MOC - 2013-01-08 15:58:48

Znajdujące się w budynku Senatu biuro Najwyższego Kanclerza było jednym z najważniejszych miejsc z punktu widzenia całego systemu demokratycznego Republiki. To tutaj odbywały się wszystkie narady rządu, tutaj planowano wszelkie decyzje odnośnie dalszej polityki i ostatecznie to tutaj kanclerz przygotowywał się przed sesjami senatu.
Biuro Kanclerza zajmowało wiele pomieszczeń. Głowna Hala Wejściowa służyła do przyjmowania wszystkich oficjalnych delegacji, tutaj najczęściej następowało powitanie, według protokołów dyplomatycznych. Tutaj też urzędowała osobista asystentka Kanclerza, która ustalała harmonogram jego wizyt.
Gabinet Oficjalnych Spotkań to nic innego jak biuro kanclerza w którym przyjmuje on wszystkie oficjalne delegacje, oraz bardziej prywatnych gości. Wejście do gabinetu blokują zdobne, blasteroodporne drzwi oraz pole siłowe uruchamiane w przypadku ataku. Od czasu Oblężenia ochronę znacznie wzmocniono. Po przejściu drzwi znajduje się niewielka przestrzeń przed schodami prowadzącymi do głównej części gabinetu. Zaraz przy wejściu znajdują się dwa symboliczne posągi. Dalej po wejściu po schodach wszyscy goście stają na przeciwko rozległego biurka, za którym zasiada Najwyższy Kanclerz. Za nim znajduje się pancerne okno z panoramą Coruscant. Przed burkiem znajdują się wygodne, eleganckie fotele dla gości. Ich wielkość i liczba uzależniona jest od danej delegacji. Kolory w biurze utrzymane są w błękitno, srebrnych i złotych barwach odpowiadających kolorom Republikańskim.
Biuro Prywatne - służy do wszystkich nieoficjalnych i prywatnych spotkań, gdzie atmosfera jest dużo luźniejsza. Podobnie jak i wcześniejsze pomieszczenia, to prywatne utrzymane jest w podobnej tonacji kolorystycznej. Znajduje się tutaj dużo więcej wygodnych mebli, takich jak sofy, stoliki na kawę itp. Biurko za którym najczęściej siada kanclerz również znajduje się przed oknem, jednak sam widok jest skromniejszy a sam mebel przystosowany jest do pracy biurowej. Ma wbudowane komputery (aż trzy) i holoprojektor.
W dalszej części znajdują się prywatne pokoje Kanclerza.

James - 2013-01-08 16:18:32

Grupa Jamesa przybyła przed czasem. James przewidywał problemy, wprawdzie o Siscu uprzedził i tak dalej, jednak na żywo robił on znacznie większe (tak, to dobre słowo) wrażenie, i wiadomo. Konieczne jest sprawdzić wszystko raz jeszcze. Oczywiście James miał przy sobie kilkanaście zaświadczeń o tym, ze Sisco jest rozbrojony i bezpieczny.
No i – co tez nie jest bez znaczenia – nie wiadomo jak Sisco będzie reagował, trzeba mu dac więcej czasu an dreptanie w miejscu i oglądanie, jak się do wystroju przyzwyczai, to powinno być ok, bo tu wszystko podobnie.
Jednak do konkretów. Przyjechali tu kanionerką, dzięki uprzejmości (a raczej obowiązku współpracy z  jedi) Służb Bezpieczeństwa. Z lądowiska kanclerza dotarli tu bez problemów. Był tu nie tylko James, ale i Mac w roli sekretarki i pomocy technicznej (bo James był dyplomatą), Leri, w charakterze opiekunki do dziecka, no i dziecko. Sisco oczywiście.
Pierwszym przystankiem była główna hala, na oswojenie się.

Leri - 2013-01-08 16:25:19

Leri cały czas przebywała w pobliżu Sisca, ale w rozmowie z Jamesem nie ukrywała, że ten pomysł nie za bardzo jej się podobał, ponieważ wizyta u kanclerza mogła być na prawdę stresogenna. No i decydująca, jeśli coś pójdzie źle to wylecą z biura z hukiem, w najlepszym wypadku. Fakt, jeśli wszystko dobrze się skończy to mogą wiele zyskać... mimo to obawiała się o wynik tej wizyty. Sama też nigdy nie była w biurze Kanclerza a jego samego oglądała tylko w holonetowych wiadomościach. Nigdy nie dostąpiła zaszczytu spotkania się z nim osobiście, więc to też troszkę ją denerwowało. Ale była tutaj dla Sisca i dla niego postara się jak najlepiej.
Kroczyła więc u jego boku, ubrana w oficjalne szaty Jedi, no bo jednak to był prestiż znaleźć się tu. Urząd Kanclerza wciąż otaczany był szacunkiem a jego pozycja względem senatu dosyć silna.
- I jak się czujesz Sisco?
Troskliwie zapytała się zabraczka, poklepując go po boku. Dla niego to spore wyzwanie, chyba największe w jego dotychczasowym życiu.

Sisco Hasupidona - 2013-01-08 16:33:16

Pewnie się wszyscy będą oglądali. Pewnie się wszyscy będą bali.
Ale najbardziej bał się Sisco. Wcześniej mu nagle wparowali, zaczęli gadać, że kanclerz i że NIE WOLNO fuczeć, zwłaszcza na kanclerza, NIE WOLNO podchodzić za blisko, NIE WOLNO odzywać się nie pytanym, najlepiej nie patrzeć, nie oddychać, nie ruszać się i w ogóle NIE NIE NIE, bo protokół, bo działa, bo strażnik, bo kanclerz się boi.
Wszyscy się boja, a Sisco ma zachować zimną krew.
Stal teraz tutaj za nimi. Na działach miał paski, by można było go trzymać, za rączkę lub na sznurku, jak psa. Serce mu waliło ze niemal fizycznie było słychać. Przysiadał co chwile na nogach, na każdą obcą osobę czy dźwięk, nie wiedział, co ma ze sobą zrobić, masakra.
Dobrze, ze chociaż James z nim porozmawiał wcześniej, bo on nie wiedział co to kanclerz. Myślał ze to jakiś mebel...
teraz w tym obcym miejscu Sisco zachowywał się – można powiedzieć – wzorowo. Czyli – był tak „ustawiony dyplomatycznie” ze nie śmiał się nawet ruszyć, bo na pewno zrobi to źle.
Na szczęście dostał przed wizyta dość silne leki uspokajające, bo inaczej pewnie byłaby katastrofa. Nie, n pewno by nic nie zrobił. Po prostu by był swobodny, by łaził, oglądał, pytał – jak to on.
A teraz? Nawet się nie tulił.
Jednak źle ze James to powiedział tym swoim wspólnikom z uczelni.
Leri miała racje – wizyta u kanclerza była bardzo stresogenna.
- Dobrze – odpowiedział, niemal natychmiast, jak tresowane zwierze – komenda – wykonanie.  Owszem, nie wszystko rozumiał, ale wiedział że ma pójść dobrze bo jak pójdzie niedobrze, to – no to po prostu koniec, można iśc, położyć się i umrzeć.

