytała podchodząc do wielkiego cyborga by poklepać go po boku tak jak lubił. W końcu mieli taki swój rytuał powitawczy, klepanie tu i tam, takie niby uściski. Tak jak zawsze.
- No wiem, rozmawiałam z lekarzami. Nie bałeś się, co?
Wciąż uśmiechała się do niego radośnie, co pewnie widział a w jej głosie też przebrzmiewała radość z powodu tego spotkania. Martwiła się o niego i cieszyło ją, że wszystko jest już  w porządku.

Sisco Hasupidona - 2013-04-16 21:50:33

Według siebie samego był tu od wczoraj, ale był świadomy co mu robiono – powiedzieli mu. I ze już nic nie będzie bolało i będzie wszystko dobrze. Był zaskoczony tym, ze nagle inaczej widzi (brak siatki, z tego tez powodu światło w tej sali było przyciemnione) i ma ograniczone ruchy. Jednak nie pamiętał i ciężko mu było wpasować ten wycięty z życiorysu okres w rzeczywistość.
Boki Sisca dzisiaj były trochę poobklejane plastrami które przytrzymywały rurki i przewody, jednak powitanie tak samo miłe. Tym bardziej, ze widać było jak oczka się poruszają. Jak zmienia się wielkość obiektywów. Boczna para oczek już puszkę widziała…
- Nie, bo ja  w ogóle nie wiedziałem… oni mi powiedzieli ze wczoraj miałem operacje, ale to takie dziwne dla mnie. Jak spotkasz Asyra to mu powiedz, ze przekopnica zdechnie za 53 dni i ze składa jaja do piachu – opuścił głowę – pysk do doły, a  „źrenice” do góry, tak ze spojrzenie cały czas zostało na Leri, tylko głowa się poruszyła – nie za bardzo, bo tez były blokady.
- A nie że sra

Leri - 2013-04-16 22:04:07

Poklepywała go ostrożnie, by nie naruszyć żadnych plastrów, rurek czy przewodów. Była ostrożna, więc nic się nie stało. Potem popatrzyła na fotoreceptory Sisca i z ciekawością obserwowała jak się poruszają. Złapała taki kontakt wzrokowy. A potem Sisco zaszokował ją informacją dla Asyra. Jej brwi momentalnie powędrowały do góry a potem parsknęła śmiechem.
- Przepraszam, że co?
Zapytała, powstrzymując śmiech. W ogóle nic nie zrozumiała z tego co powiedział. Coś o przekopnicy, ale co to było? Pierwsze słyszała. Potem zdychanie, jaja w piachu i brak srania. Ciekawy temat mieli z Asyrem.
- O czym wy rozmawialiście, co?

Sisco Hasupidona - 2013-04-16 22:13:59

Siscowi źrenice odrobinę się zwęziły, co mogło być oznaką skupiania się na szczegółach, czyli być może na tych unoszących się brwiach. Wszystko jednak szybko wróciło do normy. Kontakt wzrokowy przedni, takie wielkie oczyska – jak jej pieści. Po bokach jeszcze po jednej parze, ale te już żyły własnym życiem. Jednak kiedy się tak wchodziło a Sisco nagle spoglądał wszystkimi okami na delikwenta to to robiło wrażenie.
- No dobra, to ze zdechnie to nie jestem taki pewien, bo nie wiem ile czasu mnie nie było, ale sprawdzę w domu. Przekopnica zakopuje jaja do piachu bardzo głęboko, żeby ich nie wykopała jak szuka jedzenia! – przekrzywił łeb na bok jakby pytał: no jak nie wiesz o co chodzi, przecież ci tłumacze.

Leri - 2013-04-16 22:32:42

Leri wciąż się uśmiechała, gdy Sisco tłumaczył jej jak głupiutkiej gąsce. Tyle, że ona wciąż nie do końca rozumiała. Owszem, wiedziała, że chodzi o jakieś zwierzątko, ale była ciekawa o jakie?
- Dobrze Sisco, powiedz mi tylko co to jest ta przekopnica? Jak wygląda? Bo nigdy nie słyszałam o takim zwierzątku
Cierpliwie dopytywała się o szczegóły. Sisco pewnie uważał, że ona oczywiście wie co to ta przekopnica, no ale niestety nawet edukacja Leri miała swoje dziury, które trzeba było wypełnić. A najlepiej właśnie było pytać kogoś, kto jest zaznajomiony w danym temacie. A wyglądało na to, że Sisco wiedział o czym mówi.

Sisco Hasupidona - 2013-04-16 22:42:46

Tak zakładał – miał jeszcze odrobinę luk w pamięci i mógł uznać, lub mogło mu się wydawać, ze jak opowiadał Asyrowi, to i jej.
- Przekopnica korreliańska, to jest takie zwierze, ze się kupuje piasek w  sklepie za 5.99, w tym piasku jest jajko a w jajku przekopnica. I trzeba to zalać wodą z żelazka – no i zaczął tłumaczyć, cały czas tak bardzo „mądrze patrząc” az się chciało to oko w rekę wziąć i nim się pobawić. Na pewno teraz lepiej widział z bliska niż z siatką.
- Z tego się rodzi po 18 godzinach małą przekopnica, której nawet nie widać, ale nasza się urodziła później, po 26ciu. Trzeba ja karmić pokarmem dla ryb i ona szybko rośnie, ale krótko żyje, bo tylko 70 dni, dlatego ja tak odliczam – trochę niefortunnie, trzeba przyznać, bo tak jakby wyczekiwał tej śmierci, ale Sisco to jeszcze dzieciak.
- Ma taki talerz jakby – to jej głowa, i ogonem, a  pod spodem dużo czerwonych nóżek. My ją w akwarium mamy. Ma już 14 dni więc zaczyna składać jaja. Do piachu, bo to przekopnica, jak nazwa wskazuje – przekupuje, to jest jej cel – przekopywać piach i składać jajka do piachu i jeść, żeby meić składać z czego jajka do piachu – chwilowa pauza na refleksje i podniesienie łba. Wykres jednego z bocznych ekraników trochę się zmienił, ale nie wyszedł ponad normę. Fale mózgowe – aktywność, Sisco myśli.
- I ona strasznie dużo je…

Leri - 2013-04-16 22:56:50

W pełnym skupieniu wysłuchała tłumaczenia Sisca. Na korelli nigdy nie była, nie znała też tamtejszej fauny i flory, więc to było dla niej nowością.
Fajnie było słuchać jak Sisco z takim zaangażowaniem mówi o tym zwierzątku, o tym jak sie rodzi, rozwija, jak żyje i jak długo. Zaangażował się chłopak.
- Strasznie dużo, tak? A co zrobicie jak się młode wyklują? Pewnie ich sporo będzie
Leri domyślała się, że to Asyr zajmuje się tą przekopnicą a Sisco tylko tak pomaga. Ewentualnie jego rodzice mają to akwarium u siebie.
- A tak w ogóle to skąd macie o zwierzątko, co? I ma jakoś na imię?

Sisco Hasupidona - 2013-04-16 23:13:30

Było to dla niego na żywi to co mu w szkole opowiadali, ze zwierzątka się rodza, rozwijają i tak dalej. Okazało się, ze jest gatunek, który jest tani, zyje bardzo szybko i można w ogromnym przyspieszeniu obserwować jego rozwój od początku do konca. Jak ta przekopnica zdechnie to pewnie będzie płacz, ale i to jest doświadczeniem na przyszłość, ze nic nie trwa wiecznie. Na razie bardzo był zaabsorbowany „hodowlą”. Nie zajmował się nią Asyr, bo była u Adlaksów w domu. Ruth tez to dobrze pomyślała, przekopnica była Sisca, więc nikt się do niej nie dotykał, póki Sisco się nie upomniał. Wiec musiał pamiętać, żeby ją karmić i podmieniać wodę, bo to w jego gestii było.
W praktyce to nawet sąsiadów zaczepiał na korytarzu i zapraszał by oglądać przekopnicę. Tylko teraz ta „choroba” pokrzyżowała ten eksperyment, na szczęście już niebawem wróci do domu i już nic mu nie przeszkodzi.
A Asyr był głównym odbiorcą kanału „ z życia przekopnicy na żywo”. Sam był niewidomy, nie mógł jej obserwować, wiec może nawet go to ciekawiło?
- Ona ma na imie dupek, bo nie chciała się urodzić. Tak ją wrednie przezwałem i się przyjęło. Przekopnice mama kupiła w sklepie zoologicznym za 5.99, to jest taki woreczek i w środku jest piach. – już mama – nie Ruth. Postęp wychowawczy. I chyba to miało jakiś niejasny związek z  zabiegiem…
- Kiedy ona zdechnie, trzeba szybko wysuszyć piach. A jak chcesz mieć znowu przekopnice, to trzeba zalać i już. Ale i tak one się pomordują aż zostanie jedna więc lepiej odnaleźć tylko jedno jajo – znowu chwila myślenia.
- Tylko, ze nasza nie zdechnie, my ją zjemy, tak tata powiedział – mama i tata. Pieknie!

Leri - 2013-04-18 20:26:12

Taka hodowanie zwierzątka uczyło też odpowiedzialności, nie tylko za siebie ale również i za kogoś innego. Nie ważne czy to piesek, kotek, gizka czy właśnie ta przekopnica. Każde żywe stworzenie jest sobie równe, więc Leri cieszyło to, że Sisco podejmuje wyzwania mimo swoich ograniczeń. Co prawda zastanawiała się jak on karmi to zwierzątko i wymienia wodę, ale to pewnie mu któryś z rodziców w tym pomagał.
- No Dupek to troszkę nieładne imię, wiesz? Uparciuch czy Leń może bardziej by pasowało?
Oczy Leri nieco rozbłysły z zadowolenia gdy usłyszała, że Sisco nazwał Ruth mamą. To był bardzo dobry znak, w końcu się z nimi mocniej związał.
- Zjecie ją? A ona jest w ogóle jadalna?
Z opisu Sisca to Leri sobie umyśliła jakąś małą istotkę, niejadalną i w ogóle nie apetyczną. Ale może się myliła?

Sisco Hasupidona - 2013-04-18 20:34:53

Oj bardzo się zaangażował, więcej by o tym „mama” powiedziała bo obserwowała to z czego Sisco sobie w ogóle nie zdawał sprawy. Tak jak nie zdawał sobie sprawy jak to w ogóle jest mieć mamę – nie mógł tego pamiętać, toteż miał początkowo problemy z ta zależnością, jednak nauczył się i jakoś złapał te emocje. A może właśnie przekopnica tak bardzo zbliżyła. Wcześniej Sisco nie miał wcale wielkiego interesu by zabiegać o uwagę opiekunów. Teraz musiał – bo przekopnica. I wspólne zajmowanie się tym samym tematem – to zbliża.
- Trochę brzydkie, ale Asyrowi się podobało, i tak zostało. Musze nad tym pomyśleć. Nie wiem, czy przekopnica jest jadalna, to chyba jednak był żart. Niesmaczny – odchylił łeb jakby chciał wzmocnić słowa gestem. Znowu padło spojrzenie bocznych oczek na beczkę. Jednak – cierpliwy był. Czekał.

Leri - 2013-04-18 20:47:03

- Asyrowi się podobało to imię?
Powtórzyła nieco zdziwiona, ale potem uzmysłowiła sobie, że bothanin zatrzymał się na etapie nastolatka a takim to się podobają imiona typu dupek... chociaż jako padawan powinien być bardziej dojrzały. No ale był podopiecznym Jamesa, a on chyba wiedział co robi.
- Może masz rację. Każdy ma nieco inne poczucie humoru. Wiesz, coś ciebie może śmieszyć a kogoś innego niekoniecznie
Uśmiechnęła się do Sisca. A co do "beczułki" i parówek to Leri miała to wszystko ukryte w szatach, które były tak uszyte by maskować kieszenie, no i miała też na sobie brązowy płaszcz, który to jeszcze ułątwiał. Ale o prezentach pamiętała, dawała tylko Siscowi czas na wyrażenie swojej ekscytacji z powodu zwierzątka.
- A powiedz mi Sisco, byłeś grzeczny?
Zapytała podchwytliwie, co też dało się wyłapać w tonie jej głosu.

Sisco Hasupidona - 2013-04-18 20:59:49

Sisco mruknął przytakująco. Z Asyrem było tak, ze niby negował, ale Sisco widział, jak się śmieje, jak często powtarza. Po prostu jak dzieciak z  dzieciakiem – rozumiał więcej niż słowa. I nakręcali się jeden przez drugiego, ze dupek, hi hi, ha ha.
Wracając do beczki – no to w takim razie nie widział, ale to dobrze, bo się nie niecierpliwił, był spokojniejszy, za to zerkał na wypukłości w szatach, bo już wiedział,ze to nie jest naturalne.
Zaś zapytanie o grzeczność od razu postawiło go na „baczność” - cofnął się o krok, łeb [odniósł. Można by rzec – efekt Świętego Mikołaja.
-No jasne. Przy pobieraniu krwi i w ogóle – gdyby zapytała lekarza (choć bardzo możliwe ze jej to powiedzieli jak rozmawiała) Sisco doskonale zniósł zabieg, podczas którego był cały czas przytomny. Poniekąd dlatego ze nie był świadomy, jednak – wzorowo, jak na taką masę – mógł w końcu pozabijać cały zespól jakby się w nieodpowiednim momencie ruszył.

Leri - 2013-04-18 21:13:25

Leri niestety już parę latek na karku miała, więc nie chwytała tak tych wszystkich młodzieżowych spraw. Starała się, ale czasem to wyglądało nieco sztucznie w jej wykonaniu, a na siłę nie chciała robić z siebie nastolatki.
A co do zachowania Sisca, to ona wiedziała że był grzeczny. W końcu podpytała lekarzy a oni prawdę powiedzieli. Pielęgniarki też, bo to one potem doglądały Sisca gdy dochodził do siebie. A jego pytała o zachowanie by się z nim nieco podroczyć.
- No to świetnie, w nagrodę otrzymasz...
Przerwała, budując atmosferę... a potem z kieszeni wyjęła małą "beczkę" - czyli ręcznie pomalowaną przez nią puszeczkę po jakimś napoju. Nic wielkiego, prawdziwej beczki nie przyniesie, a puszki po jedzeniu nie miała jak schować (nie mówiąc już o tym że konserw po prostu nie jadła).
- Wiem, malutka ale będzie mogła stać w twoim pokoju obok tej od Mavhoniców
Parówek jeszcze nie dawała.

Sisco Hasupidona - 2013-04-18 21:21:21

Teraz dopiero było widać, jak on to przezywa. Wcześniej stał – jak stał tak stał, taki wielki, nieruchomy kloc. Moze jedynie pomrukami coś uświadamiał. Teraz zaś – wszystkie pary oczu raz to skupiały się na jej dłoniach, potem jedne oczy na jednej, drugie na drugiej, trzecie na twarzy, wszystkie ruchliwe, czasem zwiększające źrenice. Cały Sisco stał, ale oczy chodziły jak szalone. Musiał mieć naprawdę doskonały wzrok. I widać było, kiedy już beczkę zauważył, wszystkie pary nagle się skupiły na jednym a źrenice takie wielkie...
Oczy są zwierciadłem duszy, nawet cybernetyczne czasem bywają U Jamesa się może nie sprawdzało, ale u Sisca już bardziej.
Jak już zobaczył mini beczkę, to odezwało się maksi mruczenie. Pochylił łeb na tyle na ile mu zabezpieczenia pozwalały by dotknąć puszki, choć teraz nie miał czym, bo mu siatkę zabrali. Z przyzwyczajenia po prostu.
- Dziękuje, ładna, sama malowałaś? – przednie oczka na Leri, boczne pary cały czas na puszce. Dzięki temu widział wyraźnie, bo boczne oczka były dalej i nawet przez siatkę byłaby odpowiednia odległość. Był kontakt dotykowy i jeszcze odpowiednia odległość by widzieć twarz zabraczki. Sisco odbierał naraz bardzo dużo bodźców.
- ja się ta od Mavhonicków bawię cały czas

Leri - 2013-04-18 21:39:38

Kątem oka obserwowała jego "rozbiegane oczka. Sama miała tylko jedną parę i w dodatku nie mogła nimi patrzeć w różne strony, więc trochę ją ciekawiło w jaki sposób Sisco postrzega świat. To była jedna z takich głupich myśli, które często jej towarzyszyły podczas wypraw - jak inne rasy postrzegają świat, jak widzą, co czują itp. Taka trochę dziecięca ciekawość, która pchała ją do odkrywania nowych rzeczy.
- Tak, nie jestem może mistrzynią sztuk rzemieślniczych, co niektórzy już zauważyli... ale starałam się
Uśmiechnęła się do niego i bliżej podstawiła mu puszkę, by ją sobie pooglądał i po dotykał. A jej słowa odnosiły się do tych nieszczęsnych - a jej ulubionych - ubrań przywiezionych z innych planet.
- Tak? Nie popsuła się jeszcze?
Trochę zdziwiona była, bo tamta puszka była mała i łatwo by mogła się rozwalić lub pognieść. Sisco jednak był sporej postury

Sisco Hasupidona - 2013-04-18 21:46:04

- Bardzo ładnie – pochwalił. Można było domyślać się jak widzi świat (a nawet wziąć nagrania widziane „jego oczami”, jak monitorowano go podczas zabiegu), ale chyba to jak widzi puszki – beczki inaczej wyglądało, nie wyglądało bowiem by doszukiwał się w nich jakiegoś głębszego przesłania na podstawie analizy sposobu malowania. Beczki były akceptowane takie, jakie były.
- trochę się po wgniatała, ale tata naprawił – jak puszka, taka jak ta od Mavhonicków, za bardzo się wegnie to jeszcze można ją naprawiać. Gorzej z tą wielką, tylko ze tamtą nie tak łatwo wgiąć, a Sisco nie był niszczycielski, choć czasem zdarzało mu się agresywnie zachowywać względem zabawek. Ale akurat nie tych.
- Będę już miał trzy – wyraźnie się cieszył, a i „rozbiegane oczka” się uspokoiły.

Leri - 2013-04-18 21:59:48

Co innego oglądanie czegoś na kilku monitorach, gdzie nie da się skupić na wszystkich obrazach w tym samym czasie, a co innego doświadczać tego we własnym umyśle.
- Dzięki, cieszę się że ci się podoba
Uśmiechnęła się do Sisca i pokazała mu puszeczkę ze wszystkich stron. Leri się postarała i nawet wieczko i denko było pomalowane. W inne wzorki naturalnie, było więc co podziwiać. Taka mała rzecz a tak cieszy.
- No to powolutku tworzysz swoją własną kolekcję
Trzy to trochę mało, ale kiedyś, za parę lat pewnie będzie miał ich więcej, a z nimi będą wiazac się wspomnienia.

Sisco Hasupidona - 2013-04-18 22:07:18

Dla Sisca to było naturalne, lub bardzo zbliżone do naturalnego, tak został  „dopasowany” i widział wszystko naraz, nie rozpraszając się za specjalnie. Choć oczywiście dotyczyło to rzeczy drobnych, uwagę miał podobną jak każdy.
Mruczał jak nawiedzony. Na pewno z  czasem wspomni ten dzień, kiedy spojrzy na puszkę – beczkę. O ile zrządzenia losu nie sprawia, ze straci swoją kolekcje. Nie każdy był sentymentalny, większość wyrzucała swoje stare zabawki. Jak zrobi Sisco – czas pokaże. Na razie jednak cieszył się i - co ciekawe – nie próbował łapać jej „zębami”, możliwe ze z powodów blokad na stawach – nie mógł się wygodnie ustawić.
Po chwili tej radości, lub nawet w trakcie jej trwania Leri mogła usłyszeć za sobą dźwięk otwieranej sluzy, w tym samym momencie w którym zareagowały Siscowe oczka. Pojawiła się postać znana zabraczce, a  Siscowi – jeszcze bardziej. Pani mama. Oczywiście tu pracowała, przyszła jako lekarz, ale jako mama tez.
- O, dzien dobry – przywitała Leri. Widać było, jak wielki kamień spadł jej z serca po zabiegu. Była taka „lekka”

Leri - 2013-04-18 22:23:49

Leri nie powinna być sentymentalna. Całe jej życie wpajano jej by nie przywiązywała się do niczego. No i do nikogo. Ale że lubiła chodzić pod prąd, to przyjaźniła się z Sisciem, troszczyła się o niego. Lubiła też swoje ubrania, których by nie wyrzuciła. Po prostu były jej, sama je zrobiła.
Zabraczka lubiła gdy Sisco tak mruczał, było to przyjemne doznanie i cieszyło ją gdy tak się zachowywał, bo to był znak że u niego wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Pojawienie się Ruth wyczuła znacznie wcześniej bo jej świadomość w Mocy była rozszerzona na cały pokój i wychwytywała wszelkie drobne prądy i zmiany w Mocy. Ale oczywiście gdy mama Sisca weszła to odwróciła się w jej kierunku i powitała ją uśmiechem.
- Dzień dobry. Znalazłam chwilkę czasu i wpadłam zobaczyć co u Sisca. Zapytać o zdrowie i w ogóle. 

Sisco Hasupidona - 2013-04-18 22:30:41

W Mocy Sisco był jak najbardziej stabilny, czego zapomniano wczesnej dodać, ale jeśli był stabilny, to dobrze. Czuł się świetnie, był spokojny, wyluzowany. Chociaż w falach jakie wytwarzał widać było pewne luki. Cos, czego brakuje rzucało się w mocy 'w oczy”.
Ruth uśmiechnęła się serdecznie i podeszła do nich, od razu wyciągając rękę do Sisca  który mruczał dalej. Juz wiedziała, ze go nic nie boli, że jest radosny i szczęśliwy, chociaż chwilowo znowu „zamknięty”.
- To wspaniale, bo on bardzo panią lubi – rzekła w niby konspiracji, bo przecież Sisco to słyszał. A on tylko pomrukiwał i okami wodził. Teraz musiał spojrzenie dzielić na je dwie, co zresztą nie stanowiło dla niego problemu.
- Mam nową beczkę, Leri mi dała
Ruth posmyrała go „pod brodą”, bo obecnie tam było najbezpieczniej.
- Jaka piękna beczka, będzie ozdoba pokoju!
Z bliska widać było na twarzy „pani mamy”, pokrytej tylko lekkim make-upem historie ostatnich dni. To była wielka walka. Sisco mógł przypłacić ją życiem. A tymczasem dla niego to było „pobieranie krwi”

Leri - 2013-04-18 22:41:49

- Też go bardzo lubię. Żałuję, że nie mogę go częściej odwiedzać. Wie pani, obowiązki
Odpowiedziała w podobnym konspiracyjnym tonie, chociaż i tak Sisco pewnie wszystko słyszał. W końcu obie stały blisko niego, zabraczka też czasem poklepywała go po boku lub od spodu łba. Takie czułe gesty.
- Też tak myślę, że do pokoju się nada. Sisco będzie mógł zacząć je kolekcjonować
Uśmiechnęła się najpierw do dużego chłopca a potem do Ruth, po której widać było, że cięzko zniosła ostatnie dni. Zabraczka więc tchnęła nieco pokrzepiającej energii Mocy w jej organizm, by odzyskała nieco siły i energii.

Sisco Hasupidona - 2013-04-18 22:48:45

Ruth zaśmiała się szczerze.
- Nigdy nie spodziewałam się, ze można tak lubić takie puszki.
-Beczki!
– poprawił ją Sisco
- tak, beczki, beczki. No cóż, będzie kolekcja.- Rozłożyła ręce na boki. Była zmęczona, to prawda, ale szczęśliwa, bo wszystko się udało. Operacja była trudna,a  diody które wyjęto z mózgu Sisco otrzymał James i na pewno kiedyś Leri pokaże.
- Jeszcze kilka dni i wracamy do domku – przez chwilę patrzyła na Jedi, jakby chciała powiedzieć to wszystko co przezywała, ale tego akurat przy Siscu nie mogła. On też to przeżywał. A tak naprawdę to dopiero zacznie, jak zrozumie, co z nim robiono. Ze miał w mózgu diodę która niszczyła odpowiednie struktury

Leri - 2013-04-18 23:07:06

- Ja również. Ale cóż, każdy ma swoje upodobania, dla innych czasem dziwne. Ja lubię na przykład spać pod gołym niebem, czując na skórze trawę
Pochwaliła się Leri. Dla wielu znanych jej osób była po prostu wariatką, bo jak można było rezygnować z ciepłego, wygodnego łóżka, dachu nad głową, bieżącej wody i w ogóle wszystkich luksusów. Nie do pomyślenia, a dla niej coś wspaniałego. Podobnie było z Sisciem, dla nich puszki czy też "beczki" to kawałek złomu, który wyrzuca się do kosza. Dla niego coś cennego.
- To świetnie. W szpitalu pewnie ci się już nudzi, co Sisco?
No o operacji nikt nic nie wspominał przy nim. Był jeszcze zbyt młody by rozumieć, a stresować go nie trzeba było.

Sisco Hasupidona - 2013-04-18 23:13:46

- Nigdy nie spałam pod gołym niebem-  wyznała Ruth. Była koło czterdziestki. Nigdy nie spała pod gołym niebem, bo jak. Owszem, bywała na wczasach poza Coruscanr, ale tam zawsze hotel, wytyczone ścieżki, pełna cywilizacja. Dla niej trawa to było „łał”. Typowa, skrzywdzona przez cywilizację istota. Ale nie wiedząc co traci – nie tęskniła za tym.
Sisco pewnie też nigdy nie bezie spał na trawie, choć on akurat śpi na stojąco.
- Tak, nudzę się, już bym chciał do domu, chce zobaczyć czy przekopnica urosła... – pani mama znowu się zaśmiała.
- Oj ta przekopnica nasza. Czeka na ciebie wiernie
Wszystkie oczka nagle skupiły się na Ruth
- Ona nawet nie wie, ze ja istnieję... – fachowe, naukowe i bez emocji podejście do sprawy. Bardzo dorosłe – przekopnica ma gdzieś kto ją karmi i za czyją sprawą woda się zmienia w akwarium.

Leri - 2013-04-18 23:35:03

- Cóż, większość osób powie, że pani nic nie straciła
Odpowiedziała wesoło Leri. No bo spanie na ziemi nie było wygodne, rzadko trafiał się jakiś czysty kawałek ziemi, bez korzeni czy kamieni. Do tego owady, rankiem rosa, wiatr przed którym nie zawsze drzewa osłonią. W gruncie rzeczy same niewygody. Ale Leri to lubiła.
- O tak, o przekopnicy dzisiaj wykład miałam. Nawet nie wiedziałam, że takie żyjątka są
Zabraczka nie miała problemów z przyznawaniem się do niewiedzy, co niestety nie było częstym przypadkiem. Wiele osób, w tym jedi uważało się za wszechwiedzących i braki w wiedzy starannie maskowali.
- A skąd wiesz? Może ta przekopnica jest mądrzejsza niż ci się wydaje?

Sisco Hasupidona - 2013-04-18 23:42:11

Pewnie by Ruth była jak ta większość, a tu nie wygodnie,a  to zimno,a  to kamyk,a  to mrówka. Już prędzej jej maż by spał, on umiał docenić takie rzeczy. W ogóle życie, drobiazgi.
- Szczerze mówiąc tez się przez przypadek dowiedzieliśmy, takie wygodne zwierze bo nie żyje długo, no i zrobiliśmy Siscowi test na odpowiedzialność. Wywiązuje się znakomicie. – nie bez dumy wyznała. Sisco patrzył tak, jakby jedna para oczu patrzyła na przekopnice hen hen daleko, w domu. A pozostałe pary na obie kobiety.
- Niiieee jest – podjął gładko temat – Przekopnica nie ma mózgu, tylko parę komórek... – oznajmił, chociaż sam miał w tej chwili mózg na wierzchu i wspomnienie o tym mogłoby być niezręczne. Aura Ruth w Mocy trochę się zmieniła, była to reakcja typu „serce się ścisnęło”. Sisco nie był wprawdzie jej biologicznym dzieckiem, jednak – ona była matką która widziała nieosłonięty mózg swojego dziecka, a  to dość traumatyczne.

Leri - 2013-04-19 00:00:50

- Całkiem udany ten sprawdzian
Przyznała szczerze Leri. A chociaż nie widziała efektów na własne oczy, to jednak z podekscytowania Sisca wywnioskowała że był tym bardzo przejęty i dużo myślał o tej swojej przekopnicy. No i może w przyszłości dorobi się jakiegoś większego i ciekawszego zwierzaczka?
- Cóż, skoro tak twierdzisz. Ale nigdy nic nie wiadomo Sisco, pamiętaj. Moc bywa przewrotna  lubi płatać psikusy
Przestrzegła go palcem, ale w takim żartobliwym geście.

Sisco Hasupidona - 2013-04-19 18:44:58

Na razie nie ciągnęło go do innych zwierzątek, przekopnica była idealna, ruchliwa, ciekawa i nie wymagająca bezpośredniego kontaktu. Zwierzątko futerkowe mogłoby wywoływacz pewne zażenowanie w Siscu - bo nie mógłby go wziąć na ręce, pogłaskać, poczesać. Przyjemność z przekopnicy polegała na obserwacji jej. No i zdobywaniu wiedzy na ten temat, by żyło jej się lepiej.
Zaś takie grożenie palcem jakie Leri zaprezentowała dobrze na Sisca działało. W sytuacjach jak ta rzecz jasna. Bo zaczynał się zastanawiać, a ze trochę „po dżedajsku” był chowany, bo wielu jedi miało z nim kontakt, to podejmował trudne tematy odnośnie „nie wszystko jest takie, jak nam się wydaje”. Sam z  resztą był na to przykładem. 
- Tak, test zdany. Teraz muszę podać lekarstwo – aplikator Ruth wyjęła z kieszeni, był hermetyczny, więc mogła. Odetkała końcówkę aplikującą i przypięła do wenflonu na końcu rurki, biegnącej gdzieś pod kopułę ochronna. Takie ułatwienie zrobiono.
- I za dziesięć minut obiad  -na to już Sisco mruknął. Lubił jeść

Leri - 2013-04-19 19:32:47

Dokładnie, Sisco był świetnym przykładem na to, że pozory mogą mylić. Dlatego zawsze należy mieć otwarty umysł i nie kierować się w życiu ignorancją. W Galaktyce istniało wiele cudownych rzeczy, miejsc, istot, często bardzo innych od tego co znali. Trzeba było jednak nieco śmiałości, by nie przekreślać z góry wszystkiego tylko dlatego, że coś jest inne.
Na wzmiankę o podaniu lekarstwa Leri odsunęła się nieco, robiąc więcej miejsca Ruth. Obserwowała zaś z ciekawością to co robiła.
- Oho obiadek. Coś smacznego dostaniesz?
Właściwie o przypomniała sobie o schowanych dla Sisca parówkach, ale na razie o nich nie wspominała. Lepiej było je zostawić na deser, niech najpierw zje porządny posiłek, to mu dobrze zrobi.

Sisco Hasupidona - 2013-04-19 19:49:19

Płyn jaki zaaplikowano był bezbarwny i przeszedł przez całą rurkę aż do końca. Prawdopodobnie do krwi. Sisco nie okazywał większych reakcji na to, czyli nie bolało. Pomrukiwał sobie tylko,a  boczne oczka patrzyły co się dzieje – bo tylko boczne tu sięgały. Boczne z prawej strony.
– tu nie są dobre obiady... – wyznał głosem typowym dla kogoś, kto się żali. A Ruth zrobiła przez nos krótkie „oh”
- Tak, bo bez tony soli i ulepszaczy smaku. Mamusia tak zdrowo nie gotuje w domu – posmyrała go między oczkami, chociaż tam nie miał czucia. Czujniki na powierzch ni pancerza same były nieczułe – odbierały tylko sygnały z siatki której teraz nie było.

Leri - 2013-04-19 19:59:46

- No tak, szpitalne obiadki mają stawiać na nogi a nie smakować.
Mruknęła Leri, ciesząc się że nie musi raczyć się szpitalnymi racjami. O jedzeniu w szpitalach krążyły legendy - że nie dobre, że paskudnie wygląda i tak dalej... ale jesli by się tak bliżej wszystkiemu przyjrzeć, to to prawdziwa sztuka - przyrządzić tysiące posiłków dla pacjentów, przestrzegając nie tylko zaleceń lekarzy, ale również indywidualnych diet wynikających z różnorodności rasowej. To na prawdę spore wyzwanie.
- Nie narzekaj Sisco. Jedz grzecznie i bez marudzenia a szybciej wrócisz do domu, do smacznych obiadków mamy
Uśmiechnęła się do niego zachęcająco. A na deser - parówki. Ale cicho sza! Bo jeszcze naje się nimi i nie będzie chciał zjeść obiadu.

Sisco Hasupidona - 2013-04-19 20:08:22

Zaczął poburkiwac, ewidentnym dąsaniem się to było, ale był na to dobry patent – nie zwracać uwagi, to szybko przestawał.
Teraz dostał lekarstwo. Nie miało to wpływu na ekrany monitorujące.
- Mistrz James mówił... – zaczęła Ruth, ale nagle skończyła. Zapomniała o Sisco. Chciała porozmawiać, ale nie przy nim. On za dużo już rozumie[/i]

Leri - 2013-04-19 20:23:55

Leri spojrzała pytająco na Ruth, ale zorientowała się że to pewnie będzie dotyczyć bezpośrednio Sisca. Lepiej więc porozmawiać na osobności, ale jeśli teraz wyjdą to zrobi się troszkę niezdrowa atmosfera. Trzeba było więc z tego jakoś zręcznie wybrnąć.
- Kolejne porady wychowawcze?
Zapytała niby to konspiracyjnie, obracając tak głowę, by Sisco nie mógł widzieć wyrazu twarzy zabraczki. A ona tymczasem spojrzała wymownie na kobietę - porozmawiają za chwilę.
- Mnie co chwilę podsyła różne dobre porady odnośnie mojej uczennicy. Mógłby mieć troszkę więcej wiary w nasze siły, co?
Ta taka konspiracja miała odwrócić uwagę Sisca od właściwego tematu, którego Leri nie znała jeszcze.

Sisco Hasupidona - 2013-04-19 20:30:14

- Tak, skrajnie dżedajskie – rzekła głosem, jakby się z tym nie zgadzała, ale już wiadomym było o co chodzi. Wcale nie dżedajskie porady mistrza Jamesa.
A Sisco juz węszył podstęp. Na szczęście skupiał się na wyłapaniu intrygi a nie na emocjach. Oczka mu chodziły, pomruki tez zmieniły się nieco.
I ratunek sam przyszedł. Była to młoda pielęgniarka z pudełkiem.
- Dzień dobry. Obiad – wyszczerzyła się. Ruth od razu wykorzystała okazję.
- Sam, nakarm go proszę a my wyjdziemy na chwile, bo zaraz sceny beda jak zostaniemy  -to było prawdopodobne, bo Sisco potrafił grymasić. Ba – uciekać potrtafił, teraz tez próbował, ale miał blokady na nogach, więc nie zwieje.
A Ruth i Leri mogły wyjsc za drzwi.

Leri - 2013-04-19 20:43:18

Sisco głupi nie był, coś na pewno zwietrzył, ale na szczęście przybyła odsiecz, wiec nie musiały się tłumaczyć ze swojej konspiracji.
- No Sisco, zjedz grzecznie obiad!
Przestrzegła go, znowu grożąc mu paluchem w żartobliwym geście, a potem dosyć szybko wyszła z pokoju zaraz za Ruth. Ciekawiło ją to o czym chciała rozmawiać. Co takiego znowu powiedział mistrz James?
- A więc o czym chciała pani rozmawiać?
Zagaiła, poprawiajac swoją szatę Jedi.

Sisco Hasupidona - 2013-04-19 20:50:36

Tym razem paluch nie podziałał, niestety – obiad był zbyt przykrym przeżyciem. Ale jak one wyjdą, to Sisco nie będzie miał publiczności – a wiadomo,w  tym wieku to kluczowe – i da się nakarmić.
Chociaż jeszcze słychać było parskanie, jak drzwi się zasuwały. Tak swoją niechęć wyrażał. Niechęć bez agresji, bo fukanie to już by były początki agresji. Na szczęście to opanowano.
Teraz jednak za drzwiami były bezpieczne. Sisco ich nie usłyszy. Mzoe nawet zapomni, ze cos podejrzewał.
- Mistrz James powiedział, ze w przyszłości mogą wystąpić problemy psychiczne wynikające z tych uszkodzeń. To spore uszkodzenia,a  mózg nie regeneruje się tak jak inne organy. To mnie bardzo martwi...

Leri - 2013-04-19 21:02:51

Drzwi się zamknęły, Leri jeszcze przelotnie spojrzała na Sisca, a potem zamieniła się w słuch, poświęcając całą uwagę Ruth. Informację o ewentualnym kalectwie Sisca przyjęła w sumie dobrze - żadnego wybuchu paniki czy strachu, tylko kiwnęła głową i zmarszczyła czoło.
- Faktycznie to niepokojące. Można coś z tym zrobić?
Martwiła się, oczywiście, ale panowała dobrze nad swoimi emocjami. Oddychała nieco głębiej i bardziej świadomie, by wchłonąć tą informację i ją zaakceptować.

Sisco Hasupidona - 2013-04-19 21:10:43

Ruth zaplotła ręce na piersi i spuściła głowę, wzdychając cicho
- Można, ale słabo rokuje. Sisco jest na poziomie dziecka, ale jego mózg jest dużo starszy, do tego wielokrotnie poddawany temu procesowi. Ma powypalane dziury. W przyszłości mogą pojawić się problemy ze świadomością,z  pamięcią, może nawet jakiś paraliż. Nie wiadomo też jak długo będzie żył. Możliwe, ze osiągnie standardową galaktyczną, ale niewykluczone ze będzie to 10, 15 lat...

Leri - 2013-04-19 21:23:19

Podeszła do podłamanej kobiety i położyła jej rękę na ramieniu w geście wsparcia.
- Ruth, pamiętaj że masz wsparcie zarówno moje jak i mistrza Jamesa... faktycznie, mózg Sisca doznał wielkich szkód i w przyszłości pewnie się to na nim odbije, dlatego nie możemy się załamywać. Trzeba go wspierać, opiekować się nim i reagować, gdy pojawią się pierwsze symptomy. Pomożemy. Moc potrafi czynić cuda. Współczesna medycyna również.
Powiedziała pogodnym tonem. I chociaż martwiła się bardzo tym, co może być za kilka lat, to jednak nie mogło to rzutować na jej obecne postępowanie. Z zamartwiania się nic dobrego nie wyjdzie.
- Poradzimy sobie, zobaczysz. Wspólnie

Sisco Hasupidona - 2013-04-19 21:30:47

Skinęła głową. Przytaknęła kilka razy, a na jej czole pojawiły się bruzdy strapienia. Tak, wiedziała, zdawała sobie sprawę ze przejmujący się niczego nie zmieni. Ale nie była jedi. Nie potrafiła się nie przejmować, nie myśleć, płynąc z prądem i cieszyć się chwilą. To był strach. Ciemna strona mocy. Tak łatwo przejmowała władze nad człowiekiem, szczególnie niemocowładnym, więc bezbronnym wobec podstępnych złych myśli.
- Tak się o niego boję. Cały czas, codziennie myślę o jego przyszłości, jak bezie żył, czy będzie samodzielny, czy da rade przetrwać w tym okrutnym mieście. Czy się odnajdzie. Mój mąż nie dał rady...
Starm zyl i miał się dobrze,a le nie było to życie takie, jakiego pragnęłaby dla syna. Starm nie brał udziału w życiu, nie pracował, nie wychodził z  domu, nie miał żadnych realnych zainteresowań ani przyjaciół. Wegetował. Był wspaniałą osobą, ale nie umiał żyć.

Leri - 2013-04-19 22:50:02

Leri zrobiła kolejny krok do przodu i objęła Ruth, przytulając ją po przyjacielsku, by okazać jej wsparcie. Nie mogła powiedzieć, że wie co czuje lub co przeżywa. Jako Jedi miała nieco inny pogląd na to wszystko i chociaż czasem sama miała problemy z zaangażowaniem się, to jednak nigdy nikogo tak na prawdę nie kochała, jak matka syna. Dla niej to było obce uczucie. Z jednej strony to było przykre. Ale z drugiej bardzo wszystko ułatwiało.
- Nie powiem "nie przejmuj się tym, żyj dniem" bo to niemożliwe. Ruth... ulżyj sobie, wyrzuć z siebie wszystkie tłumione emocje, wszystkie obawy i lęki. Pozbądź się tego. To pomoże.
Ona musiała być silna - dla Sisca i dla Starma, więc pewnie wszystko tłumiła, nie dawała po sobie poznać ze się martwi. Ale na dłuższa metę to strasznie wyniszcza organizm i psychikę. Więc teraz miała okazję, by przynajmniej częściowo zrzucić z siebie ten ciężar. Tylko czy odważy się to zrobić?

Sisco Hasupidona - 2013-04-19 22:55:41

W pierwszym odruchu nie rozluźniła się, nie oddała. Miała w sobie mechanizm walki, bycie twarda, bycie opoka, zapewniającą byt i stabilność, nigdy nie płacząca, matką – pomnikiem. Jakby nie potrafiła, dopiero kolejny dotyk, sugestia, spokojny głos odblokowały mechanizm, i ciało Ruth zwiotczało. Objęła Leri. Nawet jeśli zapłakała, to nie było słychać.
- Ja nawet nie wiem, jak – jak z  siebie wyrzucić? Opowiedzieć. Jak? Od czego zacząć? To było jak wielka, tocząca się kula, można było złapać wystający z niej problem, ale przetaczała się, a  wyciąganie wywoływało lawinę innych.
Trzeba być po prostu jeszcze silniejsza.
Tak bardzo chciała być frajerką. Po prostu nie mieć opcji logicznego, dorosłego myślenia. Przecież tacy ludzie żyją i mają się świetnie. Czemu ona musi być taka ułomna, bojąca, strachliwa...

Leri - 2013-04-19 23:00:41

Gdy jej ciało zwiotczało to ją podtrzymała. Wbrew pozorom Leri była dosyć silna, wysportowana. Nie załamywała się pod ciężarem drugiej osoby. No chyba, że to byłby wookie. Mocno trzymała Ruth, poklepała ją lekko po plecach by dodać jej otuchy.
- Znajdź w swoim umyśle tą ścianę, którą wybudowałaś by trzymać swoje lęki z daleka... i po prostu ją powolutku zacznij rozbierać. Po prostu głośno wyraź to, co ci najbardziej ciąży.
Niestety Leri nie była psychologiem, nie potrafiła tak jak James pomóc komuś mówić o swoich lękach. Mogła jedynie zapewnić jej wsparcie duchowe, bo Mocą nie chciała ingerować w Ruth. Najpierw musiała to z siebie wyrzucić, potem może pomóc jej się uspokoić.

Sisco Hasupidona - 2013-04-21 10:42:49

Nie zwiotczała az tak, by padać. Po prostu rozluźniła mięśnie, dotychczas spięte, jakby w nieustannym czuwaniu.
-Naprawdę nie potrafię - odpowiedziała cicho. Bardzo cichutko. Jej chwila otwarcia minęła. Nagle zdała sobie sprawę, co robi, i poczuła wstyd i zażenowanie własną słabością.
Odkleiła się od Leri, przetarła zaczerwienione oczy, unosząc oprawki okularów. Wygładziła kitel.
- Przepraszam. To ciężki dla mnie czas...
-Pani doktor? – sytuacja sama się rozwiązała. Przyszła pielęgniarka z cybernetyki po „swoją panią doktor”
- Mamy problem na cybernetyce
-Oczywiście, już ide. Prosze powiedzieć Siscowi, ze musiałam wracać do pracy[/i] – poprosiła jeszcze w stronę Leri, i cóż – poszła.
A za jakieś dwie minuty otworzyły się drzwi izolatki.

Leri - 2013-04-22 13:09:56

- Nic nie szkodzi, na prawdę
Odpowiedziała szczerze miękkim tonem. Ruth tą chwilą słabości niczego nie utraciła w oczach Leri, nie miała się czego wstydzić. Każdy przecież miał chwile słabości i zwątpienia.
Nagle przerwała im pielęgniarka, która miała sprawę do pani doktor. Zabraczka tylko kiwnęła głową i przez Moc posłała w jej kierunku pokrzepiającą energię. Znowu musiała być silna i opanowana, więc przyda jej się to.
- Oczywiście przekażę. Do widzenia 
Pożegnała się a potem chwilkę poczekała aż dobiegnie końca proces karmienia Sisca. Po otwarciu się drzwi weszła do środka

Sisco Hasupidona - 2013-04-22 13:14:27

Sisco nie wyglądał jak po bitwie, co oznaczało, ze proces karmienia przeszedł bez większych ekscesów. W ogóle bez ekscesów, było spokojnie. Nie było się rezed kim popisywać, to był spokój. Posta zasada.
Pielęgniarka -karmicielka zamykała pudełko.
- Dobrze, to ja państwa zostawię – chyba nie wiedziała, jak się zwracać do jedi, więc tak jakoś nieprofesjonalnie,a  Sisco od razu łeb do góry, ze on „państwo”

Leri - 2013-04-22 13:24:25

Po powrocie do izolatki nie spodziewała się zastać pobojowiska. Jasne, żartowali że będzie bitwa, że Sisco bywa kapryśny, ale brała to za zwykłe żarty. Uśmiechnęła się do niego i do pielęgniarki, która wypełniła swój obowiązek dokarmiania nieco krnąbrnego pacjenta.
- Dobrze. Do zobaczenia
Pożegnała się z pielęgniarką, nie zwracając nawet uwagi na to pożegnanie nie do końca zgodne z ogólnie przyjętą tradycją. Gdyby się tym przejmowała, to zawsze nosiłaby swoje szaty Jedi, a nie ukrywała tego kim jest.
- I jak, najedzony?
Zagadnęła cyborga i podeszła do niego by go poklepać.

Sisco Hasupidona - 2013-04-22 13:29:05

_Tak, ale wolałbym mieć drugi obiad, za to lepszy, zamiast tego – oczywiście niezadowolenie – już nabierał republikańskich cech. Źle i koniec. Nawet jak dobrze, to źle, jak w tym wypadku, bo nie wyglądał na niezadowolonego,a  wręcz przeciwnie. Asymilował się ze środowiskiem.
Na szczęście szybko zapominał jak się nie podtrzymywało tematu.
- Ale ja mam już lepszy pomysł  -wypalił, pochylając łeb i nastawiając go tak by klepanie było po preferowanej przez niego stronie. Oczywiście w granicy możliwości blokad.
- jak przekopnica zdechnie to będę miał roślinkę. Roślinka jest trudniejsza w hodowli niż przekopnica, bo trzeba z nią rozmawiać

Leri - 2013-04-22 13:42:12

- No to mam dla ciebie mały deser
Odpowiedziała zachęcająco i ponownie pogrzebała po kieszeniach szaty. Po chwili wyjęła z niej małą paczuszkę z trzema parówkami dobrej jakości. Nie te najtańsze dla biedniejszych mieszkańców, tylko te z górnej półki. Co prawda dalej to były parówki, ale przynajmniej było tam mięso.
- O roślinka? A jaka? Kwiatek? Jakiś krzew lub drzewko? Wybór jest na prawdę spory
Cóż, Sisco nie tracił czasu - już w myślach grzebał przekopnicę i szukał następnego pupilka. Roślinki na szczęście nie wymagały zbyt dużej opieki (nie licząc tych egzotycznych i rzadkich gatunków)

Sisco Hasupidona - 2013-04-22 13:45:36

Nawet nie zdarzył się nakręcić, więc jak pojawiły się parówki, to Sisco skamieniał, i zdawać się mogło, ze zaraz usiądzie jak pies i będzie czekał. Oczywiście wszystkie oczka na parówki, źrenice się wielkie zrobiły.
Wszystko się wykasowało, i przekopnica i roślinka. Teraz parówki stały na piedestale. Bezkonkurencyjne, jak Thorul Trax

Leri - 2013-04-22 13:58:38

Uśmiechnęła się widząc jego reakcję. Wystarczyła parówka i od razu zwróciła całą jego uwagę. Gdyby tylko były one zdrowsze i bardziej pożywne. No niestety nie można było mieć wszystkiego.
Leri odpakowała pierwszą paróweczkę i pokazywała mu ja przez chwilę, drażniąc się z nim. Potem jednak ulitowała się i podała mu ją, by ją sobie zjadł.

