Artrus - 2012-12-20 17:47:44

To ogólna nazwa odnosząca się do wszystkich nieoficjalnych ścieżek i skrótów, którymi poznaczone jest całe Coruscant. Z reguły są to jakieś ciasne zaułki, stare drogi przeciwpożarowe, ścieżki dostawcze i takie tam. Ostatnimi czasy zaś prawdziwą furorę robią wielkie dziury w ścianach i chodnikach, po których można spuszczać się na linach lub schodzić po drabinach, jeśli ktoś już takową postawił. Praworządni obywatele z nich nie korzystają, ponieważ są one niebezpieczne i łato jest się w nich zgubić. Służby porządkowe się tam nie zapuszczają, za to często przemykają się nimi drobni przestępcy czy żebracy.
Czasem też można dotrzeć w miejsca, które mimo pozornie odpychającego wizerunku mają w sobie coś urokliwego.

Secorsha - 2012-12-20 17:57:37

"Dzięki świecie za galaktycznych ignorantów" pomyślał z ulgą, bo raz mu się już zdarzyło, że nieuważnie przeszedł na Mando'a, ktoś zakablował CSB i potem musiał dawać drapaka, bo uznali go za szpiega. Potem oczywiście tego kapusia znalazł i nauczył go, że to nie ładnie donosić.
W każdym razie Artrus nie sprostował tego kutasa. Niech myśli co chce.
- Kawałek dalej jest monopolowy. Gówniany wybór, ale tanio jest, a na znieczulenie wykwintnego trunku nie trzeba
Cały czas prowadził, bo tą okolicę jako tako znał. Szybko zszedł z głównej drogi i wszedł w mniej uczęszczane alejki między budynkami. Takich skrótów było tutaj multum, ale tylko miejscowi znali je najlepiej. Byle kto mógłby szybko zabłądzić.

W tym przypadku można było być spokojnym, jeszcze dużo wody upłynie nim Shey-ol w ogóle zacznie zdawać sobie sprawę z sytuacji politycznej świata w którym żyje. Istniało tez spore prawdopodobieństwo ze się z nim nie zgodzi i bezie miał – jak dotąd – własne, lepsze bo kaleeshianskie spojrzenie na rzeczywistość.
Teraz jednak, naciskając na zagłębienia nad nozdrzami tamował krwotok i szedł za mandalorianinem. Czasem nim zachwiało, bo on jednak w łeb dostał.
- E, no weź. Tak cie mocno boli że musisz się znieczulać?  -zdziwił się. Przecie tak się tylko poprztykali, no wiadomo, dwa samce na jednym terenie, takie ustalanie pozycji, wręcz poznawanie się. Ale żeby znieczulać się po tym? No dobra – napić się, to rozumiał. Ale znieczulać?

Artrus - 2012-12-20 18:05:38

Artrus przedzierał się przez zaułki z prawdziwą wprawą, często tutaj przechodził, więc wiedział którędy iść by nie zabłądzić. No i wiedział też, które chodniki są zawalone lub urwane. A takich było tutaj sporo.
- Nie o taki ból chodzi...
Odpowiedział zagadkowo i nie rozwijał tematu. Ból fizyczny nawet był przyjemny, dużo gorszy był ten psychiczny. Zbliżała się rocznica śmierci jego rodziny, co wprawiało go w bardzo chwiejny nastrój. To już był rok bez jego żony, bez ukochanego syna... ledwo sobie z tym radził. Może i był Mando, a więc kimś przyzwyczajonym do śmierci, mimo to ledwo sobie z tym radził. Popadał w alkoholizm, powodował bójki, a czasem też po pijaku wykonywał różne zlecenia, robiąc przy okazji więcej zamieszania niż trzeba.

Secorsha - 2012-12-20 18:13:42

Pewnie kaleesh z powrotem nie trafi do swojej przytulnej melinki, o czym w środku nocy poinformuje śpiących  mieszkaniowców średnich poziomów, ale trudno. Teraz o tym nie myślał.
Zwolnił na chwile, by podrapać się po głowie i zmrużyć oczy, jakby nie dało się tego zrobić w marszu.
„Nie o taki ból chodzi”? Dziewczyna go rzuciła – pomyślał. Ale nic nie powiedział, bo jak dziewczyna rzuciła to drażliwy temat. Zaraz może ktoś pomyśleć ze jej facet nie zadowalał...
Shey-ol taktowny będzie.
- Mój dziadek, świeć Boze nad jego duszą nieśmiertelną, jak wkurwiony był albo miał ból wewnętrzny to na polowanie chodził. Ale na co tu polować w tym zasranym miejscu? Chyba na gówna...