MOC - 2013-01-08 16:45:11

By dostać się do biura Kanclerza trzeba było przejść przez kilka poziomów budynku Senatu, więc siłą rzeczy wszyscy byli na widoku. Co prawda pora była już późniejsza, tak by zminimalizować wszelkie problemy, ale i tak tu i tam kręciły się różne osoby i wszyscy bez wyjątku przystawali, gapili się i coś tam do siebie mówili. Jutro w mediach pewnie będzie wrzeć - Droid w budynku Senatu.
No ale to jutro.
Droga do gabinetu była w miarę prosta a Straż Senacka była poinformowana o wizycie, więc problemów nie było. Grupa Jamesa przeszła przez główne drzwi i weszli do Głównego Holu, na końcu którego znajdowała się recepcja. Biedna asystentka jak tylko zobaczyła Sisca to zbladła i od razu powiadomiła kanclerza, że goście przybyli. Wokół niej zaś zgromadziło się czterech Strażników w błękitnych pancerzach i pod bronią. Dowodził nim zaś kobieta rasy iktotchi o surowym rysie twarzy. nie zareagowała jakoś szczególnie na pojawienie się gości.
Wszyscy czekali aż grupka podejdzie, po czym dowódczyni wystąpiła przed szereg. Również miała na sobie błękitny pancerz, jednak bez hełmu i broni.
- Witaj mistrzu Jamesie.
Na piersi miała małą plakietkę z napisem "Kapitan Vio Akhran". Barabel jednak powinien przynajmniej kojarzyć ją z widzenia.
- W gabinecie będę obecna ja i dwójka strażników, dla bezpieczeństwa.

James - 2013-01-08 16:55:25

James starał się unikać zbiegowiska wokół Sisco, nawet jeśli ten się denerwował, to jednak póki co – dwie osoby przy nim to za wiele. Kontrolował sytuacje w Mocy. Młody był trochę za bardzo zaszczuty, ale na pewno z  czasem się rozluźni i będzie łatwiej. Miał prawo się bać, może trochę przesadzać, ale najważniejsze – by nad sobą panował. A na razie idealnie było.
Jednak – on nigdy nie będzie traktowany tak, jak się go powinno traktować, cały czas będą wobec niego wyższe wymagania. I narzekania, ze ich nie spełnia, jeśli nie spełnia. Bardzo przykra sprawa, ale fakt. Trzeba go jak najszybciej przyswoić.
  Zanim James zarządził podejście, jeszcze obejrzał się do tyłu, na Sisco (i Leri) i uśmiechnął się.
- Spokojnie. Wygląda jak na filmach, ale jak już się jest w środku to zupełnie inaczej... – pocieszył i ruszył, prowadząc ich za sobą, aż do pani kapitan.
Czy było inaczej? Mniejsze pomieszczenie, więc się można bezpieczniej poczuć.
James skłonił się po dżedajski pani kapitan.
- Oczywiście, nie mamy żadnych zastrzeżeń ku temu
Musiał tak powiedzieć, choć w rzeczywistości mimo wszystko dziwnie się poczuł. Zawsze jak spotykał się z kanclerzem, to sam na sam, ewentualnie z innymi uczestnikami rozmowy. Bez straży

Leri - 2013-01-08 17:02:32

Poklepała go pocieszająco i zamilkła bo weszli do środka. Nigdy tutaj nie była, więc to była taka sama nowość jak dla Sisca. Rozglądała się z ciekawością po całym holu bo urządzony był całkiem elegancko. No ale w końcu to był gabinet najważniejszej osoby w Republice, to coś znaczyło.
Gdy Leri dostrzegła strażników to trochę się zaniepokoiła, no bo obecność dodatkowych osób może nieco niekorzystnie wpłynąć na Sisca, który już teraz był mocno zaszczuty tymi wszystkimi pouczeniami, zakazami i tak dalej. To było dla niego spore obciążenie.
- Spokojnie, poczekamy chwilkę aż będziesz gotowy, dobrze?
Nie była pewna czy tak się da, ale lepiej chwilkę poczekać i być pewnym reakcji Sisca niż na szybko go upchnąć do gabinetu a potem czekać aż wybuchnie.
Na powitanie pani kapitan skinęła głowę i czekała.

Sisco Hasupidona - 2013-01-08 17:21:41

Tu chyba nikt nie oczekiwał z uśmiechem aż im Sisco cały rozklikany zacznie zwijać dywany i otwierać szafki. Owszem, to urocze, ale jak się już go dłużnej zna. A teraz? Troje jedi i maszyna, szczególnie z daleka pod wysokim sufitem widać było, jaki jest ogromny, szczególnie w ruchu, nawet jeśli szedł małymi kroczkami i co chwile uginał nogi. Jego najwyższy punk w stosunku do Leri był  dwie trzecie jej wzrostu wyżej niż jej głowa. Do tego sztywność ruchów i nienaturalny spokój – nikt nie mógłby nawet w najszczerszych intencjach pomyśleć, ze to żywa istota. Bo to w ogole na nic nie reagowało.
Z zewnątrz.
Kiedy zobaczył ta kobietę ze straży to wydała mu się tak straszna, ze – nie mając innej formy obrony przed nią, po prostu wyłączył przednie fotoreceptory, w myśl zasady „jak czegoś nie widzę to tego nie ma”. Lub przynajmniej przestaje być takie straszne.
Strażników bał się mniej, oni mieli zakryte twarze i wyglądali trochę jak jakieś posągi czy inny rodzaj ozdoby wnętrza. Sisco „puszczony wolno” zapewne szybko by do nich podszedł by sobie obejrzeć.
Zatrzymał się trochę za blisko pleców Jamesa – cóz, szkolony w tym nie był, więc kiedy zawisły te dwie olbrzymie armaty po jego oby stronach, a za głową jedi unosił się złowieszczo ponury czarny metalowy kadłub, to zadziałało na wyobraźnie. A Sisco po prostu tak udawał, ze go nie ma.
Wybuchu nie należało się spodziewać, no, chyba ze nagle ktoś weżnie miotłę albo mopa i zacznie Sisca straszyć – wtedy będzie uciekał.
W sumie ucieczka gorsza niż obrona, bo jakby zechciał się bronić to i tak nic nie zrobi bo działą puste.
Leri nie odpowiedział, bo byli za blisko tych obcych, Sisco się przy nich nie odezwie, bo „oni zobaczą że on tu jest”.
Oczywiście nie miał wątpliwości, ze oni go widza, i on jak zamknie oczy to nie zniknie, jednak czuł się bezpieczniej taki zamknięty sam w sobie, jak najgłębiej. Bo jak walniesz w metal, to metal wytrzyma. Byleby nie walnąć w Sisca

