Artrus - 2013-02-28 18:50:16

"Pijany Rancorn" to jeden z lepszych lokali z dolnych poziomów, co nie oznacza od razu, że jest to miejsce czyste, schludne i spokojne. Mieści się on przy jednej z bocznych uliczek, zaciemnionych i wilgotnych. Nad wejściem nie świeci żaden neon ani żadna tablica informująca o tym, że jest się na miejscu. Drzwi wejściowe to właściwie kawał obitej blachy, na którym sprayem napisano nazwę kantyny. Osoba nie wiedząca czego szukać pewnie by te drzwi przeoczyła.
W środku panuje typowy klimat dolnych poziomów - wszystko tonie w półmroku, nie ma tu krzykliwych napisów, oczojebnych kolorów. Panuje tu po prostu spokój, utrzymywany przez barmana i zarazem szefa - postawnego nikto, który nie boi się komuś przywalić jeśli zajdzie taka potrzeba.
Stoliki różnej wielkości porozstawiane są po całej sali a pod ścianą znajdują się boksy, które można sobie zarezerwować lub wynająć, ale najczęściej zajmują je stali bywalcy. A ci nie należą do tzw. szaraczków. Gangsterzy, przemytnicy, łowcy nagród, członkowie gangów - lokalna śmietanka przestępczego świata, która gromadzi się tutaj by coś wypić, pogadać, pograć w karty, czasem by coś załatwić. Tutaj nie należy zbytnio podskakiwać, bo z miejsca można zostać zaćganym nożem lub zastrzelonym.

Artrus - 2013-02-28 18:56:17

Dzisiejszego dnia kantyna była dosyć zatłoczona, wiele osób stało przy ladzie baru, popijając jakieś drinki lub tanie winiacze, nie mając gdzie usiąść. Z głośników leciała jakaś tam muzyka o nieco ciężkim brzmieniu. Isotopowa chyba (odpowiednik rocka), Artrus nie znał się na tym zbytnio. Zajmował jeden z boksów umieszczonych pod ścianą i delektował się względnym spokojem. Przy nim nikt nie siedział, bo nie lubił gości a bywalcy o tym wiedzieli.
W ręku trzymał swój cyfronotes w którym miał pobierzną dokumentację wszystkich paserów w okolicy. Przeglądał ich małe jeszcze kartoteki, szukając kogoś kto by mógł współpracować z tą bandą przemytników. Wciąż pracował nad tą sprawą dla Mavhonica a lada dzień spodziewał się jakieś zapłaty za to zlecenie..
Artrus ubrany był skórzaną kurtkę, pod którą miał ukrytą kaburę z bronią a w rękawie dodatkowo nóż myśliwski. Do tego zwykłe czarne spodnie a do tego prosty biały t-shirt.

Lizka - 2013-02-28 21:14:39

Z resztą nie tylko dzisiaj było tłoczno, ten lokal zawsze przyciągał do siebie wiele osób z dolnych poziomów, dzięki swoim klimatom. Wszyscy lubili tutaj przebywać, ale nie wszyscy mogli a zwłaszcza w boksach, gdzie siedziała śmietanka półświatka. Prawie codziennie przychodziła w te miejsce Lizka, właściwie ostatnimi czasy mniej bo Lilka u niej mieszkała więc miała co do roboty. Niemniej jednak dzięki temu miejscu potrafiła znaleźć kontakty, być na bieżąco... a właściciel tego lokalu jej nie wyganiał, a nawet czasem wręcz zapraszał. Zawsze potrafiła się dogadać, zmanipulować człowieka.
Teraz ubrana w ciasne spodnie, koszulę i w kamizelkę siedziała sobie przy jednym z boksów grając właśnie w pokera i trzeba przyznać, że całkiem dobrze jej szło, bo trzy razy z rzędu i z trzech gier wygrywała. Chociaż nie raz było blisko aby całą wygraną stracić. Dobrała kolejną kartę i czekała na sprawdzenie. No i przegrała, lecz tylko 1/4 kwoty jaką wcześniej wygrała. Miała tylko trójkę, a przeciwnik karetę. Więc cóż, teraz szła następna kolejka.

Artrus - 2013-02-28 21:23:17

Do grona "śmietanki" półświatka z pewnością nie zaliczał się Artrus. Trzymał się zawsze na uboczu, obserwował, nadstawiał ucha, czasem wspomagał siłę opozycyjną, czyli CSB, ale to tak po cichu, by nikt nie wiedział. Częściej zaś pracował jako najemnik lub łowca nagród. Obecnie prócz roboty dla Mavhonica nie miał nic innego do roboty.
Siedział w boksie, popijał whiskey i czytał. Po kolei sprawdzał informacje o każdym lokalnym paserze - czym handluje, jakie ma kontakty, z kim trzyma. Wszystkie pobieżnie zebrane dane musiał jakoś skatalogować, wybrać grono bardziej prawdopodobnych kontaktów i tak dalej.
W końcu zabrakło mu trunku w szklance. Tutaj nie było kelnerów, więc musiał wstać, przecisnąć się do lady, zamówić, zapłacić i wrócić. Mina mu zrzedła na samą myśl o tym, ale chcąc nie chcąc musiał się ruszyć.
A gdy wracał to przypadkiem jego wzrok zahaczył o stolik grających w karty. Ruda kobieta, a raczej dziewczyna rzuciła mu się w oczy a twarz skądś kojarzył. Nie podszedł jednak by się przyglądać, tylko siadł w swoim boksie i zaczął szybko przeglądać zawartość cyfronotesu w poszukiwaniu odpowiedniej osoby.

Lizka - 2013-03-01 23:02:15

Lizka właściwie też nie była jakaś tam ważna, nie licząc tego że potrafi załatwić wszystko co tylko można, a także ma szeroką sieć kontaktów a to już coś. W większości jak ma się kontakty, to również posiada się wiele informacji, zaś informacja jest zawsze pożądana. Kto ma jakąś wiedzę, ten jest królem... tak też nie raz czuła się Lizka. Co nie znaczy, że ona jest bogata... wręcz przeciwnie.
Teraz sobie siedziała zadowolona, uśmiechnięta przy rozdawaniu kolejnych kart... to był dla niej dobry dzień, bowiem przegrać tylko jeden raz w 3 kolejkach? Teraz też miała dobre karty, więc podbiła nieco stawkę... o sto kredytów, więc było do zgarnięcia sto pięćdziesiąt kredytów. Nie grali dzisiaj o jakieś potężniejsze sumy, więc aż tak bardzo nie obawiała się przegranej, tak czy siak jest na plusie.
W momencie kiedy Artus wracał i spojrzał na nią, ona już miała w niego wlepione oczy a patrzyła spokojnie, bez emocji... więc nie wiadomo co w jej główce chodziło. Tak czy siak, nie wiedziała kim dokładnie był. Nie trwało to dłuższy moment bo zaraz wróciła do kart mówiąc i kładąc karty na stół.
- Poker królewski panowie!
Po tym obwieszczeniu jeden z gości warknął i walnął pięścią w stół podnosząc się. Zbliżały się kłopoty. Wyciągnął pięść w stronę Lizki, a Lizka patrzyła na niego zaskoczona, lecz nie wstała.
- Oszukiwałaś! Jak zawsze z resztą!
- Nie potrzebuję oszukiwać w pokera. Sprawdzaliście mnie przed graniem, nieprawdaż?
Posłała jemu złośliwy uśmiech, już była pewna że oberwie  ale ten dał za wygraną i usiadł zły, lecz nie wszedł do kolejnej gry.

Artrus - 2013-03-01 23:08:46

Oczywiście wyłapał jej spojrzenie gdy szedł, nie przejmował się tym. powierzchownie wyglądał trochę na zwykłego zbira... czarnoskóry, ok czterdzieści lat, lekki zarost, krótko ostrzyżone włosy, po wojskowemu a na dodatek trzy długie blizny przecinające mu lewą część twarzy - ewidentne ślady po pazurach.
W swoim boksie w końcu sprawdził Lizkę - miał ją w cyfronotesie. Same podstawowe dane takie jak imię, nazwisko, jakaś streszczona historia życia, adres sklepu, domu, bliska rodzina, znajomości. Żadne ściśle tajne dane, wystarczyło trochę popytać, komuś zapłacić i miał. Pieniędzmi się nie przejmował, wiec mógł kupować sobie wszystkie potrzebne wiadomości...
Gdy w końcu skończył czytać jej kartotekę to odłożył na stolik urządzenie, skrzyżował ręce na piersi i się zamyślił. W tej chwili wyglądał jak taki typowy zbir, ale czujność pozostała. Miał lekką paranoję pod tym względem.