Sisco Hasupidona - 2013-04-22 14:03:42

Skupienie – pierwszorzędne. Mogło by się pól szpitala zawalić a on by nie drgnął. Trochę niedobrze, ze odnosiło się to do czegoś takiego jak parówka, bo dość łatwo pozwalało Sisciem manipulować. Wszystko właśnie przez kiepskie właściwości odżywcze parówek, bo jakby były zdrowsze to dostawałby codziennie i by się w końcu znudziło. Teraz jednak wszystko by zrobił. Nie okazywał niezniecierpliwienia, ale przez chwile wyglądał, jakby zaraz miał zacząć parować. Wszystkie oczka chodziły za parówka. W końcu dostał. Ucieszył się wokalnie. Szczękoczułki złapały parówkę i wpychały ją do „paszczy” gdzie znikała, krojona przez „szczeki”, których też używał do gryzienia, na przykład blatu w enklawie.

Leri - 2013-04-22 14:14:39

Cóż, Sisco zachowywał się jak każde dziecko, które dojrzało swój ulubiony i niestety niezdrowy smakołyk. W dzieciństwie Leri uwielbiała lody oblane czekoladą z dodatkiem bitej śmietany i z plasterkami owoców. Niby nie było to aż tak niezdrowe - zwykły deser, ale i tak miała duże szczęście jeśli takowy otrzymywała raz na kilka tygodni. Zachowywała się wtedy podobnie do Sisca.
Po pierwszej parówce przyszedł czas na kolejną, ale trzecia powędrowała do kieszeni szaty - tak żeby się nie objadał. Ostatnią dostanie na pożegnanie.

Sisco Hasupidona - 2013-04-22 14:22:09

Zatem jest dowód na to, ze z tego się wyrasta i Sisco tez wyrośnie z parówkomanii. Jak trochę podrośnie i zacznie używać mózgu w stopniu bardziej zaawansowanym to będzie można mu puścić filmik pt 'z czego robi się parówki”.
Na szczęście dla Sisca jedzenie stałych rzeczy zajmowało mu sporo czasu, a więc – więcej przyjemności. Głowę unosił, by mu lepiej leciało, kiedy znalazło się już „w ustroju”, i tylko szczękoczułki chodziły – jak u organika, co było bez wątpienia wyrazem błogości. Nie był łapczywy. Druga parówka już czekała a on jeszcze się pierwsza delektował. Jednak kiedy skończyła się druga, spojrzenie bocznych oczek padło na kieszeń, a główna para na twarz Leri.
- A czemu tak? – pytanie – definicja dla Sisca. Chociaż ostatnio przestał już się dopytywać o każdą pierdołę. Nazbierał wystarczająco danych by już samemu sobie odpowiadać na wiele pytań. Dlatego tez nie zapytał, dlaczego mama jest smutna. On wiedział.

Leri - 2013-04-22 14:33:00

Zrobiła niewinną minę a potem nieznacznie wzruszyła ramionami.
- Byś miał na później. Dopiero co jadłeś obiad
Nie przeszkadzało jej to że pytał. Każde dziecko zadawało mnóstwo pytań i Leri dobrze wiedziała, że zbywanie go odpowiedziami typu "bo tak" albo "nie zadawaj głupich pytań" skrzywdziłoby go dosyć mocno (mimo wszystko troszkę psychologii i pedagogiki liznęła).
- Nie bądź łakomy Sisco, trzeba sobie wszystko wydzielić.

Sisco Hasupidona - 2013-04-22 14:44:27

- Ale to było za mało... – stwierdził rzeczowo. Negocjował, ale prawdą było to, ze nie czuł głodu i sytości tak jak ludzie – odbierał tylko informacje, kiedy powinien się posilić. Czuł smak – owszem, ale nie głód i sytość. Równie łatwo było go zagłodzić jak i przekarmić, bo jadłby aż by mu się nie miesiło, zapchałby sobie cały przewód pokarmowy parówkami.
- jakbym jadł więcej parówek, to bym przytył,a im o to chodzi...  -i to wymowne spojrzenie w oczy: daj mi parówkę, zrób dobry uczynek na skali globalnej!

Leri - 2013-04-22 14:55:52

Leri spojrzała na niego znacząco. Jej nie da się tak łatwo wprowadzić w maliny, a zagrywka "na litość" też niestety nie działała. Skoro Sisco chciał negocjować to i ona zamieniła się w negocjatorkę.
- Nie prawda, zjadłeś posiłek który według lekarzy pokrywał zapotrzebowanie twojego organizmu na energię. Parówki to forma deseru i zjadłeś już dwie. Wystarczy
Odpowiedziała spokojnie, ale jej ton nosił znamiona takiego wychowawczego, nie znoszącego sprzeciwu. W ten sposób Leri ucinała dyskusje z Mini, gdy ta nie dawała się już przekonywać rozsądnym argumentom.
- W dużych ilościach parówko są niezdrowe. Po nich nie przytyjesz a tylko się pochorujesz. Chcesz tego?

Sisco Hasupidona - 2013-04-22 15:02:50

Sisco nie należał do gatunku istot (choć był młody) które negocjują bez argumentów. Był już całkiem świadomy i wiedział, że Leri ma racje, dostał swoje plus dwie parówki,a  to już więcej niż norma.
Pozostała forma 'na litość”
- Kolega z klasy jak był w szpitalu to ciągle mu przynosili taaakie fajne rzeczy, same słodycze i co tylko chciał. A do tego dostawał obiady normalnie. I się nie pochorował. Ja tez nie chce się pochorował, ale parówki nie są trujące, bo są rekomendowane przez instytut ds. żywienia. Widziałem, na opakowaniu było
Oczywiście jednocześnie odpowiednia postawa – z jedną nóżką lekko uniesiona, spojrzenie w oczy i „obraz dziecka niedożywionego”. W bardzo dużej przenośni, bo trzeba było go naprawdę dobrze znać, by widzieć w tym „obrazku” przesłanie. Głodne droidy raczej nie były czymś powszechnym

Leri - 2013-04-22 15:20:28

Leri pozostawała jednak nieugięta i patrzyła na Sisca spokojnym, dyplomatycznym spojrzeniem. Z jej twarzy nie można było wyczytać niczego konkretnego, żadnych emocji. Była jak maska.
- Każdy jest inny Sisco, każda rasa ma nieco inne wymogi żywieniowie, więc nie powinieneś porównywać się do swojego kolegi. A te wszystkie "rekomendacje" to najczęściej nic nieznaczące wzmianki bez pokrycia. Nie dostaniesz kolejnej parówki aż do końca mojej wizyty.
Na obrazek pt "niedożywione dziecko" nie dała się nabrać. Próbę okłamania Jedi można porównać do próby zmuszenia do uśmiechu jakiegoś posągu. No nie da rady i Sisco nic nie wskóra.

Sisco Hasupidona - 2013-04-22 15:27:03

Z czymś takim nie spotykał się często, był więc trochę zdumiony. Zazwyczaj wymuszenie w jego przypadku nie było trudne. A jak podłapał,z e ktoś się go boi, to już w ogóle. Wykorzystywał niemiłosiernie.
Ale Leri nie chciała się poddać.
W ciekawym stanie umysłu był. Takie jakby oczekiwanie, napięcie, świadomość ze nic z tego, ale jednak – pozytywne uczucie.
Zrobił krok do przodu, ustawiając się lekko bokiem, podniósł nogę – nie wysoko, bo ograniczniki, i bocznym palcem „pogłaskał” Leri po stopie. Kolejna próba, tym razem proszenie...
Miał już świadomość, ze marnuje czas, ale musiał wszystkiego użyć,a przynajmniej większości.
Były jeszcze groźby i otwarta przemoc – gryzienie itp., al tego nie zastosuje na Leri, głupi nie był.

Leri - 2013-04-22 15:41:20

Niestety i tutaj też czekał go zawód ponieważ Leri stała niewzruszona i nawet to głaskanie (mimo że to był bardzo miły gest) nie był w stanie zmienić jej decyzji. Dostanie ostatnią parówkę, ale później. Jej twarz nadal wyrażała spokój i opanowanie. Leri jako Jedi uczyła się zasad negocjacji, brała też udział w kilku misjach dyplomatycznych, miała więc jakieś doświadczenie. I podczas tych zadań wielu znacznie lepszych negocjatorów niż Sisco próbowało wymusić na niej zmianę decyzji. I nie udawało im się to.
- Przykro mi Sisco, nie zmienię zdania.

Sisco Hasupidona - 2013-04-22 15:46:14

Chwile tak stał, jeszcze chwile głaskał, zaczął mruczeć, ćwierkać, taki słodki być ze ojej. Ale już wiedział, ze nic z tego, więc owe reakcje zaczęły się zmniejszać, powoli, coraz mniej, odszełw  końcu, zrobił kółeczko w wolnej przestrzeni. Rozejrzał się (samymi okami) i westchnął głęboko – to już było pogodzenie się. Bardzo spokojnie wszystko z  resztą. Dotarło. Przyjął do wiadomosci ze ma być tak i nie ma co marnować energii.
Kilkanaście sekund był cicho
- Jak zdechnie przekopnica – przypomniał się najwyraźniej poprzedni wątek. Teraz już wszystkie oczka patrzyły na Leri. Na parówkę nie (na kieszeń nie), jakby zapomniał.
- To będę miał roślinkę

Leri - 2013-04-22 15:52:26

Leri zastanowiła się jak często Sisco wykorzystywał swój urok osobisty by wpływać na innych. Z tego co słyszała od Jamesa, to często tak działał na rodziców i mu się udawało. Dzisiaj jednak poniósł porażkę, ale na szczęście dobrze to zniósł. Wiele dzieciaków ciężko znosi przegraną. Z resztą dorośli również mają z tym problemy.
- Wiem. Jaką chcesz mieć roślinkę?
Odpowiedziała już swoim zwyczajnym tonem a na jej twarz powrócił lekki uśmiech. P{ozbyła się już maski niewzruszonej negocjatorki.

Sisco Hasupidona - 2013-04-22 15:55:00

Widać było ze jest ob serwowana, ale już nie pod ostrzałem. Teraz znowu zbierał informacje – uczył się. Nie zrobił histerii, czuł się bezpiecznie, rozumiał sytuacje. Leri się na niego nie gniewała, chodzi o zasady.
- Nasionko – odparł po chwili zastanowienia – z cytryny. Bo wszyscy wywalają te nasionka

Leri - 2013-04-22 16:08:03

No właśnie o zasady chodziło i dobrze, że Sisco to rozumiał, ułatwi mu to życie w późniejszym okresie.
- Cytryna, tak? Będziesz miał potem świeże owoce. Tylko wiesz Sisco, z takiego nasionka dopiero za kilka tygodni coś wyrośnie, a nim drzewko wyda owoce to miną lata
Rodzice pewnie go już o tym informowali. Jeżeli Sisco chciał w miarę szybko zobaczyć efekty swojej hodowli to powinien zacząć od kwiatków. Rosną szybko i nie wymagają szczególnej pielęgnacji. Z drzewkami bywało różnie.

Sisco Hasupidona - 2013-04-22 16:12:11

Nie wyglądał na zniechęconego faktem ze cytryna będzie wolno rosła.
– Ale ładnie pachnie – znalazł szybko kontrargument – -Jak się ją dotknie. Wiem, ze długo rośnie. Dlatego muszę ją jak najszybciej zasadzić – chwila zastanowienia – spojrzenie w bok, i tak jakby całość Sisca „przysiadła” na piętach
- Chyba nie będę czekał aż zdechnie przekopnica. Ona nawet nie będzie wiedziała, ze mam roślinkę. Nie będzie zazdrosna.

Leri - 2013-04-22 16:26:36

- Owszem, pachnie ładnie
Przyznała mu rację. Argument był niezły ale też Leri nie miała zamiaru zniechęcać go do hodowania cytryny, po prostu chciała go poinformować, że będzie musiał długo czekać na wyniki swojej pracy. Nie chciała by się rozczarował, zniechęcił i porzucił swoją roślinkę "bo za wolno rośnie".
- Możesz ją zasadzić gdy tylko wrócisz do domu. Poczytałeś coś o sposobie hodowania cytryny?

Sisco Hasupidona - 2013-04-22 16:31:46

Na pewno się nie raz podłamie i zwyzywa swoją roślinkę, bo nie spełnia wymagań i oczekiwać, że on już by chciał owoce a ona nic.
- Ciekawe, co Asyr na to – Asyr ostatnio bardzo ważny się zrobił jeśli chodzi o dobre rady w sprawach istotnych.
- jeszcze nie, ale poczytam. Dziś to wymyśliłem
Przerwano im niestety. Drzwi się rozsunęły i pojawiła się pielęgniarka
- Przepraszam bardzo, ale muszę zabrać małego na badania, to trochę potrwa...  -była to delikatna sugestia na zakończenie wizyty – Sisca trzeba jak najszybciej ustabilizować i wypuscić, a  by to zrobić – trzeba robić.

Leri - 2013-04-22 16:38:57

- No poczytaj i potem zapytaj Asyra
Młody bothanin na pewno się ucieszy z tych pytań, bo pewnie czuł się nieco samotny i odstawiony na boczny tor. W ogóle ta cała sytuacja musiała być dla niego bardzo ciężka, wybudzić się po wielu latach i zorientować się jak bardzo świat poszedł na przód bez nas.
Gdy pojawiła się pielęgniarka to Leri zerknęła na nią a potem kiwnęła głową
- Dobrze, to ja już pójdę. Gdy znajdę czas to jeszcze raz cię odwiedzę w szpitalu, a jak nie to przyjde do domu. Trzymaj się Sisco
Poklepała go po boku na pozegnanie a potem wyszła by nie przeszkadzać. Zupełnie też zapomniała o ostatniej parówce.

Sisco Hasupidona - 2013-04-22 16:44:04

Pielęgniarka podeszła do Sisca, choć widać było ze ten niekoniecznie za nią, nie chciał mieć robionych badań i że im przeszkodzono tez się nie podobało. Ale nie opierał się. Pielęgniarka wzięła go za uprząż i poprowadziła, wyszli z  izolatki zaraz za Leri. Na zabraczkę Sisco jakoś tak dziwnie, tęsknie spoglądał, jakby mu ubliżyła w jakiś sposób. Nie odzywał się tylko cienko kwilił.
- No czego chcesz jeszcze od pani, co? – zapytała pielęgniarka, kiedy nie chciał isc. A ten tylko bocznymi oczkami patrzył, bo tak był ustawiony -  do tyłu musiał spoglądać.
Widać on o parówce pamiętał. I nadal ufał ze ją dostanie.

Leri - 2013-04-22 16:46:48

Na szczęście nim wyszła to sobie o parówce przypomniała. Szybko zawróciła i podeszła do Sisca - w sumie jego kwilienie jej przypomniało o tym co mu obiecała podczas negocjacji. Wyjęła parówkę z szaty a do pielęgniarki mrugnęła porozumiewawczo i szepnęła "Sza!". Lepiej by lekarze nie wiedzieli o tym drobnym rozpieszczaniu pacjenta.
- No masz, bądź grzeczny na badaniach!
Podała mu parówkeę by ją zjadł a potem już pożegnała się z nim ponownie i odeszła.

Sisco Hasupidona - 2013-04-22 16:51:28

Bardzo ładnie i z opanowaniem Sisco się zachował. Zaraz zaczął mruczeć, czyli wszystko w porządku, parówka została wessana i po niej. Teraz dopiero pożegnał się naj należy, rytuał dopełniony.
- No to cześć, dziękuje ze przyszłaś – grzecznie,z  mruknięciem. Pielęgniarka tylko się uśmiechnęła.
I zaraz okazało się ze Sisco idzie na badania i nawet go prowadzić nie trzeba – ideał po prostu.

MOC - 2013-05-09 22:49:55

Przy lądowisku dla karetek już czekał cały zespół lekarzy na przyjęcie pacjentki, a specjaliści czekali przy salach diagnostycznych, by móc jak najszybciej ją właściwie przebadać i ewentualnie zastosować najlepsze leczenie.
Karetka podleciała ostrożnie i ustawiła się tak, by transport poszkodowanej był możliwie jak najłagodniejszy. Cały zespół działał bardzo sprawnie i po niecałej minucie niebieskoskóra dziewczyna już została zapakowana na szpitalne nosze, które zmierzały do właściwej sali.
Mavhonca zaś czekała papierkowa robota w szpitalu. Jako że przyjęto ją do szpitala jako "poszkodowaną w wyniku działań CSB" to obejmowało ją to ubezpieczenie. Bez tego niestety byłby problem. Więc Jena musiał pójść do recepcji, wszystko uzupełnić a potem czekać na wyniki.

Dopiero po godzinie pojawił się jeden z lekarzy. Był to już starszy człowiek, posiwiały, nieco przygarbiony, ale w jego oczach wciąż iskrzyła się inteligencja i spostrzegawczość. Raźnym krokiem podszedł do kapitana, przywitał się a potem poprosił go do gabinetu obok. Nie należał do niego - wykorzystywano go raczej do rozmów na szybko, z rodzinami lub właśnie władzami.
- Dobrze... zacznę może od tego, że nasza pacjentka jest omwatką. Tą rasę rzadko spotyka się w tej części galaktyki, na szczęście jednak dysponujemy ich bazą medyczną, więc mogliśmy przeprowadzić większość badań. Jej stan jest stabilny, nie znaleźliśmy póki co żadnych śladów chorób, utrzymywano ją w dobrym zdrowiu. Jednakże jej układ pokarmowy ledwo co funkcjonuje, dawno go nie używała. Mięśnie również są w opłakanym stanie i wymagać będzie wielotygodniowej rehabilitacji
Twarz lekarza przybrała bardziej zatroskany wyraz - to najwyraźniej były te dobre wieści. Teraz czas na te gorsze.
- Jej organizm poddano zaawansowanej cyborgizacji i chyba nie pomylę się jeśli powiem, że zainwestowano w nią grube miliony. Implanty najwyższej klasy, połączone z jej rdzeniem kręgowym. Bioinżynieria. Nie da się tego usunąć... póki co domyślamy się tylko zastosowania tego, ale myślę że dzięki tym portom mogła łączyć się z komputerami niczym droid. Żywy droid... straszne. Zwłaszcza, że ślady po operacjach są sprzed kilku lat, a ona może mieć może z szesnaście, góra siedemnaście lat. Poza tym to jeszcze nie są pewne wyniki, ale znaleźliśmy ślady sugerujące jakieś terapie genetyczne lub modyfikacje. I jeszcze coś... poziom midihlorianów w jej krwi jest podwyższony.
Pozwolił by to stwierdzenie zawisło między nimi, bo obaj pewnie wiedzieli już co to może oznaczać - sprawy Jedi, a więc bagno i burdel w papierach. Poza tym ten lekarz wyraźnie współczuł dziewczynie, widać to było w jego oczach. Przypominała u się sprawa Sisca, którą co prawda się nie zajmował, ale słyszał o niej W końcu go tutaj gościli.

Jenathaza - 2013-05-09 23:00:32

Oczywiście Jena grzecznie poszedł do recepcji, wypełniał, bo gdzie by jeszcze szukać ubezpieczenia cywilnego, jak ona pewnie nie ma, może spoza Coruscant, w tym przypadku to chwała ze mógł sam to wszystko pozałatwiać, jakby innej biedy było mało.
Miedzy czasie zona przyjechała, z pracy uciekła, przejęta, wystraszona. Ale przynajmniej ciuchy przywiozła toteż Jena mógł wziąć prysznic i się przebrać.
Teraz zas znalazł się w tym gabinecie pana doktora, był tu już kiedyś, bo często się przywoziło kogoś do szpitala. Nie zawsze on osobiście, ale on między innymi.
Teraz siedział i wysłuchiwał kolejnych okropności. Oddychając powoli patrzył w oczy lekarza i milczał, jeszcze po tym jak ten skończył milczał jakiś czas.
Juz Sisco był silnym szokiem. To jednak – chyba go przelicytowało. Bo on był do siekania wszystkiego naokoło a ona do męczenia się ze swoją samoświadomością, choć niewątpliwie oba przypadki były straszne. Ale Siscowi udało się pomóc.
Kwestia milichlorianów tez była tu „na miejscu” i wszystko razem po prostu grało jak orkiestra.
Jena miał w dupie burdel w papierach w tej chwili
-Jaka jest szansa ze ona bedzie normalnie życ? – zapytał. Nie jak gliniarz, jak ojciec. Bo przecież to czyjeś dziecko.

MOC - 2013-05-09 23:09:19

I właśnie padło trudne pytanie. A właściwie to bardzo trudne, bo obecnie lekarz nie miał na nie odpowiedzi i mógł tylko zgadywać. Na skanie wyglądało wszystko w porządku i po paru miesiącach rehabilitacji powinno być wszystko w porządku. A jeśli organizm szybko się będzie regenerował i jej nie braknie chęci to może i w kilka tygodni stanie na nogi. Niestety nie wiedzieli co jej w głowie siedzi.
- Z fizycznego punktu widzenia? Raczej tak. Implanty są dobrze zgrane. Ten kto przeprowadzał te operacje wiedział co robi, tak jakby to robił któryś raz z kolei.
Urwał na chwilę i spojrzał nieco złowieszczo na Mavhonica. Oni mieli zdrowy "okaz". A ile było nieudanych? Może żaden... ale prawdopodobnie jednak jakieś były. Może nawet i dziesiątki. Bo to nie była operacja, którą za pierwszym razem przeprowadza się wzorowo.
- Psychicznie to nie wiem. Póki co śpi. Faszerowano ją stymulantami. Nic groźnego, ale organizm musi się wyczyścić. Jej gardło też najlepiej nie wygląda, tak jakby dawno go nie używała. Może mieć problemy z komunikacją. I tak na prawdę nie wiemy jaki wpływ na nią będzie mieć to co przeżyła

Jenathaza - 2013-05-09 23:14:10

Więc trop Sisca był prawidłowy, ci przestępcy nie byli w branży nowicjuszami.
Jena zaplótł palce, przetarł dłonie, skinął głowa.
- Rozumiem – rozumiem w sensie dociera do mnie. Tak naprawdę z dnia na dzień rozumiał mniej. Ludzi, świata. Do czego to dochodzi. Nie wiedział, co ma mówić dalej.
Skinął głowa jeszcze raz, jakby przytakiwał teraz własnym myślom. A patrzył na własne dłonie.
Nie wiedział nawet teraz czy lepiej dla niej się obudzić czy na zawsze spać.

MOC - 2013-05-09 23:18:34

Doktor na chwile milczał po czym wstał ze swojego fotela. Musiał wracać na salę.
- Miałbym prośbę panie kapitanie, proszę postawić przy drzwiach jakaś obstawę. Sprawdzonych ludzi. I niech legitymują wszystkich. Dostarczę listę osób dopuszczonych do pacjentki. Ktoś zainwestował w nią wiele pieniędzy i podejrzewam, że ten ktoś będzie chciał ją odzyskać. Zawiadomimy też Zakon Jedi, niech przyślą kogoś do pomocy
Jena był zmęczony, powinien odpocząć, bo i tak w ciągu kilku dni będą ją badać i badać. Ale ochrona się przyda.
- Niestety muszę wracać. Przyślę potem panu mojego asystenta. Do widzenia
Pożegnał się i wrócił na swój oddział.

Jenathaza - 2013-05-09 23:22:55

- Dziękuje, panie doktorze. Proszę mnie informować, jakbyście się czegoś dowiedzieli – wstał, podał rękę, i sam tez wyszedł. Ochrona została przysłana w przeciągu dwóch godzin,a  Jena wrócił do domu.

Jenathaza - 2013-05-11 17:38:09

Minęło mniej więcej trzy dni od zdarzenia, od umieszczenia tajemniczej omwatki w bezpiecznym szpitalu. Jena dostał przydziałowe dwa dni urlopu, z którego nie skorzystał, bo znowu w głowie zaczęły dziać się niepokoje. Jak wtedy przy Siscu – ciągle myślał. Wtedy całą rodziną pomalowali beczkę dla niego. Teraz – nic mu nie przychodziło do głowy, kiedy siedział na komisariacie i przerzucał raporty z akcji w oczyszczalni, wcześniej z  portu, opowiadał tysiące razy to samo swoim kolegom.
W końcu, w przerwie na herbatę wyjął komunikator i zadzwonił do enklawy. Kiedy powiedział, o co chodzi, połączenie z mistrzem zostało nawiązane w przeciągu 15 minut. James to był prawdziwy profesjonalista i chyba tez ruszały go takie rzeczy.
Umówili się na dzisiaj, by razem udać się do szpitala. Stali wiec teraz w ochronnych płaszczach u wejścia na oddział urazowy szpitala równikowego.
On, w policyjnej koszuli i marynarce, z kwiatami, zeby chociaż przy łóżku omwatki trochę życia było.

James - 2013-05-11 17:42:31

A obok o jakieś 30 albo i więcej cm niższy stał drugi gad. Bo tak się złożyło – dwa gady. W pewnym sensie podobni, ale tylko troszeczkę. Wspólny, daleki przodek. Z resztą James miał ogon – który mu czasem przeszkadzał w świecie stworzonym dla bezogoniastych, ale nie czas teraz na refleksję o tym. James Miernie wyglądał przy Mavhonicku, choć nie da się ukryć ze szaty jedi dostojeństwa mu dodawały. To wręcz 80% całej barabelowej prezencji. Szata mistrza jedi, brązowa, pod nią ochronne buciki, jakie to zakładać było trzeba wchodząc na sale, no i tak samo plaszcz, ale nie był to płaszcz fizycznie nakładany a jedynie pole ścielące się po ubraniu, więc szata nie traciła na wyglądzie.
Oczywiście, ze to co tu miało ich czekac i zdarzenie o którym mu Jena opowiedział bardzo go ruszyły. Zwłaszcza ze dziewczyna, według wyników morfologii była mocowładna. A to już sprawy jedi.

MOC - 2013-05-11 17:54:20

W szpitalu jak to w szpitalu - panował ożywiony ruch. Co chwilę ktoś przechodził, tu lekarz, tam pielęgniarka a w poczekalni rodziny pacjentów. W centrum zaś olbrzymia recepcja z kilkunastoma stanowiskami. Tam też Jena i James musieli się udać by dowiedzieć się z kim porozmawiać o pacjentce.
Ze zdobyciem potrzebnych informacji problemu nie było - Mavhonica kojarzono a Jamesa to jeszcze bardziej. W końcu czasem trafiał do wiadomości holonetowych. Tak więc obu panów skierowano do gabinetu profesora Sola - wyjaśniono im też jak tam trafić, bo w końcu szpital był ogromnym budynkiem.
Gabinet ten mieścił się w bardziej eleganckiej i spokojniejszej części placówki. Korytarze miały przyjemne pastelowe barwy a ściany pokryte były różnymi wzorami. Wisiały tam też obrazy i zdjęcia najbardziej zasłużonych dla szpitala ludzi. Całości dopełniały wygodne i eleganckie ławeczki oraz egzotyczne kwiaty.
Drzwi do pokoju profesora Sola były częściowo przeszklone z nieprzezroczystej szyby. Obok wejścia znajdował się dzwonek.

Jenathaza - 2013-05-11 18:05:39

Po dokonaniu wszelkich formalności, o ile były, poszli po prostu tam, gdzie pójść mieli. Jena już się zaczynał denerwować. Było to coś pochodnego irytacji, zupełnie jakby oczekiwał ze ten doktor bezie stał z  otwartymi ramionami i czekał na nich z  komitetem powitalnym.
Zerknął ukradkiem na Jamesa, maszerując pastelowym korytarzem, jakby się obawiał, ze ten to wyczuje.

James - 2013-05-11 18:09:47

James prawie się nie odzywał, pozwalając panu oficerowi się wykazać i wszystko pozałatwiać. I by nic nie powiedział, bo oczywiście ze irytację wyczuwał. To był specyficzny rodzaj emocji. Powstrzymałby się od komentarza, gdyby ten tak nie zerkał. Ale zerkał, co mistrza bawiło.
- Nie denerwuj się! – nakazał w pewnym momencie silnym głosem i złapał go za przegub, zatrzymując olbrzyma.
- Jena, spokojnie -  - błysnął do niego zębami w uśmiechu.
- Nic mi nie odpowiadaj. Uśmiechnij się, bo musisz mieć dobry stan umysłu!
Nie dał Mavhonicowi wytchnienia. Nadusił kciukiem dzwonek

MOC - 2013-05-11 18:24:18

Obaj panowie chwilkę musieli poczekać przy drzwiach, ale w końcu się one otworzyły. W przejściu stał niski (w porównaniu do obu gadów) Arkanianin, mierzący ok metr osiemdziesiąt. Miał krótkie, białe włosy oraz białe gałki oczne, charakterystyczne dla jego rasy. Na twarzy miał sporo zmarszczek świadczących o jego wieku. Ubrany w zwykłą, prostą granatową koszulę, wygodne spodnie i biały lekarski kitel. Na widok barabela i chistoriego uśmiechnął się.
- Ah tak, pan Mavhonic i mistrz Treson. Zapraszam
Ustąpił im miejsca i ręką zachęcił ich do wejścia.
Jego gabinet był przestronny i dobrze oświetlony za sprawą wielkiego okna wychodzącego akurat na widniejący w oddali wielki hologram zakrywający ruiny Świątyni. Kiedyś widok ten musiał być bardzo piękny, obecnie jest trochę przygnębiający. Sam pokój urządzony był w nowoczesnym, nieco minimalistycznym stylu. Na ścianach wisiało kilka obrazów i ozdób z Arkani, nadając wnętrzu nieco prywatnego charakteru.
Profesor usiadł na swoim fotelu a gościom wskazał podobne siedziska przed sobą. Jedno z nich było przystosowane dla istot ogoniastych i nieco nie pasowało do wystroju wnętrza. Ktoś musiał je przynieść, z pewnością recepcja powiadomiła Sola o ich wizycie.
- Domyślam się, że przybyli panowie porozmawiać Queni? A właściwie Quenei. Tak ma na imię ta dziewczyna - omwatka.

Jenathaza - 2013-05-11 18:36:14

Co było dziwne dla jego samego nawet, zareagował natychmiastowym rozluźnieniem, a  na twarzy odmalowało się zdziwienie, zaskoczenie własną reakcją.
- tak mistrzu, staram się – nie, on by się nigdy nie ośmielił powiedzieć do mistrza jedi po imieniu. Do rycerza to i owszem. Ba, do senatora by powiedział! Ale do mistrza Jedi nie. Zbyt duża różnica poziomów. Choć wcale nie czuł się „gorszy” jako osoba. James był świetnym gościem. Ale to mistrz jedi.
Kiedy im otworzono, Jena wpuścił Tresona pierwszego i za nim wszedł sam, od razu wędrując wzrokiem na pejzaż za oknem. Tak samo pomyślał – przygnębiający widok. A najgorsze było to, ze młode pokolenie już się przyzwyczaiło i traktowało to jak coś, co tu się należy. Tą kopułę.
Jena usiadł na foteli i dopiero teraz skupił się na lekarzu, chociaż – teraz wyglądał na jeszcze bardziej rozkojarzonego (a przy tym na znacznie młodszego).
- wiec jest przytomna... – nie zapytał, tak powiedział. Wiedział wcześniej ze się obudziła ale jak z jej kontaktem to nie.

James - 2013-05-11 18:48:30

James sam miał 188cm, wobec Mavhonica to mało, ale z Aarkanianinem byli podobnego wzrostu. Był dość cywilizowanej rosłości. Na powitanie po dżedajski się skłonił z lekkim uśmiechem i wszedł, gdzie zasiadł na krześle dla ogoniastych, oj bardzo go ucieszył ten gest, już nawet nie w myśl szanowania jego doczesnych szczątek, a  jego osoby.
Zasiadł i chcąc nie chcąc też przez to okno spojrzał. Ale temat już tyle razy był przerabiany,z  różnymi osobami, z gazetami, z telewizja nawet raz i bez przerwy jeszcze z padawanami i ze zniesmaczonymi jedi, ze teraz już – nie wywołał emocji,z  reszta jedi skupiał się an czymś innym.
- Queni... Piękne imię, miejmy nadzieje ze to dobry znak od Mocy. Panie doktorze... – James, wydychając głośno powietrze przez nos oparł się w swoim siedzisku
- Co powinniśmy wiedzieć przed spotkaniem z  Queni? – czyli studium przypadku.

MOC - 2013-05-11 18:59:29

Arkanienin cicho westchnął po czym nachylił się nad biurkiem i oparł o blat łokcie.
- Cóż, jest przytomna ale... zawsze jest to ale. Ona się boi. Każdego, bez wyjątku. Gdy wchodzi lekarz lub pielęgniarka to zerka nerwowo, kuli się. W dodatku jest małomówna. A właściwie nic nie mówi, tylko komunikuje się przy pomocy tych nowych komunikatorów. Daliśmy go jej by mogła się z nami porozumiewać pisemnie na odległość, by zapewnić jej nieco komfortu. A ona... Cóż, podłączyła go sobie
Mina profesora była trochę nietęga. Spoglądał najpierw na Jamesa a potem na Mavhonica. To na nim najdłużej skupiał swoją uwagę, bo w końcu to on ją tutaj przywiózł. Sol był bardzo ciekawy gdzie ją znalazł, a jakich okolicznościach i w ogóle. Ale niestety sprawa była tajna. Oględnie tylko wiedział, że trzymali ją w zbiorniku z kolto i podłączyli ją do komputerów. I tyle.
- Początkowo miała dostęp do holonetu, ale gdy się zorientowaliśmy, że włamała się do naszych systemów, by czytać swoją kartotekę. Próbowaliśmy rozmów, ale nic to nie dało więc ją odłączyliśmy. Jest utalentowana, ale wyraźnie ma problemy z respektowaniem takich rzeczy jak prywatność.
Profesor był tym faktem zmartwiony. Ale o nie był jego jedyny problem. Właściwie z nią związanych było szereg pomniejszych problemów - tak jak z Sisciem.

James - 2013-05-11 19:19:36

James siedział, kręcił młynka palcami, patrzył na lekarza implanatami oczu (może jakby sobie doktor przypomniał – bo to tez starsza osoba i pewnie długo pracującą – to mógłby sobie przypomnieć, jak Jamesowi, jeszcze za rycerstwa, robiono tu wszczepy implantów oczu. I kilka operacji plastycznych, ale to już na innych oddziałach.
Prawdopodobnie Sol uświadomi to sobie kilka godzin po rozmowie, zawsze tak się działo, James tez tak miał.
Teraz jednak – słuchał i obserwował rozmówcę. Na koniec skinął głową.
- Niech się pan nie martwi i uspokoi personel. W sytuacjach bardzo patologicznych, stresogennych u takich przypadków będą się zdarzały nieliniowe zachowania, dla każdego inne i zarazem dla każdego normalne. Ona została rzucona w zupełnie inną sytuację, przede wszystkim myśli o przetrwaniu. Niepokojącym byłaby apatia, nadmierny spokój. Akcja to wola życia, więc moge panu powiedzieć, ze to dobrze, ze... no walczy na swój sposób. – uśmiechnął się. Owszem, przypadek brzmiał dość przerażająco, ale życie nie jest łatwe. Jak się ma nad czym pracowac to się pracuje, gorzej jak trzeba pracować nad tym zeby móc pracować.
- Ma pan może wyniki skanów neurologicznych? Ośrodkowy układ nerwowy, chce zobaczyć te połączenia, i przede wszystkim jak wygląda jej mózg.
James absolutnie nie chciał podważać kompetencji doktora, jednak – dla psychologa-jedi obraz mózgu, jego uszkodzeń i zmian da światło na to, co danemu pacjentki jest. Przykładowo Sisco miał uszkodzenia w obrębie pól odpowiadających za pamięć i świadomość. To już rzutowało na to jak się może zachowywać teraz i w przyszłości.

Jenathaza - 2013-05-11 19:25:03

Oni tak sobie rozmawiali, pokazywali wprawdzie emocje, ale i tak nikłe w porównaniu do tego co się działo w Mavhonicku. On nie był przy badaniach Sisca, dla niego to był pierwszy taki raz, kiedy powpinano w dziecko jakieś proty, połączono je z maszyną i ono z ta maszyną żyje i korzysta z niej.
Poczuł,ze robi mu się niedobrze. Sięgnął do kołnierzyka i rozpiął guzik przy krtani. Na jedi nie spojrzał, bał się ze tej w jego oczach wyczyta cos, czego policjant mógłby się wstydzić. Słabość, czy coś pochodnego. On miał dzieci. James wiele rozumiał ale nie tego, jak być ojcem i co czuje ojciec kiedy słyszy takie rzeczy nawet o obcym dziecku.
Nie, nie zapyta ile ona ma lat, bo to by w tej chwili mogło go zniszczyć.
Mistrz i doktor rozmawiali. Jena zezował na Jamesa. Twardziel – pomyślał.
-Wiecie, skąd pochodzi? – zapytał w koncu i on. Jeśli z Coruscant, będą szukać jej rodziny i tożsamości. Jeśli spoza – przekażą to lokalnym władzom na jej planecie i stracą nadzieje na cokolwiek, bo zazwyczaj tak to się kończyło.

MOC - 2013-05-11 19:47:42

- Oczywiście, rozmawialiśmy już z psychologiami i ich opinia jest bardzo podobna do pańskiej, mistrzu
Odparł spokojnie Sol. Oczywiście cenił i szanował opinie mistrza Tresona, nie miał zamiaru w żaden sposób go urazić. Po prostu w szpitalu mieli kilku psychologów i oni od razu przyjrzeli się dziewczynie, chociaż niektórzy tylko z zawodowej ciekawości, co już niekoniecznie podobało się arkanianowi.
- Niestety nie. Dziewczyna jest omwatką, tyle wiemy. Poza macierzystą planetą nie spotyka się ich zbyt często.
Odpowiedział ze smutkiem Mavhonicowi. Rozumiał on jego reakcje, bo sam miał rodzinę, jednak on jako lekarz z wieloletnim stażem częściowo się uodpornił na takie przypadki. Ale tylko częściowo. Panował nad sobą, ale nie potrafił przejść obojętnie obok takiej osoby.
- Wciąż przeprowadzamy badania, bo nie rozumiemy w pełni wszystkich modyfikacji.
Sol zmarszczył brwi i przez moment wydawał się jeszcze starszy. Przesunął ręką po blacie stołu w kilka razy w jakieś sekwencji. Przy okazji dosyć rzucały się w oczy jego dłonie. Zadbane, w pełni sprawne (a więc bez drżenia czy jakichś innych oznak ich osłabienia) i przede wszystkim czteropalczaste. Był więc czystej krwi akranianinem.
- Proszę, oto pełen trójwymiarowy skan
Okazało się, że w blat biurka miał on wbudowaną klawiaturę dotykową. A z sufitu wysunął się emiter holograficzny, który teraz wyświetlił trójwymiarowy model skanu dziewczyny w skali 1:1. Model miał zaznaczone kości, cały układ nerwowy oraz wszystkie implanty.
- Jak widać wszystkie bioimplanty skupiają się przy ośrodkowym układzie nerwowym. Są z nim połączone, ale nie ingerują wyraźnie w jego strukturę. Sprawdzaliśmy dokładnie, żadnych widocznych blokad czy ograniczników. Jej mózg jest w zasadzie zdrowy.
Wszystkie implanty rozjaśniły się bardziej. Po chwili pojawiło się kilka nowych połączeń biegnących niczym żyłki aż do dłoni.
- Te tutaj to jakiś rodzaj kabelków łączących się z portami przy nadgarstkach. Zawierają one krótki przewód dzięki któremu może łączyć się z komputerami. Jak droidy.
Profesor wprowadził kilka kolejnych komend i teraz rozświetliły się oczy. Po chwili pojawiło się zbliżenie właśnie na gałkę oczną.
- Tutaj również mamy pewne modyfikacje. Nie jest to implant taki jak mistrza, jednak wszczepiono jej specjalne elektroniczne soczewki poprawiające ostrość widzenia. I jeśli się nie mylę pełnią też funkcję jakiegoś ekranu czy coś w tym stylu. Nie rozgryźliśmy tego jeszcze
Dodał zmartwiony. Po chwili wykres wrócił do pierwotnej skali.
- Ogólnie Queni jest zdrowa. Póki co nie zanotowaliśmy żadnego problemu. Zastanawialiśmy się w jaki sposób... zmusili ją do "współpracy". I uzyskaliśmy od niej odpowiedź. Wszczepiono jej pod skórę czip niewolniczy. Gdy nie robiła tego co chcieli to razili ją prądem, ale nie na tyle silnym by zrobić jej krzywdę. No i ją głodzili.
W głosie arkanianina przebrzmiewały nutki gniewu i pogardy. Współczuł tej dziewczynie z całego serca i chciał jej pomóc. Tak jak przedtem Siscowi.
- Czip usunęliśmy, nie był on trwale z nią połączony. Kwestie głodzenia póki co rozwiązujemy kroplówką i staramy się podawać jej płynny pokarm, ale póki co. No cóż, idzie to opornie

James - 2013-05-11 20:02:01

Szczerze mówiąc James to samo myślał o Mavhonicu. Twardziel. I wartościową, wrażliwą istota, która mimo swojej wrażliwości nie poddaje się emocjom i działa doskonale w służbie republice. Byłby wspaniałym Jedi, i bardzo dobrym mentorem. Moze to nie to samo co ojcostwo, ale to temat pokrewny.
Milczący wielki gliniarz obok był dużym wsparciem dla Jamesa.
Kiedy wyświetlono projekcie, James wstał by lepiej widzieć. Podejrzewał, ze i hologram jest dotykowy, więc sam zatrzymywał i zbliżał poszczególne elementy, jeśli się dało.
Tu by się przydała Ruth Adlaks – pomyślał – w końcu ma w domu dwa cyborgi, ona pomogła by zespołowi dociec do czego to służy i jak działa.
- Tak... warunkowali ja, tresowali, to najprostszy sposób. Nie mogła się bronić. Z tego rodzi się lęk. Nie wie teraz, czy dostanie obiad czy kilka wolt. Nie mogli jej zrobić tego, co Siscowi, bo ona miała być mózgiem, Sisco – operatorem maszyny. Steruje mięśniami droidzim ciałem. Ona jest żywym komputerem... Skrajne przypadki.
Skubnął się palcem i kciukiem po brodzie.
- Modyfikowali jej oczy, to znaczy ze nie mieli w zamiarze w przyszłości pozbawiać jej ciała. Ciało jest potrzebne do warunkowania. Jeśli nie miałaby ciała nie mogli by jej karać bo mózg nie czuje bólu. – myślał głośno, pływając wzrokiem od portu do portu.
- Ile lat temu założono pierwsze cyberwszczepy? – zapytał. Metal z biegiem czasu utlenia się w ciele, tkanka się zmienia, po badaniu materiałów można określić jak dawno założono dany wszczep.
- No i proszę mi powiedzieć jak wygląda kwestia milichlorianów...

Jenathaza - 2013-05-11 20:04:56

Jena słuchał i miał już dość. Ale z każdym „dość” jeszcze twardziej siedział. Nawet w okno nie patrzył A na projekcje to już w ogóle. Tylko na róg biurka. Nie chciał,a  zarazem chciał tego słuchać. Powstrzymywany gniew lekarza budził w  nim potwora. Ale czuł się tak bezsilnie, ze nie mógł nawet wstać z krzesła. I tak naprawdę o niczym nie myślał tylko się bał, ze zaraz usłyszy coś strasznego. Na przykład to, kiedy zaczęli, ile lat to trwa i ile ona ma lat. Ile lat jej zabrano i ile się jeszcze będzie męczyć.

MOC - 2013-05-11 20:20:05

Profesor Sol również był ekspertem od cybernetyki. Dodatkowo zajmował się również genetyką. Był więc kompetentna osobą, by zajmować się tym przypadkiem. Jednakże pierwszy raz trafił mu się taki przypadek. Poza tym ta technologia była dla niego egzotyczna i dopiero dochodzili do tego jak co działa. Ale fakt, Ruth by się również im przydała, była dobrą specjalistką.
- To samo porównanie nasunęło mi się na myśl. Przy Siscu chodziło raczej o brutalną siłę więc jego cybernetyczne wszczepy nie były tak precyzyjne. A w przypadku Queni... cóż, gorąco potępiam to co oni zrobili tej biednej dziewczynie. Jednak obiektywnie na to patrząc. Jest to dzieło sztuki i niechętnie to przyznaję, ale możemy się uczyć od tych, co to zrobili
Sol był nieco zawstydzony tym co powiedział. Co prawda był arkanianinem, a jego rasa słynęła z arogancji, ale umiał poznać dzieło geniusza i artysty. I niewątpliwie taka osoba przeprowadzała te operacje. Jednak cała ta otoczka - to co robili z tą omwatką - napawało go to obrzydzeniem.
- Mamy drobny problem z tym, materiały z których wykonano wszczepy są bardzo egzotyczne. Ale szacujemy, że jakieś trzy, góra cztery lata temu. Miała może wtedy dwanaście lub trzynaście lat. Co prawda zapytana o wiek uparcie twierdzi, że ma 18, jednak wątpimy w to. Znaleźliśmy też ślady terapii genetycznych, mających pewnie wzmocnić jej organizm i przygotować ją na "to"
Ręką wskazał na trójwymiarowy model, przy którym stał James. To na nim w większości skupiał się profesor, ale zerkał czasem na Mavhonica, który jakoś się jeszcze trzymał. Podziwiał jego opanowanie, bo niewielu było w stanie o tym rozmawiać na spokojnie. Lub słuchać tych rozmów.
- Według badań krwi ich poziom jest ponad granicę Zgłoszenia. Nie jest nadzwyczaj wysoki, raczej przeciętny, może nawet odrobinę gorszy
W szpitalu potrafili tylko określić liczbę midihlorianów. Jeżeli przekraczała ona określoną granicę to powiadamiano Zakon i to w sumie było tyle. JAk to sie przekładało na sprawy Jedi to już nie byli w stanie określić.