MOC - 2013-01-08 17:36:35

James był mistrzem Jedi, powszechnie znanym i szanowanym, więc dodatkowa ochrona nie była potrzebna. Teraz jednak sytuacja była inna bo towarzyszyła mu trójka nieznajomych w tym wielgachny droid. A pani kapitan pomyślała ponuro, że gdyby to od niej zależało to w ogóle by nie dopuściła do tego spotkania, albo umieściła tam i dwudziestu strażników. Bo Sisco robił wrażenie ale negatywne. Wielkie działa, wielkie cielsko. Jak się tu takiego nie bać? Kanclerz zdecydował jednak tak a nie inaczej.
- Dobrze. Zapraszam do środka
Iktotchianka wyprężyła się i odwróciła, podchodząc do drzwi, które następnie posłusznie się rozsunęły. Ona i dwójka strażników weszła do środka. Gabinet w ogóle się nie zmienił od czasu ostatniej wizyty Jamesa. Najwyższy Kanclerz Janarus siedział za swoim biurkiem i oczekiwał na gości.
Dorian Janarus był już starszym człowiekiem. Jego twarz pokryta była zmarszczkami, zaś gęsta broda oraz włosy były już całkiem siwe, zdradzając jego podeszły wiek, chociaż mógł to być też skutek zmartwień i trosk jakie go trapiły od czasu Traktatu z Coruscant.
- Witaj mistrzu Jamesie. Czy mógłbyś przedstawić swoich towarzyszy?
Zapytał kanclerz ale jego wzrok utkwiony był w Siscu. Wiedział kto go odwiedzi, ale takie oficjalne przedstawienie się pozwalało przełamać pierwsze lody

James - 2013-01-08 17:55:09

To wszystko było naturalne. I to co się działo w głowie tego biedactwa za nim, jak i tej pani przed nim. Nie można mieć pretensji, po to ewolucja dała oczy, by ostrzegały przed oczywistym zagrożeniem, a jak ktoś wie do czego służy broń palna, to o co mieć pretensje.
Z drugiej strony o co i jakim prawem mieć pretensje do tego niewinnego stworzenia, które nie wygląda tak ze swojego wyboru.
Dlatego też dziś tu byli. By choć trochę ta niesprawiedliwość ukrócić. Dac Siscowi choć ułamek procenta tej szansy która dostaje każdy rodzący się na Coruscant obywatel.
Nie ma co się teraz przed gabinetem rozwodzić i układać w głowie przemowy. James nie jest już padawanem.
Skinął głową, i wszyscy weszli. Za Jamesem. A kiedy weszli w gabinecie zdało się być ciasno. Dlatego, ze zazwyczaj był tu z kanclerzem sam.
Bardzo szanował tego człowieka. I lubił go, choć nigdy nie doszło między nimi do śmielszej poufałości.
James wszedłszy odczekał, az drzwi się za nimi zamknął, dał kilka chwil Mocy na zbadanie nastrojów w grupie – nie wykluczał, ze Sisco nagle postanowi wyjść, ale dawał temu jakieś pól procenta szans.
A kiedy wszystko było dobrze, skłonił się kanclerzowi.
- Witam, Kanclerzu, bardzo się ciesze że ponownie się spotykamy – uśmiech Jamesa był szeroki i szczery. Na pewno nie był tu uśmiech podlizującego się dygnitarza.
Wystąpił o krok i przedstawianie zaczął od swojej prawej:
- To mój uczeń, rycerz jedi Mac Joccuki, czasem to ze mną przylatywał ale nigdy nie wchodził – Mac skłonił się kanclerzowi. Tez był przejęty, no ale w tym przypadku chyba oczywiste ze na przejecie rycerza jedi nikt nie zwraca uwagi. I dobrze, bo jakby ktoś zwrócił to by pogroził palcem, recytując kodeks.
- To rycerz jedi Lerienne Dantierri. Przybyła dziś w charakterze pomocy wychowawczej. A to...
Teraz odwrócił się bokiem do kanclerza, ale i zarazem bokiem do Sisco, czyniąc tak, by Kanclerz ujrzał go w całej okazałości. Nie ma co przed kanclerzem ukrywać. Zas James sięgnął reką by zamaszyście pogładzić bok wielkiego droidziego łba.
- To jest właśnie nasza gwiazda, Sisco Hasupidona. Jest jeszcze trochę wystraszony, ale na pewno szybko mu przejdzie i się trochę ośmieli

Leri - 2013-01-08 18:03:35

Leri cierpliwie czekała na rozwój wydarzeń, nie wtrącała się do rozmowy Jamesa i tej pani kapitan. Ona tu była tylko pomocą wychowawczą, ewentualnie mogła wystąpić jako świadek. Cieszyła się, że to barabel będzie prowadzić całą rozmowę, bo w końcu z kanclerzem jako tako się znali. Wiedział więc jak poprowadzić rozmowę by ich z gabinetu nie wyrzucono.
A kiedy drzwi się otworzyły i wszyscy zaczęli wchodzić to Leri klepnęła w bok Sisco.
- No mały, wchodzimy.
No i weszła razem z nim, blisko jego boku by go w razie potrzeby uspokoić. Gabinet kanclerza robił wrażenie, był elegancki ale w pewien sposób surowy, nic nie rozpraszało uwagi. A widok zza okna zapierał dech w piersiach.
Zabraczka patrząc na tego człowieka uświadomiła sobie, że na jego barkach spoczywa odpowiedzialność za utrzymanie jedności w Republice, co nie było łatwe. W Holonecie co chwilę można było usłyszeć o jakimś ruchu separatystycznym. A mimo to wszystko jakoś wytrzymywało razem.
Gdy została przedstawiona to ukłoniła się kanclerzowi zgodnie z protokołem ale pozostała na miejscu.

Sisco Hasupidona - 2013-01-08 18:17:45

No i Mały wszedł. Grzecznie, cichutko. Nóg pilnował, jakby pijany był, jakby się miał zaraz wygrzmocić. Na szczęście sztywności w nim nie było widać, bo jednak metal się nie spina. Chociaż pobór mocy dużo wyższy niż zawsze, ale do aparatury diagnostycznej go na tą wizytę nie podpinali.
Widok gabinetu nie wywołał w nim gwałtownych reakcji, nie wystraszył, chociaż do okna to on miał ochotę podejść i sobie po wyglądać. Ostatnio wyglądanie z okien, o ile tylko miał okazje, a nieczęsto, było jedną z bardziej fascynujących rozrywek.
Sisco bardzo cierpiał z powodu niedostatku bodźców. Teraz jednak zachłysnął się nimi, po kilku dniach siedzenia w gabinecie było jak dla człowieka kilkudniowe zamkniecie ie w kiblu. Owszem, można pobawić się klapa od sedesu, ale w końcu się znudzi.
   Kiedy weszli miał przebłysk świadomego myślenia między tym stresem. I pomyślał sobie wtedy: gdzie ten kanclerz (przednie fotoreceptory znowu działały). Owszem, dostrzegł jakiegoś dziadka, ale... no, jemu się wydawało ze ten kanclerz, co jest taki ważny, to... no jakiś dorodniejszy będzie. Większy. Może w jakimś płaszczu takim ciągnącym się. Czerwonym, z kołnierzem z  futra. I jakąś insygnia władzy będzie miał.
A tu nawet tronu mu nie dali, tylko takie biurko...
Nie no – dziwne. I może nawet by się zdziwił, łepek przekręcił, ale znowu cis się zaczęło dziać, ten człowiek wgapił się w Sisco,a  jego znowu dwa kroki do tyłu – w przenośni, bo w rzeczywistości nawet się nie ruszył. I nie ukłonił – bał się ruszyć. Za to jak James go dotknął, to usłyszał takie ciche: chik.... i za chwile znowu: chik.
Czkawki dostał. Pewnie się też posikał, ale jego budowa była taka a nie inna, ze tego nie widać.