Lizka - 2013-03-01 23:33:27

Mógł wyłapać jej spojrzenie, bo nie ukrywała tego co robiła i niczego nie podejrzewała kim był. W przeciwieństwie do Artusa, ona miała ładną twarz i w miarę zadbaną, a włosy dziewczyny jeszcze większego uroku jej dodawały. W zestawieniu jednak z jej oczami,to jeszcze bardziej wydawała się niebezpieczna a raczej tajemnicza. Zawsze starała się nie wychylać, zawsze starała się działać po cichu i ostrożnie, aby nie być na widoku. Bo jaki paser działa jawnie? Chyba żaden. Dlatego pewnie za wiele Artus o niej nie mógł się z tej swojej bazy.
Pomijając to wszystko, to ona go już nie obserwowała... była zajęta rozmową i dobrym towarzystwem, które miała. Tak więc nie zamierzała za szybko zwijać z tego miejsca, skoro nie musiała.

Artrus - 2013-03-01 23:40:30

Artrus siedział sobie spokojnie w swoim boksie i rozmyślał. Skoro los podsunął mu teraz Lizkę to postanowił to wykorzystać. Problemem pozostawało podejście do tego problemu. Czy zrobić to nieco bardziej subtelnie (chociaż teraz bez swojego zwyczajnego "przebrania" wyglądał nieco odpychająco) czy raczej w typowy dla Mando sposób - połamać nogi, ręce i żądać odpowiedzi a potem zastrzelić i pozbyć się zwłok.
Ostatecznie zdecydował się na pierwszą opcję. Musiał wiec opuścić swój boks i wmieszać się w tłum. Nie stanowiło to dla niego problemu, w tym natłoku osób różnych ras czy kolorów skóry można było bez problemu obserwować swój cel, nie zwracając na siebie uwagi. A Artrus dobrze opanował tą lekcję. Przemieszczał się powoli po sali i z daleka obserwował Lizkę, czekając na dogodny moment.

Lizka - 2013-03-02 00:39:42

Lizka sobie siedziała ze swoją śmietanką towarzyską i grała w te karty, a jak się wejdzie w ten wir hazardu to można grać i grać, do czasu gdy gotówka się skończy. Właściwie nie miała z tym problemu, kolejne dwie partie wygrała chociaż w ostatniej partii miała tylko dwie pary. Powoli gracze się wykruszali, jeden i drugi odszedł,została tylko z jednym i mogli by zagrać lecz po prostu jej się już znudziło, a nie chciała kusić losu i stracisz wszystkiego. Trzeba wiedzieć kiedy skończyć grę i ona czasem miała takie momenty dzięki nie bankrutowała. Wstała od stołu chowając wcześniej zarobione kredyty, a łącznie było ich pięćset... więc na jakiś czas kasę miała. Podeszła więc do baru, gdzie usiadła na jednym z krzeseł. Barman podał jej drinka, a ona zaczęła go popijać.

Artrus - 2013-03-02 00:44:48

Gdy ona grała to on stał sobie z boku i spokojnie obserwował ją, analizował jej sposób gry, zachowanie itp. Co prawda na kartach za bardzo się nie znał, nie lubił takiego hazardu, to jednak z mowy ciała można było się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy.
W końcu jednak jego cel skończył grę. Dziewczyna podeszła do baru a Fibal trochę się jeszcze pokręcił po sali, popytał a potem również podszedł do lady, właściwie tuż obok niej. Zamówił sobie whiskey, najlepszą jaką mieli (a i tak sikacz w opinii Artrusa) a gdy otrzymał swoją szklanicę to od razu się napił, jakby zaschło mu w gardle. A potem jak gdyby nigdy nic zerknął na Lizkę z lekkim uśmiechem.
- Nieźle grasz, chociaż twoi towarzysze troszkę nerwowi są
Lekkim ruchem głowy wskazał na stół przy którym niedawno siedziała.

Lizka - 2013-03-02 01:30:55

Gdy się uprawia hazard, to trzeba być opanowanym a zwłaszcza grając w pokera nie należy pokazywać swoich prawdziwych emocji. W pokerze wygrywa osoba, która potrafi odpowiednio się zachować, pokazywać fałszywe emocje i zachowania. Więc wszystko było w tym przypadku złudne i nie prawdziwe, więc nie tyle co się kartami odnosi zwycięstwo a manipulacją innych graczy. Przebiegłość i spryt są najbardziej pożądaną umiejętnością, a właśnie to ona im pokazała jak zręcznie się tym posługuje. Po za tym była kobietą, a kobiety są narzędziami diabła, prawda? Cała jej gra była spokojna, wysyłała nie raz sprzeczne sygnały czy fałszywe. Dobrze się bawiła, przeważnie się uśmiechała lub po prostu nie pokazywała swoich emocji. Nie zwracała uwagi na Mando, a raczej nie widziała go i nie przejmowała się tym - no bo kim on jest dla niej? Nawet jak podszedł do lady, to zbytnio się nim nie zainteresowała... miał prawo prosić o drinka,whisky czy o co tam. A skoro miał kasę, to miał prawo wypić co chciał.
Odezwał się do niej, mówiąc o jej towarzyszach. Nie odpowiedziała od razu, nawet na niego nie spojrzała i mógł mieć wrażenie, że zwyczajnie go zignorowała. Gdyby nie ten jeden uśmieszek pod nosem. Kolejnego łyka upiła i patrząc na starszego pana, odpowiedziała mu.
- Dzięki i owszem... są. Jeśli szukasz towarzystwa, to pod zły adres trafiłeś. Nie jestem odpowiednią damą, dla Takiego Pana jak Ty.
Chciała zwyczajnie go spławić, według niej on nie ma nic interesującego.... a zwyczajnie chciała pobyć sama, odpocząć od emocji które skrywała podczas tej gry przy stole. Inna sprawa, że go nie znała, pierwszy raz tak na prawdę widziała tego mężczyznę i nie wyglądał na osobę, której można zaufać. Właściwie, to ona tylko ufała swojej siostrze i nikomu innemu.

Artrus - 2013-03-02 01:45:11

Ale nawet obserwując oszusta można się nieco dowiedzieć o tym jak działa, jak myśli czy po prostu jak oszukuje. Odpowiednia osoba z każdej drobnej informacji potrafi zrobić dobry użytek - z czasem oczywiście. Wszystko stanowiło element układanki.
Artrus powoli odstawił szklanicę na blat lady a potem na jego ustach pojawił się złośliwy uśmieszek, a następnie zmierzył wzrokiem Lizkę.
- Nie gustuję w dziewczynkach
To był jawny przytyk do jej wieku. Robił to by przetestować jej reakcję, ale i tak nie gustował w tak młodych kobietach, zwłaszcza auretii. Gdyby była Mando to by ostrożniej się wypowiadał, a tak mógł być złośliwym do woli.
- Masz odwagę grając z takimi typami w takich miejscach. Można wpaść w niezłe kłopoty, zwłaszcza gdy któryś z nich uzna, że go okradłaś... na przykład oszukując lepiej niż on
Nie był przesadnie miły, raczej odrobinę złośliwy.

Lizka - 2013-03-02 02:01:17

Jeśli się jest dobrym obserwatorem to na pewno można się wiele rzeczy dowiedzieć, nawet na temat oszustki. Niemniej jednak jak grała w karty, to nie oszukiwała bo nie była do tego zmuszona ani też nie grali o jakieś poważniejsze stawki. A że uzbierała tyle ile uzbierała, to dzięki ilości przeprowadzonych gier z tamtymi osobami. Doskonale usłyszała co powiedział. Chciał być złośliwy? Sprowokować ją? Jakby za każdym razem miała reagować ostro na takie zaczepki, to by nie miała czasu na co innego.
- A ja w starszych Panach. Więc tym sposobem, dochodzimy do wniosku, że powinieneś sobie odejść i poszukać sobie starszej.
Cicho mruknęła, po czym resztka drinka zniknęła w jej ustach. Wtedy spojrzała na niego a później przeniosła wzrok na osoby przed nimi. Nie byli to mili panowie, widać że mieli broń i z wyglądu można stwierdzić, że nie jedno przeżyli. Tym samym dała znać, że takie docinki nie tyle na nią nie działają, co też grzecznie prosi aby sobie odszedł. Bo kto wie, co może Lizce do łba strzelić. Miała jeszcze w butach schowane ostrze, a że buty miała wysokie to było łatwo je schować.
- Chyba, że ma się odpowiednią siłę perswazji to nic Ci nie zrobi. Lepiej kogoś oszukać, niż samemu być oszukaną
Wzruszyła ramionami, bo według niej ta rozmowa nie prowadziła do niczego, a złośliwości chyba nie odnosiły takiego skutku jaki on planował.
- Tak więc, może poszukasz dla siebie jakieś babci? Jestem pewna, że w takich paniach właśnie gustujesz.