James - 2013-05-11 20:47:43

- Jena, leć do pielęgniarki po jakiś kubek na te kwiatki... – zwrócił się do Mavhonica. Nie, nie uznał ze ów nie wytrzyma, ale nie chciał go przeciążyć. Chciał mieć go w dobrym stanie za chwile. Przeciążenie jest fantastycznym sposobem na istoty pobudliwe lub z  problemami z agresją. A nie u kogoś takiego jak Jena. Niech się przejdzie.
Ruth przede wszystkim miała to na co dzień, była praktykiem. I James bardzo podziwiał ją za to. Moze i Starm nie radził sobie najlepiej w życiu, ale Sisco miał bardzo duże szanse na normalność mimo znaczącej inności.
- Sisco ma głównie wszczepy domięśniowe i prosty system komunikacji mózg -komputer wspomagający, ale nie na ani jednego protu tak jak tutaj. Jeśli Sisco podłączy się do holonetu, sygnał pójdzie do komputera, który on obsługuje. Tutaj mózg jest komputerem. Proponował bym głębsza analizę chemiczną szpiku, możliwe, ze są tam jakieś nanomaszyny czy inne cholerstwo – na tym się już James nie znał, bo nie miał takich pacjentów, jedyne co ze studiów pamiętał i z rozmowy z jednym patologiem sądowym, który o tym słyszał od kolegi. Bo to bardzo rzadkie przypadki. Z goryczą trzeba przyznać – rzadkie, bo ciężko o przeżywalność takich zabiegów.
-Oba te przypadki świadczą o tym, że sztuka i postęp nie idą czasem w dobrym kierunku, bo to co im zrobiono nie ratuje i nigdy nie bezie ratowało życia które jest najcenniejszą wartością i w Mocy w według republikańskiego prawa
Nie dał po sobie poznać zgorszenia porównaniem arkanianina, był w  końcu jedi i twardych, dżedajskich korzeniach, tradycjonalista (acz jednym z bardziej postępowych członków rady), i rozumiał że dla lekarza który kilkadziesiąt lat siedzi w temacie w pewnym sensie jest to, no... sztuka, to jednak – odpychające. Oczywiście nie miał za złe.
- Milichloriany przyspieszają regeneracje organizmu, im ich więcej tym większe szanse powodzenia takiej operacji, więc możliwe, ze została wybrana do tego dużo wcześniej, a później przygotowywana. Z resztą widać to jak Sisco naprawia szkody po ostatniej operacji. Kolejne podobieństwo. – Jedi usiadł w końcu.
- Czy robiliście jej testy na inteligencje? – zapytał. Podejrzewał, ze nie, ale należało się spodziewać wyniku bardzo, bardzo wysokiego.

Jenathaza - 2013-05-11 20:50:19

- Tak, masz racje mistrzu – Mavhonic wstał. Nie jakoś specjalnie szczęśliwy, dopiero za jakiś czas poczuje wdzięczność. Teraz był kompletnie odmóżdżony. Wyszedł i dopiero za drzwiami zobaczył świat. Szczerze mówiąc to... to miał ochotę się popłakać, chociaż oczy miał tak suche ze az piekły. W ustach też piekło. A kwiaty trzymały się wyśmienicie. Postanowił więc odnaleźć automat i przede wszystkim podlać siebie.

MOC - 2013-05-11 20:58:31

Sol był w większej mierze teoretykiem i to jednym z najlepszych w galaktyce. Przeprowadzał czasem operacje, ale częściej po prostu konsultował. A tutaj wziął ten przypadek w kierownictwo. Po raz pierwszy od długich miesięcy. W dużej mierze ze współczucia, jednak zawodowa ciekawość też o tym decydowała. W końcu był człowiekiem nauki.
Arkanianin zerknął na Mavhonica, ale nie skomentował jego wyjścia. Kiwnął tylko głową ze zrozumieniem. No nie każdy ma stalowe nerwy by coś takiego znieść. A ich jeszcze wizyta czekała.
- Wszystko w swoim czasie, nie chcemy by poczuła się jak obiekt doświadczalny. Mamy czas. Póki co.
Cóż, gdyby mogli to by zrobili wszystkie możliwe testy od razu, a zaplanowali ich sporo. Ale obecnie bardziej liczyło się jej dobre samopoczucie i bezpieczeństwo niż taka ciekawość.
- Niestety. Wraz z postępem musi podążać świadomość odpowiedzialności. Moja rasa coś o tym wie
Mruknął z goryczą. W dawnych czasach arkanianie za bardzo rozwinęli się naukowo, postęp gnał tak szybko że społeczeństwo się pogubiło, co nie miało zbyt dobrych skutków.
- Cóż mistrzu, sprawę midihlorianów pozostawiam ekspertom. A testu nie robiliśmy. Z wiadomych względów.
Po raz kolejny nie chcieli jej stresować.

James - 2013-05-11 21:03:40

- W sumie to było głupie pytanie, wiadomo ze to szpital – James lekko się uśmiechnął, pokazując zęby. Ale ten test może on wykonać sam, bezboleśnie i w miarę bezstresowo. Oczywiście to juz jak zobaczy pacjentkę i jej zachowanie. Możliwe, ze zanim zacznie współpracować minie dużo czasu.
- No dobrze, to nie będziemy przedłużać. Czas na wizytę. – znowu wstał. Wyjdą, tam się pewnie na Mavhonicka natkną.

Jenathaza - 2013-05-11 21:10:59

Jena daleko nie odszedł bo automat znalazł się blisko. Zakupił dwa kubeczki wody gazowanej i oba wypił, jeden po drugim. Nienawidził wody gazowanej. Ale miała jedna znaczącą w tej sprawie cechę – była gazowana i taki parszywy stan w pysku powodowała. Jena miał masochistyczną potrzebę zrobienia czegoś nieprzyjemnego dla siebie. Ale to trochę pomagało.

MOC - 2013-05-11 21:21:55

- Oczywiście, chodźmy
Arkanianin wstał ze swojego miejsca i wyłączył projektor, blokując również klawiaturę. Po chwili wyszedł na korytarz wraz z Jamesem. Po drodze zabrali ze sobą Mavhonica.
Dotarcie do właściwej sali trochę czasu zajmowało. W międzyczasie mógł odpowiedzieć na ich pytania odnośnie pacjentki. W tym przypadku tajemnica lekarska niejako była zawieszona.
Dotarli do oddziału cybernetyki. Sala omwatki była dosyć blisko. Przed jej drzwiami stało dwóch funkcjonariuszy CSB oddelegowanych do ochrony. Przed wejściem należało się wylegitymować i okazać przepustkę. Mavhonicowi i Tresonowi jednak problemów robić nie będą, wiadomo - ważne osoby.
Po przejsciu przez drzwi znaleźli się w małym przedpokoju z szybą wychodzącą na właściwą salę. Przez szybę obaj mogli zobaczyć wygodne, szpitalne łóżko, obok którego stała nowoczesna aparatura medyczna.
W łóżku leżała ona - niebieskoskóra dziewczyna, łysa i wymizerowana. Ręce trzymała na kołdrze i wyraźnie było widać jak jest chuda. Z jej lewego nadgarstka wystawał malutki przewód, który był podłączony do cyfronotesu którym się bawiła. W ogóle nie patrzyła w stronę szyby, jednak obaj mogli też dostrzec, że jej oczy tęczówki świecą nieco jasnoniebieskim blaskiem.
- Oto i Quenei. Poinformuję ją o wizycie, by się tak nie bała.
Arkanianin podszedł do drugich drzwi i otworzył je. Wszedł powoli do środka i zamknął za sobą grodzie. Dziewczyna na jego widok skuliła się niezgrabnie. Widać było, że poruszanie się sprawia jej trudność. Sol nie podchodził zbyt blisko, chwilę coś do niej mówił, ale pomieszczenie było dźwiękoszczelne. Omwatka nic nie odpowiadała, przynajmniej nie swoim głosem.
Po chwili profesor wrócił.
- Możecie wejść. Chyba was zna...
Mruknął zdziwiony. No co do Jeny to nie było dziwne. Ale James? Może w holonecie go widziała?

James - 2013-05-11 21:35:15

Więcej już nie pytał, w gabinecie porozmawiali, teraz po prostu szedł za doktorem. On ten oddział jeszcze za Sisca poznał. A wcześniej sam na nim leżał, ale to dawno. Trochę się pozmieniało. Kiedy już byli w przedsionku i mogli spoglądać przez szybkę, James zaczął działania dżedajskie polegające najprościej – na tak zwanej aurze spokoju. Takie pozytywne fluidy odbierane przez żywe istoty. Pomagało to znieść stresujące sytuacje. W przypadku już „oswojonych” przypadków – znacznie je uspokoić. Sisca tak się nawet uspać dało.
Kiedy usłyszał, ze dziewczyna go zna trochę się zdziwił – jednak odruchowo, ale zaraz sobie przypomniał o czym rozmawiali i przestało to być dla niego dziwne.
- Nie podchodźmy za blisko  -zasugerował Mavhonicowi i wszedł pierwszy.
Nie był pewien na ile w omwatce zostało rozumienia naturalnej mowy ciała, żyła jednak w zupełnie innym świecie. Wszedł spokojnie,z  rękami wzdłuż ciała, pokazując postawa rozluźnienie i spokój. Także lekko się skłonił i uśmiechnął. Nie podszedł blisko. Tylko kilka kroków za drzwi. Aura każdej żywej istoty jest mniej więcej taka sama, on nie wszedł w jej obręb. Była to więc odległość komfortowa.
Wcześniej Quenei skuliła się w reakcji na lekarza. James upatrywał się w tym, prócz zwykłego strachu, także reakcji an zbyt gwałtowne wejście w aurę.
-Witaj, Quenei. Bardzo się ciesze, ze cię widzę – uśmiechnął się serdecznie. W jego głosie, ani na jego twarzy nie było użalania się ani charakterystycznego, „poniżającego” współczucia.
Ani nic narzucającego się. Był on, aura spokoju i treść przekazu.
- Możemy porozmawiać? – pytanie „jak się czujesz” mogło być dla niej zbyt abstrakcyjne jak na pierwszy kontakt.
Musiał mieć tez w pewnym sensie baczenie na towarzysza. Wiedział, ze Jena zareaguje jak normalny człowiek. Będzie mu ciężko.

Jenathaza - 2013-05-11 21:47:15

Ciężko...
On ją niósł na rekach stamtąd, kiedy strzelali to przyciskał ją do siebie, zdawała mu się taka zimna, ile razy miał wrażenie ze ją zgubił, bo nie czuł ciężaru. Serce zamierało mu kilka razy, łuski na karku powinny już odpaść, tak się jeżyły.
Teraz stał pól kroku za Jamesem, widział kawałek jego „łysiny” (be urazy dla Mistrza, tak, Jena wie ze on ma włosy) i dalej łózko... pierwsze dla niej od tylu lat!
Nic nie powiedział. Stał, kwiatki trzymał przed sobą ale dość nisko. Takie fajne, kolorowe, dziewczęce. Wcześniej, zanim odszedł od automatu jeszcze kupił wysoki kubeczek wody niegazowanej i w nim teraz te kwiatki trzymał.
Nic nie mówił. James zrobi to lepiej

MOC - 2013-05-11 21:56:48

Queni skuliła się ponownie gdy weszli do jej pokoju. Niezgrabnie podciągnęła nogi i chciała je objąć rękoma, ale ciężko jej to wychodziło. Jej ręce wyraźnie drżały z wysiłku. A jej oczy przyglądały się im. Były takie nieludzkie - świecące niczym fotoreceptor u droidów, jednak zachowywały się normalnie.
O mowie ciała wiedziała bardzo dużo - ale w teorii. Z praktyką było dużo, dużo gorzej.
W pokoju nie czuła się też komfortowo. nie znała tego miejsca, odwiedzali ją obcy, zadawali pytania, chcieli badać. Bała się, że nie zależy im na jej dobrym samopoczuciu tylko na tym jakie tajemnice skrywa. Na Jamesa i Jenethazę reagowała nieco spokojniej, bo obu znała. Nie osobiście, ale barabela "poznała" przy okazji chybionego zamachu na Sisca i Morrigan. A Jenę doprowadziła do siebie by ją wyrwał z klatki. I udało się. I wiedziała o nich bardzo dużo...
Póki co milczała i tylko na nich patrzyła. A potem dostrzegła kwiaty i troszkę się ucieszyła. Nigdy nie dostała kwiatów od nikogo a i nie wąchała ich od lat.
- Dla mnie te kwiaty?
Zapytał kobiecy, aksamitny głos. Queni jednak nie otworzyła ust. Za nią mówił nowoczesny syntetyzator mowy wgrany do cyfronotesu. W ogóle nie można było poznać, że to tylko syntetyzator - był taki prawdziwy i oddawał też barwę emocjonalną. Jej pytanie wyrażało taka cichą nadzieję, że to dla niej.

James - 2013-05-11 22:03:11

Tym razem James nie odpowiedział. Nie chciał się narzucać i ingerować w komunikacje, która nawiązała się sama, za jej sprawa,a  to najlepszy start w rozmowę. Usunął się więc w bok, tak by widziała całego Mavhonica i jego kwiaty. Teraz to on poczuł silny podziw dla policjanta, właśnie dlatego ze potrafi być tak po prostu dżentelmenrm, przynieść dziewczynie kwiaty, być tak naturalny.
Oczywiście sposób komunikacji trochę go zaskoczył, bo był czymś niespotykanym., Ale po chwili zastanowienia – także szybko się tłumaczyło. Praktyczne, bo jej aparat artykulacyjny pewnie jest bardzo słaby

Jenathaza - 2013-05-11 22:38:01

Dla niego wszystko było trudniejsze. Te oczy – przypomniał mu się natychmiast droid z sithanskim znakiem, który najpierw ich minął a później gonił. Takie świecące oczy. Bo to mu się nawet z Sisciem nie kojarzyło. On nie miał oczu,a  przynajmniej nie było ich widać. Poza tym on, choć młodziutki, był wielki, silny i jednak odwazny,a  ona się bała. Była taka słaba, nieporadna.
Musiały ją męczyć zakwasy po najmniejszym ruchu.
-Tak, to dla ciebie – odpowiedział. Na żywo jego głos brzmiał troszkę inaczej niż w holonecie, kiedy to występował w wiadomościach na tle portu i mówił o akcji.
- Koło mojego domu jest kwiaciarnia „Błękitna Różyczka” – uśmiechnął się delikatnie
- Taka jak ty. I stamtąd są te kwiaty, dla ciebie

MOC - 2013-05-11 22:47:01

Uśmiechnęła się nieco nieśmiało słysząc o porównanie. Spodobało jej się. I znowu kolejny pierwszy raz - dawno nikt jej nie powiedział żadnego komplementu. Lekarze byli mili, fakt. Chcieli jej pomóc. Ale żaden z nich nie dał jej kwiatów i przy okazji nie powiedział jej komplementu.
- Ładnie. Podoba mi się. Dziękuję
Po raz kolejny odpowiedział za nią syntetyzator. W tej chwili w ogóle nie dotykała cyfronotesu - leżał on na posłaniu obok niej a z jego portu wystawał cieniutki kabelek, który biegł do jej ręki. To był taki namacalny dowód na to, że potrafiła myślami kontrolować urządzenia.
Queni nadal zerkała nieufnie na nich, chociaż na Jenę odrobinkę cieplej. Tym miłym gestem u niej zapunktował już na samym początku. No i ją uratował - co też bardzo się liczyło. Co prawda nie pamiętała ucieczki - wszystko od wyjęcia jej ze zbiornika było czarną plamą.

James - 2013-05-11 22:50:45

James założył ręce za plecy i na razie tylko obserwował. No no, Jena był naprawdę czarujący. I u jedi bardzo podwyższyły się jego notowania. Ale nie komentował. Robił sobie „notatki” we własnej pamięci. Wiedział już ze Mavhonicowi można zaufać i on tej dziewczynki nie skrzywdzi jakimś nieodpowiednim posunięciem.

Jenathaza - 2013-05-11 22:56:20

Lekko się uśmiechnął. Na pewno znała dobrze jego uśmiech. Był na tyle charakterystyczny, ze jak już robiono mu zdjęcia, to ze zbliżeniem, by mordę można było dokładnie obejrzeć. Toporny dość miał pysk, zwłaszcza dolną szczękę, ale w realu, w dodatku w odległości można powiedzieć ze łagodniej wyglądał niż na holo.
- Bardzo się ciesze, zę ci się podobają. Chcesz powąchać? – teraz to już nawet błysnął zębami delikatnie, w uśmiechu. Oczywiście by mogła powąchać – zrobić cos czego w holonecie zrobić się nie da, musiała mu pozwolić podejść.

MOC - 2013-05-11 23:01:54

I ona zdawała sobie sprawę z tego, że by je powąchać to on będzie musiał podejść. Zadrżała nieco i skuliła się bardziej, podciągając kolana aż pod brodę, tworząc taki niby murek mający ją ochronić. Niby ochronić. Nie była już dzieckiem. Nie była nim od chwili podłączenia do holonetu, zdawała sobie sprawę ze swojej bezsilności i bezbronności. Ale odruchy pozostawały.
W jej głowie zaś trwała walka. Strach domagał isę by oni trzymali się z daleka. Ale tęsknota za słodkim zapachem kwiatów domagała się by Jena podszedł.
Nie potrafiła się zdecydować. I tak tylko patrzyłą na nich w ciszy przez minutę... dwie... trzy. W końcu nieśmiało kiwnęła głową i się troszkę rozluźniła.
- Ghhc...
Wycharczała z trudem przez swoje gardło, ale zaraz rozległ się aksamitny kobiecy głos.
- Tak, chcę.
Ta forma komunikacji jednak była lepsza.

James - 2013-05-11 23:05:00

[puszczam kolejkę]

Jenathaza - 2013-05-11 23:09:41

Dla jeny to było długie czekanie, ale czekał, choć nie wiedział ile to może trwać. Jednak James stał, więc i on stał. Oczy miał szerzej otwarte – to zaskoczenie, szczególnie to charkniecie go zaskoczyło. Moze nawet trochę przeraziło. Udał jednak, ze nie słyszał. Nagle stwierdził, ze ma nogi jak z  waty. Zwalił to na długi bezruch, choć wiedział ze sam siebie oszukuje.
Bał się, ze zrobi cos źle. Jednak podszedł. Powoli, od przodu, tak by go widziała, z kwiatami przed sobą.
- Spokojnie, nie skrzywdzę cię. Mam w domu dzieci, one mnie nauczyły delikatności... – zapewnił spokojnie bez śladu jakiegokolwiek wytykania jej słabości. Podchodząc obserwował, by uniknąć paniki, jeśli zaś zachowywała choć jako takie opanowanie, podszedł aż pod samo łóżko i podał bukiet ku niej – ale nie nachalnie, tak by się sama trochę ku niemu nachyliła.

MOC - 2013-05-11 23:16:43

Może i Jena nie miał w intencji wytykania jej delikatności, ale to zrobił. Zdawała sobie sprawę z kruchości własnego istnienia. W holonecie o ona była drapieżnikiem. Potrafiła rzeczy o których inni mogli tylko marzyć. A tutaj? W tym łóżku? Kuliła się jak mała dziewczynka ze strachu. Krucha. Delikatna. Słaba. Zjeżyła się i gdyby miała swoje piórkowe włosy to by to wyraźnie zobaczyli.
- Nie jestem... nie chce być delikatna
Parsknął głos z cyfronotesu. Zdławiła własne słabości i strach i gdy Jena wyciągnął ku niej bukiet to nieco się wychyliła. Z tęsknoty za pięknymi zapachami. Ale też chciała udowodnić im i sobie, że delikatna nie jest. Jednak w głębi ducha się oszukiwała i ten pokaz wiele ją kosztował. Ale przynajmniej wdychała piękny zapach kwiatów.
- Dziękuję.
Ponownie odezwał się syntetyzator a Queni opadła ciężko na poduszki i znowu jej ciało przeszły lekkie drgawki wysiłku.

James - 2013-05-11 23:20:46

[puszczam kolejki aż James bezie potrzebny]

Jenathaza - 2013-05-11 23:23:36

- Mówisz jak mandalorianka – podjął on cichym głosem, jakby chciał naprawić swój błąd. A że go popełnił poznał po głosie syntezatora.
- teraz wszystko przed tobą, możesz być taka, jaka zechcesz. Postawie co to na szafce, dobrze? – zgoda oznaczała,z e podejdzie jeszcze bliżej, by postawić plastikowy kubeczek na szafce.
A kwiaty akurat tak się złożyło z wyjątkowo wonne były. Pewnie troszkę syntetycznie, jak to na Coruscant, ale ona nie powinna wychwytywać takich niuansów.

MOC - 2013-05-12 10:16:06

To nowe porównanie musiała przetrawić, co widać było po lekkiej konsternacji malującej się na jej nieco wychudzonej twarzy. O Mandalorianach czytała głównie w kontekście wojny, ale coś naukowego o nich chyba też przeglądała. Tylko co to było?
Po chwili jak przez mgłę sobie to przypomniała, więc tylko kiwnęła głową trochę niemrawo. Ale już się nie oburzała  więc komplement jako tako został przyjęty.
- Mogę być kim chcę?
Zapytała trochę złośliwie, bo wcale tak się nie czuła. Już zawsze będzie mieć te implanty. Nie mogła ich ukryć, wyłączyć, usunąć. Zawsze będą rzutować n jej życie. Ale z drugiej strony może faktycznie będzie mogła decydować o sobie?
- A może wkrótce przyjdzie tu ktoś ze Służb Informacji Strategicznych, by dać mi propozycję nie do odrzucenia?
Tego też się bała. Że teraz druga strona będzie chciała ją wykorzystać. Jak obiekt, atut. Komputer.
Kiwnięciem głowy zaś zgodziłą się na postawienie kwiatów na stoliczku.

Jenathaza - 2013-05-12 10:26:54

Nie domyślał się co ona o sobie myśli, on widział jako nastolatkę i tak też ją traktował w tej chwili. Nie miał świadomości, lub raczej – nie mieściło mu się to w głowie jak rozległą ma wiedzę i ze niektóre rzeczy może inaczej rozumieć.
- Tak, ja zawsze chciałem być policjantem i zostałem nim – postawił na szafeczce kwiaty w kubeczku. Bał się ze znowu się wkopuje z tym przykładem, nie był jak James, on był prostym urządzeniem.
- SIS korzysta z autoryzowanych środków poza tym nie wydaje mi się, by miało taką technologię. No i to Republika. Twoja sprawa jest nagłośniona. Za murami szpitala tysiące obywateli trzyma za ciebie kciuki. Tak jak wcześniej za Sisca, pewnie go znasz?
Postawił kubeczek z kwiatami, i zaraz się odsunął.
- Wiec nie mogą cię krzywdzić. A właśnie – znasz Sisca? – to była bardzo ważna kwestia. Jeżeli przemytnicy przemycili Sisca (w końcu od niego się wszystko zaczęło) w tym roku to
Queni „działała' już od jakiegoś czasu. Jeżeli mieli mieć coś ze sobą wspólnego, to ona go zna i na pewno ma jakiś program do sterowania nim

MOC - 2013-05-12 10:39:31

- A ja chciałam śpiewać a zostałam "tym".
Mruknął głos sceptycznie. Dla niej póki co możliwość decydowania o własnym losie była kompletną abstrakcją. Przedtem to nawet nie mogła wybrać tego co chce zjeść, czego się napić. Nie mogła nawet wyjść na spacer. Włożyli ją do zbiornika i wykorzystywali - tylko czasem ją wyjmowali, ale wtedy faszerowali ją prochami by niczego nie kombinowała. Była więc nieufna wobec świata. Patrzyła tylko z dołu na Mavhonica, skulona i przerażona tym, że nie wie co z nią będzie. Ale trzymała się dzielnie, nie chciała po sobie niczego pokazywać.
- Mhm jasne. Takie rzeczy jak ja się utajnia i wykorzystuje a nie nagłaśnia. Prędzej czy później ktoś do drzwi zapuka - wy, oni, ktoś inny.
Kolejna cegiełka do jej muru lęków - że wrócą po nią, odbiją ją, zamkną na stałe w zbiorniku i tak ją ukarzą, że pożałuje tego, że żyje.
- Znam to za dużo powiedziane. Mam... miałam informacje na jego temat
Sisca nigdy na oczy nie widziała. Ale miała bazę danych w której znajdowało się sporo różnych informacji o nim. Co prawda wszystko zostało w komputerach zewnętrznych, w fabryce. Ale coś niecoś pamiętała. Nie była jednak skłonna by się tym dzielić, nie teraz.

Jenathaza - 2013-05-12 10:47:52

Jena, tak na nią patrząc zobaczył przez chwilę siebie w gabinecie Sola. Tez siedział przerażony i trzymał się za wszelką cenę. Jena rozejrzał się i przysunął sobie krzesło. Ale w oddaleniu od łóżka, by nie stresować.
- Nie myśl tak. Szukamy ich od czasów Sisca i powoli demaskujemy, Teraz nawet Jedi nam pomagają- Spojrzał w tym momencie na milczącego mistrza. Podejrzewał, ze on swoim dżedajeniem jakoś wpływa na spokój Queni. Niestety nie mógł jej obiecać ze już nigdy nikt jej nie skrzywdzi, bo świat jest okrutny a czasy niepewne. Ale starał się ją pocieszyć.
- Sisco trafił w nasze ręce, znaleźliśmy go, teraz ma rodzinę i będzie sam o sobie decydował. Ma obywatelstwo. Twoje życie pewnie bezie wyglądać podobnie
Nie miał zamiaru na razie ją o Sisca wypytywać. Jego sprawa nie była już tak priorytetowa, on żyje spokojnie. Bardziej był jenie potrzebny jako przykład. Bo Queni wiedziała kto to i jak wygląda.

MOC - 2013-05-12 10:56:55

Drgnęła gdy sięgnął po krzesło, ale uspokoiła się gdy usiadł trochę dalej od łóżka. Kwestia bliskości też ją przerażała, bo zazwyczaj gdy ktoś się nią zajmował to nie był on delikatny. Wiązało się z tym sporo złych wspomnień.
- Powoli to kluczowe słowo. Wiem jaki jest postęp śledztwa. Błądzicie po omacku, nie wiecie gdzie szukać. Przeze mnie - przeszkadzałam wam. Musiałam to robić
W tej kwestii Jena nie mógł jej okłamywać bo ona znała wszystkie akta tak dobrze jak on sam, jeśli nie lepiej nawet. W dodatku posiadała rozległą wiedzą o operacjach jej poprzednich "opiekunów". Była wiec cennym źródłem informacji i zdawała sobie z tego sprawę.
- On to co innego. Nie był kluczowy dla sprawy tylko ciekawostką, nowością, prototypem. Po mnie przyjdą, jestem zbyt ważna, zbyt wiele wiem. Jeśli mnie nie odbiją to mnie zabiją
Głos syntetyzatora nagle stracił wszelkie emocje i teraz był przerażająco bezosobowy, sztuczny. A Queni patrzyła tylko na Mavhonica i czasem zerkała na Jamesa, który się nie odzywał. Stał tylko jak posąg.

Jenathaza - 2013-05-12 11:09:29

- Teraz nam już nie przeszkadzasz i przez wdzięczność za to będziemy cię chronić – uśmiechnął się -Poza tym chcemy cię chronić bo lubimy dobre zakończenia. Jak to z Sisciem. Spodziewałabyś się, ze nagle znajdzie się w czyimś domu? Wiem, ze twój los jest niepewny, byłbym głupi gdybym przysięgał ze jesteś bezpieczna. I też się boje, naprawdę... – głos Mavhonica za to nadrabiał teraz emocjami za ich oboje.
- I póki jesteś tutaj, z nami, jesteś bezpieczna. Teraz możesz się rozluźnić. A jeśli z czasem z zdradzisz nam jakieś informacje, które pomogą rozwiązać sprawę, wszystko potoczy się szybciej

MOC - 2013-05-12 11:24:25

Milczała przez dłuższą chwilę. Nie uwierzyła w to, że będzie dobrze. Ona znajdowała się w gorszej sytuacji niż Sisco. On mało wiedział, dali mu spokój. Fakt, miał szczęście, trafił do rodziny która go przygarnęła. Zazdrościła mu tego. Sama o tym nawet marzyć nie mogła. Była zbyt niebezpieczna dla swoich poprzednich opiekunów.
- Póki co.
Padła tylko mrukliwa odpowiedź. Queni spuściła wzrok i wpatrywała się w swoje dłonie i nadgarstki, gdzie znajdowały się małe metalowe dyski wszczepione w skórę. Ich srebrzysty kolor wyróżniał się na tle jej niebieskawej skóry.

Jenathaza - 2013-05-12 11:32:16

- Nie mogę ci kłamać – tylko tyle mógł powiedzieć. Tez patrzył na te metalowe wszczepy. To już do tej pory było częścią jej samej. A le gdyby to usunąć... lub uszkodzić, zmienić, coś z tym zrobić, by uczynić ją bezużyteczną dla nich... na pewno pozostałaby chęć ich zemsty bo ona sama w sobie za dużo wie, ale parcie już nie tak silne.
Albo żeby chociaż podać do wiadomości publicznej, ze wszczepy zostały usunięte.
Musi porozmawiać o tym z kimś z SIS.
- Pójdę już. Lepiej będzie jak odpoczniesz. Ale tak naprawdę, bez wyszukiwania sobie tematów do myślenia. Wtedy szybciej wrócisz do zdrowia
Wstał powoli, Nie podszedł, zrobił zaraz krok do tyłu.

MOC - 2013-05-12 11:38:34

Zerknęła tylko na niego ale nic nie odpowiedziała. Gdyby tylko wiedziała, że Mavhonic myślał o uszkodzeniu lub usunięciu jej wszczepów to by się wściekła. To była już część jej ciała, zaakceptowała to i nawet gdyby mogła nie pozbyłaby się ich. Nauczyła się to wykorzystywać, kontrolować. Usunięcie ich byłoby dla niej stratą równoznaczną z utratą jakiegoś ważnego zmysłu. Lub Mocy w przypadku Jamesa.
- Dla kogoś, kto przez ostatnie kilka lat mógł tylko myśleć to jest trudne. Za trudne
Zerknęła znowu na Mavhonica gdy wstawał. Troszkę drgnęła, ale gdy się już cofnął to znowu się rozluźniła.

Jenathaza - 2013-05-12 11:44:44

Ostatecznie bezpieczniej było utracić jakiś zmysł niż życie, ale nie Jena podejmie tą decyzje. Nie wiedział nawet czy to bezpieczne, pamiętał z niedawna jak Siscowi usuwano dwie diody z mózgu i to była operacja z narażeniem życia.
Ale nie zmienia to faktu, ze uważał, ze to o wszczepy chodzi a nie o nią samą. Jedno bez drugiego traciło na wartości.
- To ze coś jest trudne nie zwalnia nas od próbowania. Ale to na pewno będziesz przerabiać w swoim czasie. Postaraj się nie martwic. Myśl o tych wszystkich wspaniałych rzeczach które będziesz robić jak już skończy się to wszystko. Trzymaj się – to było pożegnanie. Jena wyszedł, zgarniając ze sobą Jamesa

MOC - 2013-05-12 11:50:36

Łatwo się to mówiło - pozbądź się wszczepów a twój problem zniknie. Queni jednak wiedziała jak wygląda jej sytuacja. Włamała się do bazy danych szpitala i przejrzała swoją kartotekę. Wiedziała więc, że usunięcie implantów było praktycznie niemożliwe. Jedynie porty na nadgarstkach można było w miarę bezpiecznie usunąć, a tego nie chciała bo były wygodniejsze w użyciu niż wpinanie kabli w szyję.
- Do widzenia
Odparł za nią cyfronotes a ona już wygodniej rozłożyła się na łóżku. Ręce trzymała blisko siebie, bo wciąż miała z nimi problemy.

Sisco Hasupidona - 2013-05-13 20:13:10

Sisco miał umówioną tego dnia wizytę w szpitalu, była to wizyta kontrolna jednak z pełnymi badaniami i miała trochę potrwać, wie Asyr przyprowadził tutaj Sisca, tudzież został tu przez niego przyprowadzony i spotkał się z kimś innym,z  Mini albo Leri. Tego Sisco nie wiedział, był zdenerwowany że będą mu pobierać krew. Krew pobrano na początku, więc teraz miał czas by ochłonac. Był w ogromnej sali zabiegowo – diagnostycznej na cybernetyce. Znowu przechodził cały maraton badan na roznych urządzeniach, jak przed operacja i zaraz po niej wiele razy. Jego grubasna teczka przechodziła ze stanowiska na stanowisko razem z nim. Choć on jak to on miał skłonności do ucieczek i poznawania innych pacjentów. Na razie było dwoje – dziadek z implantami nóg, które zaczeły coś się psuć – ten był fajny, fajny dziadek. I mały chłopczyk z implantami wewnętrznymi z powodu wady serca – do niego to nie pozwolono się Siscowi zbliżyć bo każda arytmia była niebezpieczna, a na widok Sisca jednak serce może szybciej zabić.
- Dobrze, Meg? Podepnij Sisca pod alfarejestrator. Maszyna do rezonansu nie chce się rozgrzać coś... Znowu.
Ktoś Sisca złapał, diodami poodklejał i wypuścił. To badanie miało po prostu badać fale mózgowe więc nie trzeba było go trzymać, mógł sobie spokojnie chodzić w wydzielonej energetyczną ścianką strefie. Z jednej strony graniczyła ta ścianka z laboratorium gdzie jego krew badano,z  drugiej strony łozko rehabilitacyjne, tylko jedno, bo czasem diagnozowano właśnie podczas czynności rehabilitacyjnych, lub po prostu na leżąco.
Zwykle wszystko było razem, bez scianki (wysokosci około 150cm) ale dziś ze względu na pacjenta tak go zabezpieczono

MOC - 2013-05-13 20:29:39

Dzisiejszego dnia na salę rehabilitacyjną przyprowadzono pacjenta, który najwyraźniej chciał pozostać anonimowy. Na wózku dla niepełnosprawnych siedziała osoba szczelnie opatulona zwykłym białym szlafrokiem z kapturem, który teraz naciągnięty był na głowę. Tajemniczy pacjent siedział skulony i pochylony, ręce trzymał przy sobie jakby się bał, że zaraz coś złego się stanie. Pacjentem zajmowała się pielęgniarka - starsza twi'lekanka o miłym wyrazie twarzy i o łagodnym usposobieniu. Co chwilę mówiła uspokajające rzeczy. W odległych drzwiach stanęli dwaj funkcjonariusze CSB w mundurach.
Wózek podjechał w końcu do łóżka i pielęgniarka wzięła na ręce tajemniczego pacjenta i położyła go na łóżku. Osoba w szlafroku musiała być bardzo lekka - pewnie jakiś przestraszony dzieciak.
Pielęgniarka zerknęła na Sisca i zawahała się. A pacjent leżał sobie i się nie ruszał. Twi'lekanka westchneła i nachyliła się ku kapturowi i coś powiedziała temu komuś na ucho. A potem zabrała się do zdejmowania szlafroka. Najpierw wyswobodziła jedną rękę - była cała niebieska. Potem druga - również niebieska. I w końcu zdjęła cały szlafrok.
Na łóżku leżała drobna, wychudzona istota o niebieskiej skórze. Na głowie nie miała włosów a poniżej, na szyi coś wystawało z jej skóry. Mały metalowy krążek o dosyć futurystycznym kształcie - tzn. takie najczęściej widywało się na holowidach. I takich krążków było kilka - biegły wzdłuż kręgosłupa.

Sisco Hasupidona - 2013-05-13 20:38:10

Sisco był odgrodzony od tamtych zdarzeń. Nie mógł podejść za bardzo i znaleźć się bezpośrednio przy tym tajemniczym pacjencie – i właśnie do tego była ta siatka, by nie podchodził. Łatwiej go odgrodzić niż upilnować. Ale zachowywał pełny, dostojny spokój, na początku nawet się nie interesował, dziadek go tam bardziej zajmował, drapał, zagadywał. I dopiero wejście funkcjonariuszy CSB postawiła Sisca w stan alarmowy. Nie bezy źle kojarzył – właśnie dobrze kojarzył, więc podszedł do drugiej ścianki, głośno mruczą, i teraz bocznymi oczkami widział postać w szlafroku – a przednimi policjantów, na nich zdawał się patrzeć, więc nie peszył. Ale patrzył tak samo uważnie na właścicielkę niebieskiej ręki.
- Niezwykłe spotkanie – szepnęła pielęgniarka ze strony Sisca do pielęgniarki po drugiej stronie.
Mnie wiedział o co chodzi, wydał z siebie stłumione, zwierzęce parskniecie i „przewiesił” leb przez barierę, ale na chwile, bo wiadomo, niewygodnie. Ale wyglądało to jakby się szykował do przełażenia.
- Sisco, odsuń się!  - pielęgniarka go odciągnęła. To znaczy pociągnęła go, dalej to jzu jego dobra wola. Ale się odsunął, choć został przy barierze i teraz drugim bokiem patrzył co to niebieskiego w kocu przynieśli.

MOC - 2013-05-13 20:54:16

Twi'lekanka zerknęła na Sisco a potem na swoją koleżankę, po czym konspiracyjnie przysunęła się do siatki.
- Pilnuj go, dobrze? Jest zbyt ciekawski i mógłby biedaczkę przestraszyć. I tak już jest kłębkiem nerwów
Powiedziała to na chwilę przed przewieszeniem łba przez barierkę, na co pielęgniarka zareagowała nieprzychylnym spojrzeniem, a funkcjonariusze CSB poruszyli się nerwowo. Ale uspokoili się, gdy zobaczyli, że sytuacja jest opanowana.
Tymczasem niebieski pacjent w ogóle się nie poruszał ani nie odzywał. Twi'lekanka podeszła do jej łóżka i z pobliskiej szafki zaczęła wyciągać różne maści wzmacniające.
- Nie bój się Queni, to tylko Sisco. Wygląda trochę strasznie ale to bardzo miły chłopak, prawda Sisco? Będziesz grzeczny
Pielęgniarka zwróciła się bezpośrednio do ich wielkiego sąsiada, przygotowując się do czynności rehabilitacyjnych. Jeszcze tylko wyjęła czujniki i przypięła je w okolice tych metalowych krążków na skórze pacjenta.

Sisco Hasupidona - 2013-05-13 21:10:58

Sisco był w stanie ta przeszkodę sforsować, ale na pewno nie w przeciągu minuty, bo to jednak mocne zabezpieczenie. Teraz jednak stracił zainteresowanie walką z nim. Panie coś koło niego mówiły, więc zaraz skupienie uwagi – wiadomo,co nie do nas a o nas to najbardziej interesuje. Sisco po operacji miał lekki niedosłuch, co było już zdiagnozowane. Oznaczało to ze musiał się skupić na tym, co mówiły, a skupienie się to +1 do opanowania go.
Miał też lekkie porażenie lewej strony więc rehabilitacja na pewno też go czeka.
Za to nadal miał wyśmienity wzrok, i zza bariery przyglądał się temu co pielęgniarka robi. Doskonale tez widział metal na skórze. Jednak – to w końcu cybernetyka.
- tak jest – zadarł łeb strasznie dumnie jakby się tym chełpił ze umie być grzeczny, ale o co chodziło, to moc jedna raczy wiedzieć. Jednak – raczej coś dobrego.
- Jestem grzeczny prawie zawsze. Dzisiaj jestem – i łeb przekręcił, bo mu akurat pielęgniarka widok zasłoniła. Ruszył też pól kroku wzdłuż bariery, z charakterystycznym szumem ciężkich hydraulicznych tłoków.
- Krew mi pobierali – tak, bez tego obyć się nie można, zeby się nie pochwalić.
- jej też będziesz pobierać krew? – zauważył, bo w końcu ręka,z  ręki się krew pobiera. Mu akurat nie, jednak z reguły - tak

MOC - 2013-05-13 21:23:11

Tymczasem pielęgniarka umieściła wszystkie czujniki, po czym skalibrowała je w komputerze, tak by wyniki wyświetlane były na monitorze. A po chwili wzięła do ręki trochę maści i zaczęła wcierać ją w mięśnie pacjenta. Biedak był strasznie mizerny, w ogóle nie stawiał oporu, tylko leżał bezwładnie z głową zwróconą w drugą stronę.
Twi'lekanka po wtarciu maści nabrała kolejnego środka na ręce i zaczęła masować mięśnie.
- Skąd wiesz, że to ona Sisco?
Zapytała pielęgniarka nie przerywając swojej pracy. Na początek masowała mięśnie pleców przez kilka chwil, po czym włączyła program stymulujący który pomagał przy rehabilitacji.
Twi'lekanka po chwili domyśliła się, że pewnie wpadł na ten pomysł na podstawie imienia. Ale da mu czas na odpowiedź, niech sam się pochwali swoją inteligencją.

Sisco Hasupidona - 2013-05-13 21:30:43

Sisco teraz patrzył na monitor. On tu nie nowicjusz i wiedział co te wykresy oznaczają. Jego monitor gdzieś daleko stało, bo on miał diody przenośne, nikt już nie chciał ryzykować pozrywanych kabli. Chociaż teraz akurat stał wzorowo i prawie się nie ruszał – bo coś ciekawego działo się niedaleko.
-Imię Queni nie pasuje do chłopaka. Chyba ze zdrobnienie od Quentin, jak Quentin Rag z „Niezapomnianych”
I taka to była Siscowa inteligencja. Znudziło mu się stanie w bezruchu, więc zrobił sobie pól kroku tym razem w drugą stronę, zostając z jedną nogą w górze, by teraz próbować oprzeć ją na pionowej ściance. Bez obaw – nic się nie stanie, ale próbował. I mruczał. Z pól minuty z głowy go mieli, później znowu.
- Ale będziesz pobierać krew jej? – znowu. Mania to jest mania.

MOC - 2013-05-13 21:43:37

Twi'lekanka uśmiechnęła się do Sisca.
- Masz rację, Queni to żeńskie imię.
Pielęgniarka zerknęła na głowę swojej pacjentki, ale ta się w ogóle nie poruszyła, zupełnie jakby spała. Ale ona dobrze wiedziała, że omwatka leży i słucha. A komunikować się nie ma jak, bo nie wzięła jej cyfronotesu. No chyba, że pożyczy jej na chwilę swój komunikator. Ale podobno zabroniono.
- Już pobierano Sisco. Teraz tylko rehabilitacja bo ma bardzo słabe mięśnie i nie moze sama chodzić. Mówić też nie bardzo potrafi.
I wtedy Queni chrząknęła głośno, dając wszystkim do zrozumienia, że ona tego wszystkiego jednak słucha.
- Och przepraszam, nie chciałam cię obgadywać.

Sisco Hasupidona - 2013-05-13 21:52:57

- Nie przejmuj się, Queni, ja też wielu rzeczy nie umiem i ciągle jestem obgadywany – teraz już się bezpośrednio do niej zwrócił, raczej nie w charakterze komunikacji bo jak ktoś „nie umie mówić” to nie odpowie. Był pewnej szczerości nauczony no i generalnie pozytywnie nastawiony do świata.
- Ja też będę miał rehabilitację, ale chyba potem. Jeszcze nie wiem. – przypadek Sisca nie był pilny, więc czekał na swoją kolejkę.
Teraz jednak mógł obserwować jak to się odbywa. Jego raczej nie będą smarować maścią. Jego rehabilitacja będzie brutalniejsza.
- Nie ruszaj się mały, ciśnienie ci zmierzę – jakaś pani się do Sisca ze sprzętem przykleiła. Miała szczęście, ze on teraz taki zapatrzony na drugą stronę bariery.
Warto przypomnieć ze Sisco był fizycznie ogromnym droidem przypominającym ciężkie wojskowe jednostki. Miał działa po bokach – bardzo duzego kalibru, acz obecnie nienaładowane. Owe działa i łeb wystawały ponad bariera. Nogi były trochę rozmazane. Wszystko pokryte czarnym pancerzem. Nie miał oczu,a  przynajmniej nie było ich widac.
- ja tez na początku maiłem słabsze mięśnie i maiłem zakwasy - kolejna relacja. Ale przynajmniej dzięki temu nie utrudniał zycia służbie zdrowia.

MOC - 2013-05-13 22:14:11

Dziewczyna tylko cicho charknęła w odpowiedzi a pielęgniarce zrobiło się jej żal. Biedaczka nie mogła chodzić, mówić, decydować o sobie. Leżała tylko w łóżku i nawet holonetu jej zabraniali. A Sisco tymczasem był taki miły, że próbował z nią nawiązać kontakt, a ona nawet nie mogła mu odpowiedzieć.
W końcu postanowiła coś z tym zrobić. Wytarła ręce do ręcznika i z kieszeni wyjęła swój komunikator. Mrugnęła do Sisco a potem zrobiła takie konspiracyjne "Ciiii".
- Masz Queni.
Podała jej komunikator. Dziewczyna po raz pierwszy się poruszyła i sięgnęła dłonią ku urządzeniu. Przesunęła je sobie bliżej a potem nie wiadomo ska (przynajmniej dla Sisca bo on tego nie mógł widzieć wyjęła kabelek i podłączyła go do komunikatora.
Przez kilka chwil nic się nie działo aż nagle komunikator odżył.
- Dziękuję, tak lepiej.
Odezwał sie jakiś kobiecy głos, pozbawiony jednak emocji - był to syntetyzator mowy.
- Sisco... kojarzę cię

Sisco Hasupidona - 2013-05-13 22:20:26

Był już całkiem obeznany w tym co wolno a co nie, ale tego akurat nie wiedział, ze nie można dawać. Bo skąd, skoro mu dawali różne rzeczy,w  kieszeniach gotowaną marchew przynosili i kisiel zalewali. Konspiracyjne „ciii” dało mu bardziej do myślenia – o co tu chodzi, ale może to taka tajemnica?
Komunikator, który nagle zaczął mówić niezależnie od operatorki (Sisco nie widział też by wpisywała coś) był dużo bardziej intrygująca kwestią. Aż wywołał pytające „hrrrrh?”. Poruszył się, ale nie na tyle by coś zepsuć pani od ciśnienia.
- Jak to działa?  -zainteresował się, jednak – półgłosem. Nie do końca śmiało, czyli pewnie nie bedzie się dopominał odpowiedzi nawet jeśli Queni postanowi go olać.
- Bo o mnie dwa razy pisały gazety – kilka wzmianek było o Siscu, bo to taka ciekawostka. Ale ogólnie cicho.

MOC - 2013-05-13 22:37:30

Queni najbardziej interesowało to, że miała w końcu dostęp do holonetu - a dopiero dzięki niemu prawdziwie żyła. Ale póki co zrezygnowała z włamywania się do serwerów szpitalnych. Znowu ją nakryją i tym razem mogli jej całkiem odebrać cyfronotesy. O nie, teraz przeglądała sieć w poszukiwaniu jakichś informacji na swój temat. Ciekawa była, bo w końcu Mavhonic mówił, że głośno było o jej sprawie. Ciekawe czy kłamał?
No i był jeszcze Sisco. Przekręciła głowę by na niego spojrzeć a on mógł popatrzeć sobie na jej twarz. Była ona nieco wychudzona, o ostrych rysach i oczach świecących własnym blaskiem. A właściwie to tęczówki świeciły nie całe oczy. Reszta normalna.
- Normalnie. Ja myślę a komunikator mówi za mnie. Nie lubię swojego głosu, jest paskudny. A syntetyzator może mówić jak chcę. O tak
Ostatnie słowo wypowiedział już męski głos. Queni bawiła się ustawieniami w komunikaotrze, podczas gdy pielęgniarka zajęła się masowaniem jej nóg.
- No tak
Początkowo chciała sie rzyznać skąd go zna, ale szybko się rozmyśliła. To by było strasznie głupie.