MOC - 2013-01-08 18:30:39

Iktotchianka stanęła na baczność tuż za fotelem kanclerza a pozostali dwaj strażnicy ulokowali się pod ścianami. Broń trzymali w dłoniach, ale skierowaną ku górze, jak na paradach. Wyprostowani i milczący, żaden z nich się nie odezwie, ale w przypadku zagrożenia zareagują od razu.
Kanclerz zaś siedział sobie wygodnie w swoim fotelu, był lekko przygarbiony i ewidentnie zmęczony, ale starał się nie okazywać tego po sobie. Ubrany był w długą niebiesko-szarą szatę z insygniami jego władzy.
- Witam wszystkich. Proszę usiądźcie jeśli to wam nie przeszkadza
Wskazał na trzy przygotowane fotele stojące przed jego biurkiem. Jedno nawet przystosowane było dla rasy barabelów, a więc było specjalny otwór na ogon, więc i James mógł wygodnie sobie usiąść.
Janarus oparł łokci o blat biurka i splótł ze sobą dłonie, na które następnie oparł swój podbródek. Teraz zaś skupił się na Jamesie.
- Teraz lepiej rozumiem twoją wiadomość mistrzu Jamesie. Sisco jest... cóż imponujący. I trochę przerażający. Rozumiem też dlaczego SIS jest zaniepokojone całą tą sytuacją. Przejdźmy może jednak do konkretów. Zapoznałem się z przysłanymi mi materiałami, jednak tylko pobieżnie. Mógłbyś mistrzu bardziej przybliżyć mi cały ten problem?
Kanclerz zaczął spokojnie całą tą rozmowę. Właściwie oczekiwał teraz na przedstawienie swojego planu przez barabela.

James - 2013-01-08 18:46:20

Jeszcze trochę popieścił olbrzymią maszynę, jakby chciał pokazać, jaki jest on niegroźny, choć teraz to mały dawało efekt bo ten się ani nie połasił, ani nawet nie pomruczał. Ale czkawki dostał – pewnie za daleko by kanclerz to zauważył. Kiedy zaproszono ich do siadania, wskazał swojej świcie – tej mniejszej, by siadali. Tylko żadne na jego fotelu!
– Bardzo dziękuję. Ja jego tylko przestawię... chodź, Sisco, chodź, nie bój sie – James zawsze był ekspresyjny, tak teraz, głos zmiękczył, złapał za uprząż na dziale i tak Sisca „przestawił” - on na pewno za nim pójdzie, bo czemuż by nie, no i James zaprowadzi go za fotel Leri, tam gdzie na pewno będzie się czuł bezpieczny. Jeszcze go poklepał i zostawił, ale baczenie na niego miał, póki nie usiadł i nawet jeszcze chwilę po tym, jak szatę poprawiał.
A potem już znowu powędrował spojrzeniem na kanclerza.
- Najważniejszy jest pierwszy rozdział dokumentacji, raporty CSB. Nasz Sisco miał dużego pecha w życiu, dlatego właśnie jest taki... imponujący, choć to zupełnie niegroźne stworzenie. A przynajmniej nie bardziej niż zwykły przechodzień. Moc chciała ze natknął się na nas. A my wiemy, ze jeśli czegoś nie zrobimy, to on po prostu jest skazany na margines, jeśli nie na śmierć. Dlatego robimy „coś”. Chcemy wyrobić mu obywatelstwo, przygotować do życia... on jest młody, powinien do szkoły chodzić, i to do niskiej klasy. – obejrzał się do tyłu na Sisco. No – pomyślał sobie – dobrze, ze kanclerz mnie zna, bo jakby tak jakiś obcy nawet najdostojniejszy dyplomata przyszedł i zaczał tłumaczyć ze maszyna bojowa do masowej eksterminacji jest „młoda” i powinna chodzić do szkoły, to by się tylko kanclerz w czoło postukał.
- Sisco jest wielkim testem dla republikańskiego społeczeństwa, któremu konstytucja gwarantuje równość. Ale chcielibyśmy jednak to wyzwanie podjąć...

Leri - 2013-01-08 18:56:48

Gdy poproszono ją o zajęcie miejsca to w pierwszej chwili zerknęła na Jamesa niepewna tego czy powinna to zrobić. Miała w końcu pilnować Sisca... ale najwyraźniej barabel zajął się nim, więc nieco bardziej rozluźniona podeszła do fotela, wybierając ten bez otworu (ten zapewne był przeznaczony dla Jamesa) i usiadła na nim, nieco sztywno bo jak tu się rozluźnić w towarzystwie kanclerza? Czuła się mniej więcej tak samo jak podczas spotkań z Radą. Spięta, poważna no i wieczne pytanie: co zrobić z rękoma? Póki co oparła je o swoje kolana i czekała. Nie odwracała się, bo to by mogło być uznane za niegrzeczne. Ale w Mocy "patrzyła" na Sisca i Jamesa.

Sisco Hasupidona - 2013-01-08 19:05:28

Siscowi nawet przez myśl nie przeszło się postawić czy okazać nieposłuszeństwo. Można bo było przesuwać, przestawiać, ustawiać – jak się tylko chciało. I to było bardziej wymowne niż przytulanie – w pewnym sensie, bo posłuszeństwo jest rzeczą droidów,a  on wyglądał jak droid i póki co nie pokazał nijak ze jest czymś więcej – oprócz dostania czkawki, którą nadal miał, ale pewnie tego nie słychać. Został postawiony za fotelem Leri, i tam stał. Tak trochę bokiem, nie zupełnie przodem do kanclerza, ale oczywiście widział go, choć miał jego postać na łączeniu pola widzenia przedniej i prawej pary oczek.
Nie czuł się skrępowany tym ze mówią o nim przy nim. Był przyzwyczajony, tak się zazwyczaj przy nim mówiło, tylko garstka istot traktowała go jak żywą istotę. I chyba tylko James po ostatnim zdarzeniu domyślał się ile tak naprawdę Sisco rozumie. Większość uważała, ze on jest „mały i nic nie łapie”.
A on bardzo dużo rozumiał.

MOC - 2013-01-08 19:16:44

Janarus obserwował ze spokojem te ciąganie Sisca i nawet nie drgnął, gdy stanął on za fotelem Leri. Za to jego ochrona nieco bardziej się wytężyła, ale nikt niczego nie powiedział ani nie wykonał żadnego gwałtownego gestu. Mimo to czuć było to napięcie które się tutaj zrodziło. To nie było swobodne spotkanie.
Kanclerz wysłuchał opinii barabela i co jakiś czas mu przytakiwał. Jednak na wieść o pójściu do szkoły nieco się zjeżył.
- Współczuję mu mistrzu Jamesie, każda osoba zasługuje na szansę spokojnego życia, ale los nie zawsze nam to umożliwia. W zakresie obywatelstwa mogę tylko dać mu zielone światło, resztą muszą zając się odpowiednie urzędy, nie będę mu odmawiał prawa do życia w Republice. Jednak... szkoła? Nie jest to zbyt ekstremalne?
Zapytał nieco ostrzejszym tonem i spojrzał całościowo na Sisca. Wielki droid, do tego nie humanoidalny a więc budzący niepokój. W dodatku działa, które przerażają. Nie wyobrażał go sobie w zwykłej szkole. Ani nawet w specjalnej.
- Taka decyzja będzie budzić uzasadniony sprzeciw. O ile znajdzie się szkoła, która go do siebie przygarnie
Janarus szczerze współczuł istotom takich jak Sisco, któzy wiele w życiu wycierpieli z powodu wojny i Sithów. Ale takich osób były miliony, sieroty, bezdomni, okaleczeni. Inni mieli jeszcze gorzej bo trafiali do niewoli Imperium a gdy byli wypuszczani to bardziej przypominali roślinkę.
- Jednak mistrzu proszę byś wyjaśnił mi w jaki sposób byś to zaplanował?
Czyli nie mówił z góry nie. Ale raczej trzeba będzie użyć porządnych argumentów by go przekonać.