Artrus - 2013-03-02 02:09:53

Uśmiechnął się tylko w odpowiedzi i ponownie napił się swojej whiskey. Był całkiem spokojny i rozluźniony, nic sobie nie robił z komentarza o poszukiwaniu starszej kobiety. Gdyby miał na to ochotę to by tak zrobił. Do burdelu by nawet poszedł. Ale nie miał ochoty. Od śmierci żony.
Artrus nie musiał nawet się obracać by zobaczyć na co tak Lizka patrzy. Już wcześniej sobie zobaczył tych jej towarzyszy od gry. Nic szczególnego, banda rzeźników i nic więcej. Zero dyscypliny, prawidłowego szkolenia wojskowego... to nie znaczyło, że nie byli niebezpieczni. Każdy dureń z bronią jest na swój sposób groźny.
- O jakiej sile perswazji mówisz, co? Cięty język jeszcze nigdy nie wygrał z dobrą spluwą. A oni mają takie.
Odpowiedział spokojnie, wlepiając swój wzrok w wystawę alkoholi przed nim. Pozornie nie interesowało go to co się dzieje za nim, ale wykorzystywał każde odbicie w szkle czy lustrze by mieć oko na sytuację za nim.
- Prowokowanie nieznajomego i to w dodatku kogoś z takimi bliznami nie jest zbyt rozsądne... mała. Ktoś o bardziej wybujałym ego mógłby chować urazę

Lizka - 2013-03-05 00:26:51

Ona nawet nie patrzyła się na nieznajomego, tylko obserwowała różne osoby... te bardziej i mniej znane sobie osoby, o których wiedziała więcej lub mniej, ale zawsze coś potrafiła powiedzieć na temat danej persony. Była spokojna, ale coraz bardziej czuła że obecność Mando ją irytowała oraz psuła humor. Co miała zrobić? Wziąć nóż i wbić mu w kolano? Ciekawe co by wtedy zrobił. A może powiedzieć co nagłos aby następnie nie miał tutaj już wstępu, bo każdy z chęcią by mu poderżnął gardło. Tamci nie byli durniami, potrafili posługiwać się bronią lepiej ni by Artus myślał.
- Normalnej... trzeba odpowiednio podejść.
Mruknęła nieco niezadowolona, dając jemu tym samym znać że nie pasuje jej jego towarzystwo. Chciała być po prostu sama a nie z kimś gawędzić. No ale widać był uparty i żadnych aluzji nie rozumiał lub nie chciał rozumieć. Spojrzała na jego blizny, przekrzywiła łepek wstając i zrobiła bardzo zmartwioną minę z bardzo przesadzonym słodkim głosikiem.
- Dziecko zrobiło sobie ała? Bardzio bolało? Czy może specjalnie zrobiło sobie takie ślady aby pokazać jaki się to jest dużym i niebezpiecznym chłopcem?
Zachlipała parę razy i spoważniała zapierając się dłońmi po dwóch swoich bokach. Na twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek, wręcz prowokujący.
- Na dolnych poziomach codziennie każdy ociera się o śmierć, każdy może otrzymać takie blizny... To nie wyczyn i jakbym miała za każdym razem się bać, to bym nie wychodziła z domu. Po za tym śmierdzisz gliną... a nie jednym z nas.
Mówiła głośno, kto chciał to usłyszał co mówiła a przede wszystkim podniosła bardziej głos przy powiedzeniu "śmierdzisz gliną" tak więc pewnie poczuł wiele spojrzeń w jego stronę. Lizka oczywiście nie miała pojęcia o jego powiązaniach, o tym kim jest. Ot powiedziała w ten sposób, aby się od niej odwalił. A to że pewni panowie podnieśli się z miejsc z nie miłymi minami, patrząc badawczo na Maladorianina - to nie jej wina. Zrobiła kilka kroków w tył, trzymając już pusty kieliszek i usiadła na kolanach Twilek'a zabierając butelkę coś na podobę rumu..

Artrus - 2013-03-05 00:42:15

Oh Artrus nie wątpił, że potrafili posługiwać się bronią, kilku może nawet stanowiłoby wyzwanie. Gdy tak pośpiesznie przyglądał się niektórym osobom to rozpoznawał kilku byłych żołnierzy, ni można było ich pomylić z nikim innym. Ciężko jest się pozbyć starych nawyków i wojskowej postawy. Ale Fibal miał na wojnie do czynienia z żołnierzami, niejednokrotnie lepszymi od tych tutaj. Oni walczyli, bo musieli, on walczył bo to kochał... ale też zdawał sobie sprawę z tego, że jakby teraz wynikła strzelanina to by mógł tego nie przeżyć. Nie był głupi.
Gdy Lizka zaczęła kpić sobie z jego blizn to w jego oczach pojawiły się pierwsze oznaki gniewu. Uderzyła w czuły punkt każdego Mandalorianina - w jego dumę. A z reguły takie osoby bardzo szybko ginęły... nawet nie potrzebował broni, wystarczyło ją złapać i skręcić jej kark. Ale powstrzymał się. Nie da się sprowokować byle gówniarze.
- Mieszkasz na dolnych poziomach i myślisz, że znasz życie? Gówno widziałaś a nie życie. Zabierz swoją pewność siebie i rusz dupsko na front, zobacz jak giną twoi przyjaciele, rozerwani przez miny albo granaty. Zobacz jak płoną domy z całymi rodzinami... albo jak sithowie pakują wszystkich nie ludzi do obozów koncentracyjnych, upychając ich tak ciasno, że srają pod siebie a potem brodzą w tym gównie.
Mówił spokojnie, dalej siedząc przy swojej ladzie, zdając sobie sprawę z tego że oskarżenie go o konszachty z CSB pobudzą co bardziej nerwowych bywalców. Zachowywał spokój, obserwując tych za sobą w przeróżnych odbiciach.
- Póki co jestem spokojny, ale nie prowokuj mnie dzieciaku, bo szybko się przekonasz, że nie jestem gliną.
Artrus nie zdradzał się z tym, że jest Mando bo to by było nawet jeszcze gorsze niż oskarżenia o kontakty z CSB.

Lizka - 2013-03-05 01:36:43

Nie ma pewności jacy to byli żołnierze i czy czasem nie ma w nich właśnie Mandolarianina, który jest zatrudniony jako najemnik. Każdy żołnierz mógł zejść na tą złą drogę, czy to ten najlepszy czy najgorszy, więc dopiero by się okazało podczas walki co by się stało. Nie tylko Mando kochali walczyć, zabijać... normalni ludzie także potrafili to kochać, bo daje zastrzyk emocji, adrenaliny. Niemniej jednak, jakby wynikła strzelanina
No i kpiła, bo uważał że ma blizny to jest jakimś nie wiem...wielkim wojownikiem, który posiadł wszystkie rozumy. Ona z satysfakcją obserwowała jak spowodowała u niego gniew, był nawet na jej twarzy widać ten triumfalny uśmieszek... i jeszcze bardziej prowokujący niż wcześniej. Kiedy zaczął mówić o wybuchach, o rozrywanych osobach przypomniała jej wojna, bitwy i strzelaniny. A także wspomnienie jak matka z ojcem zostali rozerwani bo próbowali się dorobić. Była mała, ale wspomnienia zostały do dzisiaj. Wojna zmienia człowieka, a wspomnienia nigdy nie znikają. Zwłaszcza dziecka.
- Dolne poziomy Couruscant, to jest jak jeden wielki front... Tutaj są same walki, są rzucane granaty i strzelają z blasterów. Zabija się na różne sposoby i jestem skłonna powiedzieć, że nie raz gorzej jest Niż na Twojej wojnie, która ma swoje zasady. Dolne Poziomy nie raz lepiej uczą przetrwać niż te twoje bitwy gdzieś tam. Ale co ja mogę wiedzieć, jestem tylko smarkulą, która całe swoje życie spędziła w Dolnych Poziomach... Panowie on sądzi, że dolne poziomy są bezpieczne i bezpieczniejsze niż nie jedna wojna!
Mówiła spokojnie, chociaż w środku niej się gotowało ze złości... Patrzyła na Twileka i popiła jego rumu oddając na koniec butelkę, a później na zbliżających dwóch mężczyzn... pewnie weteranów, którzy dosiedli się do stolika słysząc ostatnie słowa. Ta dyskusja pobudziła większość tubylców i jeśli się nie ostudzi ich zapału,to może się źle to skończyć.
- No ale powiedz... kto najbardziej cierpi na tych wojnach? Ja powiem... nie żołnierze, nie Ci którzy walczą na broń tylko cywile, którzy próbują uratować tyłek. Mieszkańcy dolnych poziomów, które po ostatniej wojnie płonęły... mieszkańcy musieli uciec do kanalizacji. Po wojnie o nas się zapomina, a my musimy sobie radzić sami. Sprzątnąć po was bajzel, próbować żyć dalej aby dzieci mogły jakoś się przystosować. Więcej cywili ginie niż żołnierzy, taka prawda. Jedno jeszcze powiem: Gówno wiesz o sytuacji na dolnych poziomach... Nie jesteś jednym z nas...
Już nie była grzeczna, już dłonią szukała swojego blastera który był przypięty do jej boku. Była wkurzona, ale starała się spokój zachować... Dłoń w pobliżu blastera tak na wszelki wypadek, bo atmosfera była już zbyt gęsta i coraz bardziej było widać że niektórzy ledwo trzymają swoje nerwy na wodzy.
- Akurat jestem u siebie, jestem tutaj bezpieczna... więc mogę sobie używać ile mi się chce. Po za tym gadasz jak glina... A może lepiej? Jesteś z wywiadu republiki czy innego świństwa? I powiedz jeszcze jedno... Skoro dajesz się prowokować dzieciakowi jak ja, odnoszę w tym sukces... to nie znaczy, że jesteś słaby? Czy tak Cię to zdenerwowało, jak wspomniałam o Twoich udawanych bliznach?
Rzuciła na niego jeszcze jedno spojrzenie po czym odeszła bardziej w głąb sali, nie miała zamiaru dalej prowadzić tej rozmowy... ani ochoty bronić przez złym towarzystwem. Chciała go wykurzyć, a jeśli zginie... to już jego problem.