Artrus - 2012-12-20 18:36:44

Brnął przed siebie, milcząc przez większość czasu, starając się nie wdepnąć w jakieś leżące gówno czy kałużę sików. W uliczce którą akurat szli strasznie cuchnęło, ale wkrótce wyjdą na bardziej prostą i otwartą przestrzeń. Byli już blisko monopolowego.
- Też bym tak zrobił. A tak mogę tylko pić i robić burdy by wyładować złość
Nawet gdy odpowiadał to nie oglądał się za siebie, więc Shey-ol mógł patrzeć tylko na jego plecy. Ale i z tej obserwacji to i owo mógł się dowiedzieć o ile wiedział na co patrzeć. Artrus poruszał się nieco ciężko, tak jakby nosił na plecach coś ciężkiego lub gdyby ubrany był w coś krępującego ruchy. Do tego rozglądał się co jakiś czas nieco nerwowo niczym wojskowy lub zawodowy najemnik.

Secorsha - 2012-12-20 18:42:58

Kaleesh zauważył to i zinterpretował, choć może nie do konca świadomie, bez nazywania rzeczy po imieniu. Po prostu instynktownie. Na Kalee tez byli najemnicy tacy trochę nerwowi. Zas on najbardziej się skupiał na rozdarciach na kurtce które biedakowi zostawił. Jak w  domu Fibal zdejmie kurtkę i zobaczy to będzie zły bo kurtka wyglądała na droga. Dlatego Shey-ol nie powie, ze „dziury:.
- To może zacznij trenować jakiś wyczynowy sport, skoki przez ewoki, jazda figurowa krążownikiem albo taniec na rurze...
Mędrkował bez głębszego pomyślunku. Ba – bez żadnego pomyślunku.

Artrus - 2012-12-20 18:53:52

No co tu więcej powiedzieć, głupoty gadał, ale jakoś tak zabawnie, co wywołało u Artrusa ciche parsknięcie śmiechem. A to już był jakiś wyczyn, zwłaszcza że od dawna się nie śmiał. Chodził tylko taki nabuzowany, jak beczka materiałów wybuchowych z popsutym zapalnikiem - nie wiadomo kiedy wybuchnie ci w twarz.
- Pieprzysz głupoty, wiesz o tym? A sport wyczynowy ja uprawiam, wszczynam burdy w barach. Całkiem ciekawe i kształtujące charakter zajęcie
To akurat była ironia, bo co miał powiedzieć? Że jego ulubionym sportem jest polowanie na człowieka, który zamordował jego rodzinę? Faceta, który wydał rozkaz już dopadł, co nieco go usatysfakcjonowało. Ale wciąż umykał mu gdzieś ten rzeźnik. A ostatnio widziano go na coruscant, więc siedział w tej dziurze. Pracował jako najemny zbir i tak dalej. Piękne zajęcie.

Secorsha - 2012-12-20 19:23:59

- Ja głupoty pieprzę? Ja jestem jedynym trzeźwo i logicznie myślącym osobnikiem na tej pełnej betonu i szczyn dziurze! Jebaki Curscańskie powinny mnie posłuchać i mojego głębokowego doświadczenia
Jakież on mógł mieć doświadczenie? Na pewno nie imponujące, wyglądał bowiem na młodego, do tego niepokornego i dość opornego jeśli idzie o przyswajanie nowych wiadomości.
- To chujowy sport i nieszlachetny – podsumował, chcąc za wszelka cenę udowodnić swoją – lepszą bo kaleeshianską – racje.

Artrus - 2012-12-20 19:34:56

Po raz kolejny parsknął śmiechem, bo chyba dotarło do niego że to co wcześniej mówił o zaściankowej planecie było prawdą. Ten osobnik za nim był chyba kompletnie nie przygotowany na zastaną rzeczywistość, wiec wszystko przerabiał pod siebie, a co mu nie pasowało to złe. Zabawny koleś.
- Filozof się znalazł od siedmiu boleści...
Mruknął w odpowiedzi i skręcił w kolejny zaułek. Ale tym razem było już widać światełko, więc zbliżali się do wyjścia. W sumie bardzo dobrze, bo na trzeźwego nie dało się tego słuchać.
- Tak, tak... jak chuj. W ogóle, coś ty za jeden i skąd? Musze wiedzieć jakiej planety uniakać, by mnie nie zlinczowali
Jeżeli jego pobratymcy są mu podobni to lepiej ogłosić wielką kwarantannę.