James - 2013-01-08 19:33:25

Urzędy już zostały poinformowane, nikomu nie przeszło nawet przez myśl by osoba wielkiego kanclerza miała załatwiać nasze sprawy,  jednak pewne poparcie jest tutaj konieczne, a dlaczego to widać. Oczywiście także posiada wszelkie dokumenty. Niedługo mu zdjęcie zrobimy. Ładne – znowu odwrócił się do tyłu by spojrzeć na Sisco, uśmiechnął się, ale nie spodziewał się reakcji.
No i wrócił do rozmowy.
- No cóż, jeśli republika ma mieć pożytek z jego osoby, istotę uczciwie i godnie żyjąca i odprowadzająca podatki, musi zdobyć wykształcenie. On na razie o świecie wie bardzo niewiele. A nie ma tu mamy która mogłaby go nauczyć. Ma siostrę która leży w szpitalu. Nie zna nawet języka. Kolejni pretendenci do zasilenia biedy w dolnym mieście.
Sisco nie jest niebezpieczny. Niczego takiego nie powiedziałbym, jeśli nie byłbym tego pewien. Wstępnie znaleźliśmy jedną placówkę, która mogłaby się zgodzić na to. Oczywiście zawsze przyda się stosowne poparcie. Istota, każda istota niewykształcona, z nieukształtowanym światopoglądem i niesocjalizowana funkcjonuje niżej. Jest nieszczęśliwa i rozsiewa nieszczęście wokół siebie. Na Coruscant jest aż za wiele wegetujących od zasiłku do zasiłku tak zwanych nieporadnych społecznie. Jeśli mamy w rekach istotę, która miała gorszy start i nie spełnia naszych społecznych wymogów, ale nadaje się psychologicznie do przystosowania do społeczeństwa w sposób taki, ze będzie w stu procentach wydajna, to ja myślę ze bluźnierstwom wobec mocy jest nie dac szansy. Dlatego,ze działa? Są rozbrojone, można je także zdemontować. Ze duży? No duży, ale w ławce siedzieć nie musi. On sobie poradzi, to jest naprawdę mądra istota. Fajny dzieciak. Sisco?
– Znowu się odwrócił, by nawiązać jakiś kontakt z nim. Wypadałoby, by teraz on trochę w swoim imieniu powiedział. Może da się namówić.

Leri - 2013-01-08 19:35:47

//Puszczam kolejkę//

Sisco Hasupidona - 2013-01-08 19:43:20

Strasznie się bał, i bardzo denerwował, no ale – nie był głupi. Doskonale się domyślał, co takie spojrzenie i zachęcanie oznacza. Głos Sisca by tak „fajnie wyglądał” w tej dyskusji. czarny droid stał z łbem skierowanym trochę  obok, licząc Leri rogi, choć już dawno były policzone. Ale mógł się nimi trochę pobawić, porozciągać na nich gumkę w wyobraźni, czy coś.
I nagle  -ruch. Łbem. Na kanclerza. Działami nie, działa pozostały w poprzedniej pozycji – lekko do dołu (choć gdyby zaczął strzelać to taka pozycja by wystarczyła).
Spodziewał się ruchów bronią strażników, może jakichś krzyków. A on tylko chciał wycentrować wzrok. Spojrzeć chciał. I tak chwile trwał, do ewentualnego uspokojenia sytuacji.
- Haze... moja siostra, nie wiedziała, ze tu tak jest. Gdyby wiedziała, nie przylecielibyśmy tu. Nie robilibyśmy wam kłopotu. Przylecieliśmy, ale ona naprawdę nie wiedziała...
Odezwał się. Głos miał pasujący do wyglądu. Silny, mocny, a kiedy było się blisko, wręcz rezonował w klatce piersiowej. Teraz jednak Sisco odezwał się cicho,a  głos brzmiał jakby brakło mu zasilania. Taki drżący.
- Ale ja tu nikogo nie zabiłem. Nie kłamię. I nie zabije, przysięgam...

MOC - 2013-01-08 19:57:27

- Moje biuro może poprzeć wniosek, jak również podciągnąć Sisco i jego rodzinę pod rządowy program pomocy dla ofiar wojny. Formalności jest niewiele, a ułatwi to im początek nowego życia tu na Coruscant.
Kanclerz generalnie był chętny do pomocy wszystkim ofiarom wojny i robił co mógł by im jakoś ułatwić rozpoczęcie nowego życia w granicach Republiki. Siscowi też w miarę możliwości pomoże, ale nie mógł nadużywać swojego urzędu do pomocy jednej osobie. Skupiał w swym ręku wielką władzę, ale też miał wielką odpowiedzialność i wiele osób patrzyło mu na ręce czekając na jego potknięcie.
- Mistrzu Jamesie, w twych ustach brzmi to bardzo szlachetnie i prosto. Jednak brutalna rzeczywistość jest inna. Osobiście nie mam nic przeciwko temu by posłać Sisca do szkoły, nie jestem uprzedzony. Jednak to wymaga zgody dyrekcji danej szkoły, rady nadzorczej, rodziców, nauczycieli. A ja nie mogę wysłać do danej szkoły nakazu, by go przyjęli z uzasadnieniem, że mistrz Jedi twierdzi że jest niegroźny i ma takie samo prawo do nauki jak każdy inny obywatel. To byłoby pogwałcenie fundamentalnych praw demokracji. Proponowałbym na razie nauczanie indywidualne, koszty można znacznie zminimalizować poprzez wpisanie Sisca w kolejny rządowy program pomocy sierotom na przykład. To da czas na przygotowanie gruntu pod nauczanie szkolne.
A więc kolejna dyplomatyczna odpowiedź Janarusa, nie był przeciwny ale na razie stopował zapędy Jamesa z jego chęcią posłania Sisca do szkoły. Kanclerz zajmował się polityką od kilku dekad, wiedział dokładnie jak funkcjonuje Republika i Coruscant. Wiedział, że najtrudniejsza batalia będzie związana z rodzicami. Bo który rodzic z chęcią pośle dziecko do szkoły wiedząc, że ma chodzić do jednej klasy z droidem który nieumyślnie może takie dziecko rozdeptać?
No i wtedy Sisco wylewnie odżył i faktycznie strażnicy zareagowali nieco gwałtownie, sięgając po broń, jednak Janarus uniósł dłoń, stopując ich zapędy. Pani kapitan i jej ludzie niechętnie schowali broń i powrócili do obserwacji.
- A nie rozważaliście z siostrą tego by polecieć gdzieś indziej? Na jakąś inną planetę?
Zwracał się do Sisca, ale spojrzał też wymowniej na Jamesa z zapytaniem, czy on nie rozważał tego by przenieść ich na mniej zatłoczoną i spokojniejszą planetę?
- Wierzę, że nikogo nie zabiłeś. Skoro mistrz James tobie ufa to ja też zaufam. Niestety to nie jest takie proste. Nie wszyscy ludzie ufają Jedi czy mnie. Wiele osób boi się też inności.