Artrus - 2013-03-05 01:51:08

Słuchał tego wywodu w spokoju. Mieszkał na Dolnych Poziomach od roku, lubił to miejsce, bo tu panowała większa wolność niż na górnych strefach, przy czym to nie było takie bagno jak Nar Shaddaa. Ale do na jego liście największych szamb Galaktyki Coruscant nie zajmowało miejsca nawet w pierwszej dziesiątce. Bo pomimo wszystko to była stolica Republiki, gangi musiały pochylać czoła przed największymi mafijnymi organizacjami a nad nimi latały eskadry wojskowe. Tutaj panowały jakieś zasady, każdy je znał, więc można było przeżyć. To nie Tatooine, gdzie rządzi prawo silniejszego ani nie Nal Hutta, gdzie oślizgłe robale rządzą wszystkim według własnego widzimisie a zdanie innych nie ma wartości.
Lizka była gówniarą, uważała że tu życie jest ciężkie i nigdzie indziej. Nie widziała świata... nie widziała Galaktyki z jej najgorszymi dziurami.
Artrus spokojnie zapłacił, wstał i ruszył w kierunku wyjścia a wzrokiem dawał wszystkim do zrozumienia by go nie zaczepiali. Ona mogła go lekceważyć, prowokować, ale starzy wyjadacze rozpoznawali się nawzajem i wiedzieli kiedy nie wchodzić sobie w drogę. Ale w wejściu jeszcze się zatrzymał.
- Gdybyś mnie sprowokowała, to już byś nie żyła... a tylko głupcy podchodzą do śpiącego katarna i kopią go i drażnią.
A potem wyszedł. Lizka go wkurzyła i wkrótce się przekona, że prowokowanie Mando nie jest najlepszym wyjściem bo Fibal nie wrócił od razu do siebie tylko zaczaił się w bocznych uliczkach, czekając na pyskatą dziewuchę.

Lizka - 2013-03-05 23:48:32

Może i była mafia, może i byli w stolicy i może to nie były te planety o których myślał... co nie zmienia faktu, że było ciężko i na wojnach tracą życie cywile, którzy nic nie zawinili. Wystarczy coś źle powiedzieć i wiadomo było, że może to zakończyć się śmiercią tak jak i to, że chodzisz w nowszych ciuchach niż inna osoba. Nie miała pojęcia o innym świecie, mówiła o tym co znała... przecież nie było jej stać na podróże a wszystkie zarobione pieniądze znajdowały dla siebie przeznaczenie. Tak czy siak nawet nie słuchała co mówił o niej czy do niej, już się bawiła dobrze... stała na stole i w rytm muzyki zaczęła tańczyć z jakąś Mirialanką.
Dopiero po kilku godzinach wyszła z kantyny z jakimś mężczyzną, śmiała się wesoło... ten obrazek był uroczy, nie przypominający osoby, która wcześniej kpiła z Mando. Była ładna i jak się nie denerwuje, to wyglądała naprawdę świetnie... Miała coś w sobie, to był fakt. Rozstała się z mężczyzną i ruszyła główną ulicą w stronę domu,

Artrus - 2013-03-05 23:58:46

W tym samym czasie Artrus czaił się w okolicy baru. Miał przy sobie swój cyfronotes, więc mógł "odrabiać pracę domową" w oczekiwaniu na pojawienie się Lizki. Cały czas zastanawiał się jak to rozegrać... na subtelności nie miał czasu ani środków. W okolicy było wielu paserów, a nie mógł grać z każdym w podchody. Kilku już wykluczył, czas na młodą Russo. Ostatecznie postanowił zrobić to w typowy dla Mando sposób - siłą. Mało subtelnie, mało oryginalnie ale skutecznie.
I w końcu po godzinie czekania pojawiła się dziewczyna. Fakt, w innym świetle, w innym otoczeniu ten "obrazek" mógł uchodzić za uroczy  dziewczyna z pewnością była atrakcyjna. Ale to nie ruszało skamieniałego już serca Mandalorianina.
Ruch na ulicy nie był zbyt duży... swój pistolet nastawił na ogłuszanie i ruszył śladem Lizki, trzymając się bezpiecznej odległości. Wyczekiwał na moment, gdy ulica będzie w miarę pusta.
Artrus był bardzo ostrożny, nie chciał jej przepłoszyć ani zwrócić na siebie uwagi. W końcu szczęście się do niego uśmiechnęło i od razu to wykorzystał. Bez namysłu nacisnął spust i ogłuszający pocisk pomknął w stronę pleców Lizki.

Lizka - 2013-03-06 00:15:55

Miała nadzieję że ten odpuścił i sobie poszedł gdzie indziej. Ogólnie powinien inaczej to rozegrać, a mianowicie podejść i dosiąść się do gry a nie, że podchodzi do zmęczonej Lizki, nieco zirytowanej chcącej spokoju... No i się zaczęło, prawda? No ale nic, było minęło. Była uśmiechnięta, rozluźniona... nie spodziewająca się, że ktoś na nią poluje. Przecież każdy tutaj pyskował i za wiele nie brał do siebie, zwłaszcza jeśli chodzi o pyskatość Russo. Każdy ją znał i bardziej to bawiło niż złościło... o ile nie trafiła w czuły punkt, czy też nie zależało jej na tym.
Tak więc sobie spokojnie szła do domu nucąc sobie pod nosem wesołą melodię, ale coś jej nie grało i dlatego ucichła, nadsłuchując okolicę. Przeszła przez kilka kolejnych metrów, przeszła obok kilku bocznych uliczek. Zatrzymałą się, czuła się obserwowana... w zupełnie inny sposób niż zawsze, gdy to miało miejsce. Odwracała się i nagle ciemność... czymś oberwała i przewróciła się.

Artrus - 2013-03-06 00:26:46

W kantynie nieco źle do tego podszedł, ale już był po kilku szklaneczkach whiskey, był zmęczony i podirytowany. Nie zaplanował tego należycie i spieprzył... poza tym Artrus nigdy nie był duszą towarzystwa, miał trudny charakter. Nie wyszło, ale zawsze można wymyślić plan awaryjny.
Krok pierwszy został wykonany - ogłuszył Lizkę. Szybko podszedł do nieprzytomnej i odciągnął ją jak najdalej od głównej ulicy i tam związał. Poprawił jeszcze kolejnym strzałem z ogłuszacza, by prędko się nie obudziła, po czym zarzucił ją sobie na plecy i spokojnie ruszył w stronę "swojego" aerowozu.
Znał nieźle uliczki i zaułki w tej okolicy. Pewnie nie tak jak miejscowe dzieciaki czy osoby pokroju Lizki, ale przemknął w miarę spokojnie do swojego pojazdu. Na miejscu ja przeszukał, zabrał kartę dostępu do jej domu a potem wpakował dziewczynę do bagażnika, zamknął i podleciał pojazdem w okolicę jej domu. ie za blisko, by go nie skojarzono.
Korzystając z karty dostępu włamał się do jej sklepu i zaczął go przeczesywać. Miał czas, był cierpliwy, metodyczny. Używał nawet skanera, ale niezbyt mu to wychodziło. Niestety paserzy podobnie jak przemytnicy nieźle ukrywali swoje towary. Ale natrafił na kilka rzeczy, które go zainteresowały i które zasugerowały Fibalowi, że młoda Russo może coś wiedzieć na temat pewnej irytującej grupy przemytników i ich kontrahentów.
Po usunięci wszelkich śladów włamania i umieszczeniu wszystkich rzeczy na swoich miejscach (nie licząc tych które stanowiły poszlaki) Artrus zamknął sklep, wrócił do aerowozu, sprawdził stan Lizki, kolejny raz strzelił w nią pociskiem ogłuszającym i odleciał w stronę swojej nory.