Sisco Hasupidona - 2013-05-13 22:46:11

Ostatnimi czasy poznawał tyle nowości, ze kolejna nowość została odebrana całkiem naturalnie. poza tym poza zasięgiem, więc się nie emocjonował.
- Ale przynajmniej go masz – zauważył. Nie miał w zamiarze tym zaznaczać, ze on nie ma już swojego głosu. To była wypowiedź całkowicie bezrefleksyjna. Ot – przynajmniej masz.
- tez tak umiem. Ale jest tez osoba która to umie a której ja nie do końca lubię więc tak nie robię – mowa oczywiście o Thorulu, przez którego miał szlaban – czego do grobowej deski pewnie nie zapomni, jak pobierania krwi i przekopnicy.
- Ale to nie ty
Dla sprostowania, choć logiczne, ze nie ona. Patrzył teraz jak jej nogi masują. Sam przeważył się lekko na jedną stronę i podniósł nogę. Wyglądał jakby właśnie zauważył, ze jego noga się inaczej zgina niż jej. I ich wszystkich.
- Carla, on strasznie niskie ciśnienie ma... – zauważyła głośno pielęgniarka patrząca na ekranik przyczepionego do boku Sisca aparacika. A on momentalnie zastygł w bezruchu. I tak mało się ruszał, ale kiedy tak znieruchomiał to dopiero stało się to widoczne. Chyba się wystraszył. Pani pielęgniarka tez miała nietęgą minę.

MOC - 2013-05-13 23:04:48

- Mam. Ale wolę się tak komunikować. I to mój wybór
Zaznaczyła z naciskiem już kobiecym głosem. Co prawda obecnie nie komunikowała się zbyt wyraźnie włąsnym głosem - rehabilitacja trwała, to jednak nadal preferowała taką formę porozumiewania się. Robiła tak od kilku lat, przyzwyczaiła się do tego. Używanie komunikatorów i innych urządzeń dawało większe możliwości, niezależne od ograniczeń ciała. To był jej wybór, że wolała syntetyzatory.
- I co, pozwalasz by jakiś palant wpływał na twoje decyzje?
Może i głos z komunikatora był bezosobowy, to jednak można było zrozumieć o co chodziło Queni. Trochę przedrzeźniała Sisca. Jej odebrano możliwość decydowania o własnym losie, nie potrafiła tego zbytnio. A teraz zwrócono jej wolność i nareszcie mogła decydować o sobie - w ograniczonym zakresie. I na nieszczęście otoczenia wchodziła też w młodzieńczy okres buntu, więc mogą być z nią problemy. Bo chociaż w kontaktach międzyludzkich była przestraszona i bezbronna, to w holonecie potrafiła siać spustoszenie i teraz czuła się jak nexu spuszczony z uwięzi. Buszowała po sieci i teraz z ciekawości szukała Sisca.
I w końcu go znalazła.
- Co nie ja?
Posłała mu wiadomość tekstową.
Tymczasem nieświadoma wybryków swojej podopiecznej twi'lekanka dalej ją masowała i zerkała na swoją koleżankę.
- Powinniśmy powiadomić lekarzy

Sisco Hasupidona - 2013-05-13 23:17:36

- Nie. To mój wybór – odparł Sisco. Czy do końca rozumiał co mówi? Na pewno sporo rozumiał i to, ze akurat nie bawił się głosem było jego wyborem, bo chwilowo to go nie kręciło. Ale na ile był świadom siły swoich wyborów to inna sprawa. Jednak „był jeszcze mały”, co zawsze zabawnie brzmiało wobec jego osoby.
W holonecie zaś prócz tego, co o Siscu pisały różne portale – a było kilkanaście drobnych artykulików, było tez konto Sisca (pod nazwa „Orbita Dupy”) na portalu „edukacyjnym” dla dzieci „zapytam.rep” oraz już jako Sisco (nie Orbita Dupy)  na forum akwarystycznym, aktywny był w dziale o przekopnicach, gdzie zamieszczał strasznie dużo zdjęć i barwnych opisów swojego zwierzaka – przekopnicy korreliańskiej.
Na nadesłanie mu wiadomości nie zareagował fizycznie, ale zdziwił się i – nie był pewien z kim pisze. Wszystko wskazywało na to, ze z Queni,a  to by było dziwne...
No to nie ty – odpisał. Zobaczymy co się stanie.
Tymczasem pielęgniarka już odpinała mu płytki z  tyłu specjalnym kodem który opracowano w szpitalu.
- Niech ktoś poprosi doktora. Wydaje mi się ze ma tez podwyższoną temperaturę. Macie jego wyniki już? Sisco nagle wrócił do rzeczywistości.
- Moje?
-Sisco, a  co ty dzisiaj jadłeś?
-Parówki nie!
– tak, on już wiedział o co im chodzi.

MOC - 2013-05-13 23:31:45

- Na pewno?
Dopytywała się Queni. Sisco był młody, właściwie to umysłowo jeszcze był dzieckiem. A ona musiała przedwcześnie dorosnąć, ogarnąć wszystko czym się zajmowała. I jej logika nieco się pokręciła. Teraz to widziała tak - Sisco mógł zmieniać głosy, dobierać je tak jak mu pasowało, jaki miał nastrój, lub po to by się popisać. A potem poznał kogoś, kto to samo umiał, pokłócili się lub po prostu się nie lubili. I przez niego tego nie robił, by się do niego nie upodobnić. I pozwolił tym samym by ktoś go ograniczył.
[b]- To ja. Prawdziwa ja. Teraz patrzysz na moje ciało i widzisz słabą istotę. Nie mogę się ruszać, mówić, bronić. Zdana jestem na łaskę innych. Ale tu, w holonecie jestem sobą. Jestem tym kim mnie stworzono. Pytałeś jak to robię. To proste. Z moim rdzeniem kręgowym połączono wiele implantów. Potrafię się łączyć z urządzeniami, kontrolować je. Potrafię też buszować po holonecie, nieskrępowana i wolna. [/i]
Queni nikt nie wychowywał, nikt jej nie kochał. Nie przytulał, nie troszczył się o nią. Tylko ja wykorzystywano i tresowano. Tak by jak najefektywniej wykorzystywała swe zdolności. I teraz też to robiła, bo w sumie tylko to potrafiła.
Teraz jednym uchem przysłuchiwała sie rozmowie pielęgniarek i Sisca a inną częścią umysłu sobie swobodnie hasała po holonecie.
- Zaraz ktoś przyjdzie

Sisco Hasupidona - 2013-05-13 23:43:52

- na pewno – odparł bez namysłu. Sisco był na poziomie bardziej kalkulacji niż siły swojego zdania. Opłacało mu się być grzecznym, lubić to, nie lubić tego. Ale nie ma co się dziwić, miał rodziców od których mógł dostać szlaban w każdej chwili. Na tym polega bycie dzieckiem ze na świadome „swoje zdanie” jest się trochę za młodym. Oczywiście były tematy w których czuł się pewnie i swoje zdanie forsował. Na przykład w hodowli przekopnicy – kłócił się z matką ze ma być tak jak on chce. I było dobrze, bo w tym siedział – czytał u innych.
Generalnie jednak musi jeszcze trochę podrosnąć.
A z głosami było zupełnie inaczej – bo nadal modulował swój głos emocjonalnie, to było „naturalnie”. Jednak nie podszywał się pod inne osoby bo ktoś kto tez może tak robić nie jest przez niego lubiany. Przez to czynność jest nieatrakcyjna, wcześniej tez nie była. W pewnym sensie jakieś wycofywanie się i unikanie też.
Ale jak twoje, jak to ujęłaś słabe ciało zachoruje, będzie głodne albo się uszkodzi, to tak samo nic nie będziesz mogła zrobić w holo
Odpisał. Uznał ze to zbyt „intymny” temat by o nim głośno mówić. Znał pojęcie intymności, bo jego często „gwałcono publicznie” bo 'dziecko nie rozumie”. A guzik, rozumie sporo.
I w holo jak widać był trochę dojrzalszy. Tez nie czuł się obciążony fizycznością i rolą społeczną.
- czuję się dobrze... – mruknął do pielęgniarki, pochylając łepek w ten swój ujmujący sposób. Został pogłaskany, owszem. Ale chyba nic nie wyprosi.

MOC - 2013-05-14 18:28:58

Na te "na pewno" już nie odpowiedziała, tylko dalej leżała i pozwalała się masować. Właściwie to nie był jej wybór tylko szpitala. Nie lubiła gdy ktoś obcy ją dotykał, ale zaciskała zęby i jakoś się trzymała. Przetrwała niewolę to i szpital przetrwa. Ale komfortu psychicznego nie miała.
Tymczasem na holo szybko przyszła odpowiedź. Ta forma komunikacji jej pasowała, bo nikt nie mógł ich podsłuchać - o to już sama zadbała.
- Jestem tego boleśnie świadoma.
Odpowiedź była krótka i prosta - przynajmniej dla Sisca. Ale ktoś, kto poznał przynajmniej jej ogólną historię to te słowa były bardziej dosadne. W końcu przez ostatnie kilka lat jej oprawcy wykorzystywali jej ciało przeciwko niej - by ją kontrolować. Z tego powodu czuła się też rozdarta, bo część jej świadomości pragnęła oderwania się od ciała - kompletnego przeniesienia się do Holonetu. Wydawałoby się, że to abstrakcja, ale kto wie? Może ktoś prowadził badania w tym kierunku? Skoro ona już ma bardzo ułatwiony wstęp do tego świata.
Z drugiej strony ta jej druga część pragnęła powrotu do świat a żywych. Niedawny prezent - zwykłe kwiaty - sprawił, że zapragnęła znowu wyjść na słońce, poczuć wiatr na twarzy i we własnych włosach. Dłońmi poczuć zieleń traw i miękkość kwiatów.
No pewnie nic Sisco nie wyprosi. Twi'lekanka na chwilę przerwała swoją pracę i zbliżyła się do siatki, by skonsultować się z koleżanką. A Queni leżała sobie dalej spokojnie.

Sisco Hasupidona - 2013-05-14 18:39:20

Zaś Sisco wyraźnie lubił być dotykany i widać było to po jego zachowaniu, choć teraz akurat sie nie mizdrzył, ale sam jego spokój podczas kontaktu fizycznego z  personelem i sprzętem świadczył o tym, ze lubi. Na pewno odczuwał dotyk inaczej niż Queni, ale odczuwał.
Odczuwał tez lęk, ze go w szpitalu zostawia. Westchnął słyszalnie i znowu przewiesił łeb przez barierę która była na tyle mocna by mu ten łeb utrzymać. Zaraz mu pewnie przerwa, bo emitery powyrywa w ten sposób.
Ja mam odwrotnie. Moje życie zależy od maszyny, jeśli jej coś się stanie, to po mnie
Odpisał, a ze był to tylko tekst, trudno było dojść jakie przenosił emocje. Chyba nic wesołego biorąc pod uwagę te pozycje.

MOC - 2013-05-14 18:54:53

Sisco jednak miał rodzinę miał szczęście. I tego skrycie mu Queni zazdrościła. Ona nie miała nikogo. Nikt nie przyjdzie jej odwiedzić, by zapytać się o zdrowie, nikt nie przytuli, nikt nie będzie jej pilnować. Spędzi w tym szpitalu tygodnie i miesiące, a potem co? Sama będzie musiała sobie radzić, bo uparcie twierdziła, że ma skończone osiemnaście lat. Bo bała się, że trafi do domu dziecka a przecież z takiego miejsca pochodziła. Z tego domu ją zabrano siłą bo miała talent.
- Ale jesteś wielki i przerażający. Kto cię zaczepi? Kto spróbuje wykorzystać?
Jak dla niej Sisco z powodzeniem mógł się bronić. Jeśli nie bronią, to posturą, siłą, wytrzymałością. A ona miała tylko wiotkie ciało - potrafiła wykorzystywać tylko siłę swojego umysłu. Nic więcej.

Sisco Hasupidona - 2013-05-14 19:03:03

Teraz miał, ale przecież zaczął jako przemycony towar, znaleziony na ulicy. Uratowany. Później trzymany w gabinecie Jamesa, kiedy klarowała się jego sytuacja. Pracowano wtedy z nim. Queni startowała podobnie.
Ale nie znała tej nieoficjalnej drogi Sisca, więc nie wiedziała.
Nie znała też osób które ją uratowały. On znał, więc był spokojny. Mógł być spokojny bo już umiał ufać.
Ten, kto bezie potrzebował wielkiego, przerażającego droida. Nie każdy potrzebuje wysublimowanej SI, wydaje mi się,ze dużo więcej osób chciało by mieć strażnika który naokoło wszystko miażdży
Zdawał sobie sprawę, ze gdy on skończy 18 lat, to będzie miał oferty pracy, owszem – na ochronie, na stróżowaniu, jako bodygurd. I albo będzie się marnował, zarabiając ”ciałem”, albo zaprze się i będzie szedł pod wiatr.
Wydaje mi się, ze się przejmujesz. Nie przejmuj się. Mój tata urodził się z  rozległym porażeniem mózgowym. Nie wyszedł z  tego, ale ma egzoszkielet i żyje. Ma żonę. I mnie ma...

MOC - 2013-05-14 19:21:01

Oboje mieli poniekąd podobne starty. Może i Queni się poszczęści? Póki co bała się o swoje bezpieczeństwo, bo była mózgiem całej operacji, znała wiele tajnych danych, wiele osób. Mogła z tego zrobić użytek. I pewnie zrobi, ale później, gdy dojdzie do negocjacji z SIS. Bo za darmo nic nie wyjawi, o nie. To była jej jedyna karta przetargowa.
- Masz przecież własny mózg, dasz radę się obronić przed tym.
Odpisała mu. Sisco miał też rację, niewiele osób chciało mieć przy sobie SI. Lub kogoś o możliwościach SI - po prostu ze strachu. O droidzie to wiadomo co potrafi i jak go unieszkodliwić. A SI? Może narobić olbrzymich szkód w tak skomputeryzowanym świecie i nawet nikt się nie zorientuje. Poza tym może się buntować, inwigilować itp.
- Ha, nie przejmuj się. Nie rozśmieszaj mnie. Widzisz tych funkcjonariuszy CSB? jak myślisz, po co tu są?

Sisco Hasupidona - 2013-05-14 19:35:17

Miała jednak swoją kartę. Coś, czego Sisco nie miał. Sisco miał szczęście, ze go nie uznali za przedmiot niebezpieczny i nie rozebrali. Ale nie myślał o tym. Jak się wygrywa los na loterii to się o vat nie wykłóca.
Wiesz, bee się starał, a co z tego wyjdzie to zobaczymy.
Ostatnie wydarzenia pokazywały, ze mózg to nie jest to, co jest w obecnych czasach najbardziej trendy, ale tym nie chciał Queni dołować.  Poza tym to głupi temat, Sisco go nie lubił.
Może jak już będę wiedział co chce w życiu robić – i uśmiechnięta buźka na końcu zdania.
A to ze CSB jest to akurat dobrze! Za mną jedi chodzili. No rooozchmurz się – i teraz kolei wysłane zostały przytulające się emotikonki. Jedna była smutna, druga ją rpzytuliła i obie były uśmiechnięte.

MOC - 2013-05-14 19:54:26

Twi'lekanka w końcu wróciła do swojej pacjentki i wznowiła rehabilitację, wywołując tylko gniewne pomruki u Queni. Ale dalej leżała spokojnie, jeśli chciała odzyskać sprawność swojego ciała. A chcąc nie chcąc musiała być zdrowa by móc cokolwiek zrobić. I by się bronić.
- Tia. Pożyjemy zobaczymy
Niestety wiele rzeczy i spraw było niezależnych od naszej woli. Queni to wiedziała. Miała co prawda szesnaście lat, ale musiała szybciej dorosnąć. Wiedziała więc więcej niż przeciętna nastolatka, rozumiała też więcej. I przez to nie żyło jej się wcale lepiej.
... Dobrze. Bardzo dobrze. Ale to też oznacza, że...
I urwała. W gniewie chciała mu wygarnąć, że nic nie rozumie, że nie wie jak to jest żyć w strachu, że w każdej chwili przez drzwi przejdzie jej "opiekun" albo jakiś zabójca, by ją uciszyć na zawsze. Nocami nie mogła spać, bo jej umysł zalewały informacje, które musiała przetwarzać, zbrodnie które musiała taić. I wspomnienia ludzi, którym niszczyła życie.
- Ok. :)
Odpisała. Ale to było kłamstwo.

Sisco Hasupidona - 2013-05-14 20:07:27

Sisco najwyraźniej był optymistą. Jego wypowiedzi o tym świadczyły. Bardzo wielu rzeczy nie chciał rozumieć. Rozwijał się dopiero teraz, w poczuciu bezpieczeństwa i pod opieką psychologa. A może po prostu taką miał naturę?
A tego, co w jego życiu było złe – nie pamiętał.
CSB jest spoko
Nawet jakby mu wygarnęła, raczej nie dał by sobie wytłumaczyć. Po co – on wiedział swoje. Dobrze jest swoje wiedzieć.
Tymczasem przyszła pani doktor, koleżanka Ruth, więc znająca Sisca. Akurat dziś dyżur miała.
I zastałą tak Sisca przewieszonego przez barierę.
- No co tam mały – nie była tak dorodnej postury jak pani Adlaksowa, choć była to durosjanka. Ale i tak z  łatwością ściągnęła Sisca z „płota” i zaczęła oglądać.
- Boli cie coś?
-Nie boli, wszystko jest dobrze.
-To może być reakcja na betatioparin, insektoidy czasem reagują na to alergicznie. Tak czy soiak ja bym go zostawiła na obserwację. Jaką ma temperaturę?
-35.8, lekki stan podgorączkowy
– odparła pielęgniarka
A Sisco? A sisco wysłał do Queni wiadomość o treści
Przesrane:(

MOC - 2013-05-14 20:24:57

No to miał szczęście skoro był optymistą - tacy ludzie lepiej żyją, mają mniej zmartwień. Nie przejmują się też tak przyszłością. Queni tak nie potrafiła, więc wciąż się martwiła.
- Mhm
Odpisała niemrawo i przełączyła się na poszukiwania ciekawszych rzeczy w holonecie. Korzystała póki jej nie odcięli. Dziewczyna wykorzystywała przy okazji wszystkie sztuczki, których się nauczyła przez ostatnie kilka lat. Co ją interesowało to czytała - nie ważne, czy było to publiczne czy nie, czy zabezpieczone hasłem czy nie.
Pojawienie się pani doktor niezbyt ją poruszyło. Jedynie napięła mięśnie, ale szybko musiała je rozluźnić, bo twi'lekanka nie próżnowała i znowu się nad nią "znęcała".
Queni ze stanu "zamyślenia" wyrwała kolejna wiadomość od Sisca.
- W jakim sensie?

Sisco Hasupidona - 2013-05-14 20:46:19

Chca mnie zostawić  w szpitalu
Przyszła odpowiedz. Było z  resztą do zaobserwowania to, bo cały czas coś z nim robili.
[b]-No cóż, zabierzcie go na oddział. Zapytajcie na salach, jeśli pacjenci nie beda mieli nic przeciwko, to wpuście go na salę. Jak nie to izolatka[/i]
Sisco był przyjaznym stworzeniem, jednak szpital to specyficzne miejsce i lepiej by pacjentów nie straszył. Jak się zgodzą, na jednej sali z lżejszymi przypadkami, to Sisco z nimi zostanie.
- Nie smuć się, może już jutro cie wypościmy, musimy zobaczyć jak na leki zareagujesz. – podanie Siscowi czegoś nowego zawsze było ryzykowne.
Po chwili go zabrali. Poszedł za nimi bardzo pokornie. Póki co jednak została łączność holo.

MOC - 2013-05-14 20:59:15

Wciąż leżała z głową zwróconą w kierunku Sisca. Ale patrzyła na niego tak trochę jakby przez mgłę. Koncentrowała się na innych rzeczach, wiec niezbyt uważnie go obserwowała.
- Posiedzisz dzień czy dwa i cię wypuszczą
Przyszła szybka odpowiedź. W końcu nie ma co panikować, jego dosyć szybko wypuszczą, w końcu jakoś poważnie chory nie był. Coś tam niby słyszała o jakieś alergii.
Queni nieco się skupiła by podsłuchać to co mówiła pani doktor, ale nie wyglądało to szczególnie groźnie. Zwykłe panikowanie lekarzy.
- Rodzice pewnie cię szybko odwiedzą

Sisco Hasupidona - 2013-05-14 21:03:38

Na Sisca było trzeba chuchać i dmuchać bo był jedynym znanym przedstawicielem swojej rasy na Coruscant. Z reszt nawet nie wiedzieli jak się ta rasa nazywa. W pewnym sensie Sisco żył z widmem śmierci w każdej chwili – mogą go nie uratować.
Juz go nie było i nie było słychać jego kroków. Co się z nim działo, już Queni nie wiedziała. Ale mogła z nim rozmawiać.
Nie odwiedza, pojechali na pogrzeb na Korrelie. Ale to i tak nic, przekopnica może mi zdechnąć przez te parę dni!

MOC - 2013-05-14 21:13:03

Queni była zaś jedną z niewielu omwatek mieszkających poza ojczystą planetą. Tak więc również należała do dosyć rzadko spotykanej rasy. Miała jednak to szczęście, że dane medyczne omwatów znajdowały się w tym szpitalu, wiedzieli wiec jak ja leczyć. Sisco niestety tego szczęścia nie miał, ale o tym Queni nie zdawała sobie sprawy. I póki co nie interesowało ją to tak bardzo, by znowu włamywać się do szpitalnych kartotek.
- Dawno? No i po co ci przekopnica?
O przekopnicy nie słyszała, ale szybko znalazła odpowiednie tematy w holonecie. W ciągu kilkunastu sekund wiedziała już wszystko co chciała wiedzieć.

Sisco Hasupidona - 2013-05-14 21:17:27

Dwa dni temu, więc na pewno nie wrócą prędko. No, chyba ze się pokłócą i ta rodzina ich wywali co też jest możliwe
Przyszła odpowiedź od Sisca bedacego teraz nie wiadomo gdzie.
Przekopnica to jest moje hobby. I jak większość zainteresowań – jest bez sensu, dlatego jest fajna. Chcesz zdjęcia?
Na pewno na holo widziała zdjęcia przekopnic, ale Sisco proponował jego zdjęcia, więc może gdzieś tam kawałek ich mieszkania będzie i tak dalej. Życie prywatne.

MOC - 2013-05-14 21:28:59

- Albo wrócą, gdy dowiedzą się, że jesteś w szpitalu
Zasugerowała. Wiadomość była prosta, nie zdradzała emocji, ale gdy tak leżała sobie samotnie na łóżku to żal ścisnął jej serce. Że ona nie ma nikogo. Ale szybko wyrzuciła te myśli z głowy i zajęła się kolejnymi sprawami na holonecie, uważając by jej nikt nie nakrył.
- A możesz wysłać
Odpisała mu, chociaż prawdę powiedziawszy nie za bardzo ją to interesowało. Widziała już zdjęcia w sieci - nie były zbyt ciekawe. Robal jej się zwyczajnie nie podobał. Jeśli chodziło o estetykę, to Queni miała taki typowy "bezpieczny" gust, żadnych robali, pająków czy innych niezwykłości. Lubiła rzeczy ładne.Dlatego tak bardzo spodobały jej się kwiaty.
Nie napisała tego Siscowi bo... cóż, z kimś musiała pogadać. Bo oszaleje.

Sisco Hasupidona - 2013-05-14 21:34:27

Teksty Sisca tez były bez emocji, bo to tylko teksty
Nie wrócą, nie napisze i tego. Jeszcze im brakuje się mną denerwować wśród tej krwiożerczej rodziny mojej mamy
Ruth nienawidziła swojej rodziny i przedstawiała ją w domu w  takim świetle, ze Siscowi się udzielało. Chociaż mógł to być po prostu żart.
Gdyby jednak wiedział, jak ona to przezywa, to pewnie by o rodzinie nie wspominał.
Zaraz zostało wysłane zdjęcie przekopnicy w akwarium.
Akwarium jak akwarium i przekopnica jak przekopnica. Całość stała na blacie przedzielającym cześć kuchenną od części jadalnej kuchni, bo w oddali widać było drewniany masywny stół, dalej ścianę i przejście na korytarz, na podłodze dywan typu futrzak. Mieszkanie ładne.

MOC - 2013-05-14 21:50:56

- Krwiożercza? Czemu?
Queni miała trochę jednoznaczne skojarzenia związane z tym słowem i dlatego nie bardzo wiedziała, czemu Sisco użył akurat takiego sformułowania. Owszem, wiedziała o jeszcze innych znaczeniach, przenośniach itp. Ale pierwsze skojarzenie nasuwało się jedno - takie nieco brutalne.
Zdjęcia od Sisca zobaczyła na swoich ocznych soczewkach. Były bardzo przydatne, chociaż tygodniami nie potrafiła przez nie normalnie patrzeć. Teraz już potrafiła wykorzystywać ich zalety.
- Ładna. Mieszkanie też ładne. Jak ma na imię? Przekopnica

Sisco Hasupidona - 2013-05-14 21:57:07

Przekopnica ma na imię Dupek, ale to jej nie urąga, ona nie wie ze to obraźliwe;)
odpisał szybko. Nie wykluczał, ze Queni pochwaliła przekopnicę z grzeczności, bo nie wszyscy lubią takie zwierzaki. Tak jak nie wszyscy lubią „takich Sisców”.
Ale właśnie z tego powodu zadowolony był jeszcze bardziej.
Moja mama strasznie pokłóciła się kiedyś ze swoją mamą i rodzeństwem. Bo to taka rodzina, hmmm... mocno konserwatywna. Jak mama wyrwała się i poszła na studia, pracowała na Coruscant, to ciągnęli od niej kasę. Później mama poznała tatę, i rodzina znowu zaatakowała, ze sobie życie zmarnuje. Bo wiadomo, wtedy kasa będzie szła na co innego, wtedy mama im w twarz powiedziała ze są krwiożerczy, i koniec rodziny. Znam to z  opowieści, ale i tak robi wrażenie.
A za chwilę kolejna wypowiedź.
Będę na sali 8C na cybernetyce, z dwoma panami, jak miło ze nie na izolatce...

MOC - 2013-05-14 22:17:55

- Co nie zmienia faktu, że to przekleństwo i brzydkie słowo
Zwróciła mu uwagę na ten fakt, wtrącając swoje zdanie. Jednakże nie miała ochoty przekonywać Sisca, że to jest złe czy obraźliwe dla kogoś. Zaznaczyła tylko swoje zdanie. Właściwie teraz doceniała taki mały symboliczny gest - mam inne zdanie niż ty. Fajnie tak.
- No cóż, w takim sensie krwiożerczy. Ale rodzina to rodzina, nie ważne jaka.
Queni na tą sprawę patrzyła troszkę inaczej i chyba przez pryzmat swojej samotności. Gdyby miała do wyboru paskudna rodzinę i samotność to ciekawe co by wybrała? Próbowała to sobie wyobrazić, ale nie miała punktu odniesienia - więzi.
- Fajnie. Ja mam izolatkę, co mnie też cieszy

Sisco Hasupidona - 2013-05-14 22:22:05

Fajnie, zwłaszcza, ze Sisco zareagował bardzo pokojowo, jedynie krótkim
Oj tam oj tam :)
By za chwile dodać.
Tak, rodzina, dlatego pojechali na ten pogrzeb. Mam nadzieje ze z tej miłości nie przybędzie pogrzebów. Trudna sprawa. Ja pamiętam ze swojej biologicznej rodziny tylko siostrę, ale bardzo słabo. A izolatki bym nie chciał mieć, więc dobrze ze chociaż tobie ona nie przeszkadza.

MOC - 2013-05-14 22:39:50

- No oj tam oj tam.
Odpisała mu i na chwilę się odłączyła od holonetu, bo została przewrócona na plecy. Czekały ją kolejne długie minuty masażu a potem wstępne ćwiczenia rozciągające i takie tam. To już jej trzecia sesja - nie bardzo lubiła to, miała potem straszne zakwasy.
W końcu jednak znowu się zalogowała.
- Ja nie mam rodziny.
Na ten temat nie rozpisywała się zbytnio.
- Lubię spokój, boję się obcych.

Sisco Hasupidona - 2013-05-15 18:39:54

Sisco nadal był online. Był niemal 24 godziny na dobę, nawet podczas snu, choć wtedy zazwyczaj nie odpisywał. Nie zwrócił jej uwagę na zwłokę w rozmowie. Odpisywał dalej jak gdyby nigdy nic.
Może nie masz, ale możesz mieć. Ja też nie miałem,a  mam. A jak kogoś poznasz, to przestanie on być obcy i nie bezie trzeba się bać.

MOC - 2013-05-17 19:16:04

Queni leżała na stole rehabilitacyjnym i bez entuzjazmu poddawała się wszystkim ćwiczeniom. Co miała robić to robiła. W miedzy czasie nadeszła odpowiedź od Sisca, która ją nieco zirytowała. Już chciała mu napisać - "ile ty masz lat, co?" ale przypomniała sobie o różnych artykułach i raportach na jego temat. Psychicznie był dzieciakiem. I to było czuć.
- To nie takie proste
Odpisała tylko. Nie chciało jej się tłumaczyć mu wszystkiego. Wątpiła też, by zrozumiał o co jej chodzi. A trochę szkoda, bo nie miała z kim porozmawiać.

Sisco Hasupidona - 2013-05-17 19:19:49

Rozumiał, nie rozumiał, na pewno nie chciał w chodzić w jej bagno by brodzić w nim i użalać się: o tak, jesteś taka biedna, wszyscy chcą cię skrzywdzić i absolutnie nie masz szans na zmianę tej sytuacji. Popłaczmy nad tym.
Przez holo trudno było ocenić czy Sisco jest naiwny,. Czy po prostu za wszelką cenę chce ją pocieszyć.
Gdyby wszystko było łatwe, to by było za łatwo. Najbardziej niełatwe to jest przestać ciągle smęcić. Tak, wiem ze łatwo mi mówić/pisać. Ale co mam ci pisać?

MOC - 2013-05-17 19:34:07

Nie każdy jednak potrzebował czy chciał pocieszenia. Queni nie chciała. Bo co, Sisco napisze - "będzie dobrze" to od razu poczuje się lepiej? Za cholerę to nie działało, to były tylko puste słowa. Sama wiedziała, że nie może się poddać. Na nią o wiele lepiej podziałałaby jakaś zwyczajna rozmowa na jakiś inny temat, by odciągnąć jej uwagę od ponurych myśli.
- Na pewno nie typowe banały typu "uśmiechnij się, będzie dobrze". Bo to nie sprawia, że czuję się lepiej tylko wręcz przeciwnie. Pisz o czymś zabawnym, ciekawym czy innej cholerze. Pocieszenia mam aż po dziurki w nosie, wszyscy mi to gadają i gadają. A jakoś nie czuję się przez to lepiej

Sisco Hasupidona - 2013-05-17 19:39:50

Sisco napisze „będzie dobrze”, to może nie będzie dobrze od razu, ale znaczyło to ze gdzieś, całkiem niedaleko, jest kolejna osoba, całkiem obca, nie mająca żadnego interesu w powodzeniu Queni, która jej po prostu dobrze życzy. Kiedyś Sisco będzie dorosły, może spotka inną wersję Queni. Może będzie wtedy miał możliwości po prostu jej pomóc...
Teraz zaś po prostu się starał, jak mógł.  Instynktownie i jak dziecko – szczerze. Ale to nie James.
Jednak – po wytłumaczeniu zrozumiał. I przyznał racje, bo skoro wszyscy w około bez przerwy to samo wałkują, to z czasem każdego zemdli.
No dobra. Wiec może tak. Pamiętasz zapewne osobę o której się zgadaliśmy przez chwile ze z jej powodu nie lubię bawić się głosami. Wiec kilka dni temu zakopałem go w piaskownicy po sam łeb. Nie wiem, czy to dla ciebie zabawne, dla mnie było

MOC - 2013-05-17 20:01:11

To było bardziej gdybanie niż dawanie dobrych porad. Będzie dobrze bo kiedyś tam można kogoś spotkać, kto nam pomoże. W takie coś samemu można wierzyć i nie trzeba nikogo innego, by o tym wciąż mówił.
Sisco jednak chciał dobrze, jak wszyscy z resztą. Ale miała już dosyć tego "będzie dobrze" więc wyjaśniła swój punkt widzenia. I chyba podziałało.
- I on się tak dał? Co to za ofiara losu?
W pierwszej chwili próbowała to sobie wyobrazić. I albo to zakopanie odbyło się na zasadzie zabawy - ja się dam zakopać. Albo po prostu ten ktoś był skończonym idiotą, że dał się czemuś tak wielkiemu podejść. Queni jednak miała za mało danych by analizować cała tą sytuację. Bo moze po prostu Sisco zmyślał?

Sisco Hasupidona - 2013-05-17 20:06:05

Bawiłem się w piaskownicy – zaczęło się wyjaśnienie – [b[Dołek sobie kopałem i on przylazł. O czym rozmawialiśmy to nie będę streszczał, bo to było dziwne. Potem zaczął się dziwnie zachowywać, ostatecznie go złapałem i zaciągnąłem do dołka a on tam kucnął. To co, ty byś nie zakopała?[/i] – okazja czyni zakopywacza, jednak nadal personaliów nie zdradził. Wstydził się trochę.
Skończyło się tak ze szlaban przez niego dostałem :(

MOC - 2013-05-17 20:32:16

Czytała odpowiedzi Sisca i starała się to sobie wyobrazić. W holonecie odnalazła wszelkie możliwe obrazy piaskownicy, do tego dodała wizerunek Sisca i... no to wyglądało absurdalnie. Zwłaszcza gdy dopisał, że kopał dołek. Jak? Jak zwierze? No to już wywołało dziwaczny uśmieszek na jej twarzy, ale pielęgniarka nie wnikała skąd on się wziął.
- I on się tak dał zaciągnąć?
Kolejny problem. Jak on mógł kogokolwiek zaciągnąć skoro nie ma rąk? No to raczej niemożliwe jest. Chyba, że ma ukryte...
- Dziwnego masz znajomego. Debila bym nawet powiedziała. Ja bym się nie dała zakopać.
Nie widziała niczego zabawnego ani fajnego w daniu się zakopać w piaskownicy. Chociaż to akurat idzie zwalić na braki z dzieciństwa - niewiele miała okazji by się pobawić z rówieśnikami.
- No to pięknie się skończyło
To akurat była ironia.

Sisco Hasupidona - 2013-05-17 20:39:10

Zawsze można było zapytać w jaki sposób Sisco kopie dołek. Dla niego wydawało się to całkiem normalne, więc zrelacjonował po prostu, że kopał. Tak samo zaciągnął. Tajemnicza istota z tego Sisca.
Nie będę się o to wykłócał, zwłaszcza że to nie jedyna głupota z wykonaniu tego gościa, ale jedna poprawka, to nie mój znajomy, co najwyżej moich rodziców
W daniu się zakopać to i Sisco nie widział nic fajnego, ale w zakopaniu kogoś – to już co innego. Atrakcyjne.
Eh, a niech stracę – napisał i za chwile – oczekujący plik do pobrania. Kiedy Queni zaakceptuje, otrzyma zdjęcie w piaskownicy, piach zruszony i tylko łeb wystaje. Był to łeb Thorula Traxa

MOC - 2013-05-17 20:57:10

- Mają ciekawych znajomych
Odpisała troszeczkę złośliwie. Dla niej to była po prostu głupota a skoro i Sisco się do tego przyznaje, to coś musi być na rzeczy.
Po chwili przyszedł plik. Queni na szczęście miała implant, który robił za twardy dysk - umożliwiał jej wiele różnych działań, ale okresowo musiała go formatować, by się nie przeciążać. Obecnie miała tam sporo danych o działalności swoich oprawców, ale pliki od Sisca tam zmieści. Wrzuciła, otworzyła, przejrzała. Nie skojarzyła od razu tej twarzy, ale sprawdziła w holonecie. Program identyfikujący sklasyfikował go jako Throula Traxa, wiec Queni poszukała informacji na jego temat. I szybko zrobiło jej się niedobrze.
- W życiu nie zadawałabym się z tym typem

Sisco Hasupidona - 2013-05-17 20:59:38

Tym razem Sisco nie odpisał. Nie odpisał tak szybko – w przeciągu kilkunastu sekund, jak zawsze. Ta kolejka bezie więc jałowa, bo nie odpisywał. A czemu? Bo mu głupio było przez te powiązania. Zdał sobie sprawę, ze wpadł w wykopany przez siebie dołek, i teraz Queni miała szanse go zasypać. A on myślał jak wyleźć...

MOC - 2013-05-17 21:14:16

Queni jednak się nad Sisciem nie pastwiła. Nie miała w ogóle takiego zamiaru. Nie byłaby bowiem lepsza od tych, którzy ją wykorzystywali. A Sisco był po prostu młody, nie za wiele rozumiał. A ona miała do dyspozycji cały holonet, potrafiła bardzo szybko wyszukać potrzebne jej informacje, wydobyć je z gąszczu badziewia. Dzięki temu w kilka chwil zdołała mniej więcej wyobrazić sobie postać Throula Traxa. I ten wizerunek jej się nie podobał.

Sisco Hasupidona - 2013-05-17 21:18:53

Czekał na atak. Znał już życie na tyle, ze spodziewał się, ze nastąpi, i już teraz był przygotowany na kontrę, raczej niezbyt logiczną. Ale ataku nie było, co było zaskoczeniem. Zapewne gdzieś tam, gdzie teraz przebywał zadarł łeb i mruknął w zdumieniu. Pewnie ktoś go zapytał, o co chodzi,a  on tylko znowu zamruczał.
Nadal nie wiedział, co napisać, jak uciec, bo wstydził się za te powiązania. Naprawdę miał problem.
Ale zazwyczaj w piaskownicy jestem sam  - w końcu coś wyszło.

MOC - 2013-05-17 21:30:25

Gdy odczytała następną wiadomość od Sisca to domyśliła się, że próbuje wybrnąć z niezręcznej sytuacji w stylu "ja go tylko raz spotkałem, ja go wcale nie znam". Może to była prawda a może teraz po prostu próbuje ratować twarz. Za dużo takich "może". Nie miała podstaw, by mu wierzyć. Nie miała też powodu by mu nie wierzyć. I tu dylemat był.
- Mhm.
Bo co miała odpisać? Super, że się bawisz sam? Albo "dobra, rozumiem"?

Sisco Hasupidona - 2013-05-17 21:32:32

Rozmowa zaczęła robić się coraz bardziej koślawa, kanciasta i Sisco coraz bardziej dziwnie się czuł.
Musze isc na rezonans, wybacz. Jak będę mógł to się odezwę potem. Pa
Pomyślał, ze zakończenie będzie najlepsze.

MOC - 2013-05-17 21:38:16

Najlepiej to było zakończyć póki rozmowa się nie pogorszyła. Wszystko się mogło zdarzyć.
- Ok. Dzięki za rozmowę
Pożeganała się. Ona wciąż miała rehabilitację i tak jeszcze przez godzinę. W tym czasie mogła korzystać do woli z holonetu, więc w pewnym momencie postanowiła poszukać jak najwięcej informacji o kapitanie Mavhonicu. Bo póki co on był jedyną osoba, której mogłaby zaufać. Bo ją uratował, bo dał jej kwiaty... Chciała więc wiedzieć o nim jak najwięcej, by móc zdecydować ile może mu powiedzieć.
A potem po skończonym zabiegu odebrano jej komunikator i znowu milczała.

Jenathaza - 2013-05-18 17:37:25

Rzeczony Miavhonic pojawił się w szpitalu następnego dnia wieczorem, w mundurze jeszcze, bo bliżej miał z pracy do szpitala niż do domu i najpierw tu wstąpił. Ale co miał mieć to miał. Maszerował cocho przez korytarz, nieco zasępiony, W głowie jeszcze kotłowała się niedawna rozmowa z agentem SIS. Jego fotogeniczna mordka nie chciała zniknąc z pola widzenia policjanta, nadal na jej tle działo się wszystko inne. W pewnym sensie Jena upokorzył SIS i czuł się w tej kwestii zwycięzcą. Rozwiązał taką dużą sprawę. Wkurzył ich.
Ale nadal był względem nich tylko komentanciną z pożal się mocy posteruneczku.
I Queni. Po raz kolejny punkt przetargowy, ognisko zapalne, tym razem między Mavhonickiem i SIS. By uratować skórę poniekąd sam musiał ją wykorzystać.
Zameldowano mu ze ktoś włamał się do bazy danych CSB i oglądał jego akta. Jena nie zastanawiał się długo, kto. Ale nie dowiedziała się pewnoe niczego ciekawego, jakieś policyjne bzdury. O życiu prywatnym niewiele.
Podszedł do obstawy przy jej sali. Był jeszcze w służbowej marynarce, więc mu zasalutowali. Ale i tak się wylegitymował i dopiero wszedł do przedsionka gdzie mógł rzucić okiem na omwatkę przez szybe.

MOC - 2013-05-18 17:45:37

Ochrona przy drzwiach nie robiła problemów, nawet wyglądali na lekko znudzonych, ale widok Mavhonica postawił ich do pionu. W końcu komendant to komendant.
Queni zaś leżała sobie na swoim łóżku i bawiła się swoim ciałem. Nie, nie w ten sposób. Po prostu oglądała porty na nadgarstkach, badała je palcami, sprawdzała wysuwane kabelki itp. Do tej pory jakoś okazji nie było by im się bliżej przyjrzeć. Wykorzystywała je, ale bez głębszej refleksji. A teraz w samotności take myśli przychodziły.
Na stoliczku obok jej łóżka wciąż znajdowały się kwiaty kupione jej przez Jenę. Nadal nieźle się trzymały i pachniały.
Póki co dziewczyna nie była świadoma przybycia goscia.

Jenathaza - 2013-05-18 18:00:46

Dziś Jena nie miał kwiatów. Zastanawiał się nad kupieniem jakiejś doniczkowej roślinki, jednak póki co porzucił ten zamiar i kupił inną rzecz, cos, co każda dziewczynka w swoim życiu mieć powinna. Nawet ta, która nie miała dzieciństwa, a teraz jest już niemal kobietą. Ale co to było, okaże się za chwile.
Narazie tylko serwował. Nie wiedział, czy wejdzie sam. Wahał się. Wolałby zostać wprowadzony przez pielęgniarkę.

MOC - 2013-05-18 18:10:54

Na pielęgniarkę trzeba było chwilkę poczekać, ale wkrótce się zjawiła. Starsza twi'lekanka o takim miłym, matczynym wyglądzie. Na widok Mavhonica lekko się uśmiechnęła, przywitała się, chwilkę z nim porozmawiała o stanie pacjentki (ogólnie było z nią wszystko w porządku, rozpoczęto rehabilitację ale miną tygodnie nim coś osiągną) a potem weszła na salę by go zapowiedzieć.
Była tam może z minutę, wróciła raczej zadowolona i poinformowała Jenę, że może wejść.
Queni przestała bawić się implantami. Owinęła się szczelniej kołdrą, nieco podkuliła nogi i czekała. Wpatrywała się w drzwi w lekkim napięciu. Miała na sumieniu to włamanie do CSB - podejrzewała więc, że znaleźli ślady jej działalności. Albo odbył on rozmowę z SIS i teraz przychodzi zaproponować "układ".

Jenathaza - 2013-05-18 18:25:11

Zatem Jenathaza wszedł. Mundur mógł Queni utwierdzać w jej podejrzeniach (gdyby tylko jena wiedział, to by się jednak przebrał), ale nie to mu po głowie chodziło.
Jak się przywitać, o co zapytać, by jej bardziej nie dołować. Na razie jest zalękniona. Ale chyba ciągle jest. Jena zdał sobie sprawę, że dzisiaj ma coś na sumieniu. Bo kto by chciał czytać akta jakiegoś gliniarza i zainwestowałby w sprzęt by się włamywać do baz danych?
Tym bardziej nie wiedział, bo wychowawczym byłoby uświadomić ją ze popełniła przestępstwo. Choć dowodów nie było niby.
- Cześć Queni – przywitał się w końcu, zaraz za drzwiami. Nie podchodził.

MOC - 2013-05-18 18:34:36

Miała coś na sumieniu, ale nie czuła się winna z tego powodu. Może kiedyś, na samym początku czuła się źle z powodu naruszania czyjeś prywatności czy z powodu łamania zabezpieczeń. Po wielu miesiącach robienia tego jej wątpliwości zniknęły, zwłaszcza że robiła to naturalnie. Teraz to był jej środek na przetrwanie.
Queni nie próbowała robić niewinnej miny i grać niewiniątko. Bo to by od razu wywołało podejrzenia. Była za tym naturalna... o ile w obecnych warunkach można było o naturalności mówić.
Już chciała coś odpowiedzieć, ale tylko cicho charknęła. Nie miała przy sobie cyfronotesu, który został odłączony wcześniej przez pielęgniarkę i teraz leżał sobie na stoliczku poza jej zasięgiem. By się nie bawiła całą noc. Miała wypoczywać.

Jenathaza - 2013-05-18 18:38:12

Kiedy usłyszał to charkniecie, już odruchowo rozejrzał się po kołdrze w okolicy jej rak, ale nie zobaczył cyfronotesu. Rozejrzał się po sali i znalazł go.
Nadal trzymając torbę „reklamówkę”, taką kolorową, w reku podszedł do oddalonego od jej łozka mebla i wziął cyfronotes, bardzo mały w jej olbrzymiej dłoni. Wzrok przeniósł na dziewczynę. Będzie musiał podejść, ona się będzie bała.
- Spokojnie, to potrwa tylko chwile, dam ci to i się odsunę, obiecuje – zapewnił i zaczął się zbliżać powoli.

MOC - 2013-05-18 18:46:58

Gdy podszedł do cyfronotesu to domyśliła się co on chce zrobić i skinęła mu głową. Powoli przyzwyczajała się do obecności innych. Najbardziej bała się obcych, ale Mavhonic nim nie był. nie do końca. Uratował ją, już drugi raz przyszedł ją odwiedzić, w dodatku przeczytała jego akta i mniej więcej wiedziała jaką jest osobą. Dla niego pewnie były tam same nudne bzdety, ale między wierszami można było wiele wyczytać, domyślić się jaki charakter ma dana osoba. To ją trochę uspokajało - wiedza.
W pewnym momencie uświadomiła sobie, że podchodzi on do niej jak do wystraszonego zwierzątka, które w każdej chwili może uciec. Troszkę ją to rozbawiło więc uśmiechnęła się. Ale potem przyszedł lekki smutek i zastanowienie się. Czy aby tak się nie zachowuje? Jak wystraszone zwierzątko? Ale to było silniejsze od niej. Kulenie się i drżenie.