James - 2013-01-08 20:11:34

- Nigdy z góry nie zakładam, ze coś mi się powiedzie, pójdzie po mojej myśli od razu, czy uda się bez wysiłku. Ale jestem Jedi. Nie poddaje się „bo trudności” – uśmiechnął się delikatnie. W wielu kwestiach uczył się od kanclerza polityki. Zwłaszcza jak już poznali się osobiście. James owszem, w wielu kwestiach nie nadążał. Ale jak rozmawia ssie z ludźmi – nawet z rodzicami – wiedział doskonale. Teraz w pewnym sensie sam był rodzicem Sisco. Osobą która za niego odpowiadała – na razie oficjalnie, ale niedługo także na papierze. Za niego, za jego siostrę – będzie podpisywał się swoim nazwiskiem. Zaangażował się, ale bez zaangażowania jedi i teraz – nawet kancelarii kanclerza, to nic by nie zrobili. Zatrzymaliby się na pierwszym druku który nie zostałby zaakceptowany.
Oczywiście jeśli mimo wysiłków, nie będzie się dało, będą musieli ustąpić, wtedy obierze inną drogę.
- To nie tylko pomoc jednej sierocie, to symbol tego, jak wiele można, jeśli się ma siłę. Tysiące obywateli wegetuje, bo nie korzysta z oferowanej pomocy kształcenia. Nie korzysta bo nie ma wzorców. Naprawdę przydałby się jakiś spektakularny sukces
A z Sisca był bardzo dumny ze ten się odezwał, choć podejrzewał, ze biedak to potem odpiszczy w kącie.

Sisco Hasupidona - 2013-01-08 20:14:33

- tak, wiem – odpowiedział cicho Sisco, nie ruszając się, by nie prowokować straży – Ja też się boje wielu osób. Haze mówiła, ze jest też taka planeta Nas Szada. Ale ostatecznie przylecieliśmy  tutaj – popisał się swoją niewiedza, ale czym innym miałby, kiedy wiedzy nie miał. Kiedy naprawdę nie miał pojęcia,a  Haze niewiele więcej.

MOC - 2013-01-08 20:25:17

- Mądrze powiedziane, jednak lepiej jest wiedzieć jakie trudności nas czekają. Dzięki temu możemy zaplanować poszczególne kroki
James napotka na swej drodze wiele trudności, co do tego nie było wątpliwości. Ale dzięki rozwadze, cierpliwości i determinacji ma szansę zwyciężyć. Poza tym jego uwaga o spektakularnym sukcesie podziałała też nieco bardziej kusząco z rozmaitych względów. Pozwoliłoby to na rozładowanie pewnych problemów związanych z uchodźcami, do tego przedstawiłoby to w korzystniejszym świetle biuro kanclerza i jego politykę.
- Pomysł uczynienia z Sisca pewnego symbolu jest nader interesujący. Jednak trzeba tu zastosować metodę małych kroczków. Wszystko po kolei... z twojej wcześniejszej wiadomości mistrzu wyczytałem, że istnieje możliwość wybuchu skandalu w związku z twoją inicjatywą przewiezienia Sisca na teren Uniwersytetu. Tym trzeba będzie się zając w pierwszej kolejności... potem porozmawiam z ministrem Daesem, odpowiada on za projekty związane z pomocą uchodźcom. Myślę, że będzie chętny do pomocy
James mógł być zadowolony bo odniósł pierwsze, co prawda maleńkie, ale jednak zwycięstwo. Miał po swojej stronie wsparcie kanclerza, co prawda raczej symboliczne, ale to już coś.
- Cóż, dobrze że zdecydowaliście się jednak na Coruscant. Nar Shaddaa to paskudne miejsce
Tam to by Sisco nie przetrwał nawet dnia.

James - 2013-01-08 20:35:50

Prawdopodobnie tak, w końcu by tak wyszło. Jednak nie miałem lepszego miejsca dla niego, oczywiście im szybciej go stamtąd zabierzemy tym lepiej, bo to nie miejsce dla niego. No, w przyszłości może. Po maturze
Póki co przemilczał zabawną opowieść o tym, jak to „pogryziony” przez Sisca student obnosił się ze swoimi ranami ku uciesze gawiedzi.
Był bardzo zadowolony. Wsparcie kanclerza zawsze jest tylko symboliczne, jednak wchodząc gdzieś i mogąc powiedzieć ze kanclerz zapoznał się ze sprawa i jest za, to 50% sukcesu.
- Ten symbol, Kanclerzu, już zaczął się ziszczać dzięki panu – James uśmiechnął się lekko. Nie ważne, ze mniej mu się podobało tworzenie symboli niż pomoc jednostce, jednak zadziałała zgodność interesów,a  to już było do zaakceptowania.

Sisco Hasupidona - 2013-01-08 20:40:09

Sisco tez przemilczał ze mu już na Uniwersytecie dwa razy krew pobierali i niedługo nie bezie już miał krwi. W takiej sytuacji każdy by gryzł.
Nadal stał nieruchomo, chociaż po ośmieleniu się miał coraz większa ochotę się pokręcić, pooglądać to miejsce chociażby z innej perspektywy niż w bezruchu. Do strażnika już by nie podszedł, ale do okna – do okna to by chciał.
Na odpowiedź o Nar Shaddaa mruknął kwitując odbiór wypowiedzi. I to już fajnie zabrzmiało, tak Siscowo, takie żwawe „mru”. I od razu zaczynał robić się sympatyczniejszy.
Zaś Nar Shaddaa – zapewne Sisco z obecnym nastawieniem szybko by zginął, ale przy odrobinie szczęścia – wystarczyłoby podobna ilość jak tu – trafił by w „opiekuńcze” ręce jakiegoś gangu czy mafii i bardzo szybko by zrobili z niego użytek. O wiele szybciej niż tutaj. Z tym ze oczywiście w inną stronę. Bo Sisco był idealną ciężka jednostką do walki w mieście. Zostałby szybciutko zepsuty psychicznie, ale byłoby mu dobrze, nie znał by innego życia.

MOC - 2013-01-08 20:47:08

- Jeszcze raz życzę wam powodzenia. W wolnej chwili będę przypatrywał się waszym staraniom. Moja asystentka później zajmie się umówieniem wizyty z ministrem Daesem. Życzę wam wszystkim miłego wieczoru a tobie Sisco powodzenia w życiu
To spotkanie można już było uznać za zamknięte, najpotrzebniejsze sprawy zostały chyba załatwione, a Kanclerz miał jeszcze parę innych spraw na głowie. Sukces w tych rozmowach został w pewien sposób osiągnięty, teraz trzeba było poprawnie udokumentować. Senat zaś nie powinien stanowić wielkiego problemu, skoro sam kanclerz błogosławił temu projektowi.

James - 2013-01-08 20:51:49

James wstał i poczekawszy aż jego dżedajstwo powstaje, skłonił się.
- Bardzo dziękuję za pomoc i poświęcony czas. Niech Moc będzie z Panem i całą Republiką – po owym pożegnaniu, machnął dyskretnie, by gawiedź się zabierała, bo on tym razem wychodzi ostatni. Mac się więc ruszył – nadal poruszony, chyba bardziej do Sisca, bo w przeciwieństwie do niego wiedział, czego był świadkiem. I widział kanclerza na swoje własne wyłupiaste oczy.