Przenosiny do tego Tematu

Yato - 2013-04-30 18:50:01

Kantyna "Pijany Rancorn" – przeczytał napis zrobiony sprayem na drzwiach. To mogło być to czego szukał. Najwyżej rozwali kilka łbów jak ktoś się będzie stawiał. Wszedł do środka. Półciemne pomieszczenie, pełno dymu, barman właściciel za barem. Podszedł więc do tego baru.
- Mam chęć opędzlować jakiś bimber. Co polecasz?
Słowo opędzlować należało do gwary więziennej i być może Barman nie zrozumie o co mu się rozchodzi, choć jeśli jest choć trochę inteligentny załapie w czym rzecz. Taką Yato miał nadzieję.

MOC - 2013-04-30 18:58:17

Barman - wielgachny, przypakowany nikto o ponurym spojrzeniu rzucił okiem na Yato, który nie wyróżniał się niczym szczególnym na tle miejscowych. Wielu tutaj miało mniej lub bardziej zakazana gębę. Prawie wszyscy też byli uzbrojeni, ale miejscowi dbali o to by wszelkie konflikty rozwiązywano na zewnątrz. Nie sra się w końcu do własnego gniazda.
Nikto charnkął coś pod nosem ale wyciągnął spod lady butelkę wódki - "Koreliańską" która z tą planetą wspólną miała tylko nazwę. Był to najtańszy trunek, dający nawet niezłego kopa, ale paliło w gardle strasznie.
Po chwili na ladzie pojawił się też kieliszki o różnej pojemności: 25, 50, 100.
- Ile lać?
Barman nawet nie proponował innych trunków, które nawiasem mówiąc miał poustawiane na półkach za sobą, chronione polem siłowym. Wprawne oko dostrzeże, że najtańsze trunki były prawie puste a te lepsze niemal nie ruszone.

Yato - 2013-04-30 19:04:02

Spojrzał na kieliszek jakby go widział po raz pierwszy a następnie spojrzawszy na barmana zmarszczył brew. Miało to świadczyć, że nie jest dziewczynką i z kieliszka pić nie będzie.  Takie trunki piło się ze szklanek lub gwinta.
- Szklankę.
Stwierdził po chwili milczenia najzupełniej poważnie. Miał ochotę się znietrzeźwić, zresetować a przy piciu z kieliszka trwało by to eony. Miał zamiar wypić dwie szklanki i wrócić jakoś do motelu by kimnąć. Ciekawe czy mu się to uda.

MOC - 2013-04-30 19:20:39

Barman w ogóle się nie zdziwił. W zasadzie większość bywalców piło właśnie ze szklanek lub też z gwinta. Tylko nowo przybyli czasem życzyli sobie takiej fanaberii jak kieliszki. A Yato był właśnie takim nowym.
Kieliszki szybko wróciły pod ladę a zamiast nich stanęła spora szklanka, do której nikto nalał sporo wódki. Zerkał tylko na klienta w oczekiwaniu na jakiś znak że ma przestać.

Yato - 2013-04-30 19:31:29

Może i był nowy w tym lokalu ale zasady picia wódki w ferajnie znał. Nie ma to jak więzienna edukacja. Można się nauczyć więcej niż w normalnej szkole :p Kieliszki wróciły pod blat a na nim zakrólowały szklanka i butelka, czyli to, co powinno. Yato nie patrzał ile leje barman. Miał nalać do pełna, pełny bak. On wpatrywał się od niechcenia w półkę z droższymi alkoholami. Ot tak, dla zabicia czasu. Nie interesowały go jeszcze pozostałe persony w lokalu, o ile jakoweś tu były. Na rzucenie okiem na towarzystwo przyjdzie czas za chwilkę, jak tylko szklanica będzie pełna, a on upije połowę. Przypadkiem złapał się na tym, że planuje każdy swój krok z wyprzedzeniem, jakby planował jakiś skok. To było  zabawne, takie planowanie mimochodem. Nie uśmiechnął się jednak. Nie chciał nikogo wystraszyć swym demonicznym uśmiechem. Starczyło, ze mordę miał zakazaną.

MOC - 2013-04-30 19:38:40

Jego zakazana morda nikogo tutaj nie ruszała, bo po prostu był człowiekiem. A tutaj bywali przedstawiciele przeróżnych ras i niektórzy bywali na prawdę paskudni. A lokal jak zwykle był pełen - stoliki pozajmowane, przy ladzie stało sporo osób. Zwyczajny dzień w tutejszej kantynie.
Barman na chwilę odszedł by obsłużyć innego klienta, ale wkrótce wrócił i postawił obok flaszki rachunek.
- Za całą butelkę będzie 26 kredytów
To nie był ekskluzywny lokal, gdzie płaciło się przy wyjściu. Chcesz coś? Płać od razu albo wpierdol.
Gdy Yato rozejrzy się po sali to szybko zorientuje się z jaką klientelą ma do czynienia - niemal wszyscy byli "swojakami". Najemnicy i łowcy nagród mieli na sobie przeróżne zmodyfikowane pancerze, do tego broń, często egzotyczna. Przemytnicy ubrani bardziej luźno, ale uzbrojeni tak samo jak swoi koledzy. Członkowie gangów byli najgorzej uzbrojeni, ale za to najbardziej kolorową ferajną, wytatuowaną, roześmianą, głośną i zbitą w grupki. Zwykłych szaraczków tutaj nie było zbyt wielu - najczęściej gromadzili się z boku przy stołach do gry w pazaaka i inne gry karciane.

Yato - 2013-04-30 19:56:45

Uniósł szklenicę do ust i przechylił. Palący gardło trunek wlał się do jego wnętrza rozgrzewając, rozluźniając mięśnie, pobudzając fantazyje. Tego mu było trzeba. Pół szklanki zostało opróżnione. Dopiero teraz wsunął rękę do kieszeni i położył na ladzie zapłatę. Trzydzieści kredytów. Na resztę nie liczył. Niech barman ma napiwek. Sam obrócił się i zlustrował salę pozornie obojętnym wzrokiem. Taak, byli tu sami swoi. Najemnicy i łowcy nagród mieli na sobie przeróżne zmodyfikowane pancerze, do tego broń, często egzotyczna. Przemytnicy ubrani bardziej luźno, ale uzbrojeni tak samo jak swoi koledzy. Członkowie gangów byli najgorzej uzbrojeni, ale za to najbardziej kolorową ferajną, wytatuowaną, roześmianą, głośną i zbitą w grupki. Zwykłych szaraczków tutaj nie było zbyt wielu - najczęściej gromadzili się z boku przy stołach do gry w pazaaka i inne gry karciane. Lokal jak marzenie. Być może znajdzie się tu jakaś oferta pracy. Grosza nigdy za dużo a żyć trzeba, wszystko kosztuje. Poczekał, aż barman będzie trochę bardziej wolny przywołał go gestem i spytał półszeptem.
- Znajdzie się tu gdzieś robota dla doliniarza lub pająka?
Ponownie użył gwary, ale barman wyglądał na takiego, co to zna się na rzeczy i będzie wiedział co jest kaman.

MOC - 2013-04-30 20:13:00

Barman przyjął zapłatę a skoro Yato nie domagał się reszty to sobie zachował ją dla siebie i zajął się kolejnymi klientami, którzy to domagali się chwili uwagi dla siebie.
W kantynie było nieco gwarnie, przy każdym stoliku trwała jakaś dyskusja, czasem ktoś się pokłócił, podniósł głos. Przy stolikach co jakiś czas gracze oskarżali się o oszustwo, jedni głośno protestowali, inni odpierali zarzuty. Nikt na Yato nie zwracał uwagi.
Przywoływany barman zareagował dopiero po dwóch minutach - musiał obsłużyć jakiegoś innego klienta. Ale podszedł w końcu.
Po usłyszeniu pytania zastanowił się przez chwilę. Musiał pogrzebać w pamięci.
- Nie bardzo. Możesz pokręcić się przy którymś z gangów.
Wskazał na barwną grupkę ubraną w skóry z elementami niedopasowanego pancerza. Ponadto wszyscy mieli jakieś czerwone kawałki odzieży z kilkoma czarnymi znakami.
- Moto-Szczury ostatnio straciły kilka osób, rekrutują, ale na wielką kasę nie licz. Krwawi Bracia też szukają ludzi, warunki troszkę lepsze, ale to pizdy są, ostatnio tracą wpływy, szefostwo do dupy banthy. Najemnicy nie biorą żółtodziobów, a by dołączyć do jakieś większej grupy to musisz pogadać z ich ludźmi od rekrutacji, ale wymogi mają spore. Przybyłbyś pół roku wcześniej to byś się załapał na jakąś niezłą fuche
Barman nie grypsował, mówił całkiem poprawnym basiciem tylko czasem coś przeklnął.