Jenathaza - 2013-05-18 19:06:42

Więcej można było wyczytać z tabloidów. Obecnie Jena, można powiedzieć, przezywał swoje medialne pięć minut, duze akcje, we wszystkich on na pierwszym miejscu,a ze „ciekawie przystojny” był, to dużo zdjęć, dużo wzmianek w prasie i przypominanie dawnych szczegółów z życia oficera. Między innymi ze kilka lat temu kwestował na rzecz chorych dzieci, i woził ludzi kanonierką na sygnale, ze sam ma upośledzoną córeczkę. I w ogóle ile ma dzieci, ze jest zarejestrowany jako honorowy dawca krwi (oczywiście dla istot swojej rasy), że ma sztuczny staw kolanowy, i w końcu ze był w klubie razem z  prokuratorem Ak'Domim kiedy „naszły na siebie dwie gwiazdy”, Morrigan i Thorul Trax. I sławne wielkie zdjęcie Jeny i właśnie owego prokuratora z bardzo dwuznacznymi minami. Ale ono akurat było malutkie, większość było fotel Traxa i jego zespołu.
Położył cyfronotes na kołdrze i zaraz się odsunął na bezpieczną odległość.

MOC - 2013-05-18 19:15:58

Wszystkie plotkarskie holostrony były sprawdzone w pierwszej kolejności - ale im Queni nie wierzyła do końca. W końcu pismaki są w stanie wymyślić każdą historię byleby tylko sprzedać więcej egzemplarzy swojej gazety. Ale akta policyjne? To były bardzo pewne źródła informacji, tam nie ma przekłamań.
Gdy Jena położył cyfronotes na kołdrze to sięgnęła po niego. Nie był to szybki, łapczywy gest. Jej ruchy były powolne i nieco niepewne. Ale wkrótce podłączyła się do urządzenia i jej oczy zalśniły nieco większym blaskiem. Kilka sekund później rozległ się znany już Mavhonicowi ekspresyjny, kobiecy głos.
- Dziękuję bardzo. Pielęgniarki uważają, że nie mogę zbyt długo korzystać z moich portów... też coś. W czym mogę pomóc? Bo pewnie ma pan jakąś służbową sprawę
Drżącą z wysiłku dłonią wskazała na jego ubiór. Takie rzeczy nie uchodziły jej uwadze.

Jenathaza - 2013-05-18 19:26:02

Oparł pięść na pasku.
- Wydaje mi się,z e pielęgniarki mają racje – odpowiedział spokojnie. Oczywiście Queni sioę nie zgodzi, dla niej nagłe odbieranie jej dostępu do sieci, co wcześniej było jak dla innych jakas bardzo podstawowa potrzeba, było irracjonalne. Jena widział zas to troche inaczej.
- Wybacz, dopiero wracam z pracy. Jestem prywatnie, wpadłem zobaczyć jak się czujesz – był jakiś nieswój, trochę chyba zdenerwowany, ale nie na nia, cos się wydarzyło, ale na pewno nie będzie o tym rozmawiał.
Nie przejdzie też od razu do rzeczy, Queni trzeba oswoić.
W ogóle strasznie bezradny czuł się wobec tego zadania.

MOC - 2013-05-18 19:34:37

Spojrzała na niego nieco gniewnie. Oczywiście postrzegała to wszystko inaczej - dla niej dostęp do sieci był integralną częścią niej. A tu nagle odebrali jej holonet. To była tortura, ale znosiła to. Teraz jeszcze dawkują jej zabawę ze sprzętem.
- Chyba nie słyszały o dobrym samopoczuciu pacjenta. Bo przez te zakazy nie czuję się wcale lepiej
Mruknął cyfronotes w odpowiedzi. Ekspresja syntetyzatora była bardzo wyraźna. Był to zaawansowany program, potrafiący naśladować emocje w głosie każdej osoby. Ale programowanie w nim trwało trochę czasu. Jednak Queni robiła to myślami bardzo szybko.
Młoda omwatka przyglądała sie badawczo Jenie. Może i nie znała się za bardzo na mowie ciała jego rasy, ale wyczuwała że jest zdenerwowany. Takie przeczucie.
Pomyślała chwilkę nad tym i doszła do logicznych wniosków. Wybrała teraz najbardziej prawdopodobną odpowiedź.
- Czuję się nieźle. Lekarze zalecili rehabilitację i przy okazji poznałam Sisca. A tak to nudy, dalej nie mam dostępu do holonetu
Zgrabnie pominęła fakt, że jedna z pielęgniarek użyczyła jej swojego komunikatora na czas zabiegu. Wtedy to poszperała w poszukiwaniu informacji.

Jenathaza - 2013-05-18 19:46:06

- Juz rozpoczęły się kroki mające cię adaptować do społeczeństwa  -odparł na to wszystko, także zgrabnie omijając słowo „Odwyk”.
- Sisco tu jest?   -zdziwił się. Bo raczej nie przyszedł tu jej odwiedzić. Z resztą nie wpuściliby go, był po prostu niebezpieczny, nawet pod kontrola, bo to olbrzym.
- Świetnie, ze się poznaliście. Poszerzasz sobie grono znajomych – dobrze by było gdyby się z Sisciem zaprzyjaźniła, bo on już jako cybnorg żył jakiś czas i miał doświadczenie jako takie. Queni będzie miała wiele problemów które Sisco już przerobił.
Tylko różnica charakterów, Sisco jest pokorniejszy, dlatego łatwiej mu pokonywać trudności.

MOC - 2013-05-18 19:59:19

- A więc tak to się nazywa... chcą mnie zmusić bym posługiwała się własnym głosem a nie zastępczym komunikatorem. Bardzo sprytne
Odparła ironicznie przy pomocy komunikatora a jej twarz nieco się nachmurzyła. Obecna forma komunikacji była dla niej wygodniejsza i nie widziała powodów by ją porzucać. W końcu w dzisiejszych czasach każdy ma przy sobie jakiś komunikator, tablet, cyfronotes czy coś w tym stylu. Ona też może taki nosić i go używać, nie potrzebowała do tego własnego głosu.
- Jakieś badania ma, zostawiają go na obserwacji bo coś im tam nie pasowało
Odpowiedziała obojętnie. Ich pierwsze spotkanie i rozmowę mogła ocenić co najwyżej neutralnie, bo jakoś nie wywarł na niej większego wrażenia. Ot dzieciak w cielsku droida mordercy. Dobra, to połączenie jest niezwykłe, ale on sam zwyczajny.
- Mhm... pewnie. Odwiedziło mnie też dwóch "przemiłych" panów z SIS. Taka przyjacielska pogawędka... pana pewnie też odwiedzili?
Domyślała się odpowiedzi, ale ciekawa była reakcji Mavhonica.

Jenathaza - 2013-05-19 13:57:56

Jena był świadom tego ze jeszcze długo Queni na wszystkie czynności mające ją zasymilować z społeczeństwem bezie warczeć, ale on nie był psychologiem, by jej to wytłumaczyć tak by dotarło. Wiedział, ze go przegada, bezie odbijać piłeczkę i go wypunktuje, bo on był jednak gliną, wiele nieścisłości i niedomówień rozwiązywał zwykłym „do tak ma być”, lub „bo ja tak powiedziałem”. Nie podobało mu się do w nim samym, ale ratowało często autorytet.
- Tak, odwiedzili. Kontakt z SIS to moja praca – odparł tak po prostu. Juz się pokapował, ze ma do czynienia z inteligentną istotą, zresztą James go na to uczulał, która już próbuje zrobić z niego swoista „broń przeciw niemu samemu”.

MOC - 2013-05-19 16:03:40

Czyli jej przypuszczenia się sprawdziły, co ją troszkę rozzłościło. Nie dali radę bezpośrednio więc próbowali okrężnie, wykorzystując jedyną osobę, którą mogła polubić. Ale to też byłą jego praca. Taka niewdzięczna.
- Przejdę do sedna, porzucając zabawę w kotka i myszkę
Odpowiedział komunikator a ona sama poprawiła swoją pozycję na łóżku. Tak by było jej wygodnie, bo zapowiadało się na dłuższą rozmowę.
- Ma mnie pan nakłonić do współpracy wykorzystując fakt, że mnie pan ocalił. Zapewne odbyłoby się to na zasadzie podchodów, pan by mnie odwiedzał, udawał zainteresowanie moją osobą, ja bym miała się otworzyć i w końcu przystać na współpracę, czyż nie?
Zerknęła na niego badawczo a jej oczy rozjaśniły się nieco bardziej. Głos z cyfronotesu był czysty, pozbawiony emocji. Ale sformułowanie tych słów trochę ją bolało, bo skrycie chciałaby by ktoś wykazywałby zainteresowanie jej osobą.
- Oszczędzę nam tych nieprzyjemności. Będę współpracować... ale nie za darmo. Jeden z moich implantów działa jak dysk twardy, mam tam sporo informacji na temat działalności moich oprawców. Część danych na pewno się zdezaktualizowało, ale reszta będzie pomocna. A teraz to czego chcę. Zapomnicie o wszystkich atakach hakerskich do których mnie zmuszono i uznacie mnie za ofiarę, którą jestem. Chcę też pozostawić swoje implanty, nawet nie myślcie o ich popsuciu lub wycięciu. Czytałam swoje akta, wiem że to raczej niemożliwe, a na pewno ryzykowne dla mojego zdrowia.

Jenathaza - 2013-05-19 17:05:32

Jena stał w oddaleniu i słuchał. Prócz treści teraz nic więcej wyłapać nie mógł, więc skupił się na oczach. Moze trochę rozumiał, chciał rozumieć, ale nie był pewny. Był też dziwnie zawstydzony. Jak młody chłopak nakryty na lekcji na robieniu czegoś, co jest niepożądane.
- To jest moja praca – odparł na koniec spokojnie, trochę smutno.
- Policjant jest sobą i swoimi przekonaniami tylko w pewnym zakresie. Kiedy jest na służbie, służy republice. Nikt nie chce dla ciebie źle. Ani ja, ani oni. Te informacje pomogą nam ciebie chronić. Ciesze się, ze będziesz współpracować i jestem pewien ze spełnią twoje warunki. Ale nie miej mi za złe tego, ze to mnie wybrano do tego zadania. Na ich miejscu też bym siebie wybrał. Takie jest życie.

MOC - 2013-05-19 17:12:50

Queni to doskonale rozumiała. Może i wyglądała na drobną, niewinną i przestraszoną istotę, przytłoczoną przez wielki świat, ale jej umysł całkowicie temu wizerunkowi przeczył. Była sprytna, inteligentna i rozumiała znacznie więcej, niż swoi rówieśnicy. Może nawet więcej niż większość przeciętnych obywateli Republiki.
- Wiem. Nie mam tego panu za złe. Po prostu...
Urwała na chwilę. Jej oczy ponownie zalśniły, ale tym razem były nieco wilgotne od łez. Opuściła głowę, by to ukryć. Pomrugała parę razy, by ukryć ślady swojej słabości. Musiała być silna ale powoli nie dawała sobie rady, bo na prawdę ją to przytłaczało. Musiała o siebie zadbać bo nikt inny tego nie zrobi.

Jenathaza - 2013-05-19 17:17:39

-Tak, wiem, to bardzo przykre. Mi też jest ciężko – odpowiedział łagodny bas Mavhonica. Właściciel owego głosu miał ochotę teraz podejść, i po prostu przytulić dziewczynę. Ale nie zrobi tego. Z wiadomych przyczyn. Nie on zdecyduje, kiedy może podejść.
- Ale to, co przeżyjemy, będzie już za nami

MOC - 2013-05-19 17:36:00

Pociągnęła nosem i w końcu się opanowała. Ale nie podniosła jeszcze wzroku.
- Będzie za nami... a co ze mną będzie, gdy już wypiszą mnie ze szpitala?
Zapytała i podniosła wzrok na Mavhonica. W oczach wciąż jeszcze tliły się jej łzy, ale powoli już spływały i wysychały na jej policzkach. Queni drżała cała, ale nie dlatego że się bała, tylko dlatego że chyba pierwszy raz przed kimś próbowała się nieco otworzyć. Jakoś tak ufała Mavhonicowi.
- Jasne, teraz wszyscy są mili i w ogóle, ale posiedzę tu góra kilka tygodni. I co potem? Nikt z tych ludzi mnie nie przygarnie, trafię więc pewnie do domu dziecka. Albo mnie deportują, bo nie mam obywatelstwa. Boję się o to co będzie potem. Zawsze sobie musiałam sobie radzić sama ale boję się, że tym razem sobie z tym nie poradzę.
Z trudem jej było to przyznać. Na szczęście nie musiała tego mówić sama tylko przekazywała swoje myśli poprzez cyfronotes.

Jenathaza - 2013-05-19 17:45:49

Jena rozumiał, bo sam o tym myślał. Wcześniej przy Siscu – co z nim będzie, jak długo jeszcze będą go trzymać na uniwersytecie i jedno wielkie „co teraz”. Ale wtedy nie był tak blisko, nie musiał mu wymyślać bajek. Właśnie, Siscowi można było bajki sprzedawać, Queni była już na to „za duża”, mówiąc kolokwialnie.
-Porozmawiam z mistrzem Jamesem, on w  tym siedzi, jestem pewien, ze znajdzie jakieś lepsze wyjście.

MOC - 2013-05-19 17:55:34

Zbyt wiele rozumiała, by na nią działały bajki w stylu "będzie dobrze" albo "wszystko się ułoży". Zbyt wiele było zmiennych by łatwo to się rozwiązało.
- Mhm.
Mruknęła w odpowiedzi i znowu opuściła głowę i pociągnęła nosem. Powinna być optymistką, w końcu mistrz James zdziałał cuda z Sisciem, znalazł mu rodzinę, szkołę i w ogóle wszystko było w porządku. Powinna więc z optymizmem patrzeć na swój przypadek, ale jednak gdzieś to jej umykało.
- Będzie dobrze, co?
Zapytała ironicznie.
W tym momencie drzwi za Mavhoniciem się otworzyły i w przejściu stanął profesor Sol, który wyglądał na zaskoczonego. Odchrząknął cicho.
- Witam panie kapitanie. Queni
Przywitał się grzecznie po czym wszedł do pokoju. Jego głos wydawał się jednak nieco inny, jakby akcent mu się troszkę zmienił.
- Co pana tu sprowadza?

Jenathaza - 2013-05-19 18:04:59

W tych zdaniach nie chodziło by rozumieć,a  by zaufać. Jakoś będzie, nigdy nie jest tak, ze w ogóle nie jest, bo życie się toczy. A im więcej osób chce pomóc, im więcej powtarza to „będzie dobrze”, tym jest większa szansa, bo chcą pomóc. Jeśli zniechęcamy ich i nie mówią już tego, przestają chcieć pomóc.
A Jena dziś już nie wypowiedział do tej pory „będzie dobrze”. Nie oznaczało to, ze nie chciał pomóc. Ale zaczynał odczuwać, ze jest po prostu za słaby wobec trudu sytuacji i do tego wobec walki z samą Queni.
-Tak, będzie dobrze
Nagle usłyszał dźwięk za sobą  i odwrócił się trochę nerwowo. Za mało czasu od ostatniej akcji i jeszcze tak działało jego ciało.
- Dzień dobry, doktorze. Przyjechałem odwiedzić Queni. Niech mundur pana nie zmyli.
Jena lekko zmrużył oczy, kiedy usłyszał zmianę w głosie lekarza. Od razu pomyślał sobie,z e to nie doktor Sol,a  jakiś zmiennokształtny. Ale nic nie powiedział. Najprawdopodobniej to jego przewrażliwienie.

MOC - 2013-05-19 18:13:41

Queni patrzyła na na profesora Sola nieco podejrzliwie, bo tez wyłapała tą drobną zmianę w akcencie. Dlatego też skuliła się nieco bardziej i wnikliwie obserwowała arkanianina, który obszedł Jenethazę i zaczął podchodzić do jej łóżka zupełnie inaczej niż Sol do tej pory.
- To nie Sol!
Odezwał się głos z cyfronotesu, jednak to nie zatrzymało profesora, który nadal był spokojny. Nie przejmował się przewrażliwioną omwatką. Spojrzał tylko na pana kapitana z lekkim uśmiechem.
- Przepraszam, nasza droga pacjentka jest troszeczkę zmęczona i przewrażliwiona. Podam jej coś na sen i od razu się uspokoi
Jego uśmiech też był troszeczkę inny niż wcześniej.

Jenathaza - 2013-05-19 18:16:50

Jenie tez wydawało się to wszystko bardzo, bardzo dziwne.
- Nie moze pan teraz jej podać nic na sen. Przesłuchuję ją. Mam nakaz z SIS – oznajmił stanowczo i sam tez podszedł za doktorem. Tudzież kimś, kto się za niego podszywał.

MOC - 2013-05-19 18:23:57

Gdy Jena wspomniał o przesłuchaniu z nakazu SIS to wyraz twarzy arkanianina nieco się zmienił, tak jakby za wszelką cenę chciał zachować spokój.
- Rozumiem i przepraszam, że przeszkadzam. Wrócę później...
Profesor Sol postanowił się wycofać i spokojnym krokiem ominął Mavhonica. Nie robił kłopotów... aż nagle w jego dłoni pojawiła się strzykawka. "Sol" kopnął z całej siły Jenę w kolano, chcąc go posłać na ziemię by potem wbić mu igłę w szyję.
- Uwaga!
Rozległ się krzyk z cyfronotesa. Queni nie mogła jednak niczego zrobić prócz tego krzyku.

Jenathaza - 2013-05-19 18:27:16

Jena był bardzo dużym, silnym facetem, ale akurat kolano było jego słabym punktem – w holo Queni pewnie o tym czytała i po tym jak nagle upadł na nie, można było się domyślić, ze to prawdziwy uraz. Jednak zareagował odruchowo, blokując przedramieniem rekę napastnika. Skrzyżowali przedramiona jak miecze a strzykawka zawisła tuś nad wyszczerzonym z zaskoczenia okiem Mavhonicka.
Wolną ręką schwycił za nadgarstek Arkanianina tak mocno, by ten wypuścił strzykawkę.
-STRAŻ!  -krzyknął. Teraz dwaj policjanci zza drzwi powinni tu wbiec.

MOC - 2013-05-19 18:32:37

Plan "Sola" udał się tylko połowicznie i teraz jego twarz wykrzywiała się w gniewie, gdy próbował z całej siły docisnąć strzykawkę do końca. Jednakże nie miał na tyle siły, by pokonać Mavhonica. A gdy ten złapał go za rękę, to warknąłz bólu, jednak nie puszczał swojej broni. Jedynie jego twarz zaczęła powoli wracać do naturalnego wyglądu.
- GIŃ!
Warknął po czym kopnął Jenę w kolano po raz kolejny licząc na to, że ten uraz wywoła na tyle duży ból, że na chwilę zdekoncentruje to jego przeciwnika. A wtedy będzie po nim.
Strażnicy zaś nie nadbiegli od razu tylko zaczęli łomotać w drzwi, które okazały się być zamknięte.
- Co się tam dzieje?
Ich krzyki były przytłumione. Ale łomotanie w grodzie było dobrze słyszalne.

Jenathaza - 2013-05-19 18:37:21

Na pewno bolało, ale już nie na tyle, by Jenę zdekoncentrować, zresztą nie ból posłał go na ziemie,a  po prostu osłabiony staw.
Na kolanach był niewiele niszy od napastnika. Szarpnął go, by posłać na podłogę i obezwładnić. Nie ma co opisywać szczegółów, robił to tak, jak zazwyczaj, wykorzystując swoją sprawną górną połowę ciała. Strzykawka pewnie gdzieś pod łóżko się potoczyła.

MOC - 2013-05-19 18:42:19

W tym starciu nie miał szans, fizycznie po prostu był słabszy. "Sol" wylądował więc na ziemi a jego broń potoczyła się pod łóżko. Szybko więc się pozbierał z ziemi, ale nie miał już szans na uciszenie Queni. Uciekać też nie miał gdzie, bo w jej pokoju nie było okien.
Drzwi w końcu się poddały i do środka wpadło dwóch kolejnych funkcjonariuszy CSB - oni jednak mieli broń i od razu wycelowali ją w profesora, któy co raz mniej przypominał siebie a bardziej clawdita. Ten zaś uśmiechał się wrednie.
- Cóż, poddaję się.
Uniósł ręce do góry na znak poddania się, ale nie wydawał się tym przejęty.
- Pierwsze podejście nie wyszło, ale nie ciesz się tak zdziro. Jeżeli nie możesz być nasza, to sprawimy że nikt już nie skorzysta z twoich usług

Jenathaza - 2013-05-19 18:51:02

- To ty się nie ciesz, czeka cię długie, bardzo kolorowe przesłuchanie... – wysyczał Mavhonic, dociskając go do ziemi, i nagle chwycił go pięścią za kołnierz i podniósłszy jak szmatę wziął zamach i z pieści przyfasolił mu w twarz. Nie tak, by go uszkodzić, ale tak by bolało długo z efektem opuchniętej twarzy
- I tak się zacznie – obnażył zęby jak drapieżnik, powoli przekręcając głowę by spojrzeć na funkcjonariuszy za sobą.
Oczywiście „Sol” mógł oskarżyć Mavhonica o pobicie, ale – kto poświadczy? Policjanci przeciw przełożonemu? Queni przeciw oprawcy? Szpital przeciw przestępcy?
- Aresztować  - mruknął i dopiero teraz cicho warknął z bólu. W ogóle nie myśląc kogo ma obok, oparł się muskularnym ramieniem o łóżko Queni, asekurując ciało do spoczęcia bokiem na podłodze.

MOC - 2013-05-19 18:57:58

Funkcjonariusze nie powstrzymywali Mavhonica, a niedoszły zabójca nawet się nie bronił, tylko się roześmiał cicho i prowokacyjnie.
- Tylko na tyle cię stać "kapitanie"? Dopadniemy tą niebieską w ten czy inny sposób. To szpital, nie upilnujecie jej przez dwadzieścia cztery godziny na dobę... komuś mogą też pomylić się leki.
Obecnie clawdit nie mógł już niczego zrobić, jedynie zasiać niepewność i panikę. Na Mavhonica może to nie podziała, ale zerknął na Queni, która teraz kuliła się ze strachu na swoim łóżku. Bała się, że do tego dojdzie.
- Tak jest!
Odezwali się policjanci i natychmiast skuli i wyprowadzili zamachowca, przy okazji niechcący zahaczając nim o framugę drzwi. Skoro komendant mógł to oni też sobie troszkę poużywali.
Queni zaś nie przejęła się tym, że Jena oparł się o jej łóżka. Była mu wdzięczna za ratunek. Kolejny.
- Proszę, zabierz mnie stąd. Ma rację, tu mnie znajdą

Jenathaza - 2013-05-19 19:34:36

-Niech zespól szuka oryginalnego Sola, może mieć kłopoty – rzucił im na odchodne. Podejrzewał, ze zaraz przyjdzie ktoś go opatrzec, ale zanim – będzie zamieszanie.
Jena już nie widział jak im się niechcący aresztant zaczepił. Słyszał, ale nie wziął do wiadomości. Nie, nie dał się zastraszyć, ale był w  duchu zły. Dali się podejść,a  przecież było wiadome ze „oni” zatrudnią zmiennokształtnego.
- Blefował – wysapał, nie spoglądając na Queni.
- Ale masz racje, trzeba cię stąd zabrać jak najszybciej
O jednym szczególe autor zapomniał. Jena kiedy tu wszedł, miał torbę typu reklamówka, kiedy zaczęła się akcja, upuścił ją, sam nie wiedział gdzie, ale teraz Queni ją widziała jakieś półtora metra za jego plecami. Torb, z której wychylała się do połowy zabawka. Szmaciana laleczka. Nie taka typowa do ekstremalnej zabawy. Bardziej młodzieżowa, z wyhaftowanymi oczami, z włosami z włóczki i szydełkowym ubranku. Coś jak egzemplarz kolekcjonerski, symbol, maskotka która siedzi na biurku.
Jena uważał, ze każda dziewczynka choć raz w życiu powinna mieć lalkę.

MOC - 2013-05-19 19:44:49

Funkcjonariusze przyjęli do wiadomości to polecenie i pewnie wkrótce zaczną szukać oryginalnego profesora. Ale póki co zgłaszali napaść, wkrótce zjawi się radiowóz, będzie zamieszanie i pełno papierkowej roboty, jak zwykle.
Queni tymczasem z wysiłkiem odkleiła się od poduszek i chciała podpełznąć do Mavhonica by prosić go o to by ją stąd zabrał. Gdziekolwiek. Nie czuła się już tu bezpieczna - o ile wcześniej w ogóle tak się czuła. Ale teraz to już wiedziała, że mogą ją dopaść w każdej chwili - i to subtelniej.
- Nie. Oni mnie zabiją, na pewno. Przed chwilą pewnie chcieli mnie porwać, dlatego przebranie. Ale teraz to zabiją
Głos z cyfronotesu stał się taki bezosobowy, bez emocji. Ale ona sama panikowała. Na prawdę chciała się stąd wynosić.
- Tak, byle dalej. Proszę, nikomu nie mów gdzie.

Jenathaza - 2013-05-19 19:49:04

Teraz podniósł głowę i spojrzał na nia. Był niebezpiecznie blisko,a  z bliska wydawał się jeszcze potężniejszy, miał takie szerokie szczeki, wielkie nozdrza, kolce na brodzie. Lekko zaczerwienione oczy.
- Zabierzemy cię stąd. Na pewno. Teraz się nie denerwuj, nie spróbują ataku w ciągu kilku następnych dni. A to wystarczy by cię zabrać

MOC - 2013-05-19 19:54:23

W tej chwili Jena dla niej nie wyglądał przerażająco. Był dla niej bohaterem - w końcu drugi raz ją uratował. I o ile wcześniej miała jakieś wątpliwości to teraz powoli znikały. Mogła mu ufać. Co prawda irracjonalny głosik w jej głowie krzyczał - "głupia! To może być pułapka! Nie ufaj nikomu!" to jednak go ignorowała. Byłą na tyle rozsądna by wiedzieć, że sama nie da sobie rady. Może gdyby miała sprawne ciało. Ale nie miała.
- Nie... oni spróbują znowu. Przekupią kogoś, podmienią leki, w czasie badań lub rehabilitacji coś zrobią. Tu nie jest bezpiecznie. Proszę, zabierz mnie gdzieś, ukryj. Gdziekolwiek
Ten spokojny, sztuczny głos bardzo kontrastował z jej przerażoną twarzą, drżącymi rękoma i wylęknionym spojrzeniem. Chciała się ukryć, ale nie miała gdzie.

Jenathaza - 2013-05-19 20:02:37

A Jena chciał jej pomóc. Jednak nie mógł.
- Jak mnie aresztują za nielegalne wywiezienie, to nie bedzie już komu ciebie bronic – Sam nie mógł nic zrobić. Nie z Queni, była zbyt ważna.
Nie wydawało mu się, by zagrożenie było realne, choć mógł się mylić, ale bał się, ze Queni sama zwariuje przez te kilka dni.
Mavhonic wyjął komunikator. Połączył się z  kimś z SIS. Nakreśli sprawę i spróbuję uzyskać jakieś pozwolenie, skierowanie, jakiś pomysł, cokolwiek.

MOC - 2013-05-19 20:11:42

To wyjaśnienie przyjęła do wiadomości chociaż z trudem. Teraz to tylko siedziała na łóżku, podkuliła nogi i objęła się rękoma. I tak się kiwała skulona w kłębek. Tak jakby się "wyłączyła".
Jena zaś bez większych problemów połączył się z SIS. W związku z obecnie prowadzoną sprawą to połączenia z nim miały priorytet. Nie musiał czekać i nikt go nie zbywał.
Zaraz też wyświetliła mu się twarz oficera, z którym przedtem się komunikował. Sprawę potraktował bardzo poważnie, szybko się z kimś skonsultował ale ostatecznie dał zgodę Jenie na ukrycie Queni. Robił to jednak niechętnie, to było ewidentnie widoczne ale nie miał wyboru. Wychodziło na to, że omwatka mu ufała, skoro chciała się z nim dogadać. Ci z SIS widzieli też dobrą sposobność do zaskarbienia sobie jej wdzięczności. Może łatwiej i szybciej im zaufa i podzieli się informacjami. Była to zimna kalkulacja, nie współczucie ale lepsze to niż nic.

Jenathaza - 2013-05-19 20:19:54

Jena tylko cicho podziękował i westchnąwszy pozwolił sobie oprzeć się o łóżko plecami. Teraz zdał sobie sprawę, jak go boli, nie tylko noga, ale i głowa i sumienie. Bo teraz jak coś się z Queni stanie to kto odpowie? Mavhonic oczywiście.
Nic nie powiedział. Myślał. I tak nic nie zrobi, narazie musiał siedzieć i czekać, aż poskładają mu kolano. Ale teraz chciał mieć pięć minut bez działania...

MOC - 2013-05-19 20:24:35

No niestety Jena wpakował się w małe bagno a wszystko przez to, że po prostu chciał pomóc. Nie należy się więc tak bardzo dziwić, że nie wszyscy są tak chętni do pomagania innym. Po prostu byli ostrożni, by nie wpakować się w jakieś podobne bagno. Bo kto wie co się stanie, gdy się wychyli i pomoże komuś? Problemy. Lepiej żyć w spokoju i udawać, że się czegoś zrobić nie mogło.
Póki co Jena miał chwilę odpoczynku. Wkrótce przybył jakiś młody lekarz, droid medyczny i dwie pielęgniarki. Chcieli się zająć zarówno Jeną jak i Queni, jednak dziewczyna nie pozwalała nikomu się do siebie zbliżyć. Pokracznie cofała się na łóżku i tylko charczała bo kabel odłączył się od cyfronotesu.
Pielęgniarki chciały ją uspokoić, podczas gdy lekarz zajął się Mavhoniciem, wypytujac go o stan zdrowia, przebyte leczenia i takie tam.

Jenathaza - 2013-05-19 20:40:29

No to Jena się spowiadał, wszystko mówił, jakie leki bierze i kiedy miał wstawiane sztuczne kolano. Próbował też Queni uspokoić.
Po tak, w bagnie siedział, przez dobre serce. I teraz już nie brzmiało tak naturalnie „bedzie dobrze”. Bo on mial swoje dzieci, swoją rodzinę i co, jeden blaster. Do domu jej na pewno nie weźmie. Wiec gdzie?

MOC - 2013-05-19 20:58:36

Lekarz wszystko sobie zapisał a potem powiadomił odpowiednią salę, by przyszykowali aparat do prześwietlenia. Chciał mieć pewność, że w czasie walki nic nie uległo uszkodzeniu. A jako funkcjonariusz CSB ranny niejako w akcji miał pierwszeństwo. Takie już było prawo w Republice.
A Queni niestety nie dawała się uspokoić a na wzmiankę o jakichś środkach uspokajających to panikowała jeszcze bardziej, bojąc się że ją zabiją. Że ta akcja służyła tylko odwróceniu uwagi, albo że zamachowcy mieli plan B czy coś. Taka lekka paranoja ją dopadła i tyle. Pielęgniarki więc póki co wstrzymywały się, ale jeśli się prędko nie uspokoi to będą ją musiały obezwładnić.

Jenathaza - 2013-05-19 21:04:36

Jena rozumiał, ale póki co nie chciał w tym uczestniczyć. Siedząc jeszcze na podłodze wychylił się by przyciągnąć reklamówkę. Wyją z niej wcześniej opisana lalkę i położył na pościeli.
- Wszystko bezie dobrze – jednak! Potem stał powoli, opierając się na zdrowej nodze. Bolało, spuchnięte było,ale Jena pocieszał się ze nie da się złamac sztucznej kosci.
Kiedy wszystko było gotowe, po prostu dał się zabrac na to prześwietlenie.

MOC - 2013-05-19 21:08:37

Cóż, na chwilkę się uspokoiła gdy dostała lalkę, ale tylko na chwilkę, bo gdy Jena odszedł to znowu spanikowała i pielęgniarki musiały ją w końcu obezwładnić i podały jej łagodne środki usypiające, zaś na jej straży postawiono droida medycznego i kolejnych funkcjonariuszy CSB.

MOC - 2013-05-22 20:34:50

Od nieudanej próby zamachu na Queni minął dzień, jednak nie sposób było go nazwać spokojnym. Dziewczyna nie przespała spokojnie nocy, nawet mimo środków uspokajających, które musiały jej zostać podane. Rankiem sytuacja w ogóle się nie poprawiła, bowiem nie dopuszczała ona do siebie nikogo. Na sam widok kogokolwiek z obsługi szpitala panikowała i rzucała się na łóżku tak gwałtownie, że zaskoczyła tym samym personel. Lekarze chcieli jej dać czas na ochłonięcie, jednak już w okolicy południa okazało się, że to daremny trud. Profesor Sol zdecydował posłać do jej pokoju droida medycznego, by ten zajął się krnąbrną pacjentką. Do tej pory w miarę dobrze znosiła zmechanizowaną obsługę. Jednak nie dzisiaj... W obawie o swoje życie spanikowana omwatka użyła Mocy i kompletnie przepaliła obwody droida a następnie zniszczyła wewnętrzną kamerę.
Lekarze nie chcieli przymusowo jej uspokajać, bo to by tylko wszystko pogorszyło. Profesor Sol podjął więc decyzję i skontaktował się z mistrzem Jamesem - który był ekspertem w dziedzinie Mocy jak również psychologiem, co powinno wszystko ułatwić.
Personel czekał więc na barabela a Queni siedziała dalej w swojej izolatce i nikogo nie dopuszczała do siebie.

James - 2013-05-22 20:48:14

James na początku planował wysłać kogoś, zrobił przegląd swoich jedi. Jednak bardzo szybko skreślał ich w rekrutacji, do końca dotrwał tylko mac, by bezwzględnie zostać przekreślonym ze względu na stan zdrowia. Niestety nie można było wykluczyć ewentualnego ponowienia zamachu a  wtedy Mac by sobie nie poradził.
James odwołał i poprzekładał dzisiejsze wizyty i tak zyskał wolny wieczór dla Queni. Sprawa była o tyle pilna, ze ona ciepała. Tak jak u dentysty pacjenci z bolącym zębem wchodzą bez kolejki, tak i w systemie Jamesa.
Pojawił się w szatach jedi, ale z neseserem. Po drodze odbył holorozmowe z Mavhoniciem, ale nie o tym teraz.
Znalazł się na oddziale

MOC - 2013-05-22 21:01:23

W recepcji skierowano Jamesa od razu pod właściwą salę, gdzie przy drzwiach nadal stało dwóch strażników z CSB, jednak tym razem wyposażeni byli w specjalistyczny sprzęt dostarczony przez SIS i przed wejściem na salę trzeba było poddać się dokładnemu skanowi. Niestety omwatka była bardzo cenna dla wywiadu, dlatego też takie a nie inne środki zastosowano.
W środku w przedpokoju izolatki czekał już na barabela profesor Sol, który wyglądał na zmartwionego cała tą sytuacją. Ale na widok mistrza Jedi odetchnął cicho z ulgą.
- Cieszę się, że znalazłeś nieco czasu mistrzu... sytuacja jest... trudna.
Arkanianin nieznacznym ruchem głowy wskazał na szybę oddzielającą ich pokój od pokoju Queni. Biedaczka siedziała skulona na łóżku i tylko ze strachu wpatrywała się w szybę. Od jej strony wyglądało po prostu jak lustro, ale dobrze wiedziała, że za szybą ktoś jest.
James mógł też wyczuć jej strach, którym silnie emanowała. Strach i gniew jeszcze nie do końca ukierunkowany. Queni była tak przeładowana emocjami że balansowała niebezpiecznie blisko Ciemnej Strony Mocy. A jak się okazało we wcześniejszej wiadomości jej potencjał nie był wcale tak uśpiony i potrafiła posługiwać się swoim darem przynajmniej częściowo świadomie.
- Odmawia wszelkiego kontaktu, nie chce przyjmować leków ani jedzenia. Gdy ktoś próbuje wejść do jej pokoju to czuje się... coś dziwnego. nie potrafię tego nazwać. Ale gdy ja tam chcę wejść to czuję się źle. Jak intruz. Muszę po prostu wyjść. Myślę, że to ma związek z Mocą, zwłaszcza że uszkodziła - jeśli nie zniszczyła - jednego droida. Samym dotykiem. Kamerę też szlag trafił
Sol ponownie wskazał na szybę i po krótkim przyjrzeniu się podłodze można było dostrzec kończyny owego droida leżące obok łóżka pacjentki.

James - 2013-05-22 21:11:01

Na razie jeszcze nie skupiał się na samej dziewczynie, teraz musiał zebrać jak najwięcej informacji które pomogą mu się przygotować. Każdy przypadek jest inny, trzeba do niego dotrzeć indywidualną drogą. Dlatego tak ważne są informacje z różnych źródeł. Miał już kilka od Mavhonica. Teraz od Sola.
- No to co pan mówi nie napawa optymizmem, ale tez jest pewne pocieszenie, to wszystko co pan opisał to ewidentne działania obronne. Boi się i broni. W obecnej chwili nie mogę panu obiecać ze jak wyjdę będzie wszystko dobrze. To nie jest najlepsze miejsce do odzyskiwania spokoju ducha, ale zrobię co w  mojej mocy bo tu przede wszystkim chodzi o dziewczynę, bo teraz bardzo cierpi

MOC - 2013-05-22 21:21:00

- Rozumiem. Nie chcieliśmy jej dodatkowo stresować i siłą podawać jej środki uspokajające. Już i tak przez ten "incydent" nam nie ufa. Gdybyśmy próbowali czegoś siłą to byśmy tylko zaszkodzili
Odpowiedział nieco przybity Sol. Byli w nieco patowej sytuacji, obecnie jest źle ale gdyby czegoś próbowali to byłoby jeszcze gorzej. Nie wiedział więc jak z tego wybrnąć. A nie chciał wyjść na jakiegoś potwora, który tylko wszystko pogorszy, bo ma jakiś tam grafik.
- Wiem też, że szpital nie nadaje się do uzyskania spokoju ducha. Mimo wszystko nawet jeśli ktoś nie ma daru Mocy to potrafi wyczuć nieco niesprzyjającą atmosferę na niektórych oddziałach.
Arkanianin troszkę się tłumaczył. Ręką machinalnie przeczesał włosy na głowie i spojrzał prosząco na Jamesa.
- Próbowaliśmy przysłać jej psychologa, ale wychodził bardzo szybko a ona nie chciała rozmawiać. Obawiam się, że jedynie Jedi coś może tutaj zdziałać.

James - 2013-05-22 21:27:09

- Pewnie tak, tym bardziej ze w pewnych sytuacjach organizm istot wrażliwych na moc potrafi potraktować lek jak toksynę i go zwalczyć. A w przypadku tak słabego ciała to by mogło bardzo zaszkodzić.
Dalej słuchał. Miał te charakterystyczne puste szklane oczy. Ale reszta gadziej twarzy zdradzała troskę. Bardzo wyraźnie. Skinął głowa.
- Jest pan doskonałym lekarzem, doktorze Sol. I wspaniałym człowiekiem. Zrobił pan wszystko co w pańskiej mocy, teraz ja spróbuje. Jeśli wszystko bezie dobrze, to w ciągu dwóch dni przeniesiemy ją do enklawy. Oczywiście w najściślejszej tajemnicy. Na jej miejscu zostanie umieszczony zrobiony na zamówienie android. Postaramy się by jego oprogramowanie jak najwierniej oddawało zachowanie Queni, tak żeby nawet pana personel nie do końca się domyślał

MOC - 2013-05-22 21:34:01

Słysząc pochwałę z ust mistrza Jedi uśmiechnął się lekko i kiwnął głową, mamrocząc pod nosem podziękowanie. Mimo wszystko czuł się trochę bezradny. Nie potrafił pomóc swojej pacjentce, ale przełknął swoja dumę i zawiadomił eksperta. Teraz pozostawało mu tylko zaczekać na efekty jego terapii.
- Dobrze. Zostanę tutaj na wszelki wypadek, gdyby jej stan się pogorszył. Póki co na szczęście jest stabilna.
W razie czego James będzie mieć wsparcie, gdyby sytuacja nagle się pogorszyła. Jednak z wiadomych względów Sol wolał pozostawać tutaj. W końcu to jego twarz przybrał ten zamachowiec i Queni na pewno będzie się ona źle kojarzyła w tej chwili.

James - 2013-05-22 21:40:21

James nie miał nic przeciwko, a był nawet za tym, by Sol przyglądał się terapii, w końcu to on był lekarzem prowadzącym, wiedział najwięcej. James w ostateczności skontaktuje się z nim „telepatycznie” już podczas rozmowy z Queni, choć wiadomo ze wolałby nie bo ona może to wyczuć.
- No to niech moc będzie z nami – uśmiechnął się do lekarza i wszedł do środka. Kiedy tylko wszedł, zatrzymał się, by drzwi się za nim zamknęły. Ustawił się lekko bokiem, nie bezpośrednio przodem do Queni. Twarz miał pogodną. Rece spuszczone wzdłuż ciała tak by widać było, ze dłonie są puste.
- Witaj Queni. To ja, mistrz James – przywitał się. Podejrzewał,z e jego też „zaatakuje” ze poczuje się nieswojo i zechce wyjść. Ale on był jedi i będzie w stanie zwyczajnie i całkiem instynktownie oprzeć się temu. Choć chętnie to zbada.

MOC - 2013-05-22 21:46:56

- Niech będzie
Zgodził się Sol a potem przysunął się bliżej szyby, schodząc z pola widzenia otwartych drzwi. By po prostu nie denerwować pacjentki.
Gdy James przeszedł przez drzwi to nie poczuł póki co jakieś znaczącego zniechęcenia. Jedynie silniej odczuwał przerażenie dziewczyny, wymieszane z paniką. Natężenie tych uczuć wzrosło, gdy tylko Queni zarejestrowała jego pojawienie się.
Po chwili też poczuł że coś próbuje go odepchnąć, ale dla niego było to ledwie wyczuwalne o ile otoczony był osłonami Mocy. W przeciwnym razie poczuje to dużo mocniej, tak jakby jakaś paskudna, śmierdząca chmura otoczyła jego umysł i zakłócała jego zmysły.
- Wyjdź. Nie chcę tutaj nikogo. Wyjdź!
Odezwał się głos z jej cyfronotesu, bo sama wciąż nie potrafiła lub nie chciała dobrze mówić. W tym głosie też zaszła zmiana - przedtem był bardzo delikatny, aksamitny, kobiecy. Tym razem był on mocny, dźwięczny, męski. Był to kolejny dowód na to w jak paskudnym jest nastroju.

James - 2013-05-22 21:53:25

James wszedł tu całkowicie bez osłon, uzbrojony jedynie w swoją siłę umysłu. Chciał zobaczyć i poczuć, jakich ona używa technik. Dla psychologa behawioryzm jest bardzo ważny, z tego można wiele wywnioskować. James był już starym jedi, więc niedogodność związana z  tym atakiem zniesie z jedynie lekkim dyskomfortem – na który każdy w życiu jest narażony w wielu sytuacjach.
James oparł się plecami o ścianę i rozłożył ręce, jakby został sama siła głosu tak odepchnięty.
- Wyjdę. Ale musisz ze mną porozmawiać. Musisz ze mną współpracować, inaczej nie wyjdę stąd. Doskonale wiem, ze teraz nie docierają do ciebie moje argumenty, więc muszę zadziałać trochę inaczej. Jednak pamiętaj, ze w tym pomieszczeniu w  tej chwili jest tylko jedna osoba która może ci zagrozić, i nie jestem to ja

MOC - 2013-05-22 22:04:58

Queni nie używała żadnej sithiańskiej techniki. To dało się od razu wyczuć. Jej mechanizm obronny był raczej nieporadny w oczach doświadczonego użytkownika Mocy. Nic, co mogłoby mu zagrozić. Ale na zwykłych ludzi wystarczało - wystarczyła do tego opinia profesora Sola, który w życiu już wiele widział a nie potrafił tutaj dłużej zostać.
Queni tymczasem wściekle patrzyła na Jamesa. Zauważyła, że jej "chmurka" na niego nie działa. W końcu był mistrzem Jedi. Miała więc dwie opcje do wyboru - uparcie milczeć i nic nie zyskać, albo po prostu wyrzucić z siebie te wszystkie kłębiące się myśli oczyszczając trochę swój umysł. No i pozbywając się natręta.
- Nie ufam wam! Chcecie dla mnie "dobrze" ale tylko po to by dostać się do danych z mojej głowy! Gdzieś macie to jak się czuję! Nie chcę tu być, czuję się jak w klatce! Jak w więzieniu. ONI łatwo mnie tutaj mogą dopaść, tak jak wczoraj! Ale WY macie to gdzieś. Tak jak Mavhonic. Prosiłam go... błagałam go by mnie stąd zabrał! A wiem że mógł. MÓGŁ! Słyszałam sama. Ale powiedział, że będzie dobrze i sobie poszedł. Jak wszyscy! A TERAZ WON!
Z każdym kolejnym słowem jej gniew narastał i narastał. Queni czuła się zdradzona przez Jenę i na nim koncentrowała swój gniew. Na niego zwalała to, że teraz musi tutaj siedzieć w strachu o własne życie.
Jej wściekłość osiągała powoli punkt krytyczny i po prostu się sfajczył. Po kabelku poszły wyładowania - nie naturalne, a wywołane przez Moc - i urządzeni po prostu się uszkodziło. Wściekłą omwatka porwała do ręki popsuty sprzęt i z całej siły rzuciła nim w kierunku Jamesa. W normalnych warunkach nie przeleciałby nawet pół metra, teraz jednak dziewczyna zaczęła czerpać siły z Ciemnej Strony i nieświadomie wsparła się Mocą, tak że cyfronotes przeleciał przez salę i rąbnął w ścianę, rozwalając się na kawałki. Z celnością jednak nadal było u niej kiepsko.

James - 2013-05-22 22:16:32

Obrona była instynktowna. I była to obrona bez dwóch zdań.
Teraz zaś spokojnie stał przy ścianie,z  głowa odchylona. Nawet za specjalnie nie patrzył na Queni. W pewnym sensie to on wyglądał na bezbronnego, zachęcającego wręcz by się nad nim poznęcać, bo nie bronił się w ogóle. No, może przed tym cyfronotesem by się bronił, gdyby nie od początku widział, ze ten leci krzywo.
I nic. Oczywiście nie mógł na głos teraz zauważyć ze wcale nie jest taka bezbronna, by nie uczulać jej w tym kierunku.
- Rozmawiałem dzisiaj z Jenathazą. Lecąc tutaj. Wcześniej też. Tu nie działa wszystko od jednego słowa. Gdzie miał cie zabrać? Do swojego domu? Do garażu? Do sierocińca? Myślisz, ze tam byłabyś bezpieczniejsza? Jeśli miałby cie zabrać, to tylko w  miejsce bezpieczne. A te musiał znaleźć. I znalazł. Na dniach będziesz przeniesiona. Oczywiście tylko i wyłącznie jeśli twój stan bezie na to pozwalał. Tym razem mówię o twoim stanie psychicznym, który w  tej chwili niestety uniemożliwia wszelkie działania. I dlatego tu jestem. Powalczę z tobą trochę, ale wierz mi, to dla twojego dobra. Jestes w takim wieku ze wydaje ci się, ze tylko ty wiesz co dla ciebie dobre. Ale to jeszcze przerobimy
Poruszył się. Odkleił od ściany i uchyliwszy drzwi, wychylił się na zewnątrz
- Dajcie drugi cyfronotes. Najlepiej stary, taki którego nie szkoda...