Secorsha - 2012-12-20 19:40:55

- Na moją planetę to by cie nawet nie wpuścili bo ty kultury nie masz i taktu, a przy tym mordę masz jak dupa! – Rzucił do jego pleców, ale już po samym głosie szło poznać, ze takie gadanie sprawia mu wielką przyjemność. Więc w istocie, jeśli Artrus chce z nim spędzić jeszcze trochę czasu, to musi się znieczulic, bo ten oto to typ gaduły a ze nie grzeszy wykształceniem to pierdzieli głupoty.
- Ale powiem ci, bo bić się umiesz i tym szacunek sobie u mnie zyskałeś mimo iż brzydki jesteś io powiedziałeś na mnie di'kutas. Ja jestem Shey-ol ze szlachetnego rodu Gawila z planety Kalee. Nasz ród to w ogóle jest taki szlachetny ze kurwa twoja w dupę po kątach jebana przy odpuście mać, a mój dziadek świętej pamięci miał tytuł szlachecki i czerke ze złoconą lufą

Artrus - 2012-12-20 19:51:41

- Jaaaasne za to ty jesteś orędownikiem kultury niosącym kaganek oświaty pogrążonej w mrokach niewiedzy Galaktyce
Ironizował w najlepsze, uśmiechając się do siebie, gdy tak przedzierał się przez zwały gruzu, które leżały tu już od sześciu lat. Nikomu nie chciało się ich sprzątać. Ale w końcu wyszli na główną ulicę, niedaleko sklepu monopolowego, o czym informował wielki hologaficzny szyld "Alkohole Galaktyki". Niezbyt oryginalne, ale przyciąga uwagę.
- Oho tytuły rodem z telenoweli. Szlachcic od siedmiu boleści. Ja jestem Artrus z klanu Fibal
Kiedyś wymawiał to z dumą, teraz jakoś tak automatycznie. Wiele rzeczy się zmieniło niestety.
Wciąż nie oglądając się za siebie Mando ruszył w stronę sklepu by zakupić środki znieczulające.

Secorsha - 2012-12-20 19:58:33

Nie ważne,z e ironizował, ważne ze to powiedział,a  już mózg Shey-ola dokonał niezbędnych modyfikacji tak, by móc odczytać to jako pełne powagi zgadzanie się z jego stanowiskiem. Łatwo było sobie schlebić z taką umiejętnością. Wybiorczość informacji stałą u niego na wysokim poziomie. I poszerzała uśmiech na pociągłej dzikiej twarzy, tak jak teraz, gdyby zęby mogły świecić, słonce by nie było w stolicy potrzebne.
- Już drugi raz powołujesz się na telenowele, zacznij może oglądać coś innego. Wczoraj na czternastce leciała Noc na Nar Shaddaa, ale świetny film, a na koniec łeb huttowi urwało. Wiesz co, myślę sobie ze jakby tak mi ktoś zaproponował zagrać w takim filmie to bym się zgodził.
Wetknął ręce głęboko w kieszenie i oddał się chwili uniesienia napędzanymi przez siebie głupotami.
- Artrus z klanu Fribal z....? – urwał wyczekująco, chcąc najwyraźniej poznać planetę z której Czarny pochodził. Bo to ważne. Chociaż i tak Shey-ol nie będzie miał pojęcia o jej istnieniu.

Artrus - 2012-12-20 20:12:51

- Tiaa... jako kaskader w scenach strzelanin. Robiłbyś za zwłoki
Ironia może i na tego Shey-ola nie działała, ale jemu wyraźnie poprawiała humor. No i na razie rozmowę przerwali, bo Artrus wlazł do sklepu by zakupić nieco alkoholu. Długo tam nie siedział, ze dwie minuty może, bo kolejki nie było a niezdecydowany to on nie był. Wszedł i wyszedł, ale już z torbą.
- Nie twój biznes. I tak często się przeprowadzałem, więc nie mam jako takiej ojczyzny
Generalne to był blef, bo pochodził z Shoguna i spędził tam połowę dzieciństwa i kawałek dorosłego życia. Ale tego jego nowy znajomy wiedzieć nie musi. Co prawda pewnie planety nie skojarzy, ale komuś powie, ten skojarzy i kolejny klops. Na Coruscant wolał przebywać incognito.
- Chodź i nie pierdol więcej, trzeba znaleźc spokojne miejsce do picia

Secorsha - 2012-12-20 20:19:45

- Jak się nie ma ojczyzny to się nie ma tożsamości! – uniósł palec, jako wieszcz, wyraźnie cały czas podniesiony własnym patosem. Mordę niby wytarł ale czerwone zaschnięte smugi zostały a nozdrza opuchły. Jednak mimo to samopoczucie kaleesha było dobre. Twarda sztuka, ale to akurat cecha rasowa, Shey-ol nie był wybitnym w swojej klasie osobnikiem.
No ale – chwała Mocy chwilowo się zamknął i jak piesek za torbą polazł, wiedząc, ze coś tam dla niego jest. Pieski, podobnie jak kaleeshe, niewiele robią z wierności, więcej z chciwości. Szczególnie to przy alkoholu się objawia.