Yato - 2013-04-30 21:13:33

Poczekał sobie chwilkę, gdy barman grzebał w pamięci. Wysłuchał jego słow bacznie zapamiętując nazwy jakie podał. Jednak oprócz roboty w gangach nie kroiło się nic ciekawego a gangi oznaczały zazwyczaj mały zarobek i kurewsk duże ryzyko, bowiem roiło się w nich od narwańców. Z resztą same nazwy brzmiały nieco śmiesznie, co znaczyło chyba, ze właśnie te gangi składają się zwłaszcza z gównażenii.
- Gangi to gównażeria. Mały zysk, duże ryzyko, narwańcy i postrzeleńcy sami.
Stwierdził ponuro patrząc na przedstawicieli gangów. Kolorowych, rozwrzeszczanych i niepoważnych. Jeśli tak zachowywali się podczas zadań to nie było sensu się do nich przyłączać.
= Nie jestem takim żółtodziobem. Swoje przeszedłem i wiem.
Obruszył się nieco, ale zachował względny spokój. Był na obcej ziemi, więc na razie bez rozeznania kto, co jak i gdzie wolał nie wszczynać awantur. Zaś słysząc wzmiankę, iż pół roku temu była jakaś duża robota jeno prychnął.
- Pół roku temu wysyłałbyś mi paczki do Styksu.
Kolonia Karna Styks, była jedną z cięższych tego typu placówek i nie trafiało się tam za danie komuś w mordę czy kradzież torebki moherowemu beretowi. Tam trafiali ci najgorsi. I Yato ta był, choć dzięki temu, że miał pewne wcześniejsze przygotowanie nie żyło mu się najgorzej. Najważniejsze było, że tam był i przeżył ten pobyt bez uszzcerbku fizycznego, bo o psychicznym to lepiej nie mówić.

MOC - 2013-04-30 21:45:45

Skóra na twarzy nikt pomarszczyła się słysząc określenie "gówniarzeria". Przysunął się bliżej Yato tak by nikt ich nie podsłuchał.
- Uważaj co i gdzie gadasz. Moto-Szczury może i mają durną nazwę ale to jeden ze starszych i liczniejszych gangów, przy okazji są dosyć szanowani. Nazwij ich gówniarzami a zarobisz kosę szybciej niż zdążysz mrugnąć
Nikto nieco się cofnął i usłyszał, że ktoś chce dolewkę więc na chwilkę zniknął, a Yato mógł się bliżej przyjrzeć "szczurom". Niewielu tam było tzw. młodych gniewnych. Przeważnie byli to nieco starsi, przypakowani i trochę zapuszczeni faceci, którzy popijali sobie wódkę i piwo we własnym gronie. Byli weseli, bo byli dla siebie jak rodzina. Duża rodzina.
Po chwili barman wrócił i przysłuchał się kolejnej wypowiedzi. Nazwa Styks niezbyt go poruszyła.
- I co z tego, że siedziałeś? Tutaj większość osób jakiś czas przesiedziała w mamrze. Kilku pewnie też w Styksie. Chcesz coś osiągnąć? Przestań kurwa wybrzydzać jak panienka i zacznij od gangów, zorientuj się w sytuacji jaka tu panuje, potem przeżuć się do wyższej ligi.
Barman nie życzył mu źle, ale Yato kompletnie nie znał realiów życia na Coruscant. Mógł mieszkać na jakieś innej wielkiej planecie, ale co z tego? Tutaj panowały własne zwyczaje, układy. Bez rozeznania to on tu szybko zginie marnie

Yato - 2013-04-30 21:57:22

Słysząc, co barman mówi o szczurach uniósł brew co przy jego paskudnej mordzie musiało wyglądać komicznie. Jednak przyjrzał im się zgodnie z sugestją. Nazwa durna, ale oni zrzyci ze sobą, rodzina. Zrozumiał ze się mylił.
- A to z tego, że mam bryndze i potrzebuje złota. Jednak jestem tu zaledwie od kilku godzin i nie zdążyłem odrobić lekcji panie psorze.
Zażartował sobie z barmana nazywając go psorem. Odrabianie lekcji było oczywiście rozeznaniem w środowisku.  Jednak trzeba było ruszyć dupsko i podjąć jakąś decyzję. Nie będzie tu przecież stał jak cieć przy hałdzie żwiru i czekał na cud. Cuda zdarzają się tylko w bajkach dla grzecznych dzieći a to nie bajka tylko pieprzona brutalna rzeczywistość.
- Dzięki za radę.
Odpowiedział i odepchnął się od kontuaru. Wziął swoją szklankę i napoczętą butelczynę. Ruszył  w stronę stolików Moto-Szczurów. Od czegoś trzeba kurwa było zacząć, choć robota w gangu nie bardzo mu pasowała. Ale jak powiedział barman, istota światła nie można wybrzydzać.

MOC - 2013-04-30 23:01:01

Nikto przymrużył gniewnie oczy, bo mu się ten kawał nie spodobał. Grypsowanie z resztą też nie. Ale tego się nie czepiał, mógł niedawno wyjść z paki i nie przestawił się jeszcze.
- To je odrabiaj szybko i trzymaj gębę na kłódkę
Mruknął jeszcze na odchodnym barman i zajął się obsługą pozostałych gości.
Moto-Szczury tymczasem bawiły się w swoim gronie w najlepsze. A to głośno żartowali, a to się śmiali, czasem jeden drugiemu przypieprzył w gębę, ale nic poważnego z tego nie wychodziło.
W pewnym momencie jeden z nich zauważył nadchodzącego Yato i szturchnął pozostałych. Atmosfera troszkę się napięła, bo zaraz trzech osiłków spojrzało oceniająco na człowieka. Na członków gangu składało się kilku weequayów, dwóch aqualishów, trzech zabraków, dwóch ludzi i wookiego.

Yato - 2013-05-01 16:27:07

Nikto musiałby być frajerem by nie zrozumieć, że nazwanie go psorem nie jest niczym złym. Jego gniewnego przymrużenia oczu już nie dostrzegł. Zbliżał się ku Moto szczurom i chyba został zauważony, bo jeden z gangu szturchnął kolegę a zaraz i reszta spojrzała w jego kierunku. Zwolnił więc kroku, by nie dotrzeć na miejsce za szybko. Niech oni przygotują się na jego obecność. Nie wykonywał energicznych ruchów. Nie chciał ich prowokować zbyt szybkimi ruchami. Przynajmniej na razie nie zdradzał się że jest w stanie powalić paru z nich. Reszta, co prawda rozniosła by go na strzępy ale tych kilku też by solidnie ucierpiała. Zwłaszcza ludzie. Z wookie nie bardzo miał szanse wygrać. Co zaś się tyczy reszty to już była ruletka, hazard. W końcu dotarł na miejsce.
- Doszły mnie słuchy, że szukacie załogi.
Nie owijał w bawełnę. Prosto podążał do celu. Przynajmniej na razie. Jak to się dalej potoczy miało się dopiero okazać.

MOC - 2013-05-01 16:38:23

Gdy Yato podchodził to wookiee coś tam wycharczał w swoim języku i wyszedł przed szereg, odgradzając mu drogę do reszty. Miał ponad dwa metry wzrostu i przewyższał człowieka o głowę. Jego sylwetka zaś była dobrze maskowana przez gęste, czarne włosy, ale nie ulegało wątpliwości, że pod nimi znajduje się góra mięśni.
Zaraz obok wookieego pojawił się niski weequay o dosyć parszywym spojrzeniu. Przyjrzał się Yato dosyć krytycznie, coś tam pomrukując do swoich towarzyszy w huttyjskim.
- No szukamy. Co umiesz?
Też nie owijał w bawełnę. Ale niezależnie od tego co powie Yato to i tak będzie czekał go test. Albo seria testów.

Yato - 2013-05-01 16:52:05

Zastanawiał się czy nie znokautować tego kudłacza. Może taka demonstracja by ich przekonała? Nie, wolał nie ryzykować. Miał się przyłączyć a nie robić sobie z nich wrogów..
- Znam się na doliniarstwie, jestem nawet niezłym pajęczrzem i silnorękim. Umie posługiwać się bronią białą a w szczególności czymś takim.
Odchylił koszulę i pokazał rękojeść swojego tasaczka, który raczej swym wyglądem wskazywał, że nie służy on bynajmniej tylko do siekania mięsa na obiad.
- Przeszedłem szkolenie w najlepszych „ośrodkach”.

MOC - 2013-05-01 17:01:19

Wookiee sobie stał spokojnie. Założył ręce na piersi i z góry gapił się na Yato, pomrukując cicho i chuchając mu w twarz. A że przedstawiciele jego rasy nie używali szczoteczek do zębów to trochę mu z gęby śmierdziało.
- Doliniarstwem to my się tu nie zajmujemy koleś, nie ten adres
Prychnął weequay robiący najwyraźniej za herszta tutejszej grupki, bo reszta słuchała i czasem coś tam komentowała cicho miedzy sobą. Niestety sensu słów Yato nie mógł zrozumieć, w kantynie było zbyt głośno. Ale łatwo się było domyślić, że rozmawiali o nim.
- Napierdalać bez sensu to byle frajer potrafi. Potrafisz pilotować speedera? Rozkazów słuchasz? Bo nie tolerujemy u siebie chojraków wypychających się przed szereg
- Grrraaahh Grr AAgrrrhar!