MOC - 2013-05-22 22:28:35

Reakcje Queni oraz fakt, że potrafiła szczątkowo używać Mocy dowodziły, że musiała przejść jakieś podstawowe szkolenie, choćby po to by móc wspomagać się Mocą podczas działalności hackerskiej. Może też ktoś uczył jej podstaw obrony. Dla Jamesa jednak nie była niebezpieczna. Dla profesjonalnego zabójcy pewnie też nie.
Dziewczyna teraz skrzyżowała ręce na piersi i wlepiała wściekłe spojrzenie w Jamesa, tak jakby on tutaj był winny. Jej wzburzenie troszkę się uspokoiło - wyrzuciła z siebie te najbardziej bolące sprawy.
Słowa Jamesa zaś odbiły się od niej jak groch od ściany. Zwykłe wyjaśnienie w stylu "nie miał cię gdzie zabrać" nie podziała od razu. Gdyby była spokojna i myślała racjonalnie to by może przystała na ten argument. Teraz jednak poczucie zdrady siedziało w niej bardzo głęboko i było jak skażona rana, zatruwająca resztę jej organizmu. Macki ciemnej strony wślizgiwały się do jej umysłu i sączyły tam jad, podsycały nieufność oraz paranoiczny strach, że oni chcą ją tylko wykorzystać a potem porzucić. I uosobieniem "Ich" był Jena - bo przedtem zaczęła się do niego przekonywać, ufać mu. A on w chwili krytycznej bez wyjaśnienia sobie poszedł. I to ją bolało najbardziej. Że gdy zaczęła już ufać, to została odtrącona.
Queni też mimo wszystko była nastolatką, w jej ciele buzowały hormony, dolewające oliwy do ognia.

Na cyfronotes zaś trzeba będzie chwilkę poczekać. Nikt nie chciał jej dać niczego nowego i z dostępem do holonetu. W tym stanie mogłaby narobić wielu paskudnych szkód.

James - 2013-05-22 22:45:56

Jak już James powiedział Solowi wcześniej – tu efekty nie są natychmiastowe, emocje robią swoje, logika się wyłącza, czasem po kilku dniach pacjent sobie przypominał i przyznawał racje – czasem oficjalnie, a  czasem nigdy w  życiu nie przyznawał się do swoich błędów. Ale jeśli pacjent jest inteligentny to zrozumie.
Narazie James obserwował w Mocy – jak do tej pory. Stwierdził póki co ze rozmowa jest mało efektowna, więc użyje mocy. Zaczynał bardzo powoli. Od siebie, i coraz dalej, dalej, tak delikatnie, jakby ktoś rozpylił odświeżacz powietrza na tę chmurę smrodu którą wygenerowała Queni. Tak, by tego nie zauważyła. James umiał tak działać, a chodziło o uspokojenie. I nie była to typowa Aura Spokoju, bo po tym intelektualnie pokapowałaby się ze czuje się inaczej. Chciał po prostu zadziałać delikatniej, trochę wpleść się miedzy zmęczenie i stres, wygładzić to wszystko i dopuścić do władzy intelekt, nie tylko adrenalinę.
Zamkną drzwi, jak przyjdzie cyfronotes to go powiadomią.
- Mam nadzieje, ze szybko się dogadamy bo wierz mi – nikt nie chce pomagać osobom o tak nieprzyjemnym zachowaniu. Tak, wiem że się boisz i ciężko ci przeskoczyć pewne własne reakcję, ale czas powoli zdawać sobie sprawę, ze naokoło ciebie są istoty które mają takie same uczucia i emocje jak ty. Które też się o ciebie boją. Sol mógł zginąć podczas ostatnich wydarzeń. Jena Mavhonic doznał poważnych obrażeń, obecnie nie jest w stanie nawet chodzić do pracy. Wszyscy ryzykujemy, ale walczymy ze wspólnym złem. Właśnie po to, by nikomu już nie zagrażało. I spokojnie, zaraz dostaniesz cyfronotes i będziesz mogła na mnie nakrzyczeć – nie, nie uśmiechnął się. Lepiej – wyglądał na osobę która dobrze wie, co usłyszy.

MOC - 2013-05-22 23:02:17

Moc działała na Queni powoli i nieśpiesznie. Dziewczyna nie wyczuwała niczego, nie była odpowiednio wytrenowała by móc wychwytywać takie działania. Nie potrafiła też nim przeciwdziałać. Jej ciało powolutku zaczęło się uspokajać. Nim zmęczenie dojdzie do głosu to jeszcze miną długie minuty.
Na przemowę Jamesa nie odpowiedziała bo nie miała jak. Ale też nie wyglądała na przekonaną do jego racji. Do Sola pretensji nie miała - po prostu irracjonalnie się go bała. A raczej tego, że znowu zmieni się w zmiennokształtnego. Queni była na tyle inteligentna i racjonalnie myśląca, by go nie obwiniać o to, że zamachowiec przybrał jego twarz.
Z Jeną było gorzej, bo była świadkiem jego rozmowy z kimś z SIS. Ci dali mu pozwolenie na zabranie jej w bezpieczne miejsce. Nie musiał pisać próśb i czekać na ich rozpatrzenie. Mógł działać a nie zrobił tego. I tu był ten problem, bo ona wszystko słyszała. Poza tym jak dla niej nie został poważnie ranny - dostał kopniaka w kolano. Co prawda wiedziała z jego dokumentów, że miał chora nogę, ale mimo wszystko dla niej to był tylko kopniak a nie strzał z broni czy cios strzykawką w oko. To i brak wyjaśnień był dla niej bolesny.

James - 2013-05-22 23:14:06

Jamesowi przytaczając oba przykłady chodziło raczej o to, by pokazać, ze nie tylko ona jest zagrożona, ze rozdrapano mrowisko i efekty oddziałują na większa liczbę osób. Miedzy innymi na Sola i Mavhonica – który nie miał gdzie jej zabrać. Może to zrozumie, może nie. Ale w tej chwili nie można było skupiać się na samym Mavhonicku.
Moc działała. Mieli czas.
Na cyfronotes też mogli poczekać.
Teraz James obserwował ciało, oczy, mimikę.
- Jak tylko uda ci się choć odrobinę zwalczyć swój lęk, bo nie biorę nawet pod uwagę ze się nie uda, bez tego ruszyć dalej po prostu się nie da, zostaniesz zabrana do enklawy Jedi. Obecnie stacjonuje tam kilkunastu rycerzy z  padawanami. Oczywiście nie zrezygnujemy z ochroni CSB i opieki ze szpitala. Ale wszystko będzie się odbywało w wyznaczonym obszarze, w enklawie. Będziemy pracować i będzie bardzo, ale to bardzo ciężko. – teraz się lekko uśmiechnął.
- Ale sama się przekonasz jakie to fantastyczne. W każdym razie pokój już czeka. Trochę mniejszy niż ten, ale ładniejszy. Farba złazi, ale nie będziemy malować, bo nie zdąży wywietrzeć. Mój uczeń był skłonny zrzec się swojej katery, która jest ładniejsza, ale mniejsza i nie odpowiada nam lokacja. Myślałem o czymś, skąd będzie wygodny dojazd i nie bezie się kręciło za wiele mieszkańców enklawy. Oczywiście nie mam zamiaru karać swoich przyjaciół z zakonu za spojrzenie na ciebie, więc kolejna rzecz do przyswojenia, bo póki co można: nie żyjemy sami
I się James rozgadał. Gadał sobie raczej jednostajnie, tylko jak już opisywał przyszłość w enklawie, jego opowieść nabrała rumieńców. Ale niewiele. Tak jakby jeszcze nie wiedział czy się z tego cieszyć, czy to będzie kolejny kłopot.

MOC - 2013-05-23 19:30:04

Fakt, zagrożonych było więcej osób - wiedziała o tym. Nie zmieniało to jednak faktu, że to ona była celem. A do przeprowadzenia zamachu na jej życie mógł zostać wykorzystany ktokolwiek. Wystarczyło dodać coś do jej kroplówki, podmienić zastrzyki, czy upozorować wypadek podczas badań czy rehabilitacji. Ile jest osób z ciężką sytuacją finansową, którzy mogliby przymknąć na coś oko w zamian za łapówkę? Queni zdawała sobie sprawę z tego jak to wygląda i jak mizerna jest jej ochrona w szpitalu. Po prostu było tutaj zbyt wiele ludzi zaangażowanych w jej sprawę, łatwo znaleźć jakieś słabsze ogniwo.
Jej wściekły wyraz twarzy nieco zelżał, gdy usłyszała propozycję przenosin do Enklawy Jedi... co prawda Zakonowi też nie do końca ufała (ale jednak już bardziej niż szpitalowi) ale była to oferta warta rozważenia. I to w sumie zaważyło na lekkiej zmianie jej nastawienia - światełko w tunelu, możliwość ucieczki z tego miejsca.

Po chwili drzwi się otworzyły i w przejści stanęła pielęgniarka trzymająca w ręku stary cyfronotes.

James - 2013-05-23 19:35:22

Mizerna była ale do tej pory najlepsza. Najlepsza, jaka można było jej na poczekaniu zapewnić tym bardziej, ze pomoc medyczna była potrzebna. Jednak jak widać po obecnym tu jedi – miało to się wkrótce zmienić.
- O, bardzo dziękuję – James z uśmiechem odebrał cyfronotes.
- No, chwila prawdy – zważył go w ręku i rzucił Queni na łózko. Wyglądało to jakby w ogóle Mocy nie użył, jednak nie do końca w tej chwili sobie ufał, więc Moc użyta została, ale minimalnie.

MOC - 2013-05-23 19:43:48

Fakt, opieka medyczna była potrzebna, jednakże nie była niezbędna. Jej stan był stabilny, powoli zaczęła przyjmować papkowate jedzenie i wkrótce kroplówka wymagana nie będzie. Problem będzie z rehabilitacją, ale to było do przeskoczenia. Jedynie specjalistyczne badania będą musiały odbywać się w szpitalu.
Queni widząc kolejny cyfronotes poruszyła się nieco niespokojnie. Ale gdy urządzenie wylądowało na jej pościeli to sięgnęła po nie. Ostrożnie i powoli, bo jej ręce nieco drżały od niedawnego wysiłku. Gniew dalej się w niej tlił, ale nie był już paliwem dla Mocy.
Po chwili wahania zaś podłączyła się do urządzenia i przejrzenie jego zawartości musiało trochę potrwać. Kalibracja też.
Po minucie w końcu się "odezwała".
- Niech będzie
Głos był słaby, typowo "roboci" bo syntetyzator był bardzo prosty, bez dodatkowych opcji.

James - 2013-05-23 19:48:32

Teraz już nie była i można było ruszać dalej, szukać miejsc lepszych. Nie można było podejmować decyzji za innych i Jedi musieli zapoznać się ze sprawa oraz podjąć decyzje. James na tyle się przejął, ze podjął ja sam, jako zwierzchnik enklawy, bez konsultacji z Rada, by nie narażać Queni bardziej. 
Oczywiście, każdy by chciał by było łatwo. Ale jak już nie jest łatwo to ważne by sobie jeszcze nie utrudniać. I innym.
[i]- Cieszę się ze się dogadaliśmy/i] – odparł na to James, także bez ekscytacji.

MOC - 2013-05-23 20:54:38

Queni też się nie ekscytowała. Jamesowi jako tako ufała tylko dlatego, że był Jedi i to dosyć sławnym. Wcześniej o nim poczytała i co nieco wiedziała o nim. Ale tylko co nieco. Do baz danych Zakonu nawet nie próbowała się włamywać, zbyt wysoka półka, zbyt niebezpieczne.
- Póki co
Przyznała cicho tym samym ponurym droidzim głosem pozbawionym ekspresji.
Nad nią trzeba było sporo popracować, jeśli się chciało ją zaadaptować do społeczeństwa. Od lat była z niego wykluczona a teraz jeszcze zaczynała się bronić rękami i nogami. Ale przynajmniej jedna rzecz na nią działała - przekupstwo.

James - 2013-05-23 21:01:13

James doskonale znał trudne przypadki i już nie bał się tego że „łatwo nie będzie”. Dziś najważniejsze było ją uspokoić. A właśnie, niemal by zapomniał o najważniejszym. Podżedaić się trzeba na odchodne.
- Jeszcze jedna sprawa nim wyjdę, jak obiecałem, i dam  ci spokój. Dziś już nie będziesz miałą za wielkich wyzwań, jednak chciałbym, byś wiedziała, ze to, czego dziś używałaś, na pewno wiesz o czym mówię, jest zymaz co naprawdę pogarsza twoją sytiuac ję. Bo to jest to, co przyciąga twoich oprawców. Ciemna Strona. – pogroził palcem, nie uśmiechnął się.
- jakieś pytania?

MOC - 2013-05-23 21:14:23

NA wzmiankę o Ciemnej Stronie Mocy tylko zmrużyła oczy z poirytowaniem. Na tak... Jedi. Będą się dżedaić, mądrzyć się i w ogóle. Ale powinna to znieść jakoś przez ten czas pobytu w Enklawie. Zaś kwestia samej Mocy się nie przejmowała. Wynikało to po części z jej niewiedzy. Nie używała często tych zdolności, tylko w ekstremalnych przypadkach. Nie uważała, że coś takiego jak Ciemna Strona (o ile to w ogóle istnieje) jej zagrażało.
- Długo tu będę musiała jeszcze siedzieć?
To ją jedynie interesowało, nic wiecej.

James - 2013-05-23 21:17:08

Zatem będzie musiała się dowiedzieć. Bo o ile w przypadku zdolności Sisca można było to spokojnie zostawić bo on nie miał pojęcia, tak tu pojęcie już było,a  nawet pewne umiejętności.
- Jak już wspomniałem – to będzie zależało tylko od ciebie – tu mu wyraźnie głos wypogodniał.
- Póki co wydaje mi się ze personel medyczny nie wykonał dzisiaj kilku zabiegów u Twojej osoby...

MOC - 2013-05-23 21:29:31

I znowu się zirytowała. Tak trudno było im pojąć, że obecnie panicznie boi się lekarzy? Znowu muszą wracać do punktu wyjścia. Zacisnęła więc szczęki, zgrzytając zębami, ale z odpowiedzią się nie śpieszyła.
- Nie potrzebuję żadnych zabiegów. Jestem zdrowa, czytałam kartotekę. Niedożywiona ale zdrowa
Padła sucha odpowiedź. Tak łatwo to ona się nie podda mimo że szantaż w stylu "zgódź się albo nie przeniesiemy cię do Enklawy" był dosyć sprytny. Bo za wszelka cenę chciała się wydostać ze szpitala. Musiała tylko pokonać strach.

James - 2013-05-23 21:35:03

Można było pojąć, jednak byłą to istota inteligentna, myśląca, nie mogła się wiecznie zachowywać jak dziecko, zwłaszcza kiedy była świadoma, ze chodzi o jej bezpieczeństwo. Wieczne ustępowanie nie było specjalnie zdrowe. Jednak tu James wychowawczy nie będzie, bo nie będzie stał i pilnował, by zabiegi się odbyły. Co miał powiedzieć, to powiedział.
Poza tym Queni trzeba będzie po prostu zdiagnozować, na razie jedynie mógł się domyślać, jak jej stan wygląda naprawdę. Bo zbyt wylewna nie była.
- Zadzwonię wieczorem do szpitala, jeśli personel potwierdzi to co teraz powiedziałaś, w nocy zostaniesz przewieziona
W nocy, kiedy nikt się nie spodziewa, kiedy jest najmniejszy ruch, kiedy na wyższych poziomach łatwiej o bezpieczeństwo i tajemnicę.

MOC - 2013-05-23 21:43:19

Queni była upartą nastolatką i nie zawsze też postępowała zgodnie z nakazami logiki. Tak jak teraz - ja się boję więc żadnych lekarzy. Czuję się dobrze - żadnych lekarzy. Koniec kropka, ja wiem lepiej.
- I tak pewnie skłamią, bo są ciekawi moich implantów. Dla nich najlepiej by było jakbym wiecznie spała a oni mogliby mnie wiecznie badać
Odpowiedziała złośliwie, jednak syntetyzator nie oddał w ogóle barwy emocjonalnej jej wypowiedzi. Ale tego akurat można się było łatwo domyślić.
- Co za szmalec...
"Mruknęła" pod nosem tak troszkę przypadkowo ale cyfronotes to wyłapał i powiedział głośno. teraz żałowała, że popsuła swoje poprzednie urządzenie.

James - 2013-05-23 21:48:31

„Ten wiek”, ale na „ten wiek” nie można wszystkiego zwalać. No ale na początek – wystarczy takie porozumienie jakie uzyskali dzisiaj. Największe maratony zaczyna się od dobrania butów.
- Wydaje mi się, ze oni już je ze wszystkich stron obejrzeli – uśmiechnął się James. Oj dziewczynko, dziewczynko – pomyślał. Może uznawano ją za dojrzałą, ale James tu widział ją daleko za Sisciem. Ale to przecież nic złego. Życie się toczy i bardzo szybko rozwija.
- Wydaje mi się, ze to wszystko. Niech Moc będzie z tobą – nie dodał „przemyśl sobie wszystko” bo mógłby uruchomić mechanizm „zrobię ci na złość”.
I wyszedł do przedsionka, gdzie pewnie było już grono podsłuchiwaczy.

MOC - 2013-05-23 22:00:51

Mruknęła coś tam w odpowiedzi na pożegnanie i zamknęła się w sobie.
W przedsionku zaś nie było żadnego grona podsłuchiwaczy tylko profesor Sol, który obserwował i słuchał całą tą rozmowę. Wyglądał na zatroskanego. Starał się też zrozumieć co działo się w głowie dziewczyny.
Po chwili spojrzał na Jamesa i zaczekał aż drzwi zamkną się za nim.
- Ma rację... niestety. W sprawie kartoteki oczywiście. Z medycznego punktu widzenia jest zdrowa. Chcielibyśmy ją zatrzymać na kolejne badania by przetestować jej implanty, bo wciąż jeszcze o nich mało wiemy. Ale to zaczeka...
Tak na prawdę to w głębi ducha Sol by chętnie ją zatrzymał i badał ją dopóki, dopóty nie uzyska odpowiedzi na wszystkie swoje pytania. I tak postąpiłby prawdziwy dumny arkanianin. Przełknął jednak rasową arogancję, bo jednak dobro dziewczyny jest ważniejsze.

James - 2013-05-23 22:07:06

- Tak, jeśli nie zagraża jej zdrowiu to może zaczekać, ma je już tyle czasu i nic się nie działo to i się nie zadzieje – James lekarzem nie był ale tak mu się wydawało więc tak powiedział.
- Ona obecnie nie jest w stanie pozwalającym na takie badania, niepotrzebna walka. Musi się do ludzi przyzwyczaić. – ale z czasem prawdopodobnie bezie to konieczne – tego już an głos nie powiedział. Domyślał się jednak, ze Sol nie przepuści – nawet śmierć mu nie przeszkodzi, będzie żył tyle, ile trzeba na to czekać. Otworzył usta i nabrał powietrza, by coś powiedzieć, kiedy nagle zapikał jego komunikator. James wyjął go i przeczytał wiadomość.
- O, Trax nie żyje, wiedział pan? – zapytał, chowając urządzenie. Jak widać mistrz jedi nie o wszystkim wie pierwszy

MOC - 2013-05-23 22:17:25

- Dokładnie. Póki co mamy dane do analizy, przyjrzymy im się... W Enklawie ktoś będzie musiał doglądać tego by regularnie jadła, chociaż nie przewiduję kłopotów. Do wczoraj była znośną pacjentką, nie grymasiła zbytnio. Jeżeli poczuje się bezpieczniej to pewnie się uspokoi
Mruknął cicho. Miewał już gorsze przypadki niż Queni, jednak wczorajsze wydarzenia i jego wytrąciły z równowagi. Miał szczęście, że tylko go uśpiono. Podano łagodne środki razem z herbatą i przespał wszystko w swoim gabinecie. Ale pewna obawa pozostała. Jakoś tak bardziej pilnował swoich napojów.
- Z tym przyzwyczajeniem się może być problem. Nie jest zbyt rozmowna jeśli nie musi. O sobie niewiele mówi ani o swojej przyszłości. Pielęgniarki ją zagadywały podczas badań i zabiegów ale jakoś tak bez rezultatu
Sol nie odrywał oczu od leżącej na łóżku omwatki. Teraz wydawała się taka spokojna. A wystarczyłoby by wszedł do środka a wszystko by się zmieniło.
- Chyba tylko z kapitanem Mavhoniciem jako tako się dogadywała. Chyba warto spróbować to naprawić?
Zerknął na Jamesa. Nie był psychologiem, ale wydawało mu się to logiczne. Fakt, teraz na niego była wściekła, czy słusznie czy nie, nie jego sprawa.
- Taa... zrozpaczona córka do mnie dzwoniła w tej sprawie. Czasami żałuję, że wyniosłem się z Arkanii.
Na jego rodzinnej planecie osoby pokroju Trhroula Traxa były napiętnowane a nie wielbione jak tutaj.

James - 2013-05-23 22:26:39

- Myślę ze tak – zgodził się James. Instynkt samozachowawczy sporo pomaga.
- Tak naprawdę wcale nie musi być rozmowna, są różne charaktery. To tak naprawdę jeszcze przestraszone dziecko, może się w krótkim czasie zmienić bardzo gwałtownie
James też spojrzał przez szybkę. Nawet w Mocy trochę”spojrzał”ma jej sytuację. Zas jego „uspokajanie” nadal działało, i na Queni i na wszystkich w bliskim, sąsiedztwie.
- Pan Mavhonic nie jest służącym społeczeństwu jedi, a obywatelem mającym własne życie. Jeżeli zechce pomóc będzie to jego szlachetny gest i dobra wola, jednak na za niego nie podejmę tej decyzji. Ale mogę mu to zasugerować. To dobry człowiek, ma serce na właściwym miejscu. – tylko pytanie jak wytrwale bezie walczył. Nie był psychologiem. Ale za to była ojcem.
- Oh, no to kondolencje dla córki – powiedział to na tyle żartobliwie na ile wypadało w obliczu czyjejś śmierci.

MOC - 2013-05-23 22:41:44

Kiwnął głową na znak, że się zgadza. Zwłaszcza z tym stwierdzeniem, że to tylko wystraszone dziecko. Przerażone można nawet powiedzieć. I osamotnione. Sol nie próbował sobie nawet wyobrazić tego co ona przeżyła... pod tym względem Sisco miał lepiej - cokolwiek mu uczyniono nie pamiętał tego, miał czystą kartkę. Jednakże teraz zmagał się z wadami tego "rozwiązania". I tak źle i tak niedobrze.
- Racja... a każdy m swoje obowiązki
On pewnie by nie znalazł czasu. Mavhonic to jedynie mógł wpadać w odwiedziny w związku ze śledztwem. Może więc lepiej go nie angażować niż gdyby potem były kolejne problemy?
- Tiaa... ryczy cały dzień i polazła pod jego dom ze świeczką i kwiatami. Ma piętnaście lat... kiedy ona zmądrzeje...
To właściwie nie było pytanie tylko takie stwierdzenie. wiedział kiedy to się stanie, a przynajmniej taką miał nadzieję - gdy dorośnie.

James - 2013-05-23 22:46:42

Mozna powiedzieć ze tragizm Sisca nie dotyczy póki co jego samego. Ale minie pewien czas, skoczy się zafascynowanie poznawaniem świata i nagle Sisco może zauważyć ze tak naprawdę nie ma tożsamości. I to będzie ogromny ból. Ale był już teraz na to przygotowywany, jak i do tego ze jego życie będzie cały czas pod górę. Na razie było fajnie – troche na odwrót jak u Queni.
- Tak mniej wiecej za pięć lat – uśmiechnął się James.
- Dobrze, nie bede już zajmował panu czasu, muszę lecieć do enklawy przeszkolić personel

MOC - 2013-05-23 22:51:03

- Oby... oby
Odpowiedział z lekkim uśmiechem po czym sam skierował się ku drzwiom.
- Ja muszę wracać do pracy, mam wielu pacjentów. Dziękuję za wizytę mistrzu i przepraszam za kłopot. Wszelkie porady medyczne prześlę do Enklawy

James - 2013-05-23 22:57:01

- Dziękuje, bardzo się przydadzą – James skłonił się lekko
- Niech Moc bezie z wami – i odszedł. Jak wróci do enklawy, skończy raport dla Rady i poprosi o jakiegoś uzdrowiciela z Tythona. Od dawna potrzebowali uzdrowiciela, teraz była doskonała okazja.

Sisco Hasupidona - 2013-06-30 13:47:50

Było dwa dni po lekcji która się nie odbyła w Gwiezdnej Kopule. Wczoraj Sisco nie napisał do Queni, przedwczoraj tez, mimo że prosił go James. Rodzice przyjechali, nie miał głowy. Dziś dopiero, wieczorem, koło 18, czyli teraz, kiedy wyszedł ze szpitala. Mama dziś była na dyżurze, ale nawet jeśli nie to na badania chodził sam. Od chwili wizyty u uzdrowiciela wyniki zaczęły się poprawiać. Zastanawiał się, czy by osobiście ich nie zanieść się pochwalić, ale... wstydliwy się zrobił ostatnio. Poza tym pewnie uzdrowiciele maja co robić ciekawszego niż czytać ile Sisco ma białych krwinek.
Wracając do tematu jednak, czyli na ziemie. Sisco bywał na tych badaniach codziennie, od dziś będzie to już co drugi dzień. Ale dziś zdarzyło się coś, co napawało go wstydem i w sumie chciałby o tym pogadać. Ale się bał, bał się wyśmiania, niezrozumienia... no i w ogóle.
Ale jeśli nie zacznie to... nie zacznie.
Otworzył okienko i napisał „cześć, co robisz?” bez uśmieszku

MOC - 2013-06-30 13:59:14

Przez ostatnie kilka dni Queni również miała sporo na głowie. W końcu zdecydowała się współpracować z CSB i SIS i podzieliła się całą swoją wiedzą z nimi. Przesłuchania trwały długo, ale w końcu wszystko powiedziała. No i teraz nie wiedziała co z nią dalej będzie. Drżała na myśl o tym, że mogą nie respektować ich umowy i że pewnego dnia po prostu wyślą ja do szpitala, popsuja wszystkie implanty, nie przejmując się tym jak na nią to wpłynie. A potem wywalą ją na ulice, by egzystowała tam jako roślinka.
Nie była w stanie zaufać komuś na słowo, zbyt wiele razy ją wykorzystywano i zdradzano, dlatego ponownie zamknęła się w sobie i tak sobie egzystowała, w oczekiwaniu na to, co w jej mniemaniu było nieuniknione.
I wtedy otrzymała wiadomość od Sisca. Początkowo nie chciała mu odpisywać, nie chciało jej się z nikim gadać. Ale to zamknięcie w czterech ścianach bywało nie do wytrzymania, w połączeniu z ograniczonym kontaktem z holonetem. W końcu odpisała.
- Cześć. Nic, nudzę się

Sisco Hasupidona - 2013-06-30 14:06:34

Sisca zaś nic nie ograniczało. Poza jego ciałem, co było oczywiste, ale nie miał innego, więc codziennie uczył się czegoś innego, żyjąc w nim. Opóźnienie Queni nie zdziwiło go, często tak robiła. Nie czekał, ruszył sobie na przechadzkę, a raczej ruszył w  kierunku domu, licząc się z tym ze zgubi zasięg, zanim ona odpisze. Ale zdążyła.
Byłaś u uzdrowicieli? – napisał, bo wypada o coś zapytać. Nadal nie umiał z nią rozmawiać. Inna sprawa że nie starał się za specjalnie, bo ona była dziwna i nadal miał wrażenie ze go nielubi, zas po przedwczorajszym popisie T'kula „dziwni” wydawali mu się jeszcze bardziej dziwni...

MOC - 2013-06-30 14:20:02

Queni też za specjalnie nie starała się nawiązywać kontaktu z Sisciem. Pisze bo pisze, pewnie James mu kazał. To wszystko w ramach socjalizacji, by się znowu wtopiła w społeczeństwo. A do tego jej nie było śpieszno.
- Byli u mnie. Dziwni goście
Odpisała w miarę szybko, przynajmniej jak na nią.
Leżała sobie cały czas w łóżku i planowała. Podpinanie się do cyfronotesu było nieco uciążliwe, a Sisco nie musiał tego robić. Miał nadajnik wbudowany w swoje droidzei ciało. I to jej podsuwało myśl nad przenośnym nadajnikiem holonetowym. Tylko jak coś takiego zdobyć, siedząc w Enklawie?
- Też miałeś wizytę?

Sisco Hasupidona - 2013-06-30 14:29:06

Pod tym względem Sisco miał full wypas i maksymalną wygodę. Miał nie tylko jeden nadajnik a może nawet kilka, potrafił ściągnąć sobie zasięg jeśli był blisko jakiegoś większego przekaźnika, mógł prowadzić wiele konwersacji jednocześnie, i choć to mogła tez Queni, to Siscowo nie przeszkadzało to by na dodatek rozmawiać z kimś twarzą w twarz. Do tego był bardzo adaptatywny do obcych technologii.
Jednak większości możliwości nie używał, był resocjalizowany i to z  dużym powodzeniem. Doszło do tego, ze wolał łazić po ulicach niż holonecie. Choć często robił obie te rzeczy jednocześnie.
To wszystko sprawiało, ze pewnie znalazło by się na Coruscant parę osób chętnych by zamienić się z Sisciem ciałami, mimo jego wielu wad.
Sam Sisco uważał ze gdyby jeszcze miał ręce, byłoby całkiem spoko.
Teraz zatrzymał się przy fontannie, tak blisko by na niego pryskało.
Tak, byłem u nich. Są spoko, miałem prawdziwy odlot:D A ty nie?

MOC - 2013-06-30 14:44:22

Queni ostatnie kilka lat spędziła wyłącznie w holonecie, wiec teraz jej tego brakowało. W dodatku jej stan jeszcze nie pozwalał na spacery na zewnątrz, więc skazana była na siedzenie na tyłku, co ją wkurzało. Być może zmieni się to, gdy ją w końcu wypuszczą. Ale póki co wszelkie ograniczenia straszliwie ją irytowały.
- Nie. Grzebali we mnie, nie lubię gdy ktoś to robi
Miała nieprzyjemne doświadczenia związane z "mocowłądnymi" więc teraz też niezbyt przychylnym okiem na to patrzyła. Jasne, to Jedi, ale kto mógł jej zagwarantować, że robią wszystko by jej pomóc? Ziarna nieufności wciąż głęboko tkwiły w jej psychice i za każdym razem próbowały jakoś wykiełkować, by zburzyć jej powoli odbudowywane zaufanie do świata zewnętrznego.

Sisco Hasupidona - 2013-06-30 14:52:32

Grzebali? – przyszedł krótki wyraz zdziwienia,a  stojący przy fontannie Sisco zamyślił się, na chwile urywając skojarzenia z Gwizdnę Kopułą i próbę wyobrażenia sobie, ze kropelki chlorowanej wody z fontanny to prawdziwa mżawka. Jakieś dziecko wynosiło wodę wiaderkiem z fontanny i polewało go po nodze, zanim matka go złapała i odciągnęła upominając by nie ruszał droida bo zaraz właściciel sie przyczepi.
Ale jak grzebali. W mózgu? Bo mi nic nie robili, było tylko i wyłącznie miło. Dotykali cie, czy jak?

MOC - 2013-06-30 15:06:05

Szybko przyszło wyjaśnienie.
- Mocą.
Queni co prawda nie była wyszkoloną Jedi, ale jakieś tam podstawy musiała opanować, by móc skorzystać ze swojego daru - umiejętności wpływania na wszelką elektronikę przy pomocy myśli i Mocy właśnie. Niewiele było osób mogących to robić, najczęściej Jedi czy Sithowie potrafili tylko coś popsuć lub wyłączyć. A ona mogła kontrolować. Dlatego była takim dobrym "komputerem".
- Żeby cię uzdrowić muszą ci pogrzebać w ciele. Nie dosłownie a w przenośni. Nie lubię tego. Kiedyś we mnie inni też grzebali. Złe wspomnienia
Tyle tylko mogła wyjaśnić, więcej już o tym nie będzie rozmawiać. To był ozbyt osobiste i zbyt bolesne.

Sisco Hasupidona - 2013-06-30 15:13:44

kapuję – przyszła odpowiedź. Zrozumiał. On nie czuł tego grzebania Mocą, bo jego zdolności nigdy nie były szkolone, a teraz się mocno uwsteczniły. W sumie można by nawet zmienić mu rangę na niemocowładny. Był całkowicie nieświadomy grzebania, chociaż oczywiście fakt ze miał mniej ciała i nie było do niego bezpośredniego dostępu miała swoje znaczenie.
W każdym razie ja tego nie czułem, trwało może dwie minuty i było super. A teraz już prawie nie mam anemii, dziś dostałem nowe wyniki. Było by zajebiście gdyby nie fakt ze zemdlałem podczas pobierania krwi...
uuuf, napisałem to – pomyślał.

MOC - 2013-06-30 15:29:51

- To fajnie
Odpisała krótko. Skoro mu pomogli to dobrze dla niego. Ona w sumie też się lepiej czuła, ale dalej czuła się niekomfortowo przy tym całym grzebaniu w jej ciele i w jej aurze w Mocy. Wiedziała, że coś takiego istnieje, ale co to dokładnie oznaczało to już nie. Troszkę poczytała o tym całym uzdrawianiu, ale to stanowczo za mało. A chciała wiedzieć, co się z nią dzieje podczas tych zabiegów.
- Zemdlałeś?
To już zdziwiło Queni. Bo jak coś tak dużego i masywnego może zemdleć? I to przy pobieraniu krwi. Przecież to śmieszne jest.

Sisco Hasupidona - 2013-06-30 15:39:53

Tak, to było śmieszne i dlatego Sisco bał się to napisać. Ale gryzło go. Z pobieraniem krwi miał fobię „od małego”. Nie bolało go, nic nie czuł, zero, ale bał się do szaleństwa.
Film mi się urwał. Jeśli się zastanawiasz czy dwie tony zaliczyły glebę, to nie. Tkanka żywa która za wszystko odpowiada waży obecnie 9,35, i to ona zemdlała, droid stał. Na wykresach to zobaczyli i później mi pokazali
Powiedzieli tez że „wstyd, taki duży chłopak, przecież to cię nie boli, aaaale obciach”. Sisco czuł się jak ten gazik co po nim do kosza wyrzucili. Tak go bolało upokorzenie,ze az się wtórnie słabo zrobiło. Ale nie był tym co w sobie trzyma. By się uspokoić chciał spuścić powietrze i opowiedzieć komuś. A z nikim nie rozmawiał o tym, nawet z Asyrem, swoim najlepszym przyjacielem.
A Queni? Ona nikomu nie powie, bo z nikim nie rozmawia!
Strasznie boje się pobierania krwi. Czasem mam wrażenie, że wysysają ze mnie tlen razem z  nią, nie mogę złapać oddechu i robi mi się słabo... – chwila przerwy
A czasem nawet, ze mnie całego wysysa... i wydaje mi się ze umieram. A mi krew pobierają prawie codziennie...

MOC - 2013-06-30 16:03:30

Długo nie odpisywała, bo zastanawiała się co odpisać. Łatwo było wyśmiać w pierwszej kolejności i nawet jej to przeszło przez myśl. Ale potem nadeszła chwilka refleksji... sama przecież ma wiele różnych fobii. Nie ufa innym, nie lubi dźwięku swojego głosu, więc używa syntetyzatora, preferuje kontakt przez holonet a nie twarzą w twarz. Nie lubi tych wszystkich działań związanych z Mocą, a jeszcze bardziej nie lubi być dotykana, zwłaszcza w okolicach implantów, bo wtedy panikuje.
Ona sama miała niezły bajzel w głowie.
- Współczuję. Sama wielu rzeczy nie lubię. Najbardziej nie lubię, gdy mnie ktoś dotyka w okolicach implantów. Przeraża mnie to. Boję się, że ktoś coś popsuje a ja... zostanę roślinką. W szpitalu musieli podawac mi środki na uspokojenie by w ogóle na rehabilitację pójść.

Sisco Hasupidona - 2013-06-30 16:09:00

Rzeczywiście – ona tez. Ona się bpi całej masy bardzo banalnych rzeczy, które sam Sisco by chętnie wyśmiał. Doznał teraz lekkiego szoku, odkrywając nagle, ze nie jest sam. Ze pierwsza osoba która wybrał by powiedzieć co odczuwa odpowiada tym samym, po prostu zwykłym „ja też się boję”.
Może to samolubne ale bardzo Sisca pocieszyło to, ze Queni się boi.
Ale teraz on nie wiedział, co napisać, więc nastała chwilowa cisza na kanale.
Wiesz co, wydaje mi się, ze jestem strasznym chamem i złą istota, bo to mnie pocieszyło...

MOC - 2013-06-30 16:20:26

Po chwili milczenia przyszła odpowiedź.
- Bo jesteś...
I już z powodu tej odpowiedzi mógł się obrazić, ale na szczęście zaraz też przyszła kolejna wiadomość. Prosty uśmieszek ;-) sugerujący, że jej poprzednia wiadomość utrzymana była a żartobliwym tonie. Ale już o swoich słabościach pisać nie chciała. To było zbyt osobiste. Nie lubiła z nikim rozmawiać o tym oraz o własnych uczuciach. Wolała sama się z tym uporać.

Sisco Hasupidona - 2013-06-30 16:23:26

Dzięki:P – taka przyszła odpowiedź, i Sisco poczuł się już naprawdę dobrze. Oczywiście pomijajac fakt ze za dwa dni jak będzie pobieranie krwi, to znowu będzie to samo. Ale w tej chwil;i pobieranie za dwa dni było naprawdę bardzo, bardzo odległe.
Rodzice wrócili z Alderaanu i przywieźli prawdziwe szyszki. Przyniosę ci kilka. Ładnie pachną. W podzięce za pocieszenie mimo ze jestem strasznie złym typem

MOC - 2013-06-30 16:37:00

- Dobra. Nie pamiętam już jak pachną szyszki
Z prawdziwego świata niewiele pamiętała. Mgliste wspomnienia obrazów i zapachów. Dopiero to sobie wszystko przypominała, bardzo powoli. Część niej chciała wyjść z Enklawy i udać się do jakiegoś ogrodu, by po prostu pobiegać, pocieszyć się życiem i przywróconą wolnością. Zaś inna część bała się tego - niebezpieczeństwa wielkiego świata. Była świadoma swojej kruchości i małości w porównaniu do metropolii Coruscant. W holonecie było inaczej.

Sisco Hasupidona - 2013-06-30 16:40:26

A jeszcze inaczej wyglądał świat Sisca. Diametralnie.
Przeżyłaś kiedyś prawdziwą burze? – zapytał. Mogła przeżyć, mogła coś pamiętać, a jeśli tak, to mu opisać.
Pomyślał sobie teraz, ze kiedy jest prawdziwa burza, to na pewno szyszki spadają. Jest przecież wiatr...

MOC - 2013-06-30 16:55:01

- Tiaa. Nic przyjemnego, ciemno wszędzie, wiatr wieje strasznie, do tego grzmoty i błyskawice. Gdy byłam mała to się ich bałam
Teraz się tego nie bała, bo wiedziała co powoduje burze i czym one są. Wiedza pozwoliła jej wyzbyć się lęku przed zwykłym zjawiskiem pogodowym. Ale ta jej wiedza czy inteligencja w innych przypadkach nie pomagała.  Musiała sobie z tym radzić w inny sposób.
- Czemu pytasz?

Sisco Hasupidona - 2013-06-30 17:00:20

Bo bardzo bym chciał tego doświadczyć. Nawet jeśli to przeżyłem, to nie pamiętam. Miałem czyszczona pamięć. Nie pamiętam prawie nic od chwili kiedy tu przybyłem cztery miesiące temu. Nawet swojej siostry która umarła już tu, na Coruscant. – rozmowa sprzyjała otwieraniu się. Sisco zdradził więc coś o krok dalej.

MOC - 2013-06-30 17:16:55

Nastała długa cisza. Queni musiała to nieco sobie w głowie ułożyć i zastanowić się co odpisać.
- Ja wszystko pamiętam. Niestety
Czasem zastanwiała się nad tym jakby to było - nie pamiętać nic ze swojej przeszłości. Czasem łapała się na tym, że nawet jej się podobała taka perspektywa. zacząć z czystą kartką i wypełnić ją od nowa.

Sisco Hasupidona - 2013-06-30 17:21:38

Sisco tez się nad tym zastanawiał, ale brakowało mu tej drugiej części. Nie miał tożsamości. Teraz dawał sobie rade, nie miewał lęków. Ale czasem miał wrażenie, ze coś już się działo, wtedy dopadała go dziwna chandra.
Słyszał kiedyś jak James mówił, ze w przyszłości to wszystko może się nad nim odbić.
Z czasem się z tym pogodzisz. James tak mówi. Złe doświadczenia z czasem blakną i staja się tylko wspomnieniami

MOC - 2013-06-30 17:33:57

- Może
Odpisała tylko. Nie była dobrą rozmówczynią ani zbyt wylewną. Poza tym ta konwersacja zaczynała ją męczyć, bo czuła że za bardzo się odsłoniła przed Sisciem. Nigdy tego nie robiła, więc czuła się strasznie nieswojo z myślą, że ktoś ma wgląd do jej umysłu i do problemów, które ja nurtują. To wydawało jej się takie... złe.

Sisco Hasupidona - 2013-06-30 17:38:16

On zas uważał ze za wiele się nie dowiedział, ale to już kwestia wielu, wielu różnić jakie między nimi były.
Zastanawiał się, czy nie zranił jej. Bo musiał przyznać ze dzisiejsza rozmowa była fajna, bardzo mu się przysłużyła i trochę ociepliła wizerunek Queni. Na tyle, ze Sisco zaczął się zastanawiać nad nią samą. Może to dlatego, ze trochę o sobie powiedziała.
Będe kończył bo muszę iść do domu i stracimy zasięg. Szyszki przyniosę na dniach., bardzo dziekuje za rozmowę, naprawdę mi pomogłaś, lepiej się czuje. Do jutra!
I tak oto się pożegnawszy ruszył żwawym truchtem w kierunku chałupy.

MOC - 2013-06-30 17:40:31

- Pa
Odpisała tylko pozostajac w swoim łóżku w Enklawie. Nie chciało jej się już przeglądać ograniczonego holonetu, wiec odpięła cyfronotes od implantu i tylko leżała. Leżała i rozmyślała nad wieloma sprawami.

Sisco Hasupidona - 2013-08-04 19:15:29

Szósta rano, na górnych poziomach może odrobinę ciszej. Miasto żyje do późna, jednak godziny miedzy piąta a siódmą były trochę lżejsze. Nie tak wiele ludzi na ulicach.
Ruth Adlaks skończyła nocny dyżur. Zmęczona i otępiała nieco wyszła ze szpitala, stukając obcasami i wzdychając cicho. Coraz częściej zdarzały jej się takie ponure nastroje, mimo ze w szpitalu nic złego się nie wydarzyło.
Otworzyła areowóz stojący na strzeżonym parkingu tylko dla pracowników, wsiadła, i odpaliła,a  raczej usiłowała odpalić i... i nic. Auto zawyło jedynie, 'zakrztusiło się' i przestało reagować. Ruth próbowała wielokrotnie, nie pomogły groźby ni przekleństwa na granicy płaczu ze złości. Areowóz po prostu się zepsuł.
Wysiadła zła. Po dwunastu godzinach w szpitalu naprawdę miała dość, chciała jechać do domu,a  nie czekać tu na lawetę do ósmej. Skierowała się więc ku postojowi taksówek, wybierając jakaś na uboczu, niekorporacyjną.
- Dzień dobry. Na przechodnią-osiedle poproszę  -odezwała się, kiedy już znalazła się w środku. Była to wysoka, dobrze zbudowana kobieta o trochę mało kobiecej figurze. Twarz miała trójkątną, prostokątne okulary i włosy ciemny blond ścięte „na jeżyka”.

Talon - 2013-08-04 19:37:43

- Eee przepraszam panią bardzo, ale niestety nie jestem taksówkarzem, a to nie jest taksówka... - powiedział nieco zdziwiony kobietą, która szybkim tempem wparowała na statek. - Świadczę usługi transportowe i obawiam się, że zapłata musi być uiszczona z góry. - dodał delikatnie drapiąc się po czubku głowy w zakłopotaniu. - Widzę jednak, że jest pani w nieco skwaszonym humorze więc nie będę utrudniał pani życia. Może pani powtórzyć dokąd? - dodał.

Sisco Hasupidona - 2013-08-04 19:40:58

Ruht najpierw chyba nie wiedziała, o c o chodzi. Przywykła już ze czasem jeździła takimi „busami” z Sisciem, to tez były taksówki, przyzwyczaiła się,a  teraz zmęczenie, złość i rozkojarzenie zorbiły swoje. Podniosła wzrok na kierowcę. Oczy zza okularów były okrągłe ze zdumienia. Co ty do mnie rozmawiasz, chłopie.
Ale jednak dotarło.
- Ah, bardzo pana przepraszam. Wezmę taksówkę... – przelot takim busem był na pewno dużo droższy. Dla Talona kurs to kurs, ale dla Ruth jednak kwota kwocie nie równa...

Talon - 2013-08-04 19:47:33

- Spokojnie droga pani, przecież powiedziałem, że nie będę uprzykrzać pani życia prawda? O zapłatę niech się pani nie martwi, stratę nadrobię przy kolejnym zleceniu - powiedział uśmiechając się delikatnie. - To co dokąd panią podrzucić? - zapytał ponownie.

Sisco Hasupidona - 2013-08-04 19:53:34

Ruth przeczesała włosy palcami. Dawno już przestała wierzyć w ludzką bezinteresowność i to, ze ktoś może chcieć zrobić jej przysługę, ale akurat przez szybkę statku widziała jak odlatuje ostatnia taksówka.
Westchnęła. To bezie pechowy dzień – tak czuła. Prawie jak jedi. Rozejrzała się po ładowni, czy jak to się nazywa w tego typu statkach. W taksówkach bagażowych to była „paka”.
- Na przechodnią – osiedle, jeśli to panu po drodze  -rozejrzała się, czy w ogóle jest tu gdzieś usiaść lub chociaż przytrzymać się. Idiotka z ciebie, Ruth – pomyślała. Jak można być takim nieprzytomnym by wejsc komuś do ciężarówki myśląc ze to taksówka...