Artrus - 2012-12-20 20:31:15

- Gówno prawda, ważna jest kultura w której się wychowało, społeczność. Planeta czy więzy krwi to sprawa drugorzędna
Jak można się było spodziewać, Artrus miał zupełnie inne zapatrywanie na ten temat. No ale był Mando, którzy byli nomadami i dla nich coś takiego jak pochodzenie było generalnie nic nie warte. Wspólnota, jak najbardziej. Pochodzenie? Niekoniecznie.
- Zgaduję, że propozycji co do miejsca popijawy nie masz. Trudno, zaraz coś znajdę
Mimo że był tutaj dopiero od kilku miesięcy to zdążył już poznać parę miejsc i skrótów. Teraz też kierowali się do jednego takiego miejsca. Trzeba było przez jakiś czas iść główną ulicą, która wyglądała całkiem dobrze jak na standardy średniego miasta. Było tu czysto, kolorowo (za sprawą neonów i hologramów), tłoczno. Po prostu żywo. Bo mimo wszystko to wciąż było Coruscant, stolica Republiki. Na średnich poziomach mieszkali zwykli, praworządni obywatele.

Secorsha - 2012-12-20 20:41:24

Prawdopodobnie Shey-ol myślał podobnie, ale jego światopogląd nie obejmował jeszcze tego, ze można wychować się na innej planecie i u innych rodziców.
– Teraz ty pieprzysz bo ja ciebie w ogóle nie rozumiem – zatrzymał się i robiąc wielkie oczy skierował sobie palcem wskazującym w skroń, jakby chciał się zastrzelić. No tak, nie rozumiał.
- Miejsce do kulturalnego spożywania alkoholu miałeś na myśli powiedzieć. Możemy iść do mnie do domu – zaproponował od razu, bo skoro kulturalnie mają pić alkohol to co szkodzi? Nawet lepiej, bo jak się znowu pobiją to nikt nie wezwie glin. Shey-ol mieszkał w takim miejscu ze na pewno nikt nie wezwie...
Póki co jednak szli – teraz główną ulica. Shey-ol krzywił się niemiłosiernie na ów kolory, chyba jego oczy,a  przede wszystkim mózg nie były przystosowane do takiego nawału bodźców.
Do tego wszyscy na niego patrzyli bo miał zakrwawioną koszule.

Artrus - 2012-12-20 20:53:17

Artrus nawet nie odpowiedział tylko przewalił oczami i szedł dalej. Na niego też się gapili, ale nie z powodu krwi a trzech blizn na twarzy, które wyglądały nieco upiornie dla praworządnego obywatela. On zaś bardzo je lubił i był z nich dumny. W ogóle ze wszystkich swoich blizn był bardzo dumny. Takie skrzywienie.
- Tak, to miałem na myśli. I nie jestem pewien czy jestem gotów na takie coś, lepiej publicznie
Powodów niechęci Fibala było kilka. Po pierwsze wątpił by jego mieszkanie nadawało się do przyjmowania gości. Po drugie był bardzo podejrzliwy. Po trzecie się nie znali.
Ulica którą szli ciągnęła się i ciągnęła, ale Artrus w końcu skręcił ponownie w jakąś ciemną uliczkę. Kolejny skrót.

Secorsha - 2012-12-20 21:00:30

Długa droga, ale zdarzyło się coś przyjemnego  -kaleesh przestał gadać. Chyba się zmęczył, szczeka go rozbolała, lub się znudził, nie wiadomo, w każdym razie szedł, był niezadowolony ze swego położenia, i milczał. Dopiero w bocznej uliczce poczuł się lepiej, ale dalej nie przemówił.

Artrus - 2012-12-20 21:09:12

No to szli w milczeniu. KAleesh mógł podziwiać cuda architektury Coruscant... wąskie uliczki, metalowe klatki schodowe, dziury w ścianach, które ktoś przerobił na tunele i tak dalej. Droga zbyt długa nie była, jakieś piętnaście minut. Ostatni etap podróży przebiegł w jakichś starych pomieszczeniach teraz przypominających kanały. Ale w końcu wyszli na bardziej otwartą przestrzeń - stary balkon który ktoś przerobił na taras widokowy. Była bardzo stara sofa, stolik, parę krzeseł. Dobre miejsce do picie. I widok niezły - powietrzne ulice Coruscant. Fakt, trochę było tutaj głośno, ale dało się przywyknąć. Powietrze było w miarę świeże, bo skądś wiał wiatr, czy może to były opary z klimatyzacji. Kto tam wie.
- Jedna z lepszych miejscówek. Siadaj
Wskazał Shey-olowi miejsce na sofie, sam zaś podał do stołu: dwie flaszki coreliańskiej - obowiązkowo 0,7 l. Dwa słoiczki zagrychy: jakieś grzybki w jednym a w drugim były jakieś śledziki (w monopolowym sprzedawali to po znajomości).
- Kieliszków nie ma więc walimy z gwinta