Dorzucił swoje trzy grosze wookiee ale tylko trzy osoby go zrozumiały w tym stojacy przed Yato kurdupel.

Yato - 2013-05-01 17:12:46

Taak. Ten gang nie zajmował się doliniarstwem, trudno. Ale Yato stwierdził, ze nie został do końca zrozumiany.
- Pilotować w miarę umiem, ale dawno tego nie robiłem, Strzelać też potrafię, ale muszę nieco poćwiczyć. Ze słuchaniem rozkazów nie będzie kłopotu, ale…  Niech to będą sensowne rozkazy wydawane z głową a nie jak u konkurencji, gdzie szefostwo jest do dupy banhta.
Nie ma to jak przedstawiać swoje atuty. Kurwa jak w pieprzonej reklamie – pomyślał sobie. Oddech wookie nie przeszkadzał skoro znieczulił się już nieco wódeczką.

MOC - 2013-05-01 17:18:54

No cóż, jeżeli Yato liczył na to, że przyjmą go z otwartymi ramionami to niestety, nie ta bajka.
Weequay odwrócił się do kumpli i szybko się z nimi naradził. Nie była to przesadnie rozbudowana dyskusja, każdy coś tam od siebie dorzucił i tyle. W końcu herszt zwrócił się bezpośrednio do Yato.
- Dobra, przyjdź jutro o 10 na plac Vessona. Speedera dostaniesz, zobaczymy z jakiej gliny jesteś ulepiony.
Tak więc czekał go jutro jeszcze mały test nim zostanie przyjęty na poczet grupy. No i nawet jeśli zostanie on przyjęty, to będzie zajmował przez jakiś czas najniższą pozycję w stadzie. Taki już urok nowych.

Yato - 2013-05-01 18:49:27

Narada wojenna twała krótko. Każdy coś dorzucił, jak to w życiu  bywa. W trakcie jej trwania Yato zastanawiał się jakie testy dla niego przygotują, bo na to, że obejdzie się bez testu nie liczył  W końcu zapadła decyzja. Zgoda.
- Spoko, będę o czasie.
Stwierdził nie wdając się w detale jak tam dotrze i gdzie to do kurwy nędzy jest.
- Nara.
Rzucił i odwrócił się by odejść w stronę baru. Nie, nie po kolejną butelkę, bo tę ledwo napoczął i nawet szklanki nie dopił. Chciał oddać szkło. Chciał być fair wobec barmana. Dopił wódkę ze szklanki i odstawił ją na kontuar.
-Dzięki.
Zawołał do barmana po czym wyszedł z lokalu lekko chwiejnym krokiem, bo wódeczka już zaczęła działać. Kierował się do motelu, do swojego pokoju, do łóżka. Musiał się kurwa wyspać, bo coś mówiło mu, ze jutro będzie miał kurewsko ciężki dzień.

MOC - 2014-01-20 17:25:17

Po powrocie z polowania z Artrusem czas dla Wiktora szybko upływał. I wkrótce stała się rzecz przykra, ale dla wielu oczywista – skończyła się kasa. A życie na Coruscant nie jest tanie, nawet na najniższych poziomach. Tak więc trzeba pójść do pracy, jednak gdzie znajdzie zatrudnienie Mandaloriański wojownik bez żadnego papierka z wykształceniem? Do wyboru były dwie opcje – robota na czarno za psie pieniądze lub też jako najemnik, co było opłacalne ale niebezpieczne.
Wiktor miał szczęście, ponieważ w tym samym czasie Strax, jeden z najemników pracujących dla Sel Makor szukał ludzi do swojego oddziału. Strax to były wojskowy, który po Traktacie z Coruscant odszedł z armii i długo szukał swojego miejsca wśród cywili aż stał się najemnikiem.
Żołnierz szybko wypatrzy żołnierza i tak oto młody mandalorianin trafił do oddziału Straxa. Robota dla niego nie byłą szczególnie trudna czy niebezpieczna a płacili nieźle. Czasem zdarzały się jakieś strzelaniny (w końcu to dolne poziomy), dwa razy nawet doszło do utarczek z siłami CSB ale do tej pory obywało się bez większych nieprzyjemności. Oddział do którego należał Wiktor często zajmował się eskortowaniem jakiegoś towaru – głównie przypraw i stymulantów, czasem ochroną ważnych miejsc, rzadziej egzekwowaniem należności od innych grup podległych Sel Makor.
Tego dnia Strax wezwał Wiktora do „Pijanego Rancora” w celu omówienia kolejnego zadania.

Wiktor - 2014-01-20 17:44:59

Praca pod chorągwią Straxa była dla niego manną z nieba. Wcześniej trudnił się opcją numer jeden – za marne grosze na ochronie, u pomniejszych przedsiębiorców. No ale – co Sel Makor to nie jakiś handlarz bułeczek. Tu od razu inny poziom. I się Wiktor dorabiał, lub raczej – zarabiał na życie. Życie lepsze niż 80% populacji an dolnych poziomach. I głównie to przejadał póki co, oraz odkładał na konto. 
W Pijanym Rancornie czasem bywał. Zazwyczaj wejście do Pijanego Rancorna łączyło się z wyjściem pijanego mandalorianina, jednak nie dziś.
Wiktorek przybył po cywilnemu,z  lekkim pancerzem pod kurtką średniej klasy,z  blasterami skrzętnie ukrytymi i z  usmiechem na mordzie – już nie sinej bo opuchlizna z twarzy zeszła. Co najciekawsze siniaki na buzi nie pochodziły z walki,a z  przyjacielskiej przepychanki która dała się ponieść i przerodziła się w równie przyjacielskie napierdalanie. Ale mando są trochę inni.
Usiadł przy jednym z  większych stolików i zamówił sobie piwo.

MOC - 2014-01-20 18:00:37

Strax pojawił się o czasie. Był to wielki weequay o poznaczonej bliznami twarzy. Wielki to dobre określenie bo miał rekordowe jak dla jego rasy dwa metry wzrostu i był masywny w barach. Jednak w okolicach brzucha tworzyła się powoli mała oponka zdradzająca, że nie był już w tak doskonałej formie jak kiedyś. Ubrany był w kamizelkę odsłaniającą nagie ramiona - na prawym miał wytatuowany symbol oddziału republikańskiego w którym walczył a na lewym już miał kilka bardziej cywilnych tatuaży, w tym symbol Sel Makor.
W tej kantynie Strax był znany, bo lubił wypić, dobrze zjeść, pożartować. Był dosyć pogodnym i wesołym gościem, mimo aparycji zmutowanego wookiego jak twierdzili złośliwi.
Rozejrzał się on po lokalu a na widok Wiktora uśmiechnął się szeroko i podszedł do stolika. Bez zaproszenia siadł na wolnym miejscu aż siedzisko zatrzeszczało w proteście.
- No świetnie że jesteś. Co tam słychać? Czekaj chwile. Dwa piwa!
Wydarł się do barmana, którego dobrze znał. Inny klient dostałby za to pewnie po pysku, bo właściciel knajpy rzadko komuś usługuje w taki sposób, ale dla Straxa wyjątek zrobił i kiwnął głową.
Po chwili przyjrzał się uważniej towarzyszowi i zmarszczył czoło - o ile to jeszcze możliwe.
- Kurwa Wiktor, wygladasz gorzej niż dupa mojej matki, co się stało?

Wiktor - 2014-01-20 18:12:35

Wiktor bardzo lubił Straxa, nawet w ten swój osobliwy mandalorianski sposób. Bo choć aruetii – to swój chłop.
- Czemu miałbym nie przyjść na spotkanie ze zmutowanym wookie...  -szybko zdradził się z tym kto tak na weequeya mówi. Ale przecież to przyjacielskie żarty są, kto by się za to gniewał.
- Odpierdol się, dobrze wyglądam. Jestem przystojny! – odparł mando. Z uśmiechem, więc naprawdę wszystko było dobrze, był wesoły jak nigdy. Wiedział, ze efekt dzisiejszego spotkania zabrzęczy w sakiewce, to co, smutny miałby być?
- Zbił mnie tata... – dodał zaraz głosem maltretowanego przedszkolaka, i napił się piwa – kiedy już wjechało – na pocieszenie.