Talon - 2013-08-04 20:02:46

Statek jak na transportowy nie był dość duży, ale jak wiadomo kwestia miar, wag czy wyglądu to pojęcia względne. Statek posiadał kilka pomieszczeń. Jednym z nich był luk bagażowy, do którego spokojnie można by upchnąć dwa niewielkie cywilne śmigacze. Wystarczało to w zupełności by przewozić towary na tyle duże by można było na nich nieco zarobić. Oprócz tego znajdowały się w nim kokpit pilota, w którym poza miejscem dla sterującego były trzy dla pasażerów oraz osobne niewielkie pomieszczenie tuż za nim, gdzie wygodnie mogło zająć swe miejsca sześć osób. Z zewnątrz sprawiał wrażenie małego, Talon lubił nazywać go kompaktowym.
- Proszę zając miejsce w przedziale dla pasażerów, o tutaj za tymi drzwiami - powiedział wskazując jej drogę. - Za chwilkę do pani dołączę tylko uporam się z delikatną awarią trapu. - dodał.

Sisco Hasupidona - 2013-08-04 20:07:40

Nadal czując się jak ostatnia kretynka – i to jej prędko nie minie – zaciskając zęby z bezsilnej złości na samą siebie, Ruth zajęła miejsce w przedziale dla pasażerów, usiadła, zakładając nogę na nogę i oparła się, bawiąc się zamkiem od torebki. Milcząca, zbyt poważna. Chyba za stara, by ja gwałcić, na pewno po czterdziestce. Odchyliła głowę do tyłu i patrzyła na sufit.

Talon - 2013-08-04 20:34:37

Talon przeszedł szybkim krokiem alejką między siedzeniami w przedziale pasażerskim, delikatnie położył dłoń na ramieniu kobiety.
- Proszę zapiąć pasy, bezpieczeństwo przede wszystkim - powiedział i ruszył zająć miejsce pilota. Usiadł wygodnie, zapiął pas i podniósł statek nieco ponad płytę lotniska. - Jestem Talon tak, przy okazji. - dodał.

Sisco Hasupidona - 2013-08-04 20:38:32

Wzdrygnęła się, jakby położył jej nie rękę,a  podłączoną do prądu elektrodę. Był to ruch gwałtowny i dość nieprzyjemny w odbiorze, nie ubogacony jednak żadnym słowem. Szare oczy najpierw zrobiły się nieco większe niż zazwyczaj,a  później zwęziły. Miała odrobinę orientalną urodę, choć w sumie nie była wcale ładna. Twarz jej się ściągnęła, aż do ust z których zeszła już barwa szminki po 1tu godzinach pracy.
- Miło mi
Różni pasażerowie się zdarzają,z  niektórymi przyjemnie się konwersuje. Ale czasem trafiają się tacy jak Ruth. Nie wynika to z ich złej woli. Oni tacy są.

Talon - 2013-08-04 20:56:08

Kiedy wzbił statek nieco wyżej, wstukał pewną sekwencję klawiszy na klawiaturze komputera pokładowego i po chwili statek zawrócił w miejscu i skierował się w stronę ustalonego kursu.
- Hej Al, jeżeli możesz przynieś coś ciepłego do picia. I nie zapomnij o przedziale pasażerskim, mamy gościa - powiedział z uśmiechem. Ruth też to słyszała, Talon pozostawił intercom z możliwością odsłuchu w każdym pomieszczeniu.

Sisco Hasupidona - 2013-08-04 21:02:13

- Proszę nie robić sobie kłopotu...  -odpowiedziała ona, z nadzieją, ze jeśli są tu głośniki z których słychać pilota, to i takie,w  których pilot słyszy przedział pasażerski. Wcale nie chciała być tu uraczona czymś do picia na kilkunasto, czy kulkudziesiecio minutową podróż.
Zaczęła sie a to obawiać tego czarującego pana Talona. Nikt nie jest aż tak miły jeśli czegoś nie planuje!

Talon - 2013-08-04 21:06:06

- Ok Alf, słyszałeś panią... przynieś w takim razie napój tylko dla mnie. Z chęcią napiję się czegoś ciepłego po całym dniu. Swoją drogą przydałby się nam mały urlop co Al? - zapytał dalej pilotując statek. Mijał inne pojazdy z niezłą zręcznością, refleksem na pewno przewyższał standardowego człowieka. - Pozwoli pani, że zapytam... Pracuje pani w tamtym szpitalu?

Sisco Hasupidona - 2013-08-04 21:11:36

To ja ucieszyło. To, ze dali jej spokój. Wcale nie chciała by ktoś otaczał nad nią opiekę. Nie te lata. Nie ci ludzie.
Patrzyła przez okienko na znane jej choć codzien zmienne widoki miasta. Zawsze latała tędy swoim autem. Choć pewnie niebawem trasa się zmieni, talon poleci trasa dla ciężarówek.
- tak, pracuje. Jestem cybernetykiem – odpowiedziała, widać uznała, ze taką rozmowę może prowadzić. Nie popatrzyła jednak na pilota, czy w jego kierunku.
[i]- Miałam nocny dyżur...[/i ] -dodała jakby się tłumaczyła, dlaczego wlazła im do statku tak bezmyślnie.

Talon - 2013-08-04 21:35:00

- Musi to być strasznie męczące prawda? - zapytał mimo tego iż widział zmęczenie widniejące na twarzy Ruth. - Dobrze mieć osoby, które poświęcają się dla innych.
,

Sisco Hasupidona - 2013-08-04 21:40:26

- To moja praca – odpowiedziała krótko. Ani słowa o tym, ze mecząca, ze poświecenie dla innych, ze w jakimkolwiek stopniu ciężko. Nie. Ona lubiła swoją pracę przede wszystkim dla siebie samej, nie dla innych. Wcale nie pomagała. Płacono jej za to. Wykonywała swoją prace, nic ponadto. Wyjątki stanowiły osoby jej bliskie. A tak się złożyło, ze obaj jej „mężczyźni” potrzebowali cybernetyka na pełen etat.
Az się Ruth płakać zachciało. Ale zacisnęła zęby. Szybko przeszło.

Talon - 2013-08-04 21:43:35

- Cóż, chyba powoli zbliżamy się do miejsca docelowego - powiedział kiedy zapadła cisza po tym co powiedziała Ruth. Widać było, że kobieta nie była w najlepszym nastroju do rozmów. Zmęczenie prawdopodobnie dawało jej się we znaki. Talonowi wydawało się, że męczy ją swoim gadaniem.

Sisco Hasupidona - 2013-08-04 21:45:37

Ruth akurat taka była. To była jej osobowość, nie zmęczenie. Ale talon doszedł do słusznych wniosków – nie jest to typ co chętnie ćwierka z obcymi.

Talon - 2013-08-04 21:48:14

- Możesz mi teraz powiedzieć gdzie dokładnie Cię podrzucić? - zapytał kiedy ta nadal milczała.

Sisco Hasupidona - 2013-08-04 21:58:29

Wzdrygnęła się znowu. Nie lubiła, kiedy „młodzieńcy” przechodzili sobie ot tak z nią na Ty, dość bezczelnie. Talon wydawał jej się miłym człowiekiem i trochę beztroskim. Nie śmiałaby zresztą zwracać mu uwagi, przecież wiózł ją troche na krzywy ryj.
- na osiedle przechodnie – osiedle przechodnie było charakterystycznym punktem, była bowiem tylko jedna monada między poziomem średnim a górnym Coruscant.

Talon - 2013-08-04 22:21:09

- W takim razie jesteśmy już na miejscu. Proszę przygotować się do lądowania, podczas osiadania czasami lubi zabujać statkiem - powiedział i wstukując klawiszami sekwencję skierował statek wprost nad płytę lądowiska. Odstawił otrzymaną wcześniej gorącą kawę na fotelu obok i chwycił stery. Delikatnie poszybował nad traktami transportowymi pod nim i ustawił statek nad lądowiskiem. Po chwili statek zawisł jakieś dwadzieścia centymetrów nad ziemią i osiadł na płycie.
- No, jesteśmy w domu... - powiedział informując, że dotarli na miejsce.

Sisco Hasupidona - 2013-08-04 22:35:54

Wyjrzała przez okno. Tak, to jej osiedle, nawet widziała swoją klatkę. Bardzo blisko.
- Dziękuje pany. Ile się należy za kurs?  -zapytała wstając i rozpinając torebkę.

Talon - 2013-08-04 22:38:00

- Spokojnie, na koszt firmy - powiedział uśmiechając się. Przycisnął kilka guzików i właz od strony przedziału dla pasażerów otworzył się, a trap wysunął na płytę lądowiska. - Do zobaczenia pani. - powiedział.

Sisco Hasupidona - 2013-08-04 22:41:58

Ruth nie uśmiechnęła się, ale jakby twarz jej spogodniała. Wydawała się jednak bardziej rozbawiona niż uciszona.
- Nie, proszę pana. Tak się interesów nie robi, to Coruscant. Tu ludzie nie doceniają takich gestów, a panu przyniesie tylko kłopoty przyzwyczajaniem się do dobroczynności... – wyjęła z portfela kość kredytową o nominale mniej więcej takim ile by zapłaciła za zwykła taksówkę. Położyła to na siedzeniu.
- Dziękuje. Miłego dnia – i opuściła statek.

James - 2013-08-23 17:16:38

James w szatach mistrza jedi szedł szpitalnym korytarzem. Dobrze sobie znanym, odwiedzał go dość często na przestrzeni ostatnich miesięcy, za sprawa i Sisca, i Queni, a nawet Mavhonica. Teraz znów Sisco. On, jeśli chodzi o szpital, bezkonkurencyjnie dominował. Oczywiście nikt nie miał zamiaru mu tego wypominać.
Dziś dopiero mógł pozwolić sobie na odwiedziny, choć minęła już doba odkąd ich „mały przyjaciel” znowu trafił na oddział – i znowu na izolatkę.
Asyr także w padawanskim stroju snuł za Jamesem jak przykładne zombi, ze spuszczoną głową. Jedynie okulary na nosie rozmijały go z wyobrażeniem żywego bladego, i bardzo smutnego trupa. Nie miał nawet laski ze sobą, szedł po prostu za przewodnikiem. Za mistrzem.
James skręcił w korytarz prowadzący do izolatki. Nagle przystanął i dyskretnie spojrzał za siebie. Nagle zdał sobie sprawę, ze minął duga – ten był już daleko za nimi, jednak musiał nadchodzić z przodu, a jedi całkowicie umknął moment miniecie się.
Czyżbym był az tak zmęczony? - zapytał siebie mistrz. Nie czuł się zmęczony.
- Asyr, postaraj się uruchomić mózg. Możesz sobie wyobrazić jak czują się ludzie kiedy widza takiego zombiaka? To jest szpital, tu jest potrzebna dobra energia a nie takie zwłoki jak ty.
Asyr wyglądał jakby mu się bateria kończyła. Wyprostował się powoli.
- tak, mistrzu, przepraszam...
Dwójka jedi stanęła przed izolatką i James nacisnął guzik przywołujący obsługę. Nie mogli sami ot tak wejść do izolatki.

Sisco Hasupidona - 2013-08-23 17:26:13

Niemal natychmiast drzwi się rozsunęły. To były duże drzwi, Sisco przez nie zawsze wygodnie przechodził. A za nimi stała Ruth Adlaks.
- Witaj, mistrzu Jamesie, i ty Asyrze. Dobrze, ze jesteście, czekałam, i bardzo się denerwuję... – adopcyjna mama Sisca była dziś tu w fartuchu nałożonym na wełniany sweter i prosta ciemną długa spódnice, co świadczyło o tym, ze już była po dyżurze teraz siedziała tu jako mama, nie jako doktor.
Usunęła się, by ich wpuścić. Izolatka nie byłą wielkim pomieszczeniem,a  większość powierzchni jej podłogi zajmował olbrzymi czarny, leżący na ziemi droid z podrapanym pancerzem. Sisco. Leżał. Nie zareagował na Jedi. Został umyty i odkażony, już bezpieczny, choć nada wydzielał niemiły zapach kanałów.
- Przed chwila byli tu jego przyjaciele z pracy. Ale nie rozmawiał z  nimi. Jak go przyprowadzono, tak się położył i leży od tamtego czasu bez ruchu
W Mocy Sisco nie wydzielał jakichś szczególnych zaburzeń. Po prostu leżał, jakby odpoczywał. I wyglądało na to, ze jest przytomny, choć nie reagował.

James - 2013-08-23 17:42:21

James przywitał Ruth serdecznym, pocieszającym uśmiechem, i nawet uściskał ją po przyjacielsku, by dodać otuchy.
Asyr nic nie powiedział tylko od razu podszedł do Sisca, kierując się Moca, zaraz przy nim uklęknął i dotknął go.
- Cześć, Sisco...
James tymczasem został przy Ruth.
- Nie martw się, nic mu nie jest. To, co teraz się z nim dzieje to naturalna, obronna reakcja organizmu. Nie każdy już teraz ją ma, bo ta cecha zanika, my już nie potrafimy się oczyszczać naturalnie. To, co on przeżył musiało być traumatyczne. Układ nerwowy na ograniczoną przepustowość – zwłaszcza nieprzygotowany. Bodźce które się nazbierały – zablokowały całość. Teraz muszą powoli się rozpłynąć. On tak będzie leżał,a  jutro, lub pojutrze wstanie i nie będzie znaku. Najlepiej dać mu spokój, niech odpoczywa.

Sisco Hasupidona - 2013-08-23 17:57:42

Ruth tez się uśmiechnęła, ale niemrawo.
- Dziękuje – patrzyła przez ramie Jamesa na Asyra. Sisco zaś nie reagował na niego. Ani fizycznie, ani w  mocy. Leżał po prostu. Wyglądał za to źle, podrapany, z wgnieceniami na siatce, z rozwalonym działem. Ale nie cierpiał. Nic go nie bolało. Kilka plastikowych rutek podpiętych do wieszaka sączyło z  plastikowych butelek płyny do jego ciała.
- Oprócz lekkiego zatrucia nic mu nie jest.

James - 2013-08-23 18:13:52

Asyr wyglądał na smutnego. Przysunął się i całym ciałem położył się na głowie Sisca. I tak leżał na nim. Jedna dłoń poruszała się w głaszczącym ruchu.
- Sisco, brakuje mi ciebie – szepnął cicho. Tymczasem James nadal rozmawiał z  matką.
- A ci przyjaciele z pracy powiedzieli coś? Jak doszło do tego, ze znalazł się w  tych kanałach? W ogóle coś wiadomo?

Sisco Hasupidona - 2013-08-23 18:35:40

Sisco nie reagował. Leżał, jakby spał, wreszcie bezpieczny. Mzoe jedynie cichutko zamruczał do Asyra, prosząc, by dać mu spokój, nie wymagać od niego rozmowy, bo on nie ma siły, jeszcze nie.
Ruth zaś nie znała ani mocy ani psychologii, denerwowała się aż do tego spotkania z Jamesem. Ale uwierzyła mu. Bo gdyby powód tego zachowania był inny, wykazały by to badania.
– powiedzieli, ze sam się zgłosił i poszedł. Jakiś hutt organizował wyprawę. Kiedy Sisco poczuje się lepiej, przesłucha go CSB.

James - 2013-08-23 18:42:08

Asyr uśmiechnął się delikatnie, zrozumiał i już nie meczy, tylko leżał tak na metalowym ciele swojego przyjaciela.
James nadal przyciszonym głosem i z delikatnym pocieszającym uśmiechem rozmawiał z  panią Adlaks.
- Tak, to konieczne. W razie jakby przesłuchanie wzbudziło w  nim nerwowe reakcje, nie krępuj się i o każdej porze dnia i nocy dzwon do maca...
-Albo do mnie!
  -wtrącił się Asyr. James pokręcił głowa i poruszył ustami tak, by Asyr tego nie usłyszał a Ruth to widziała.
- Do Maca – Asyr nie był gotowy do radzenia sobie z trauma pourazową o osoby bliskiej.

Sisco Hasupidona - 2013-08-23 18:58:58

- Oczywiście -  Ruth poczuła wzruszenie, kiedy tak Asyr zadeklarował swoją gotowość. Bardzo go lubiła i cieszyła się ze Sisco się z nim przyjaźni. Martwiło ją tylko ze Sisco nie powiedział nikomu o tych swoich szalonych planach. Ani jej, ani Asyrowi...
- Mistrzu... dlaczego on to zrobił? Przecież nie jest głupi, słyszy co mu tłumaczę...

James - 2013-08-23 19:46:34

- Oczywiście, ze nie jest głupi. Sisco jest bardzo mądry. I bardzo samodzielny. – wyjaśnienie tego pytania tez nie było za bardzo trudne dla Jamesa, a  dla Ruth mogło znaczyć wiele. Trzeba opowiadać, po to jest się jedi.
- On z  dnia na dzień wie, rozumie i może coraz więcej, jest coraz bardziej pewny siebie, coraz bardziej ambitny, ma plany, nie wystarczy mu mieć marzenia, chce realizować, jest odważny. Ale jednocześnie nic nie wie o życiu, nie pamięta dawnych doświadczeń, to sprawia, ze jest naiwny. Może podejmować błędne decyzje – poza tym to prawo dojrzewania. Sisco nie buntuje się bez sensu, to istota czynu i logiki. Praktyk, nie wizjoner. To cecha istot bardzo zaradnych życiowo. No ale nadal jest jeszcze młody. Poza tym porwał się na coś zdecydowanie za wielkiego. I cokolwiek się stało – dobrze. Dostał po nosie. Widze, ze nic mu nie jest, ale nawet jeśli będzie miał jakaś traumę – dobrze. Nauczył się czegoś, czego byśmy mu nigdy nie wytłumaczyli.

Sisco Hasupidona - 2013-08-24 11:23:33

Skinęła głową, spuszczając wzrok, kiedy wysłuchała tego, co powiedział jedi.
- Boli mnie, ze mi nie zaufał...
Dla niej to było bardzo trudne. Całe jej „macierzyństwo” które zaczęło się kilka miesięcy temu od „małego dziecka”, tymczasem Sisco zdał egzaminy i testy Taussa i był według prawa dorosły. Ruth była bardzo dumna, jednak... nie ma co dodawać, chciała nadal być matką która opiekuje się dzieckiem.

James - 2013-08-24 11:29:57

- On ci ufa, ale zaufanie ma wiele płaszczyzn. Musi się tego nauczyć. Każde z nas w jego wieku miał te kilkanaście lat doświadczenia. On swoich doświadczeń nie pamięta. Coś czuje, ale nie pamięta czysto intelektualnie. Jednak jest zaradny i to jest jego najsilniejszy atut który powinien trochę cię uspokajać. A teraz proszę, idź odpocząć, Ruth – położył jej dłoń na ramieniu, tak z boku.

Sisco Hasupidona - 2013-08-24 12:02:36

Wszystko było logiczne i proste do przyjęcia, ale nie chciało wchodzić do jej głowy. Postanowiła jednak posłuchać jedi. Na początku nie miała wobec nich większego szacunku, ale odkąd poznała Jamesa a Sisco pojawił się w jej życiu, zauważyła ze rady jedi nie tylko mają sens, ale stosowane w praktyce – działają.
Dobrze... – wyminęła Jamesa, by podejść do Sisco, pogłaskać go, szepnąć coś czule i odejść z cichym „do widzenia”

James - 2013-08-24 12:48:21

Asyr pomyślał podobnie. „Dlaczego mi nie zaufałeś”. „Dlaczego nie powiedziałeś”.
Zacisnął mocniej zęby, recytując  w pamięci kodeks, próbował nie dać sobą zawładnąć emocjom, uspokoić się, nadal w  kontakcie ze swoim przyjacielem. Z nikim się nigdy nie zaprzyjaźnił a nawet jeśli tak uważał, to teraz wiedział, ze nie.
Tym bardziej bolało ze jego przyjaciel nie powiedział.
James odprowadził Ruth spojrzeniem, a następnie sam podszedł do Sisca by usiąść przy nim na podłodze. Jeszcze się z nim nie witał, i choć jako naukowiec wiedział, ze to bezcelowe, że pewnie nie zapamięta,a  nawet jeśli, to nie do końca świadomie, jednak jako jedi – musiał to zrobić. Pogłaskał delikatnie bokiem palca po siatce.
- Oj durny ty durny – szepnął czule – Ale młody. Tak to działa... Obyś wyciągnął z tego dobre wnioski

Sisco Hasupidona - 2013-08-24 13:20:18

Co rozumiał i co zapamięta Sisco okaze się niebawem, kiedy wstanie. Teraz zas w mocy cały czas był spokojny. Nie rozpamiętywał zdarzeń, cały czas się oczyszczał. Odpoczywał. Co oni robią nie miało dla niego znaczenia, ale poczucie bezpieczeństwa przy nich już tak.

James - 2013-08-24 20:36:35

Medytowali tu jakiś czas a James wykładał Asyrowi i tłumaczył na przykładzie, jak zachowywać się teraz i w przyszłości oraz jak w Mocy pomagać takim przypadkom. Później wyszli.

Cichy - 2013-08-25 22:14:33

[Zezwolenie od administracji na prowadzenie sesji]

- Co my tu mamy? – lekarz dyżurny na izbie przyjęć oddziału pourazowego w szpitalu równikowym.
- Uraz tyłogłowia, najprawdopodobniej się przewrócił. Wezwał nas droid. Gość mieszkał na pogodnym. Na stole leżał jakiś dziwny nóż, możliwe ze to jakiś awanturnik. Był nieprzytomny wiec go przywiozłem – odpowiedział sanitariusz z karetki.
- Nie wiem czy ma ubezpieczenie, nie przeszukiwałem mu domu, no ale co, miałem gościa zostawić? Jakoś tak szkoda, taki oryginalny... – lekarz dyżurny przyjrzał się nieprzytomnemu mężczyźnie. No rzeczywiście – rasa niespotykana.
- No dobrze, przyjmę. Zostaw go, ja muszę wyjść na fajkę...
I tak oto T'kul na noszach, wciąż nieprzytomny został w poczekalni. Sanitariusz kręcił się teraz gdzieś przy automacie z kawą.

T'kul - 2013-08-25 22:20:31

Leżał bez czucia i prawie bez ducha a obok niczym wierny pies warował częściowy sprawca zajścia czyli mały niepozorny droid Bzyk. Bzyk stal przy łóżku chorego o bzyczał jak tylko jakiś lekarz się pojawił w pobliżu. Chyba chciał ażeby zająć się jego panem co rychlej. Co najciekawsze bzyczał ostrzegawczo gdy tylko jakiś inny pacjent się zbytnio zbliżył.

Cichy - 2013-08-25 22:25:55

Jak już wspomniano wcześniej, raczej wyraźnie, T'kul nie był na sali, był jeszcze na etapie przyjmowania – nosze stały w poczekalni przy izbie przyjęć. Było już dość późno i akurat nietłoczno. Nikogo prócz nieprzytomnego T'kula.
Był to tylko uraz tyłogłowia, życiu pacjenta nic nie zagrażało, sam był nieprzytomny – po prostu sobie spał. Nic nie nagliło na pospiech.
Lekarz skończył papierosa, usiadł przy biurko.
- Ty mały... bzyczący... masz dokumenty swojego pana? Jest ubezpieczony? – nie ma histeryzującej baby przy kolesiu, ale chociaż droid jest, osobiste droidy towarzyszące często miały dane o panu, na wypadek taki jak ten.

T'kul - 2013-08-25 22:32:24

Droid podjechał do gniazda komputera wetknął wtyczkę i przesłał wszystkie dane a nawet więcej niż było potrzeba, bo i wzrost i waga i kolor oczu i rozmiar w klatce, obwód pasa i takie tam. Innymi słowy mając te dane lekarz mógł śmiało powiedzieć, jaki rozmiar skarpetek czy gaci osi T’kul.

Cichy - 2013-08-25 22:35:05

- Noooo, bardzo dobry droid, masz, to wypełnij – kliknął parę razu wystawiając kwestionariusz, tam właśnie było trzeba podawać wage, wzrost, rasę i inne drobiazgi, w tym numery dokumentów. Nie zawsze była możliwość wypełnienia tego idealnie, ale droid zrobi to na pewno bardzo dokładnie, odwalając za lekarza robotę.

T'kul - 2013-08-25 22:41:34

Droid połknął formularz. Po bzyczał, po bzyczał, by go po chwili wypluć z siebie. Wypełniony był należycie schludnie i starannie. Nawet czcionkę inna niż normalnie wstawił, taka ładniejsza nieco.

Cichy - 2013-08-25 23:00:41

- Dobry, dobry droid. Na oddziale nie można mieć droidów osobistych, ale ciebie jakoś przemycimy... – uśmiechnął się doktor i pogłaskał asrtomecha po kopułce. Widać nałapał blaszak punktów u niego.
- Tylko masz być grzeczny. Od 22 do 6 rano żadnego bzyczenia!
Wystukał wewnętrzny na kontrolce.
- Pourazowy, przyślijcie ludzi po pacjenta. Nieprzytomny, z droidem. Droid musi zostać, ma ważne dane.

T'kul - 2013-08-25 23:10:35

Jako ze było już grubo po 22 Bzyk powstrzymał się i nie zabzyczał na potwierdzenie. Tylko diodką zielona mignął. O tak by było wiadomo, że zrozumiał, co jest kaman. Pacjent nadal nie wykazywał objawów życia tzn. nie budził się, wciąż był nieprzytomny. Dobrze ze lekarz nie rozebrał pacjenta, bo jakby zobaczył ślady po elektrodach. Brr. Z miejsca by Bzyka wykopali ze szpitala.

Cichy - 2013-08-25 23:26:42

Nie wykopali by z miejsca, bo by snie przyszło im do głowy ze astromech może mieć coś takiego. Niepozorność była najsilniejszą bronią tej beczułki. A jak zobaczą ślady po elektrodach to pomyślą, ze pacjent podpadł hodowcy zwierząt futerkowych, czy po prostu „tak się robi na dolnych poziomach tym którzy podpadają”. Ale nie miał wielkich obrażeń, wszystkie funkcje życiowe są, jak się obudzi – sam opowie.

Został zabrany na oddział pourazowy, na salę 2, gdzie będzie lezał aż sie obudzi

T'kul - 2013-08-27 17:13:10

Minęła noc. Dzień chylił się już ku kocowi przeistaczając się w noc. Droid wciąż wiernie trwał przy ieprzyto0mnym T’kulu, który leżał jak kłoda. Dopiero z nastaniem nocy zdarzyło się coś, na co droid niepomny na przestrogi lekarza zaczął bzyczeć jak szalony. Mały palec T’kula zaczął się rytmicznie poruszać, co świadczyło dobitnie, iż niedługo wybudzi się on. I tak tez się stało. Równo z wybiciem północy T’kul otworzył oczy. Czuł ciepło i miękkość szpitalnego łózka. Na to zdarzenie Bzyk zareagował radosnym bzyczeniem, pomimo iż od 10 do 6 rano obowiązywała cisza nocna. Dookoła panowałaby ciemność gdyby nie blask księżyca wpadający przez okno. Poczuł pól w tyle głowy. Stęknął. Powoli, bardzo ostrożnie usiadł na łóżku. Oczywiście słyszał bzyczenie droida, który gdyby mógł rzuciłby się z radością T’kulowi na szyje i ucałował w oba policzki. Pau’anin spojrzał na droida.
= [Kim jesteś i co to za miejsce} – spytał w swoim ojczystym języku a droid słysząc język ojczysty pauanow umilkł skonsternowany nieco. T’kul, bowiem zwykł porozumiewać się w basicu. Czyli cos musiało być nie tak.
- [Kim ja jestem?] – Zadał kolejne pytanie. Bzyk zamilkł zupełnie. Skoro jego pan nie pamięta go i nie pamięta, kim jest to na 100% cos było nie w porządku

Cichy - 2013-08-27 17:31:22

Okno to może trochę przesadzone, mało kto mógł sobie na Coruscant pozwolić na okno, a w szpitalu okna miały raczej pomieszczenia biurowe lub sale ekskluzywne. Taka zwykła sala na pourazówce nie miała okien.
Rzecz działa się w  nocy, droid zaczął bzyczeć, ludzie na sali budzili się powoli, burcząc coś pod nosem ze się jakaś maszyna zepsuła.
Wreszcie jakiś pacjent wybudził się na tyle, by zacząć kontaktować, i nagle zdał sobie sprawę ze ten co go przywieźli co leżał od doby nieprzytomny, właśnie się obudził.
- hej, gościu, w porządku? Zawołać kogoś?  -zapytał głos z ciemności. Za chwile tez pacjent – zabrak koło 50-tki zapalił lampkę przy swoim łóżko.

T'kul - 2013-08-27 17:37:01

Spojrzał na mężczyznę, który cos mówił ale T’kul nie bardzo wiedział co, nie rozumiał jeszcze basica. Ta wiedza miała powrócić z czasem.
- [Kim jesteś? Co to za miejsce?] – zadał pytaie, ale teraz z kolei on mógł być nie zrozumiany. Ech te bariery językowe.

Cichy - 2013-08-27 17:45:51

On chyba nietutejszy – pomyślał pacjent. No cóż – rasa nietypowa, na ekraniku niby było nazwisko Toshiro Mifune, nie jakieś specjalnie egzotyczne ale co go tam wie!
- Jednak zawołam lekarza... – pokazał T'kulowi rekami gest „spokojnie”, uniwersalny na wielu światach, w nadziei ze zrozumie. Niech się nie denerwuje.
I wyszedł z  sali. Inny pacjent wstał, zapalił światło. Wszyscy budzili się powoli – osiem łóżek, pięć zajętych. Niektórzy narzekali, ze ich się budzi, ale to – nie licząc bzyka – jedyne dźwięki. Za chwile tez kroki na korytarzu i wszedł lekarz, torgutanin, trochę przy kości, w wieku przedemerytalnym.
- Dobry wieczór, panie Mufine - odezwał się do T'kula

T'kul - 2013-08-27 18:01:10

Nazwisko owszem zwyczajne, jaki i sama osoba, przynajmniej dla nielicznych. Inni postrzegali go przez pryzmat rasy wiec był bardzo egzotyczny. Mężczyzna znów cos powiedział no i oczywiście nie został zrozumiany. Jednak gest, jaki wykonał spotkał się z potakującym kiwnięciem głowy T’kula. Zrozumiał. Z reszta był całkowicie spokojny tyle ze ich nie pamiętał. To było ciekawe. Jego rozmówca wyszedł, ale za to pobudzili się kolei mieszkańcy pokoju. Wszyscy w takich samych pidżamach. T’kul przyglądał im się z ciekawością. Zyk nie hałasował od dobrej chwili wiec złorzeczenia współmieszkańców były jedynymi dźwiękami. Ktoś nawet zapalił światło. Pau’anin zmrużył oczy nienawykłe o światła. Po chwili rozległy się kroki na korytarzu i powrócił jego rozmówca z jakimś mężczyzna ubranym na biało. Ten biały fartuch wzbudzał szacunek i zaufanie. Tylko, czemu? Ot, kolejne pytanie. Owy przybysz w bieli przemówił. T’kul niewiele zrozumiał, ale sądząc, że został przywitany odpowiedział.
- [Witam. Czy może mi] pan* [powiedzieć, kim jestem i gdzie się znajduję?]


*słowo pan zostało wypowiedziane w basicu wiec znajduje się poza nawiasem, w którym są wypowiedzi po pauańsku. Takie słowa beda wystepowały w kolejnych wypowiedziach, by z czasem stac sie pelnymi wypowiedziami w basicu.

Cichy - 2013-08-27 18:13:39

Oczywiście lekarz nie zrozumiał tego nieznanego mu nawet ze słyszenia języka, ale to jeszcze go nie zdziwiło, często na oddział trafiali uchodźcy, co ani be ani me, dlatego mieli droida protokolarnego, który zapewne zostanie wezwany.
Lekarz, nie mając pojęcia co dzieje się z pacjentem usnął, ze ot tak po prostu gada, że pobili, ze w szpitalu, ze co mi jest, ze żona nic nie wie.
- Spokojnie, spokojnie, w szpitalu pan jest – doktor położył T'kulowi rękę na ramieniu i mówił kojącym głosem.
- W domu się pan przewrócił – to akurat wiedzieli od bzyka, z wypełnionego kwestionariusza.
- Zaraz przyjdzie droid protokolarny i panu przetłumaczy – poki co mówił, bo może chociaż jakieś słowa obcy zna. Za chwile zajrzała pielęgniarka a doktor posłał ją po droida.

T'kul - 2013-08-27 18:30:43

T’kul był spokojny. Nie krzyczał, nie awanturował się. Zadawał pytania cichym spokojnym głosem, choć w oczach. W oczach widać było lekki niepokój. Ale to normalne, gdy nic nie pamiętasz nie znasz jeżyka i budzisz się w obcym miejscu pośród obcych z nieswojej rasy. Na słowa lekarza zareagował gestem uspokojenia sadząc, że delikwent się czegoś obawia. Gdy lekarz położył mu rękę na ramieniu pokręcił przecząco głowa, która przechylił i położył na złożonych dłoniach. Znaczyło to nie mniej i więcej: ja nie chcę spać. Czuł się wypoczęty, choć głowa bolała krztynkę. Do Sali zajrzała siostrzyczka, której lekarz kazał iść po protokolanta. Jednak szybsza okazała się baryłka, lub jak inni go nazywali wibrator. Czyli Bzyk. Od dłuższej chwili ściągał dane. Teraz wyświetlił w basicu pytania T’kula. Lekarz mógł przeczytać GDZIE JESTEM? i KIM JESTEM? Jakby tego było mało przetłumaczył gest T’kula (jakby trzeba to było robić) JA NIE CHCĘ SPAĆ.

Cichy - 2013-08-27 18:38:25

Zapewne nie od razu lekarz zwróci uwagę na droida, bedzie musiał mu się jakoś pokazać, ale założono, ze tak zrobił. Zdumiony torgutanin przeczytał tekst z wyświetlacza. Jeden, drugi, trzeci.
- Ah tak, jego droid... – mruknął. Lekarz przyjmujący z jakiegoś powodu pozwolił zostać tej maszynce, więc widać dlatego.
Zdziwiło go szczególnie drugie pytanie.
- No dobrze, to tłumacz mały... – o ile T'kul umie czytać, ale na pewno wiadomo, ze droid go rozumie.
- Jest pan w szpitalu. Nazywa się pan Toshiro Mufine, no jakże się pytać kim pan jest. To ja mogę zapytać kim pan jest. A spał pan dobę, bo się w domu przewrócił i pana droid wezwał karetkę. Ale nic panu nie jest, tylko siniak

T'kul - 2013-08-27 18:49:42

Droid rozumiał teraz obie strony więc smiało mógł posłuzyc za tłumacza choć nie umiał mówić ale wyświetlacz czynił cuda. Po słowach lekarza zabztczał i odwrócił się w stronę oczekującego chyba na cud zrozumienia T’kula. Na wyświetlaczu ukazały się słowa, które chciwie wręcz przeczytał. Po przevzytaniu rozejrzał się dookoła by powrócić wzrokiem do lekarza.
- [acha to stad te jednolite piżamy i łóżka.] – Powiedział bardziej do siebie niż do lekarza, jedak roid to zarejestrował.
- [Ja niczego nie pamiętam panie] doktorze. [Nie pamiętałem kim byłem, nie pamiętam gdzie mieszkam czym się zajmuję. Mam pustkę w głowie]
Droid szybko przetłumaczył wszystkie słowa T’kula nawet te wypowiedziane do siebie.

Cichy - 2013-08-27 18:53:38

Twarz lekarza stężała w skupieniu. Na droida zerkał tylko na momencik by przeczytać tłumaczenie – cały czas patrzył na T'kula, tak jak i inni pacjenci. Jakiś czas milczał.
- Naprawdę nic pan nie pamięta? Jakie jest pana ostatnie wspomnienie?

T'kul - 2013-08-27 19:02:53

Droid przełożył słowa doktora. T’kul patrzył na jego poważną minę i zaczął odczuwać dziwny lek. Nie przed lekarzem tylko przed tym, czego nie pamiętał.
- Ostatnie, [co pamiętam to ciemność i bzyczenie pańskiego] droida. [Jest jeszcze obraz, ale bardzo mglisty… Kryształ wiszący na kobiecej szyi. Ten kryształ był jakiś dziwny. Patrząc a ten obraz czułem jakby ten kryształ czymś emanował, choć nie umiem tego ubrać w słowa] – Owym obrazem był kryształ z miecza świetlnego Leri. Nie wiedzieć czemu obraz tego kryształu tak utkwił mu w pamięci.

Cichy - 2013-08-27 19:10:01

- To jest pański droid – odpowiedział lekarz na kolejne tłumaczenie. Zauważył, ze pacjent przeplata słowa z basicka ze swoją ojczystą mową. To akurat było typowe dla amnezji.
- Proszę się nie martwic, wszystko będzie dobrze, amnezja zdarza się po urazach, zazwyczaj szybko ustępuje. Niech pan nie myśli o tym. Zaraz zrobimy panu badania, pobierzemy krew, wykonamy rezonans i badanie fal mózgowych. To nie boli, choć może strasznie wyglądać. Będzie panu towarzyszył szpitalny droid tłumacz. Małego zabiorę. Pomoże mi zawiadomić pana bliskich...

T'kul - 2013-08-27 19:26:44

Przeczytał wypowiedź lekarza na monitorze, choć niektóre słowa w basicu zaczynał rozumieć. To rokowało pewne szanse na szybkie ozdrowienie
- Mm.. [Mój?]  Szkoda ze słowa ojczystego języka T’kula nie były w stanie w pełni wyrazić jego zdziwienia na wiadomość, że jest właścicielem droida. I to nie byle, jakiego bo bardzo sprytnego i niepozornego a nade wszystko inteligentnego i szubko przystosowującego się do zmian.
- [Myślałem, ze to] pański wibrator. = Bzyk słysząc obraźliwe wobec niego słowo zabzyczał smutno. Przykro mu było, że T’kul, który był jego przyjacielem teraz go obraza, ale wybaczył mu. Przetłumaczył słowa upadłego jedi. Nie zdążył jednak wyświetlić wypowiedzi T’kula, bo te kontynuował.
- Nie martwię się [tylko nie wiem, co się stało i dlaczego nic nie pamiętam. Dobrze. Nie będę o tym myślał i zaufam w pełni] medycynie.

Cichy - 2013-08-27 19:34:25

Lekarz się uśmiechnął na dźwięk dość nietypowego słowa które tu nie padło, nie mógł więc go powtórzyć ze słuchu.
- Nie, ja nie potrzebuje wibratora, jestem hetero. Tego nie tłumacz – wykonał zaprzeczający ruch ręką w kierunku maszyny. Pacjenci zachichotali.
- To pana droid, czuwał przy panu wiernie całą dobę i wyraźnie się martwił. Ale teraz już bezie wszystko dobrze. Zaraz ktoś przyjdzie pobrać krew. Rezonans zrobimy już jutro. – uśmiechnął się pokrzepiająco do pacjenta jakby mówił: nie przejmuj się, bezie dobrze.
- Chodź, mały, musimy pogadać. Za chwile wrócisz... - tym razem zwrócił się do droida.

T'kul - 2013-08-27 19:47:35

Droid jednak na przekór wszystkim przetłumaczył słowa doktora, na co T’kul zachichotał.
- Przepraszam [ale nie wiem, czemu pamiętam wobec tego droida to określenie. Dobrze spróbuje się zrelaksować.] – Powiedział, choć wiedział ze nie będzie to takie łatwe. Wciąż tyle pytań i brak odpowiedzi. To mogło dobić nawet najmocniejszą istotę. Droid przetłumaczył po raz ostatni i zabzyczawszy skierował się ku drzwiom. T’kul zaś siedział na łóżku zupełnie sam, bo tych obcych nie liczył. Był w szpitalu, miał jakiś uraz i teraz niczego nie pamięta, ale lekarz najwidoczniej jest dobrej myśli. Zmielił pozycje z siedzącej na lezącą. Patrzył w sufit. Nie wiedział, czemu miał ochotę wyjść z budynku by popatrzeć na gwiazdy. Czuł się dziwnie. Nie minęło dużo czasu gdy ogarnął go sen.

Cichy - 2013-08-27 19:52:28

No cóż, jeśli chodzi o droidy, to ich lojalność zawsze jest po stronie ich pana. Więc to torgutanina za bardzo nie zdziwiło.
- Tak się czasem dzieje przy amnezji – odpowiedział po prostu. Nie był neurologiem tylko chirurgiem. Zapewne niedługo przewiozą T'kula na neurologie, i tam dowie się szczegółów.
Lekarz i droid skierowali się do gabinetu lekarskiego. Mężczyzna wpuścił droida i zamknął za nim drzwi, by następnie usiąść na niskim fotelu z cyfronotesem. Przywołał do siebie astromecha.
- jaki masz numer? Nie chce zwracać się do ciebie po prostu „droidzie”, w końcu jesteś bohaterem, uratowałeś swojego pana

T'kul - 2013-08-27 20:03:07

Ostatniej wypowiedzi lekarza nie przetłumaczył. Podążył za lekarzem. W drodze do gabinetu lekarza wysłał do Enklawy, do Mistrza Jamesa wiadomość: „T’kul miał wypadek niczego nie pamięta. Proszę o konsultację.” T’kul nie wiedział, ale Bzyk cały czas go szpiegował na prośbę Havesha. Informował go o T’kulowym postepowaniu. Tylko teraz pominął Havesha wiedząc, ze james ma większa wiedzę w zakresie medycyny i jest członkiem Rady, więc jego decyzje będą mądre i podważone autorytetem. Został przepuszczony, jako pierwszy. Wjechał i zatrzymał się przed biurkiem. Na pytanie lekarza na wyświetlaczu pojawił się czerwony napis BZYK. Droid mile połechtany komplementem zabzyczał tylko cicho. CZY MÓJ PAN SZYBKO WTZDROWIEJE? Droid wyświetlił zapytanie skierowane do doktora TYLKO NIECH PAN BĘDZIE SZCZERY.

Cichy - 2013-08-27 20:10:48

Był środek nocy, więc zapewne odpowiedź nie nadejdzie za szybko od mistrza Jamesa. Bo jak ktoś śpi, to spi. Mistrz miał zapewne jedynie dzwonek ustawiony właśnie od enklawy, Havesha i może Maca/Asyra, reszta miała wyciszony profil na nic.
Tymczasem droid jako jedyna rodzina miał rozmowę z lekarzem o stanie pacjenta.
- Bzyk? Bardzo ładne imię. Zatem... tak... Bzyku... Trudno mi powiedzieć, badania zrobimy jutro, przeniesiemy twojego pana na odpowiedni oddział. Z amnezją jest róznie. Zazwyczaj sama ustępuje po kilku dniach i nie ma po niej śladu. Zdarza się, ze utrzymuje się latami, a  czasem nawet do końca życia. Czasem cofa się częściowo, czasem wcale. To choroba bez reguł. Nie ma tez na nią lekarstwa ani skutecznej terapii. Chorzy uczą się żyć na nowo, od początku. Jesteś madrym droidem, powiedz: zawiadomiłeś już jego rodzinę?

T'kul - 2013-08-27 20:14:52

ON NIE MA RODZINY W FORMALNYM TEGO SŁOWA ZNACZENIU ALE ZAWIADOMILEM KOGO TRZEBA> PEWNIE TA OSOBA SPI WIĘC ODPOWIEDZI MOŻEMY SUIĘ SPODZIEWAĆ DOPIERO JUTRO. Padła sucha odpowiedź

Cichy - 2013-08-27 20:19:10

Bardzo dobrze – odparł lekarz i właśnie w tej samej chwili, tak z zaskoczenia, bo przecież noc przyszła wiadomość od Jamesa: „podaj szczegóły”.

T'kul - 2013-08-27 20:32:38

Lekarz był zadowolony z roztropności Bzyka zaś droid zaskoczony odpowiedzią od Jamesa. Jako iż nie ufał środkom masowego przekazu wysłał wiadomość w ostatnim znanym sobie szywsze Jedi. Opisał Jamesowi dokładnie wydarzenia z ostatnich dni by naświetlić tło konfliktu z dziewczyna sąsiada z góry oraz z samym sąsiadem. Opisał tez z detalami wydarzenia z wizyty mafii w mieszkaniu swego pana. Na koniec opis wszystkiego, co stało się tego wieczoru. O tatuażu nie wspomniał, bo nie wiedział. Będzie niespodzianka. Podał diagnozę lekarza i szpital, w jakim się T’kul obecnie znajduje. Podał stan pacjenta i badania, jakie maja mu zrobić. Podkreślił, ze T’kul niczego nie pamięta i mogą wyniknąć z tego kłopoty (mafia na karku, a T’kul bezbronny i bez pamięci tudzież możliwość wykorzystania przez Sithów). On jako strażnik i szpieg musiał mieć jakieś wytyczne co z tym wszystkim zrobić. Najlepiej by było gdyby James przejął sprawę T’kula do czasu wyjaśnienia wszystkich wątków. Jednak james był tak zawalony obowiązkami że były na to nikłe szanse.

Cichy - 2013-08-27 20:36:43

James miał prawo po tym wszystkim już reagować alergicznie na samo słowo „T'kul”, ale co sobie pomyślał, to już pozostało tajemnicą.
W odpowiedzi przyszła tylko po jakimś czasie skromna informacja „pilnuj go”.
Doktor zaś pogłaskał droida po kopułce.
- Dziękuję ci, możesz wracać do pana. Wyposzczę cię
Wstał, otworzył drzwi i droid mógł spokojnie wyjechać.

T'kul - 2013-08-27 21:12:42

Fakt. Samo imię T’kul działało jak prawdziwy i silny alergen. Tyle, ze teraz ten alergen był zagrożony z każdej strony a mały droid za nic nie był w stanie zapełnić mu pełnej należytej ochrony. Do Jamesa wysłał wiadomość: „Dobrze”. Na tym się wymiana wiadomości z Jamesem urwała. Przynajmniej na te chwilę. Lekarz pogłaskał go po kopułce, na co bzyk zareagował kocim mruczeniem. Po prostu puścił dźwięk mruczenia zadowolonego kota. O wymianie wiadomości z Jamesem lekarzowi nie wspomniał. Wypuszczony wrócił do T’kula. Który smacznie sobie spał. Spali tez pozostali pacjenci wiec wjeżdżając a salę zachował maksimum ostrożności i ciszy.
T’kul spał i miał se, lecz był to sen dziwny: obrazy. Migawki przeszłości. Zero dźwięku, zero ruchu. Same obrazy. Ponad nie wybijał się wciąż obraz klejnotu na kobiecej szyi. Klejnotu silnie emanującego czymś, czego nie umiał nazwać.
Zbudził się przed świtem, kiedy wszyscy jeszcze spali sobie smacznie. Wstał i na boso podreptał do łazienki. Droid podążył za nim. Załatwił się, po czym wziął prysznic. Tak dla odświeżenia. Niestety pidżama nie była zbyt świeża. Przynajmniej tak mu się zdawało. Wykąpany wrócił do swojej Sali. Spojrzał na droida nieco podejrzliwie.
- Nie musisz mnie tak pilnować. Nie ucieknę mój mały pękaty przyjacielu – Powiedział najspokojniej w świecie by wyciągnąć rękę i pogłaskać Bzyka po kopułce. Dotychczas głaskał go nader rzadko toteż droid był zdziwiony ową przemiana.
- Nie wiem, kim jestem, czym się zajmuje, ale wiem, ze mam przyjaciela na dobre i a złe. Dziękuję. – Uśmiechnął się pogodnie. Bzyk poczuł się dziwnie. Był szpiegiem, zdradzał T’kula od jakiegoś czasu donosząc o jego posunięciach a ten nagle wyjeżdża mu z przyjacielem i na dodatek mu dziękuje.