Secorsha - 2012-12-20 21:20:17

Wyszedł na ten balkonik i stanał w filozoficznej zadumie, wpatrzony przed siebie jak posąg szamana, mrużący oczy w reakcji na „naturalne” światłu. Może i ładnie tu, a przynajmniej ładniej niż wcześniej, ale dla wychowanego w dziczy kaleesha to i tak był przykry widok. W dodatku głośno i z areowozów się na nich patrzą, jakby im flaszek zazdrościli. Wzruszył ramionami i walnął się na sofę. Była w świetnym stanie i pomyślał nawet by nocą ja przywłaszczyć, ale pomyślał, ze to by było chamskie bo to miejsce do kulturalnego picia alkoholu.
- Mi to nie przeszkadza – rzucił patrząc łakomie na przepiękne, czyste jak kryształy górskie flaszencje
– mój dziadek z gwinta pił wódkę jak herbatę. Ze wszech miar szacunku godny był... – westchnął
- Mam nadzieje, ze nie widzi mnie teraz tu na tej zasranej planecie, bo cierpiał by zgryzoty... – głos mu się załamał. Widać z dziadkiem silną wieź musiał mieć.

Artrus - 2012-12-20 21:33:14

Znowu przewalił oczami. No cóż, trzeba się znieczulić. Otworzył pierwszą flaszkę i podał ją kaleeshowi, sam zaś przywłaszczył sobie drugą. Będą więc w miarę równocześnie pić. Swoją podniósł jak do toastu.
- No to za dziadka niech będzie. Zdrowie i pij, bo pierdolisz głupoty
Podsumował bardzo grzecznie a potem zdrowo pociągnął z flaszki. Ostatnio Artrus sporo pił, wiec spożywanie takiej ilości alkoholu przychodziło mu już dużo łatwiej. A gdy odstawił flaszkę na bok to nawet za specjalnie się nie krzywił, chociaż wódka wypalała mu gardło.
- Uff... dobra i tania.
Mruknął po czym sam zwalił się na sofę.

Secorsha - 2012-12-20 21:46:21

- Za dziadka mojego – podniósł swoją flaszkę, wypowiadając słowa cicho, jakby walczył ze wzruszeniem. Ale chyba on taki był. Niecodzienny. Napił sie z gwinta i trochę skrzywił, ale nie chrząkał..  Na chwile znowu się zamknął, chyba myśli go naszły, zbyt mnogie by je na bieżąco wypowiadać, czym uszom Fibalowym wytchnienia dał. Mógł ów za to obserwować jego trochę obity garbonosy profil i gadzie oczy partaczące przed siebie, niczym z  ilustracji magazynu dla podróżników. I tylko sznury areowozów z rozjarzonymi światłami w tle psuły efekt. I ustnik butelki tuż przy pysku.

Artrus - 2012-12-20 21:59:49

Fibal jednak na niego nie patrzył, nie chciał sobie psuć krajobrazu. Też pogrążył się w myślach, ale trochę innych, bardziej przygnębiających. Przed oczami miał obraz jego żony, roześmianej, bawiącej się z synem... on wracający z wojny, z nowymi opowieściami i zdobyczami. Wielka impreza dla rodziny i przyjaciół... "kurwa, pierdolony świat" pomyślał i znowu się napił. Miał zamiar szybko się spić i tu się przespać. Mogli go napaść, pobić, okraść, zabić. Miał to gdzieś. Może po śmierci znowu połączy się z rodziną.
Generalnie Artrus takie gówniane myśli miał.
- Co tu w ogóle robisz, co? Na Coruscant znaczy się. Bo nie wyglądasz na mieszczucha
Zagaił w końcu by odegnać ponure myśli.

Secorsha - 2012-12-20 22:05:57

Narazie był łyk do przodu przed kaleeshem, bo ten jak się zamyślił tak pić przestał. W pewnym sensie – biorąc pewną poprawkę, już teraz dało się wyczytać z niego, ze „wrażliwy” jest, lub nawet nadwrażliwy, ale bardzo chaotyczny. Taki prymitywny po prostu. Oparł się o sofę i westchnął głośno
-Jak to się mówi – za chlebem, nie? Ale chleb tu jest obrzydliwy. Wszystko jest obrzydliwe. Troche inaczej to sobie wyobrażałem, ale plany chuj strzelił, nie założyliśmy firny ani nic, a na prom powrotny nie stać... Ja to czasem tego życia nie ogarniam. Ale chciałbym mieć areowóz, saxeta karete. Takiego co ma wszystko automatyczne...