Leri - 2013-01-08 20:56:54

Leri przez cała rozmowę się nie odzywała, ale to nie znaczy że się nie przysłuchiwała i nie reagowała w pewien sposób na tą rozmowę. Gdy Sisco tak gwałtownie się odezwał to bała się, że strażnicy zareagują gwałtownie. Ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło i kamień z serca jej spadł. A gdy nadszedł koniec spotkania to wstała, pokłoniła się z szacunkiem i odeszła znowu przy Siscu by go pilnować.

Sisco Hasupidona - 2013-01-08 20:58:02

- Dziękuję, sir – odpowiedział Sisco. Kiedy zaczęli się kłaniać, to i on tez – łeb w  dól, i chyba nawet mu się podobało, bo kiedy się prostował, to wydawał juz z  siebie kolejny ciekawy dźwięk. Przed wychodzeniem poczekał aż Leri go złapie. Za rączkę chodził. Grzeczny był. Jak już się ośmielił, to i stres odszedł. I w drodze powrotnej nawet się rozglądał. Po gabinecie kanclerza, bo po głównej hali to zaraz będzie łaził i zwiedzał.

MOC - 2013-01-08 21:00:13

Kanclerz jeszcze raz na pożegnanie skinął głową a potem wrócił do swojej pracy, zaś dwaj strażnicy odprowadzili całą grupkę aż do głównych drzwi Biura Kanclerza tak w ramach warty honorowej. Najczęściej odprowadzali w ten sposób ważne delegacje. Pani Kapitan zaś pozostała sam na sam z kanclerzem jako osobista ochrona.

James - 2013-01-08 21:07:01

Wyszli i znaleźli się w przedsionkowej sali, czyli tam, skad tu weszli. James wesychnał i rozluxnił ramiona. Akurat na Sisca patrzył, jak onz  Leri nadchodzi, kiedy Mac jeszcze przeżywał. Spojrzenie obu spotkało się za chwile. Kdyby nie sztucznosc oczu mistrza, to pewnie byłoby to troche krytyczne spojrzenie.
- Pierwszy wers, Mac.
- Przepraszam, mistrzu.
- Proszę, były uczniu.
-  Dziękuję, mistrzu
- Ależ nie ma za co

Kiedy nadchodzili Sisco i Leri, James wyszedł ku nim. Choć wielka odległość ich nie dzieliła.
- I jak, Sisco? Nie było tak źle. Ale bardzo ładnie się zachowałeś, tak, jak od ciebie oczekiwałem. Super – trochę stresu było, bał się, ale dlatego ze dziki jest, ze go nie socjalizują tylko w zamknięciu trzymają.

Leri - 2013-01-08 21:11:21

Leri oczywiście szła z Sisciem "za rączkę" z dużą ulgą. Uśmiechnęła się więc pogodnie do Jamesa i poklepała po boku swojego podopiecznego. Wszystko dobrze się skończyło, mogli odetchnąć z ulgą. No i musieli opuścić biuro kanclerza, bo mimo wszystko to nie było miejsce do zwiedzania a miejsce pracy.
- Bałam się, że będzie gorzej, ale Sisco dobrze się spisał. Mamy przychylność kanclerza, więc wszystkie formalności powinniśmy szybciej i łatwiej załatwić
Leri była już bardziej optymistycznie nastawiona, ale i tak czekało ich jeszcze dużo pracy.

Sisco Hasupidona - 2013-01-08 21:16:41

Teraz to dopiero można było mówić o jakimś docieraniu do niego tych pieszczot.  Zatrzymał się, oddał się w krzyżowy ogień pieszczot, zaczął mruczeć, stał na jednej nodze – lewej, ugiętej, prawa została z tyłu, w niewykonanym jeszcze kroku. Oczywiście łeb do dołu, pełen relaks i „szeroki uśmiech” okazywany pod postacią dźwięków. I czkawka przeszła. Chwile jeszcze tak się mizdrzył, po czym dostawił nogę i trochę im uciekł spod rak, kiedy podniósł się by się już ponad ich głowami po pomieszczeniu rozejrzeć. Teraz jest czas na zwiedzanie, a Sisco był wygłodniały poznawczo.

James - 2013-01-08 21:30:28

No to było komisyjne głaskanie Sisca przez chwile, i głębokie oddychanie maca. A James z lekkim uśmiechem stał, jedną rękę oparł na biodrze, jedną półkulą ich słuchał a drugą myślał.
- Tak, teraz zdecydowanie lepiej, przede wszystkim nie trzeba się każdemu na drodze gęsto tłumaczyć, bo co od kanclerza to oficjalne. To teraz tak – zdjęcie małemu robimy. Sisco, słyszysz, zdjęcie będziesz miał robione. Te, co tak się rozglądasz? Chcesz sale obejrzeć? Idź, sprawdź czy kanapa miękka
Zachęcił, bo czemu nie. Weszli do kanclerza, wyszli, nic się nie stało. Trzech jedi jest. Straż jest. Droid jest grzeczny. A jak ludzie zareagują to i ciekawostka dla Jamesa. Kolejna.

Leri - 2013-01-08 21:38:35

- Możemy szybciutko zwiedzić Senat, jeśli nikt nas nie wygoni
Zgodziła się Leri a ze zdjęciem poczekają, na jakieś ładniejsze tło. No i musi być profesjonalne. I najlepiej skonsultować się z urzędem co i jak, bo oni to jednak bardzo wymagający są, a Sisco taki trochę nie pasujący do ich standardu.
Sam budynek Senatu od wewnątrz wyłożony był żółtym marmurem na ścianach a białym na podłodze. Zaś górna część miała lekko czerwonawy kolor, sufit zaś sklepiony bogato zdobiony. Widać było od razu, że jest to stolica Galaktycznej demokracji. Wszystko było drogie, bogato wykończone, co jakiś czas stały pozłacane posągi najsłynniejszych bohaterów w historii Republiki. Kanclerze, senatorowie, arystokracie, mistrzowie Jedi. Każdy kto się zasłużył dla Republiki. Główne korytarze były szerokie i wysokie, te boczne zdecydowanie mniejsze, ale i tak najmniejszy z nich miał prawie 3 metrową przestrzeń do sufitu. A przy tych szerszych głównych korytarzach stały też wielkie, marmurowe kolumny, w które wkomponowano elementy oświetleniowe.

Sisco Hasupidona - 2013-01-08 21:49:33

Najlepiej będzie zrobić zdjęcie w samym urzędzie, może robią. Oczywiście Sisco nie wiedział o co chodzi tak do końca z tym zdjęciem, ale się domyślał, choć nigdy z dokumentacją zawierającą fotografie do czynienia nie miał.
- Jak bez pobierania krwi to ja się zgadzam – nadal to w nim siedziało, ale na luzie do tego podchodził. Rozglądał się i pomagał sobie pomrukiwaniem.  Zachęcony przez Jamesa wyrwał w kierunku najbliższej kanapy, w ogóle nie myśląc ze jego gwałtowność zaraz postawi na nogi połowę straży senackiej. Cieszył się po prostu. Dobił do kanapy dla interesantów, uniósł nogę i położył palec na siedzisku. Nacisnął delikatnie, taki skupiony się wydawał. I nagle jak nie wyrwie biegiem – z powrotem do nich, wydając przy tym przy okazji dźwięk przypominając długi kwik.
- Miękka! – wyhamował bez problemu, bo miał gumę na podeszwach, i od razu już przy nich łeb pochylił na poklepanie. I nie ma czasu, bo on leci dalej.