Sisco Hasupidona - 2013-08-30 17:40:56

Drugi dzień koło 12 T'kul został poinformowany, ze będzie miał gościa, który chce z nim porozmawiać o amnezji – by ustalic jaki jest jej stopień i w ogol. Gość miał bardzo egzotyczne nazwisko. Hasupidona, lub jakos tak, o ile T'kul w ogóle pamięta co jest egzotyczne a co nie.
Przed 12 do sali wiechał plazmowy projektor z odbiornikiem do zdalnego sterowania. T'kulowi dali ładną piżamkę by się nie musiał krępowac ze w szmacie siedzi, innych pacjentów zabrano na jakiś czas do swietlicy, bo nie wykluczano ze T'kul przypomni sobie cos intymnego, czy osobistego. Pacjenci akurat byli mili i poszli mu na reke.
Punkt dwunasta weszła pielęgniarka z usmiechem, zas za nią, ledwo przecisnawszy się przez drzwi, wkroczył olbrzymi czarny bojowy droid bez oczu, bez rąk, na dwóch zginanych do tyłu mocarnych nogach...

T'kul - 2013-08-30 17:54:36

Gdy został poinformowany o gościu z początku sadził, ze to jakiś lekarz. Nazwisko mu nic nie mówiło, nie wzbudzało zadach emocji. Ot kolejny doktor. Normalna rzecz w szpitalu lekarze są. Gdy do Sali na neurologii (przeniesiono go już chyba) wkroczyła pielęgniarka z uśmiechem T’kul czytał książkę o płazach gada, i innych zwierzakach. Było to grube tomiszcze fachowe, dla profesorów a nie dla zwykłych śmiertelników. Tym dziwniejsze, ze T’kul ja czytał i rozumiał. Chłonął można by rzec nawet. Poruszenie przy drzwiach spowodowane wejściem pielęgniarki sprawiło, iż spojrzał na nią znad księgi i odwdzięczył się równie promiennym uśmiechem.
- Dzień dobry siostro.- Przywitał ją. I tu jego brwi powędrowały raptownie ku górze w zaskoczeniu, bowiem ledwo przecisnąwszy się przez drzwi do Sali wkroczył Sisco. Poza zaskoczeniem nie było w Mocy żadnych emocji. Bo kto spodziewałby się takiego giganta?
- Dzień dobry – Przywitał i Sisca odkładając książkę na szafce przy łóżku. - Jak mniemam Pan Hasupidona? Bardzo mi przyjemnie pana poznać. Nazywam się Toshiro Mifune.

Sisco Hasupidona - 2013-08-30 18:04:47

Sisco nie wyglądał jak organik. Nawet jak cyborg. Na pierwszy rzut oka był to po prostu droid, i spodziewał się ze tak właśnie T'kul zareaguje – mimo ze został uprzedzony. Ze to droid, może ochrona tego całego Hasupidony. Toteż sam był zaskoczony, na początku nie był pewien, czy to do niego, ale patrzył na niego, więc chyba tak. Mruknął zdumiony kiedy usłyszał basic. W nocy pobierał translatora, musiał uiścić opłatę autoryzacyjną 2.99, a tu się okazuje ze nie potrzebnie. No ale – narzekać to zawsze jest na co więc nie należy na siłę robić dziury w płocie.
- Tak naprawdę to nazywasz się T'kul... – mruknął po pewnym czasie, kiedy utapaunin się przedstawił. Miał bardzo ładny, czysty, płynny, wyćwiczony głos. Jak u wokalisty. I nie był to absolutnie głos droidzi.
Pielęgniarka poczuła, ze już zaczyna się temat dla pacjenta osobisty, więc zmyła się szybciutko i zamknęła ich samych w sali na neurologii (Sisca nie było przy decyzji o przenoszeniu, on przylazł tam gdzie mu kazali, ale jeśli to neurologia, to sporo znajomych ma).
- A ja jestem Sisco Hasupidona, wcześniej nie znaliśmy się za bardzo, ale byliśmy na Ty. Ja jestem pełnoletni od niespełna dwóch tygodni więc trochę dziwnie jakby tytułował mnie per „pan” ktoś kto ma dwieście lat... jak się czujesz? – ton tego ciekawego głosu był bardzo sympatyczny, ale bez osobistego zaangażowania. Tak „profesjonalnie”.

T'kul - 2013-08-30 18:21:07

- T.. T’kul? – Powtórzył z lekkim kłopotem w odpowiednim akcencie, jaki był w tym imieniu. – To bardzo dziwne, proszę pana, bo z tego, co mówił lekarz to nazywam się Toshiro Mifune, a imię T’kul słyszę po raz pierwszy. – Odpowiedział spokojnie Założywszy skrzyżowane ręce na piersiach. Pielęgniarka wyczuła, ze tematy będą bardzo osobiste wiec poszła do swoich zajęć. Z reszta tu wciąż czuwał Bzyk i jakby Toshiro się za mocno rozbrykał to zawsze może mu zaaplikować porcje elektrowstrząsów. Tyle, ze Toshiro był spokojny. Nawet zbyt dla tych, co go znali.
- Bardzo mi przyjemnie Panie Hasupidona. – Powtórzył. Jednak z rosnącym zdziwieniem słuchał dalszych słów Sisca. – Twierdzi Pan, ze się znaliśmy i byliśmy na ty. Niestety bardzo mi przykro, ale tego faktu nie pamiętam. W zasadzie to nie pamiętam. Ostatnie a raczej pierwsze zdarzenie, jakie pamiętam to pobudka w szpitalu. – Powiedział wolo ważąc każde słowo jakby się nad nim zastanawiał czy pasuje do zdania, jakie chciał wypowiedzieć.
- Mówi pan ze mam dwieście lat? Przecież to chyba niemożliwe by istoty takie jak ja żyły tak długo.

Sisco Hasupidona - 2013-08-30 18:28:42

- Wiem – odpowiedział spokojnie durastalowy olbrzym. Był spięty, spodziewał się ataku w każdej chwili w najbardziej bolesne miejsce, ale był przygotowany do tego co ma robić i będzie to robił. Póki co T'kul/Toshiro był spokojny. Pewnie nadal w szoku, a to nic dziwnego w sumie.
- Owszem, ale jeśli wolisz... jeśli pan woli, możemy nasze relacje budować od początku, możemy być na Pan, a ja zaakceptuje imię Toshiro. Jak doszło do tych różnić z imieniem to historia dość zawiła, więc może zostawmy ją sobie na koniec. Odpowiem na wszystkie pytania. Bardzo bym prosił żeby mówił pan odrobinę głośniej...
Sisco był głuchawy, głosu T'kula nie miał kiedy dobrze poznać i przyzwyczaić się. W sami była dobra akustyka, jednak wolał uprzedzić.
- Wyniki badan są dobre, ogólne też, jest szansa ze ta amnezja ustapi. No dobra, koniec wstepu. Jest pan gotów?

T'kul - 2013-08-30 18:41:06

- Wydaje mi się, ze ponowne budowanie naszych stosunków było by… [właściwe] skoro niczego nie pamiętam. Będę wdzięczny to imię T’kul jest [jakieś dziwne]. – Znowu wolna wypowiedź, ale już nieco głośniejsza jak Sisco sobie życzył. – Cóż, zasięgnąłem nieco informacji w tym wynalazku – holonecie. Lekarze twierdzą, ze może mi to pozostać, jednak staram się nie martwić. Jestem pod doskonałą opieka lekarzy a do tego mam tak miłych gości jak Pan. No i oczywiście czuwa tu jeszcze mój mały pękaty przyjaciel = wyciągnął rękę i pogłaskał Bzyka po kopułce. – Co zaś się tyczy pytań to… [nie bardzo wiem, od czego zacząć] – Przyznał się z zażenowaniem.

Sisco Hasupidona - 2013-08-30 18:48:58

Teraz zaczął przeplatać języki, przez co Sisco miał kłopoty, bo jako tłumacz nigdy nie pracował i nie kojarzył tak szybko jak droid – bo był cyborgiem, miał swój mózg. Ale dał rady.
- Spokojnie, proszę mi pozwolić przeprowadzić badanie. Panie Toshiro
Jak chce Toshiro, to ok, choć dla Sisca i tak na zawsze pozostanie T'kulem.
Nagle projektor plazmowy ożył, pokazuj ac krajobraz nocnego Coruscant. To był akurat prywatny wygaszacz ekranu Sisca, który właśnie przejął „władze” nad projektorem.
- Test pierwszy polega na tym: wyświetlam szereg obrazków. Jeżeli rozpoznaje pan jakiś, proszę mówić 'dalej”. Jeśli pan nie rozpoznaje, to mówi ze nie rozpoznaje, a jeżeli jakiś przedmiot wydaje się znajomy ale nie pamięta pan nazwy, proszę poinformować. Zabawa jest na czas, więc proszę odpowiadać jak najszybciej. Jasne?  -olbrzym nieznacznie przekrzywił na bok mocarny łeb opatrzony działami po obu stronach.

T'kul - 2013-08-30 18:59:16

Najmocniej pana przepraszam. – powiedział łagodnie. - Oczywiście. Badanie jest najważniejsze. – Nie było w tej wypowiedzi żadnych dwuznaczności. Ot, proste stwierdzenie faktu. Posłuchał a czym zadanie ma polegać. Nagle projektor ożył wyświetliła się piękna malownicza wręcz panorama. T’kul spojrzał na nią i stwierdził
- nie poznaję.

Sisco Hasupidona - 2013-08-30 19:03:37

- Spoko. To jeszcze nie badanie, ale zapisze  -ze panoramy Coruscant nie poznał – tez ważne.
Dalej poszły już obrazki, po kolei: Chusteczki, papieros, guzik, ołowek, szydło, pizza, aerowóz, kwiatki, droid (taki jak bzyk), ktoś w stroju prawnika, wookie, tabletki na kaszek, taśma klejąca, kostka brukowa, chmura, kaszanka, miecz świetlny, książka, studzienka kanalizacyjna, tatuaż, blok mieszkalny, jedi (osoba w szacie jedi), kapcie, sesdes

T'kul - 2013-08-30 19:15:50

Kolejne zdjęcia już rozpoznawał. Znaczy nazwy, bo nie pamiętał skąd te nazwy zna. Tak wiec rozpoznał chusteczki, papierosa, (na co jego organizm zareagował jakoś dziwnie, bo płuca jakby mu ktoś w wyżymaczkę wkręcił. Palił, bowiem tylko raz w Echosferze) guzik, pizza (tu miał jakieś dziwne odczucia, o czym poinformował Sisca) aerowóz kwiatki droida (od razu spojrzał na Bzyka i jął go głaskać po kopułce) taśma klejąca kostka brukowa (tu znów niejasne skojarzenie i sygnał dla Sisca) chmura, kaszanka (cholera zrobił się głodny) książka, studzienka kanalizacyjna (kolejne info dla badającego) tatuaż (jeszcze jedna informacja) blok mieszkalny (znów jakieś dziwne odczucia) kapcie a na końcu sedes, co znów mu się jakoś dziwnie skojarzyło) Jednak te odczucia czy przeczucia nie wiązały się z niczym konkretnym, były zupełnie luźne i nic nie wskazywało ze cos je połączy W jakąś wspólną całość.

Sisco Hasupidona - 2013-08-30 19:21:32

Sisco wszystko oczywiście notował, choć tylko stał. Pomrukiwał kwitując odbiór informacji i był bardzo cierpliwy.
- Spoko. Drugi etap. Prosze przyjrzeć się tej buzi  -na ekranie pojawiło się zdjęcie Jamesa Tresona
- I taka sama sytuacja – zna pan, nie zna, czy może jakieś niejasne wrażenie ze to znajoma twarz

T'kul - 2013-08-30 19:24:38

Spojrzał na zdjęcie Jamesa.
- Hmm… Kojarzy mi się ta twarz z jakimś profesorem albo naukowcem. Z niczym więcej ta osoba mi się nie kojarzy.

Sisco Hasupidona - 2013-08-30 19:26:47

-Podpowiem. Ma na nazwisko Treson – to ze się kojarzył z profesorem mogło być błędną informacja dla Sisca, bo zdjęcie przedstawiło Jamesa w garniturze, a to trochę sugerowało odpowiedź.
- Jaką on jest osoba według pana. Czy bliską panu

T'kul - 2013-08-30 19:30:38

Podpowiedź nic nie dała. Toshiro skinął tylko głowa na znak ze przyjął to nazwisko do wiadomości.
- Raczej nie znam tej osoby. Nic mi się poza profesorem czy naukowcem nie kojarzy.

Sisco Hasupidona - 2013-08-30 19:32:05

A widziałeś swój tatuaż na dupie – zapytał w myślach. Ale nic nie powiedział. Widać jeszcze Toshiro nie obejrzał tej szlachetnej części swojego ciała.
- Okej, następna osoba
Na ekranie pojawiła się Leri

T'kul - 2013-08-30 19:37:13

Sama twarz Leri nic nie mówiła. Zabraczka jakaś kobieta, ale nagle jakby piorun w niego trafił. Na jej szyi wisiał… KLEJNOT. I to nie byle, jaki tylko te, który widział we się. Ten sam, który emanował czymś, czego nie umiał nazwać nazywał to [siłą] (w rzeczywistości to Moc). Sisco z łatwością mógł wyłapać zmiany a twarzy T’kula.
- mógłby pan przybliżyć ten kamień? – Poprosił wpatrując się tylko w ten jeden punkt na zdjęciu.

Sisco Hasupidona - 2013-08-30 19:40:17

Tak, zauważył, spostrzegawczość była wymagana przez sytuację.
- jasne – odparł i przybliżył. Slajd stracił odrobinę na ostrości, ale zaraz Sisco to naprawił i teraz T'kul mógł przyjrzeć się dokładniej kryształowi.

T'kul - 2013-08-30 20:09:39

Patrzył na owy klejnot jak zahipnotyzowany. Nie pożądał go. On chciał tylko rozgryźć jego tajemnicę. Nie interesował go, jako skarb, cos, co by chciał zatrzymać tylko dla siebie. I wtedy…

(tu następuje wizja, która widzi tylko T’kul.)

Wtedy światło w pokoju przyciemniało aż do zupełnej ciemności. Był tylko obraz klejnotu. Nawet Sisco gdzieś zniknął. T’kul usłyszał dźwięk basu i delikatne uderzanie pałeczkami o talerze perkusji. Do tego nagle dołączyły subtelne, jakby ściszone dźwięki gitary elektrycznej a po chwili drugiej. Kobieta a zdjęciu poruszyła się Obraz nagle ożył zmienił się w film. Teraz widział ją skapaną w świetle słonecznym pod koronami drzew. Była ona, jako mentorka, był on był Asyr, (którego nie poznawał) i był Sisco. Kobieta zaczęła śpiewać zachrypniętym acz przyjemnym dla ucha głosem.

Summertime, time, time,
Child, the living’s easy.
Fish are jumping out
And the cotton, Lord,
Cotton’s high, Lord, so high.

Wszyscy patrzyli na nią I potakiwali milcząco. Ona nic nie urobiwszy sobie z ich gestów śpiewała dalej.
Your daddy’s rich
And your ma is so good-looking, baby.
She’s looking good now,
Hush, baby, baby, baby, baby, baby,
No, no, no, no, don’t you cry.
Don’t you cry!


Podczas śpiewu poruszała się zwinnie niczym zjawa jakowaś lub mityczna rusałka. Jej klejnot połyskiwał w słońcu, przyciągał wzrok. Muzyka grała ona śpiewała. Dopiero po chwili T’kul dostrzegł niskiego człowieka o długich prostych kasztanowych włosach i chuście niczym opasce. Ów mężczyzna miał w ustach papierosa a w rękach gitarę elektryczną. A której zaczął wygrywać szybki rytm, niekłócący się jednak z całością. Gdy o skończył grać ona śpiewała dalej.

One of these mornings
You’re gonna rise, rise up singing,
You’re gonna spread your wings,
Child, and take, take to the sky,
Lord, the sky.


T’kul nie wiedział, dlaczego ale owy śpiew, owa zabraczka i owy człowiek z gitara byli mu znajomi. Nie poznawał ich, ale ten kamień. Ten kamień zawał się ich wszyst6kich łączyć.

But until that morning
Honey, n-n-nothing’s going to harm you now,
No, no, no, no, no, no, no, no, no, no, no, no, no, no, no, no
No, no, no, no, no, no, no, no, no, no, no, no, no, no, no, no
No, no, no, no, no, no, no, no, no,
Don’t you cry,
Cry.


Mężczyzna znów zagrał a gdy muzyka ucichła zupełnie zdjęcie wyświetlane przez Sisca w pokoju szpitalnym było znowu tylko zdjęciem. Martwym, nieporuszonym.

(koniec wizji)

T’kul musiał się długo w milczeniu wpatrywać w owy przybliżony kamień. Sisco wykazał się anielską cierpliwością wobec chorego. Jednak zdziwienie, jakie wciąż się malowało a twarzy pacjenta było zastanawiające. On sam (pacjent) jeszcze nie mógł dojść do siebie.

Sisco Hasupidona - 2013-08-30 20:15:28

Tak, był cierpliwy, patrzył, może dlatego ze sam był zdziwiony tą reakcją „zahipnotyzowania”, ale jako postać z zewnątrz nie miał pojęcia co się dzieje w umyśle pau'anina. Kilka razy pytał czy wszystko dobrze,a le wtedy T'kul był jeszcze w świecie marzeń.
Dopiero piąte pytanie
- Wszystko okej? – padło już po zakończeniu tego co T'kulowi się „wyobraziło”.

T'kul - 2013-08-30 20:24:27

Zamrugał szybko oczami jak osoba wyrwana z zamyślenia lub marzeń. Czuł się dziwnie, bardzo dziwnie. Rzucił okiem na obraz by upewnić się, ze się nie poruszy, ze to nie jakiś złośliwy psikus ze strony olbrzyma dotychczas tak profesjonalnego. No i miał kłopot. Gdyby się przyznał do wizji wzięto by go za wariata. Z drugiej strony to mógł być objaw uderzenia się w głowę. Z jednej strony wstyd z drugiej…
- Patrzyłem w ten kamień i wtedy…
Opisał dokładnie całą wizję. Z detalami, kto jak wyglądał, co robił, jak był ubrany. Wszystko włącznie z muzyka i owym zachrypniętym śpiewem Leri, który to śpiew był tak naprawdę śpiewem nieżyjącej już rockmanki. Opisał z detalami i owego małego mężczyznę z gitara elektryczna stojącego a raczej opierającego się o pień drzewa. Opowiedział o swoich niejasnych odczuciach. Czuł, jak opowiadając robi mu się lżej na sercu.

Sisco Hasupidona - 2013-08-30 20:28:55

Sisco słuchał, słuchał i nagle zrobił: ooo...
Swoim głosem, wyraz zdziwienia. Po prostu: ooo...
- No proszę. Ale to bardzo dobrze. Czy to te osoby?-  i pokazał na ekranie: Leri, Asyra, Throula, w tle puścił piosenkę Mocowładnych, a wszystkie postaci na tle parku w którym wtedy byli.
- Ale to nie ta dziewczyna śpiewa, tylko żona tego gościa. Ta zabraczka to nie wokalistka, zupełnie czymś innym się zajmuje – pojawiła się strzałka nad głową Throula

T'kul - 2013-08-30 20:38:35

Jeden rzut oka na zdjęcia wystarczył. To były te właśnie osoby.
- Tak – potwierdził przelękniony nieco – to te osoby. I to miejsce. Pod tym drzewem był ten mężczyzna – wskazał na drzewo i na zdjęcie Małego. – I to ta piosenka. Skąd pan to wszystko…? – Zdziwienie pau’anina było namacalne, ba można je było wziąć w rękę nawet.

Sisco Hasupidona - 2013-08-30 20:47:20

Sisco wydał dźwięk który można było utożsamiać z zaśmianiem się, ale nie było to szydercze.
- No ja pamięci nie straciłem. To znaczy tez mnie dotyczy ten problem, ale w innym aspekcie. Ten mały to niezyjacy już lider bandu „Mocowładni”, prawdopodobnie sam napisał te piosenkę. Kobieta to rycerza Jedi, ma na imię Leri, jej cechą charakterystyczną jest to, ze nie ma miecza świetlnego, ten kryształek na szyi to kryształ z jej zniszczonego miecza. Bothanin to Asyr, padawan mistrza Tresona. Wszystkich ich znam osobiście.

T'kul - 2013-08-30 20:57:13

Może i śmiech nie był szyderczy, ale słowa Sisca „ja pamięci nie straciłem” zabolały nieco. Słuchał bacznie wykładu olbrzyma robiąc w pamięci notatki, dodając własne spostrzeżenia i adnotacje. I tak, bo badaniu w ruch pójdzie holonet a łącze rozgrzeje się do czerwoności.
Ten kryształ na szyi Pani Leri widziałem… we snie. Jak to możliwe? Czy i mnie dane było spotkać którąś z tych osób?

Sisco Hasupidona - 2013-08-30 21:03:26

- Pewnie, ze możliwe, to wszystko podświadomość – odparł Sisco. No niestety on jeszcze nie miał takiego wyczucia delikatności jak James. Na pewno nie chciał być kąśliwy, no ale sam dostawał już tyle razy w czułe miejsca, ze trochę się robił gruboskórny.
- Oczywiście ze jest możliwość spotkania. Za wyjątkiem Throula bo on nie żyje, ale pozostali tak, ze mną już się pan spotkał. No i w sumie więcej pytań nie mam, to co już wiem to mi wystarczy...

T'kul - 2013-08-30 21:10:58

- Podświadomość. No cóż jak mówił doktor który mnie przyjął proszę się nie martwić. Tylko wie pan… Martwię się bo mam dziwne przeczucie, ze zostawiłem tam w [odchłaniach] niepamięci cos mi bardzo bliskiego. Mam tylko nadzieje, ze to nie moja rodzina. No cóż dziękuje za badanie Panie Sisco.

Sisco Hasupidona - 2013-08-30 21:14:34

- To normalne przy amnezji – odparł Sisco. Sam miał ten problem, przeczucie, ta dobijająca świadomość ze nie pamięta rzeczy dla niego ważnych. Ale on wiedział, czego nie pamięta. Swojej rodziny. Rodziców, siostry która uratowała mu życie.
T'kul był jeszcze w nieświadomości. Sisco postanowił, ze nie powie mu ze był jedi. Może jedi zechcą to wykorzystać jakoś...
- Za badanie to zwykle dziękuje badacz, więc dziękuje  -”skinął” głowa, o ile można to tak nazwać.
- No a teraz jakieś pytania „prywatne”?

T'kul - 2013-08-30 21:18:39

- Owszem, nasuwa mi się jedno. Powiedział pan niedawno: No ja pamięci nie straciłem. To znaczy tez mnie dotyczy ten problem, ale w innym aspekcie. Czyli pan tez stracił pamięć. Jak długo trwało jej odzyskiwanie? Jeśli pytanie jest zbyt śmiałe lub osobiste proszę nie odpowiadać.

Sisco Hasupidona - 2013-08-30 21:22:13

- Nie straciłem pamięci. Wykasowano mi ją. Nie odzyskałem, i prawdopodobnie nigdy jej nie odzyskam – odpowiedział spokojnie
- Ale da się z  tym żyć, naprawdę. Jest mnóstwo fundacji które służą pomocą, można z nimi zawsze pogadać, znaleźć przyjaciół z podobnym problemem... Najważniejsze, to nie robić z tego tragedii życia – jeśli się akurat na Sisca patrzyło, to nasuwały się same wnioski, ze tych „tragedii życia” to on sporo musiał przejść. Ale z głosu i zachowania to całkiem pogodny gość.

T'kul - 2013-08-30 21:33:08

- To przykre – powiedział ze smutkiem. Jest pan taki sympatyczny i miły. To naprawdę dla pana duża strata i szczerze współczuję. Po wyjściu ze szpitala skieruje się do którejs z tych fundacji. Może pomoga mi odzyskać stracony grunt pod nogami i nawiązać ciekawe znajomości. Dziękuję za wskazówkę.  Mam jeszcze jedno małe pytanko. Tylko proszę się nie śmiać. Orientuje się pan czy wcześniej… Te… no… robiłem robótki na drutach? Pytam bo gdy spię ie wiem czemu wciąż widzę włóczkę, druty, oczka i tak dalej.

Sisco Hasupidona - 2013-08-30 21:37:42

- No niestety nie wiem, jak to jest z drutami, nie znaliśmy się na tyle by rozmawiać o hobby, ale niewykluczone  -Sisco mruknął łagodnie. Kiedy usłyszał „wyjdę ze szpitala”, to aż go dreszcze przeszły i to po pancerzu.
Bez smyczy to już się nie powinno cie nigdzie wypuszczać – pomyślał. I tez nie złośliwie. T'kul po prostu bez nadzoru bez przerwy coś psuł... A teraz nawet samego siebie zepsuł.

T'kul - 2013-08-30 21:39:49

- No cóż więcej pyta zasadniczo nie mam. Dziękuję raz jeszcze za badanie.

Sisco Hasupidona - 2013-08-30 21:43:51

- Ja również bardzo dziękuję. Życzę miłego dnia i szybkiego powrotu do zdrowia  -”ukłonił się” po swojemu, całkiem sprawny fizycznie był jak na taką durastalową bestię, i skierował się do wyjścia – zamkniętego. Poskrobał chwile bokiem przedniego palca u nogi – i pielęgniarka przyszła go wypuscić

T'kul - 2013-08-30 21:48:52

- Niech Moc będzie z Tobą. – Powiedział łagodnie by po chwili zdumieć się własnymi słowami. Widać podświadomość czy tam świadomość (T’kul nie był specjalistą, więc nie wiedział, co) ścierały się ze sobą a wyniki tych starć mogły się objawiać albo dziwnymi wizjami albo słowami.

Sisco Hasupidona - 2013-08-30 21:52:28

Zaskoczyło go to, ale nie na tyle by dać po sobie poznać.
-Do widzenia  -mruknął tylko i przelazł przez drzwi, kiedy mu je pielęgniarka otworzyła.

James - 2013-09-02 19:17:28

Przylecieli do szpitala. Jak przylecieli, tak już się żadne nie odzywało. James poprosił Sisco o prowadzenie, i takim oto sposobem znaleźli się na neurologii, przed wejściem na oddział. Tu już mogli wyczuwać T'kula. Sisco pewnie tez go wyczuwał tylko nie zdawał sobie z tego sprawy. James stał niejako na czele pochodu. Poklepał Sisca po dziale.
- idź i powiedz ze przyszliśmy wykonać proces.

Sisco Hasupidona - 2013-09-02 19:22:44

Nie odzywał się, prowadził az tu, na oddział który dobrze znał. Mruknął Jamesowi i poszedł, zostawiając ich. Pokazał się w dyżurce, poprosił o rozmowę z lekarzem. Oświadczył po prostu, ze przyszli jedi zrobić „ze swoim” to co im dżedajskie prawo nakazuje. Na szpitalnych korytarzach zaległa martwa cisza. Personel był zaniepokojony. Sisco uspokajał ich, ze nikt nawet nic nie zauważy.
Pierwszy na salę wszedł Sisco. Zapewne i tym razem będą musieli pacjenci wyjść, albo T'kula zabiorą w inne miejsce.
Olbrzymi czarny kształt zamruczał pokojowo już od samego wejścia.
Pacjenci na pewno słyszeli o nim, bo tu się o nim opowiadało, choć i tak wisiała pewna nieufność w kontaktach.
Sisco chciał jak najszybciej doprowadzić sprawę do finału...
- Dzień dobry...

T'kul - 2013-09-02 19:33:43

A na oddziale mówiło się wiele o pacjencie z dwójki tym z amnezja. O dziwo tym razem niczego takiego nie nabroił tylko… Właśnie tylko zamienił swe otoczenie w mała bibliotekę z wiedza fachowa. Chłonął opasłe tomiska jak ulotki reklamowe, co było wręcz zadziwiające, ze ktoś może tak chłonąc wiedzę. W tym pomagał mu Bzyk, który starannie kontrolował informacje z holonetu (żadnej przemocy, nic o jedi i sithach, zero przekleństw itd.). Tak, więc Toshiro Mifune miał duże szanse na stanie się profesorem od zoologii oczywiście po odpowiednich studiach. Co jeszcze dziwniejsze jednej z pielęgniarek z nocnej zmiany zniknęły druty i włóczka, które znalazły się następnego wieczoru w rękach T’kula, który dziergał zawzięcie szaliczek lub jakąś szmatkę. Nie odebrano mu robótki. Puielęgniarka starsza kobiecina zlitowała sie nad nim a jakby tego było mało dzieliła się z im swoja wiedzą w tej materii.

W chwili wejścia Sisca oraz Jedi Tkul siedział na łóżku połaczony z bzykiem słuchawkami. Nie słyszał więc powitania Sisca a będąc pochłonietym robótka nie zwrócił na to uwagi. Dookoła jego łózka pietrzyły sie przeczytae i ieprzeczytane ksiegi wszystkie o zwierzetach z całej Galaktyki. Wszystkie tomy fachowe dla profesorów czy doktorów(poziom uniwersytecki).

MOC - 2013-09-02 19:49:57

Za cała tą procesją (Sisciem i Jamesem) zmierzał osobnik wyglądający jak drewniana rzeźba o ludzkich rysach, chociaż nie w pełni rozwiniętych. Zupełnie jakby rzeźbiarz zostawił ją niedokończoną a ona potem jakimś paskudnym sposobem nagle ożyła i ruszyła sobie w świat. Owa rzeźba miała na sobie długą, szarą szatę a w ręce trzymała prosty, drewniany kostur, którym miarowo stukała o podłogę, bo podpierać się o niego nie musiała.
Mistrz Khar, bo tak się ten niezwykły osobnik nazywał, szedł sobie w milczeniu i czekał na tą nieuniknioną konfrontację. Jeszcze przed wejściem do szpitala skonsultował się z Jamesem pytając w jaki sposób to rozegrają. Sam uważał, że T'kulowi należy po prostu skłamać, że przyszli spróbować go uzdrowić. I poniekąd była to prawda, z pewnego punktu widzenia. Kłamstwa i tak nie wykryje, przynajmniej nie ze strony jego czy Jamesa, problem mógł stanowić Sisco, który pewnie kłamcą był troszkę marnym. Ale co ma być to będzie.
Do pokoju gdzie leżał T'kul wszedł trochę niechętnie. Zerknął na pacjenta i przewalił oczami. Taaa... jasne i on to wszystko przeczytał. Pozer straszny albo debil. Trudnych książek nie pochłania się jakby to były holoksiazki przygodowe - z zapartym tchem. Je trzeba analizować, rozmyślać nad ich treścią, wgłębiać się w drugie dno itp itd. A tak to sie czyta i zapomina.

James - 2013-09-02 19:57:18

Tak, Sisco był raczej marnym kłamca o czym James wiedział, ale – życie nie jest proste a Sisco już na tyle dojrzały ze sam sobie podejmie decyzje co poweidziec i kiedy. James wszedł za Kharem. T;kul pewnie go rozpozna, był jednym z tych, których miał uwiecznionych na tyłku.

Sisco Hasupidona - 2013-09-02 20:00:00

Sisco wszedł, zobaczył ze nie ma na niego reakcji, to się nawet ucieszył,a  widząc, ze mistrzowie juz wchodzą, sam się wycofał – nie trzeba było z nim negocjować „a ty może wyjdź”. Nie chciał przy tym być i tyle. Innych pacjentów z dwójki pewnie sami jedi wyproszą. W każdym razie Sisco tylko mruknął do jedi ze on na zewnątrz poczeka, i wyszedł.

T'kul - 2013-09-02 20:24:34

Siedział słuchał muzyki i dziergał dziergał tak zawzięcie i z takim skutkiem, ze pozazdrościć mu mogła niejedna kobieta. No, ale to kwestia zręczności i elastyczności ciała. Choć T’kul za poprzedniego „zycia”miał twardy kark i pusto w głowie to ciało miał wygimnastykowane. Praca u Miska dodatkowo go zahartowała. Co zaś się tyczy książek. To pochłaniał je i zapamiętywał. Był jak pusta karta do zapisania i właśnie uzupełniał wiedze. Niektóre stare pryki tego nie pojmą, ale trudno.
Dopiero po chwili zauważył poruszenie przy drzwiach. Spojrzał w tamta stronę. Sisco, który chciał się ewakuować, James Treson i przedstawiciel bardzo egzotycznej rasy. T’kul nie wiedział, jakiej. Zdawał sobie jednak sprawę z głupiej sytuacji. Mieć ich podobizny na dupie a nie wiedzieć, czemu… Odłożył robótkę i zajął słuchawki. Słychać było muzykę klasyczna. Nie jakieś tam młodzieżowe łupu cupu. Zwykła muzyka klasyczna. Ciekawa zmiana.
- Witam Panie Hasupidona.  Przywitał Sisca z miłym i szczerym uśmiecham. – Miło mi ze mnie pan odwiedza.
- Witam i pana panie Profesorze. – Zwrócił się do Jamesa – I już na wstępie chciałbym przeprosić i Pana i pańskiego przyjaciela za… - Urwał zawstydzony wspominaniem tatuażu na dupie i spojrzał na Mistrza Khara. Obu miał ich uwiecznionych.
- A my się chyba nie znamy – te słowa skierowane były do drewnianego mistrza. – Nazywam się Toshiro Mifune i musze i pana przeprosić już na wstępie. Nie wiem, bowiem dlaczego… - przełknął głośno ślinę – Mam wytatuowane wasze podobizny a pośladkach.
Miał amnezje więc nie pamiętał, co robił i kim był T’kul, kogo znał a kogo nie. Jednak Mistrza Jamesa znał ze slajdu puszczonego mu przez Sisca kilka dni temu. Tyle ze wtedy Barbel był w gajerze a teraz w szacie Jedi. Szatę tez kojarzył z obrazka.
-

MOC - 2013-09-02 20:37:54

Co innego zapamiętać a co innego zrozumieć - tej lekcji niestety nie opanowało zbyt wielu studentów i zawsze trafiają się takie odpadki z papierkiem ale z zerowym rozumem we łbie. A księgi akademickie bardzo rzadko pisane są językiem zrozumiałym dla zwykłego obywatela. Trzeba sobie stopniować wiedzę, bo inaczej łatwo się zagubić w gąszczu terminologii naukowej.
A Khara T'kul raczej na dupie nie miał, bo on nie był typem z którym często miał kontakt. Raz go może widział czy dwa razy i tyle. Zazwyczaj sędziwy neti trzymał się gdzieś na uboczu a na dupie to pau'anin pewnie miał tych jedi którzy mu kiedyś podpadli (czyli chyba wszyscy spotkanie w życiu).
A przywitanie wypadło nadzwyczaj głupio, aż stary jedi westchnął.
- Nie wspominaj o takich przykrych sprawach zaraz na wstępie szczylu, niektórzy mogą tego nie wiedzieć. Zero taktu...
Zerknął na Jamesa. Jak ten takie coś wytrzymywał? Bo podobno przed amnezją  było gorzej.
- Dobrze, przejdźmy do rzeczy. Jestem mistrz Khar z Zakonu jedi, zostałem poproszony o pomoc w przywróceniu panu wspomnień...
Mruknął siląc się na spokojny ton.

James - 2013-09-02 20:41:46

James, zaciskając usta nieznacznie uniósł brwi. Co za miłe powitanie. Mam was „na dupie”. Prostolinijność go widać nie opuściła mimo tej zapowiadanej „zmiany”.
- Doktorze – sprostował. Wcale nie pragnął komplementów polegających na podnoszeniu jego stopnia.
Popatrzył za „panem Hasupidoną”, a później na „drewnianego mistrza” i... i nic. Po prostu.
Chociaż był okrzyknięty „profesorem” o podejściu do nauki się nie wypowiadał. Bo po prostu szkoda słów.
- To znaczy tak zeby wszystko było dobrze – rzekł z naciskiem. Bo zaraz może się okazać za chwile ze pacjent oświadczy ze mu z amnezją lepiej.

T'kul - 2013-09-02 20:52:01

Słowa mistrza Khara zdumiały go, lecz nie było w nim śladu gniewu. Zero. Agresja wynosiła śliczne okrągłe zero. Pewnie Khar pomyśli sobie ze nie dotarło do T’kula a może zrozumie ze T’kul się zmielił? W karym bądź razie nie odpyskował nic a nic. Uniósł brwi w szczerym zdumieniu. Jedi w jego Sali. Tylko, kim u licha byli Jedi? Bzyk filtrował dane z holo wiec T’kul nic się o zakonie nie dowiedział. Spojrzał na Jamesa.
- Będę wdzięczny za każda pomoc – oświadczył z powaga w głosie. Dopiero teraz spojrzał ponownie na Jamesa.
- O w takim razie przepraszam panie doktorze, nie chciałem urazić. Powiedział skinąwszy głową. Gdy zobaczyłem pańskie zdjęcie wyświetlone mi przez pana Hasupidona skojarzył mi się pan z profesorem i nie zostałem jak dotąd wyprowadzony z błędu. _Jednak czujne oczka przeskakiwały to od jednego gościa do drugiego. T’kul miał pewne podejrzenia. Nie wypowiedział jednak ich głośno a swoje myśli pozostawiał dla siebie.

MOC - 2013-09-02 21:08:17

- O tak. I lepiej żebyśmy zostali sami, ten zabieg wymaga skupienia
Mruknął Khar i zaczął wypraszać innych pacjentów, przepraszając ich przy okazji. Ale jako że był jedi to nie szemrano aż tak głośno. Chociaż i tak niektórzy krzywo patrzyli.
W końcu na sali zostali sami we trójkę, nie licząc droida, ale on się tak jakby nie liczył. Stary neti prewencyjnie otoczył się ochronnymi barierami Mocy, bo nigdy nie wiadomo co może takiemu strzelić do łba. Ale w razie czego po prostu ogłuszy się go Mocą.
- Dobrze panie Toshiro. Wspólnie z doktorem Jamesem, który przy okazji jest również mistrzem jedi, użyjemy Mocy by pana uzdrowić. W czasie wypadku mógł pan uszkodzić różne obszary mózgu a my postaramy się je naprawić. Nie jest to medycyna tradycyjna, ale powiedzmy sobie szczerze, bardzo skuteczna. Proszę potem zapytać pana Sisca
Khar wskazał sękatą ręką na drzwi sali. O tym, że mistrz Isho pracował już nad Sisciem wiedział z pierwszej ręki. Rozmawiał już z ithorianinem na ten temat. I nie tylko.
- Zagłębimy się teraz w medytację by zjednać się z Mocą i spróbujemy panu pomóc. A pan niech leży sobie i odpoczywa
Mruknął do pau'anina siląc się na spokój, chociaż jakieś kąśliwe uwagi błąkały mu się po głowie. Ale był jedi, potrafił zapanować nad tymi odruchami.
Siadł wiec powoli na ziemi w pozycji medytacyjnej, zerkając na Jamesa. Niech on tam mu jeszcze jakaś uspokajającą gadkę psychologa wciśnie i można zaczynać. Jeśli dobrze pójdzie to T'kul nawet nie zorientuje się co się dzieje. Khar miał zamiar powoli odcinać go od Mocy, bo natychmiastowe użycie Ściany Światła mogłoby go strasznie zdezorientować.

James - 2013-09-02 21:12:59

Ale James akurat nic nie mówił. Znał T'kula, wiedział, ze im więcej się do niego mówi tym więcej on ma kontrargumentów. Poza tym mistrz Khar wyczerpał temat, więc James tylko usiadł na podłodze obok niego, choć jemu to akurat w dupę zimno było i wolałby siedzieć na czymś innym, ale wytrzyma. Niestety nie był tak zahartowany jak netii.
„Patrzył” co robi stary mistrz i sugerował się nim, więc także sam wzmocnił swoją czujność i ochronę w Mocy.

T'kul - 2013-09-02 21:20:29

- Kim są Jedi? – Spytał Jamesa szeptem by nie dekoncentrować za bardzo skupionego Khara.  Jako, ze Bzyk skutecznie odciął go od informacji o Zakonie T’kul nie wiedział, z kim ma do czynienia. I zaczął się bać. Jakoś nie leżało mu przekonanie ze ta „medycyna”, jaka maja zamiar uskutecznić pomoże choćby w najmniejszym stopniu. Czuł, ze powinien uciekać lub nie pozwolić im na to, co chcą zrobić. Nie ufał Kharowi ani na jotę. To było teraz bardzo wyczuwalne. No i do Jamesa tez jakiś dystans się pojawił pomimo szczerego przywitania. Im bardziej się skupiali tym bardziej się bał. Nie wiedział nawet, kiedy jego oddech przyspieszył i zrobił się płytszy. Puls podskoczył. Cos (adrenalina) krążyło w nim napędzając te spirale strachu i pobudzając do działania. Działania wbrew sobie, bo nie chciał nikogo skrzywdzić w żaden sposób. Chciał tylko uciec.

MOC - 2013-09-02 21:26:27

Khar powoli zagłębiał się w Moc. Użycie Ściany Światła wymagało sporej koncentracji, tylko nieliczni potrafili użyć jej w czasie walki. A wtedy skutki mogły być różne. Lepiej było się do tego właściwie przygotować. Jednakże poprzez medytację Khar wyczuł, że T'kul zaczyna panikować więc na chwilę przerwał. Cóż, nie musiał on być świadomy w czasie ich medytacji. Otworzył więc oczy - zielonkawe, ze złocistymi i brązowymi cętkami rozsianymi po całej tęczówce. Utkwił swój wzrok w T'kulu po czym wyciągnął rękę. Sięgnął do jego umysłu i po prostu go uśpił a T'kul poczuł się senny. Khar był wiekowym jedi, świetnie opanował wiele technik Mocy, wiec uśpienie pau'anina który w dodatku nie chroni swojego umysłu było  proste. A lepiej dmuchać na zimne. A w przypadku napotkania oporu to zwiększy nacisk Mocą i po prostu go ogłuszy, wiec ostatecznie i tak T'kul będzie sobie smacznie spał.

James - 2013-09-02 21:32:39

Nie najlepiej widać szła ta nauka skoro nie wiedział jeszcze, kto to jedi. Nie można osiągnąc poziomu akademickiego w żadnej dziedzinie (może poza matematyką) nie majac elementarnych podstaw ogólnych, czyli innymi słowy – trzeba skończyć podstawówkę.
- Sisco opowie – a co tam, niech opowiada! Będzie kiedyś magistra robił, niech się wprawia w tłumaczeniu łopatologicznym oczywistych rzeczy. Oczywiście Sisco będzie robił magistra, bo jakoś nie wyobrażał sobie T'kula na studiach.
- Spokojnie... – przemówił autorytarnie, ale... na nic to się zdało. Khar nie chrzanił się ze znieczuleniem, po co, skoro ma się młotek...
Nie przerwał medytacji, by nie tracić czasu. Nastrajał swój umysł do użycia specjalistycznej techniki, jednak on bezie tylko silnikiem, sterem bezie Khar.

T'kul - 2013-09-02 21:39:57

Zerwał się z łózka nim Khar otworzył oczy i wyciągał ku niemu rękę. Nim użył na nim mocy To już nawet przestało być zabawne. Teraz już nie zważając na nic rzucił się ku drzwiom, które otworzył i przez które wybiegł na korytarz.

MOC - 2013-09-02 21:50:50

T'kul padł nieprzytomny gdy tylko zerwał się z łóżka. Khar nie patyczkował się z T'kulem tak jak to stwierdził James. Użył młotka - czyli ogłuszenia Mocy. Przez najbliższy kwadrans pau'anin się nie podniesie a to było więcej czasu niż potrzebowali.
Ponownie zagłębił się w medytacji, kanalizując swoją wewnętrzną energię jasnej strony Mocy. Ściany Mocy można jedynie użyć mając czyste zamiary - a względem T'kula takowe mieli, więc powoli kumulowali w sobie energię, którą tkał sędziwy neti. Robił to już parę razy w życiu, miał pewną wprawę w tym. Khar sięgnął Mocą ku leżącemu na łóżku byłemu jedi. Widział wyraźnie więzy jakie go łączyły z Mocą i zaczął je stopniowo rozplatać. Mógł je uciąć od razu jednym silnym uderzeniem Ściany, ale to by było odczuwalne dla T'kula a chciał to zrobić humanitarnie. Z mozołem więc odszukiwał kolejne połączenia i je rozplątywał, uśmiercał. I dla pewności jeszcze je przycinał, by już nigdy T'kul nie mógł korzystać z Mocy. Użycie Ściany Światła było ostateczne i nie ,można tego było cofnąć. Powstrzymać z resztą też nie.
W końcu po dziesięciu minutach wytrwałej medytacji proces się zakończył i Khar wybudzał się powoli z transu. Był zmęczony psychicznie, bo jednak wymagało to od niego olbrzymiej koncentracji. Nie chciał uszkodzić T'kula... a raczej już Toshiro i to w pełni. Nie będzie już więcej nigdy władać Mocą. Nadal pozostawał jej częścią, ale w taki sposób jak zwykli mieszkańcy Coruscant. Żadnych telekinez, żadnych wizji, żadnych przeczuć.
- Uff... gotowe.
Wkrótce Toshiro powinien się ocknąć i poczuć się... dziwnie. Nie będzie go nic bolało, tylko będzie miał przeczucie, że coś utracił, jednak nie będzie w stanie dociec co to było. No i poczucie się bardziej osamotniony, bo mimo wszystko zawsze jakaś tam obecność Mocy czuł.

James - 2013-09-02 21:55:23

James niczego nie dotykał, choć był biegły w takich właśnie technikach, zawsze jednak dotyczyło to tylko umysłu. Ale obserwował w Mocy Khara i wspierał nagromadzoną przez siebie energią. Był pod wrażeniem delikatności tego „dziada” który poza mocą był taki jak wyglądał – tępo ociosany.
Kiedy otworzył oczy uśmiechnął się delikatnie.
- Moze zawołajmy do niego teraz Sisca, a  sami wyjdźmy... – nie chciał być tym co będzie głaskał T'kula, bo „źle”

MOC - 2013-09-02 22:08:45

Khar ciężko podniósł się z ziemi. Tym razem kostur mu się bardzo przydał.
- Świetny pomysł, nie mam zamiaru tutaj stać i słuchać jęczenia tego głąba... mam ochotę na jakaś herbatę
Mruknął stary neti. A potem pokuśtykał w stronę drzwi, nie zerkając nawet na leżące "zwłoki". Wyszedł z pokoju, stwierdził tylko że zrobione i się oddalił ciężko stąpając po podłodze szpitalnej.

James - 2013-09-02 22:09:59

A James wyszedł za nim, po drodze tylko instruując Sisca, ze „w jego ręce sprawa”. I poszedł Khara na herbatę zabrać, bo szkoda zeby drzewo uschło.

www.eve.pun.pl www.najciekawsze.pun.pl www.naszaf.pun.pl www.cycling-manager.pun.pl www.battlecraft.pun.pl