Artrus - 2012-12-20 22:17:20

Tej wrażliwości Artrus jeszcze nie zauważył. Może dlatego, że ją wiecznie zapijał alkoholem, by mu o niczym nie przypominała. Teraz zaś patrzył nieco podejrzliwie na kaleesha... w sumie miał go za wariata. Niegroźnego, ale jednak.
- Jak się kupuje chleb w rynsztoku to paskudny jest. Ten dobry sporo kosztuje w dobrych sklepach
No był dwa razy droższy od tego najtańszego, ale smakował lepiej. W ogóle tutaj wszystko było podzielone, na produkty dla biednych i bogatych.
- Firma? Ciekawe jaka? Wywóz śmieci? W dzisiejszych czasach na Coruscant ciężko cokolwiek podłapać, pełno uchodźców i tak dalej. A o aerowozi możesz marzyć... byś go musiał zajebać, bo nie zarobisz
O tak, Fibal miał proste podejście do życia.

Secorsha - 2012-12-20 22:23:33

- Dobry, to moja matka piekła. I piecze dalej, ale już nie dla mnie. Żony sobie nie znalazłem, roboty też, nie żebym na to narzekał, to mogłem lecieć, droga wolna. I poleciałem, jak ta sójka, w obce kraje, daleko od gniazda...
I chlap – pociągnął z butelki. Skrzywił się. Jednak – młody jeszcze. Zazwyczaj pewnie jakieś zbożowe bimbry pijał.
Niestety – Shey-ol jeszcze nie był wystarczająco pijany by powiedzieć, o czym marzył. A smiałe to były marzenia. I głupie... Ale on był trochę dziecinny.
- No a ty co tu robisz?  Prócz tego ze zapraszasz obcych na wódkę? – skierował twarz w jego stronę i uśmiechnął się półgębkiem. Dla niego postawienie obcemu wódki to coś jak danie bułki głodnemu dziecku

Artrus - 2012-12-20 22:46:05

- Noo kto by chciał trzymać w domu wiecznego pasożyta?
Zauważył złośliwie i spojrzał znowu przed siebie, na lecące aerowozy. Nikt nie zwracał na nich uwagi, wątpliwe by nawet ktokolwiek ich zauważył. Byli daleko od szlaku, poza tym pojazdy latały dosyć szybko.
W końcu znowu pociągnął z butelki i to potężnie. By gadać o jego celach to musiał sporo wypić. Ale alkohol powolutku zaczął działać, bo tempo mieli na prawdę szybkie.
- Ścigam skurwiela który zabił moją rodzinę. W sumie rocznica się zbliża... rok
Mruknął ponuro i nie spojrzał na Shey-ola. Jakoś nie miał ochoty, bo podejrzewał co tam zobaczy. Współczucie, litość... tego nie potrzebował.

Secorsha - 2012-12-20 22:53:59

Shey-ol prymitywem był, ale nie bezdusznym. I owszem, współczucie było, bo cóż innego, tak działa istota choć trochę cywilizowana. Nawet ta co nie okazuje tego – często współczuje, jeśli wie, co to znaczy rodzina. Odwieczny dylemat „co powiedzieć” dotknął Shey-ola. Nie chciał używać oklepanego „przykro mi”, ale szybko wymyślił cos innego.
- No to teraz wypijmy za to byś szybko dorwał skurwysyna i zadał mu powolną długa śmierć...  -i pociągnął z butelki. To było takie jego „trzymaj się”.

Artrus - 2012-12-20 23:11:40

- O tak... tego chakaara czeka długa i bolesna śmierć.
Warknął mściwie i znowu pociągnął zdrowego łyka z flaszki. Już mu powoli szumiało w głowie, powoli osiągał ten stan świadomości, kiedy to miał wszystko w dupie. Ale czasem brało mu się na jakieś zwierzenia, ot by wyrzucić to z siebie i tak dalej. Czasem łatwiej jest zwierzyć się jakiemuś nieznajomemu niż przyjacielowi.
- Wiesz... miałem żonę, piękną, inteligentną, zaradną. Twarda była... po prostu ideał. Poznaliśmy się na wojnie, jakoś tak przypadkowo. Potem się to jakoś potoczyło... potem ślub, dziecko w drodze, ja na wojnie ona w domu. Gdy wracałem na kilka tygodni... cholera tęsknie za tym.
Mruknął i znowu pociągnął, tak by ukryć łzy wzruszenia.

Secorsha - 2012-12-20 23:32:51

Fibalowi było łatwo, był w „ciągu”, przed chwilą leczył wczorajszego kaca, więc do szumu mu było trzeba mniej niż kompletnie trzeźwemu kaleeshianinowi, który teraz uważnie wpatrywał się w jego profil z butelką tuż przy mocno zaciśniętych wargach. Szpiczaste uszy zdawały się mu rozchodzić na boki, uwydatniając charakterystyczne rasie zakola na skroniach. Oczy mu tylko drgały elektrycznie raz po raz. Odrobinę tylko połyskiwały, ale błysku w oku brakowało jeszcze kilku łyków.
- chujowe życie... – pociągnął, głosem kogoś, kto nie bagatelizuje. I może prymityw, może wariat, ale jednak – rozumie. Choć nie doświadczyłł. I słuchając tego w duszy cieszył się, ze nie musi nikomu opowiadać podobnej historii, bo jej nie przeżył.