MOC - 2014-01-20 18:22:31

Strax zmrużył oczy słysząc tekst o zmutowanym wookie. A wiec to tak! To ten pieprzony karzeł...
- Stul dziób bo jak ci przypierdolę to wyrzygasz kisiel, którym matka cię karmiła za szczeniaka
I podniósł rękę że niby chciał go walnąć po gębie, ale wiadomo ,to przyjacielskie żarty. Na szczęście stary weequay miał poczucie humoru i dystans do swojej osoby, więc się nie obrażał.
- Mój dziadek w grobie wygląda lepiej niż ty a nie żyje od 30 lat
Wyszczerzył zęby w raczej paskudnym uśmiechu, bo kilku zębów brakowało - efekt wielu różnych mordobić odbywających się w kantynach. Ale takich porządnych, gdzie krzesła chodzą w ruch a czasem i stoły.
- Musze mu pogratulować, ma rękę do upiększania dzieciaka, nie ma co
Parsknął a potem zobaczył że piwo nalane, więc wstał ze swojego miejsca i poszedł po kufle. Wrócił bardzo szybko i postawił jeden prze Wiktorem a drugi przed swoim miejscem. Oba kufle mieściły aż litr złocistego trunku.
- Zdrowie!
Wzniósł toast a potem się napił.
- Pewnie się zastanawiasz o co chodzi, co?

Wiktor - 2014-01-20 18:31:59

Wiktor zas zaśmiał się głośno na te ripostę.
- Dobrze, bo był niedobry. Zalega mi całe życie, mam przez to depresje...
Podrapał się lekko po sinym policzku.
- Aha, to już wiem po kim urodę odziedziczyłeś... A mi to zejdzie za dwa tygodnie! – w domyśle – tobie nie.
Skinął kuflem na „zdrowie”.
- Odrobinkę. Ja wiem ze ty masz same dobre pomysły więc nie sram ogniem...

MOC - 2014-01-20 19:02:31

-  dobrze ci tak mały gnoju
Odparł jeszcze na tamto wyzwisko nim stuknęli się kuflami. Teraz zaś wielki weequay siedział na przeciwko Wiktora i uśmiechał się w sposób wróżący raczej kłopoty. Ale z gatunku tych - zabawimy się, postrzelamy, zgarniemy sporo kasy i potem się razem schlejemy.
- To co ci powiem to tajemnica, reszta chłopaków nie wie, więc... no. Lubię cię, szkoda by mi było cię zabijać jeśli by się okazało, ze masz długi jęzor
Mruknął tak półżartem półserio. Jednak tylko dureń zignorowałby to ostrzeżenie. Sprawa wymagała trzymania gęby na kłódkę, więc tak powinno pozostać.
Po odczekaniu stosownej chwili Strax nachylił się ku Wiktorowi i już bardziej konspiracyjnym tonem dodał.
- Za dwa dni przylatuje duża dostawa Błyszczostymu. Podobno szalenie dobre to gówno. I drogie. Nie wiadomo jednak dlaczego ci naciągacze z Kessel zmienili miejsce dostawy. Spotkanie ma się odbyć w Czarnej Dziurze co samo w sobie jest już ciekawe
Spojrzał znacząco na Wiktora bo mógł słyszeć o tym miejscu. Czarną Dziurą nazywało się sektor praktycznie w całości należący do przestępców. Nie było tam chyba ani jednego uczciwego obywatela - wszystkim zarządzali wpływowi bosowie przestępczego świata - wielu z nich nie pochodziło z Coruscant. I tam Sel Makor nie miało dominujacej pozycji, wiec wiele się może wydarzyć. Ale samo miejsce warto było zobaczenia.

Wiktor - 2014-01-20 19:15:32

- Oj tam oj tam. Ja nie mam długiego jęzora. – oznajmił jak gdyby nigdy nic. Jakby go przed chwilą nie ostrzegano ze powierza mu się tajemnice która jest warta jego życie.
Kiedy usłyszał o co chodzi, chwile się zastanawiał, by najpierw wszystko sobie ułożyć, bo nie był stąd i musiał najpierw połączyć wszystkie fakty, ale dało to taki efekt jakiego się Strax spodziewał.
- Jakiś osik... – odparł bo i tak było. Jakieś gówno, lepiej w nie nie wdepnąć.

MOC - 2014-01-20 19:27:19

Strax zmarszczył swoje i tak już poorane czoło.
- Nie wiem co to znaczy ale zgaduję, że nic dobrego.
Język mandalorian nie był tak popularny jak np huttyjski. Z tego jeżyka to weequay znał chyba wszystkie przekleństwa, więc problemu by nie miał by zawstydzić nawet hutta ich używaniem.
- Robota trochę śmierdzi i szefostwo spodziewa się kłopotów. Dlatego biorą nas, twardych chłopaków od brudnej roboty. Pełen rynsztunek, ostra amunicja i te sprawy. No i niezła kasa, wychodzi po dziesięć patoli na łeb. Ryzyko jest i nie powiem, że małe. Ale kurwa, nie nudzi cię ta prosta robota i klepanie mord byle komu? I jak już ginąć to z cygarem w gębie, z łapskiem na spuście i z granatem w drugiej łapie przy krzyku "zdychajcie skurwiele!". Jeżeli nie będziesz chciał brać w tym udziału to rozumiem, pewnie jakąś dupeczkę masz na boku czy coś. Ale pomyśl... możesz bezproblemowo zarobić 10 000 kredytów lub też możesz postrzelać do wszystkiego co się rusza, wyładować emocje i zarobić dziesięć patoli. Co ty na to?
Strax zachwalał misję jak przekupka na targu na Tatooine. Chciał by Wiktor wziął w tym udział, bo go lubił. No i miał zaufanie do jego umiejętności, bo wiedział, że to wojskowy. Nie wiedział gdzie walczył ani w sumie po czyjej stronie. Gówno go to już obchodziło. Liczyło się to co tu i teraz

Wiktor - 2014-01-20 19:36:58

- Strasznie dużo jak na takie coś. Chyba góra się bardzo boi... – słychać było ostatnio coś ze nie ma Morrigan. Widać ten, co teraz dowodził bardzo bał się porażki. Wolał więc mniej zarobić, ale nie stracić twarzy.
Mądrze, Wiktor też by tak zrobił.
- jak będę gotów zginać to będziesz o tym wiedział. Ale możesz już mi zaklepać miejscówkę na tę imprezę.
Dobrze jest czasem zrobić coś dobrego dla szerokiego grona konsumentów tych prochów.

MOC - 2014-01-20 19:52:15

Stary weequay rozumował bardzo podobnie do Wiktora - coś niedobrego działo się u góry a plotki o zniknięciu Morrigan szerzą się co raz bardziej. A Sel Makor był molochem, który pozbawiony silnej ręki zaczynał powolutku pękać. Nie było jeszcze źle, ale jeśli okaże się, że szefowa wszystkich szefów faktycznie przepadła na dobre, to na dolnych poziomach rozpęta się piekło.
Dlatego Strax od razu pomyślał, że trzeba doić nerfa póki daje mleko. A jak  już padnie to lepiej spieprzać gdzieś daleko stąd oczywiście za wcześniej wysępiona kasę.
- Możliwe. Lepiej jednak brać kasę póki hojnie ją dzielą
Istniało ryzyko i to spore, ale tutaj na samym dnie Coruscant jeśli człowiek nie ryzykował, to nic nie zyskiwał.
- Świetnie. Dam znać gdzie i kiedy zbiórka. Weź najlepszy sprzęt
Wielkolud podał rękę młodemu Mando do uściśnięcia. U jego prawej dłoni brakowało kawałka palca serdecznego, ale to mu nie przeszkadzało w walce.

Wiktor - 2014-01-20 19:57:29

Wiktor uścisnął mu dłoń. Mu tam tez nie przeszkadzał brak palca u weequaya. Chociaż pewnie kiedyś zapyta co się stało. Prawda pewnie była nudna, więc wolał sobie coś sam dopisać.
- Wezmę. – zapewnił. Jasne ze weźmie. Trzeba się pokazać! No i przede wszystkim bezpieczeństwo oczywiste.

MOC - 2014-01-20 20:07:48

To oczywiście Straxa ucieszyło. Chwycił za kufel i znowu napił się piwa. Nie było takie złe, chociaż do najlepszych gatunków to mu było daleko. Stary weequay zasiedział się trochę w lokalu, oczywiście pijąc z Wiktorem, co się mogło nieco źle dla obu panów skończyć. Po dwóch godzinach intensywnego zwilżania gardła i wymienianiu się przeróżnymi opowieściami (część oczywiscie podkolorowana) Strax w końcu wyczłapał jakoś z Pijanego Rancora, czując się właśnie jak tytułowa bestia. Wyrzygał się na ulice i poszedł do aerowozu, który oczywiście prowadził po pijaku. Wiadomość o zbiórce Wiktor dostanie później.

www.sp.pun.pl www.obozowa38bc.pun.pl www.motoexstreme.pun.pl www.prostowserce.pun.pl www.iskrosno.pun.pl