James - 2013-01-08 22:03:10

- Nie będą pobierać krwi, ani w senacie ani u fotografa. Sisco... nie biegaj! – krzyknął za nim, bo – jak słusznie zauważono, zaraz straż się zleci i zwróci uwagę, jak nie wywali. Ale za późno, już latał. James udał więc chwilowo czymś zajętego, a kiedy Sisco wrócił, to zaraz złapał go za uprząż na dziale i oparł czoło o jego „czoło”, po czym mruknął konspiracyjnie ściszonym głosem, patrząc w góre, jakby patrzył Siscowi w oczy przez siatkę.
- Nie wariuj tutaj bo kanclerz wyjdzie i nakrzyczy na ciebie. Grzecznie zwiedzamy. Jak będziesz latać  jak bantha z kolcem w zadzie to nic nie obejrzysz tutaj.

Leri - 2013-01-08 22:09:55

Leri trzymała się na razie nieco z boku, ale gdy Sisco zaczął nieco szaleć to i ona przyłączyła się do jego uspokajania. Bo jednak Senat to nie plac zabaw, gdzie się biega tylko poważny urząd. I z błogosławieństwem kanclerza czy nie, mogą ich po prostu grzecznie poprosić o opuszczenie budynku z powodu zakłócania spokoju.
- Spokojnie Sisco... chodźmy spokojnie pooglądać, póki możemy.
Zaproponowała bo kanapa nie była zbyt fascynująca.

Sisco Hasupidona - 2013-01-08 22:15:26

Ah, tak, no to w takim razie gdzie jest plac zabaw, gdzie można biegać i rozluźnić się trochę, senat nie, uczelnia nie, nie biegać bo to, nie bawić się biurkiem bo tamto nie fukać, nie piszczeć bo nie wolno, bo protokół, bo coś tam. Straszne! On by się chciał w końcu normalnie pobawić...
Ale się uspokoił. Uspokoił się i słuchał co mu przekazują.
- Dobrze. Idziemy grzecznie – i pchnął Leri w ramie by szła a on grzecznie za nią.

James - 2013-01-08 22:29:33

No to James Sisca puścił i coś tam szeptał do Maca. A Mac do niego. Chyba właśnie o tym bieganiu, jednak póki nie będzie obywatelstwa, to lepiej nigdzie małego nie zabierać. Jak już jest obywatelstwo to się z nim Maca wyśle do sekretariatu kanclerza po odpowiednią pieczątkę i z tym zaryzykują wyjście z Sisciem na boisko. A wcześniej Mac będzie musiał sporo nad sobą popracować, żeby móc swoim autorytetem nad Sisciem zapanować, bo póki co – po prostu nie ogarniał. A James jednak trochę zapracowany.

Leri - 2013-01-08 22:35:40

No w obecnej sytuacji Sisca najlepiej byłoby wypuścić do jakiegoś pustego magazynu, gdzie by pobiegał. Bo obecnie nigdzie go nie wpuszczą a po otrzymaniu obywatelstwa też pewnie lepiej nie będzie. Trzeba by więc znaleźć dla niego taki prywatny placyk do zabaw i do biegania.
- Chodź, pooglądamy sobie Senat a potem wracamy dobrze?
No i Leri zaczęła go oprowadzać, ale chodzili tylko głównymi korytarzami, które co jakiś czas zbiegały się w okrągłych salach, gdzie stały albo wielkie pomniki albo jakieś fontanny. W węższe przejścia się nie zapuszczali bo istniało ryzyko że wpadną na jakiegoś mniej przychylnego senatora.

Sisco Hasupidona - 2013-01-08 22:40:27

Ale ten magazyn musiałby być ładny i jasny, bo inaczej by się bał. A tutaj ładnie było, dużo rzeczy pobudzających wyobraźnie i w Siscu odzywała się dziecięca natura. Ale panował nad sobą. Równie dobrze mógł póki co grzecznie oglądać, bo to ciekawskie stworzonko.
Sam jej pod ręke wlazł, domagając się „zaczepienia” o up rzaz, widać tak się bezpieczniej czuł. I szedł za nią. Mruczał, oglądał. Pytał bez przerwy o różności,a  wobec mijanych istot był bardzo przyjazny, choć pewnie i tak wszyscy uciekali a jutro będzie afera jak opowiedzą. Na ulicach będą gadać ze zamach ktoś planuje.

James - 2013-01-08 22:40:58

/puszczam kolejkę bo James strofuje Maca/

Leri - 2013-01-08 22:50:28

No to zwiedzali a Leri chętnie opowiadała o poszczególnych miejscach czy osobach. Starała się też Sisca zaganiać w inne miejsca, gdy na horyzoncie pojawiał się jakiś mniej przychylny Zakonowi Senator (a takich było wielu). Raz nawet w oddali mignął im mistrz Havesh, który rozmawiał akurat ze zwierzchniczką sił specjalnych - generał Garzą,a z nią lepiej się nie było spotykać, więc znowu zmienili kierunek zwiedzania. Ale i tak Sisco sobie pozwiedzał kawałek budynku, a by go całego obejść to i kilka godzin by potrzebowali, bo był on na prawdę ogromny.
Część pracowników i senatorów naturalnie schodziła im z drogi, ale niektórzy podchodzili, o coś tam pytali i życzliwie pozdrawiali.

Sisco Hasupidona - 2013-01-08 22:56:39

A Sisco bardzo ładnie na wszystko reagował, słuchał się, na początku szedł tylko „za rączkę”, później już można było go puścić a nawet odesłać dalej, kazać mu coś zrobić.
Na obcych reagował odruchowym powrotem do „bazy” (Leri) z charakterystycznym parsknięciem, co prawdopodobnie oznaczało „uwaga, obcy!” Ale nie był do tych obcych wrogo nastawiony, jak trafiali na kogoś przyjaznego to bardzo szybko zaczynał mruczeć, ale nie podchodził.
Mistrza Havesha nie znał, więc go nie rozpoznał, chyba ze szata – mogła mu się dobrze skojarzyć.
Okazało się, ze jest bardzo spostrzegawczy – rejestrował bardzo dużo, wcześniej dostrzegał osoby niż Leri (miał szersze pole widzenia więc to nie dziwne, do tego głowę miał wyżej). I nie zdarzyło się, by chciał coś zniszczyć. Nie było czasu na niszczenie, trzeba było wszystko zwiedzić.

Leri - 2013-01-08 23:07:09

Zwiedzali Senat przez jakiś czas, ale i tak nie udało im się zobaczyć wszystkiego. Mimo to Sisco chyba w pewnym stopniu zaspokoił swoją ciekawość świata. W końcu jednak musieli opuścić Senat i zrobili to ą samą drogą którą przybyli. Zapakowali się do kanonierki i polecieli.

www.wjazdnaforum.pun.pl www.motofriends.pun.pl www.mistral-yaoi.pun.pl www.nivisniepokonani.pun.pl www.fire.pun.pl