Artrus - 2012-12-20 23:40:45

- Tiaa... chujowe
Mruknął i już nie kontynuował. Odstawił butelkę na bok i zabrał się za słoiczek z grzybkami. Ruchy miał takie trochę przytłumione, miał lekkie problemy z otwarciem słoika, ale jako tako jeszcze sobie radził. Ale to już nie było to.
- Chcesz?
Zapytał się kaleesha podając mu grzybki, rozlewając przy okazji część zawartości słoika. Sam już pchał łapę do środka, wybierając te dorodniejsze.

Secorsha - 2012-12-21 00:50:54

Wzruszył ramionami. No chujowe. Tak to jest, naokoło wszyscy obnoszący się zs tym, ze zabijają bez zmrużenia oka, pełno „mhrocznych” twardzieli bo barach, zabójcy, mordercy z pracy usatysfakcjonowani. Ale tu z drugiej strony widać, ze te osoby zabite nie przepadają, zostają po nich bliscy, zostają sami i pewnie woleliby sami nie żyć by tamci zyli. Nikt się nad tym nie zastanawia. Shey-ol też nie. Aż do teraz, bo po kolejnym – właśnie wziętym – łyku wódki horyzonty się poszerzają.
Teraz jednak pochylił się nad słoikiem, rad wykorzystać grzybki do zmiany tematu. Kiedy Artrus wyjął łapę, sam wepchał swoją by wyłowić zagrychę z mazi w której pływała i przyjrzeć się jej.
- To wygląda jak rodiański żołedź – skomentował dokładnie w chwili kiedy Fibal pchał swojego grzybka do japy

Artrus - 2012-12-21 16:47:51

Artrus kiedyś nie był taki, zabijał tylko kiedy musiał, często na wojnie, gdzie obowiązuje prosta zasada "zabij wroga nim on zabije ciebie". Ale po śmierci jego rodziny coś w nim pękło i stał się właśnie taki bezwzględny, "mhroczny". Może gdy już zaspokoi swoje pragnienie zemsty to trochę się uspokoi, ale póki co to było jak było. Do dupy.
- Masz dziwne skojarzenia. Jadłem już rzeczy które wyglądały dużo gorzej
Znowu sięgnął po grzybka i wepchnął go sobie do ust. Smakowały całkiem dobrze, marynowane, dobrze przyprawione, w sam raz na zagrychę. Chociaż troszkę późno się za nią zabrali, gdy już alkohol na dobre zaczął krążyć w ich żyłach.

Secorsha - 2012-12-26 19:39:28

Shey-ol jaki był – nie tylko widzieć wystarczy, teraz bowiem kontemplował powierzchowność grzybka, oglądając go, ściśniętego w pazurach ze wszystkich stron, okiem bardzo krytycznym by ostatecznie – chlup – do słoiczka z powrotem
- Ja powiem tobie jedno – nachylił się tak by sprowokować mandalorianina do patrzenia nać.
- Ja nie jestem jakiś warzywniak, mięchem będę zagryzał! – i sięgnął po śledziki gestem zamaszystym, jakby tym zagarnął sobie co najmniej +20 do zajebistosci

Artrus - 2012-12-26 23:04:06

Zapijaczony już Artrus spojrzał z niesmakiem na wrzuconego z powrotem grzybka. W jego umyśle zaraz też zaczęła się roić dziwna myśl, że tak oto wspaniałe grzybki zostały zatrute przez tego troglodytę z jakiegoś zadupia. No skandal.
- A ja ci powiem jedno... chuja się znasz
Grzybka odłowił a potem wywalił go gdzieś w cholerę na ulicę. Może nie zdążył zatruć resztę przekąsek. Bo na śledzika teraz ochoty nie miał.
Mando wcisnął swoją łapę do słoiczka i łowił kolejną ofiarę.
- Tee... powiedz mi, coś ty tam u siebie oglądał, co? Bo robisz gesty gorsze niż w teatrze
Powiedziawszy to zapchał sobie gębę nową porcją grzybków. Toksyczne nie były, więc dało się je zjeść. A w razie czego, jeszcze flaszka była do dezynfekcji.

Secorsha - 2012-12-26 23:10:10

Kaleesh znowu zwrócił nań łeb, oczy mrużąc  nieco przekąszając szczeki, co widać było, bo wargi miał rozluźnione. Jeden łuk brwiowy ku górze powędrował, co dało efekt – w sumie nie wiadomo jaki, chyba jakby ab go bolał. Po chwili już trzymał w łapie śledzika, olejem kapiąc sobie po kołnierzu.
- Ale o co kurwa chodzi tobie, co? Że ci się może maniera moja nie podoba? To jest kultura, a nie gesty z teatru. – kaszlnął raz i zapakował śledzika do pyska. Nim przeżuł go do końca – kontynuował.
- Z resztą... ty tam wiesz, co to teatr jest... u nas na Kalee teatr jest,w  stolicy, i ja raz byłem tam. Na parkingu

Artrus - 2012-12-26 23:20:48

Patrzył, patrzył i westchnął. Jak to mówią, z debilami się nie dyskutuje więc nie pozostało mu nic innego jak tylko się napić. No bo jak mu tu tłumaczyć, czym jest teatr, skoro on i tak wie lepiej? No normalnie di'kut.
- Może u ciebie... tu jest trochę inaczej... ale czekaj, zaraz powiesz, bo tu kultury nie ma bo to zadupie i tak dalej. Pij i nie pierdol
Artrus sięgnął po butelkę i podniósł ją do toastu, by pokazać że też ma kulturę, a co!
- Teatru to ty chyba na oczy nie widziałeś. Bym ci pokazał, ale pewnie by nas wywalili za krzywe mordy

Secorsha - 2012-12-26 23:29:42

- Ta, gówno z  wiatraczkiem, z  teatru nie wywalają za krzywe mordy tylko za chamstwo! – powiedział coś co naprawdę mogło zaskoczyć. Ale w swoich oczach wcale nie musiał za chama uchodzić.
- No przecież piję – zaznaczył, jakby to było ważne. Jednak pierwej wolał tego śledzia połknąć, a kiedy połknął, to stwierdził z cała stanowczością, ze tu nie ma kultury. Ale już nie powiedział, po co biedaka obok dobijać. Chrząknąwszy poważnie, w bok się przechylił by smarknąć, jak to się mówi, po harcersku gdzieś w otchłań ulicy

Artrus - 2012-12-26 23:42:44

Spojrzał na Shey-olla mrużąc swoje zapijaczone oczka. Zastanawiał się nad tym zagadnieniem przez kilka chwil i w końcu doszedł do porażającego wniosku., On ma rację!
- Fierfek... dobrze gadasz.
Prawie że zrozpaczony spojrzał na szyjkę butelki wódki jakby to była jej wina, że zgadza się z kaleeshem. A potem stwierdził, że teraz mu to już nie przeszkadza, więc porządnie pociągnął z butelki.
Nawet nie zauważył tego charknięcia, może to i dobrze bo by jeszcze apetyt stracił.
- Im więcej piję tym bardziej zdaje mi się, że mądrze gadasz...

Secorsha - 2012-12-26 23:48:46

Wielce to było pokrzepiające dla gada co usłyszał, bo oznaczało to, ze on się zna na wyższej kulturze, na teatrach,w  ogóle ekspert. Kultura – priorytet dla niego, toteż zęby wyszczerzył, jakby chciał powiedzieć: no, jak będziesz kiedyś miał dylemat co wypada a co nie w teatrze, to pytaj.
- A widzisz... mój dziadek... - Znowu mój dziadek. Ale chyba przy tym osobniku dziadka się nie uniknie. Pili więc niejako we trzech, tym bardziej,ze Shey-ol nagle takiego pełnego uwielbienia spojrzenia w przestrzeń dostał...
- To tak powiadał... czekaj, jak to było... A! Powiadał: Shey-ol, jak czegoś nie wiesz, to ty się kurwa nie dowiaduj, się napij, się ci zaraz rozjaśni. No widzisz, ty chyba mojego dziadka znałeś...

Artrus - 2012-12-27 14:07:15

Artrus siadł wygodniej, a raczej rozpłaszczył się na sofie. Nogi wyciągnąłprzed siebie, shebsem zjechał prawie że na krawędź, a plecy wygięły mu się w spory łuk. Leniwym wzrokiem zaś obserwował latające w oddali aerowozy. Butelkę oparł o swoją nogę i tak siedział, słuchając kolejnego wywodu o dziadku Shey-ola. Mando stwierdził w myślach, że straszny z niego głupiec, ale w jakiś sposób sympatyczny i taki nieszkodliwy. I nawet niezły kompan do picia.
- No chyba tak... i mądrze gadał. Więc zdrowie
Z niejakim trudem uniósł swoją flaszkę a potem popatrzył na nią dziwnie. Zawartości już prawie nie było, zostało na kilka łyków. W głowie zaś Artrusowi strasznie się mieszało, w ogóle oczy mu się kleiły, język już nieco plątał. Był po prostu narąbany.

Secorsha - 2012-12-27 17:14:38

Shey-ol zostawał trochę w tyle, ale nie te doświadczenie i trochę rozkojarzony był. W butelce miał więcej, mniej był pijany i chyba inaczej się upijał. Tak na romantycznie. Nostalgicznie. Oczy już błyszczały, jak nic zaraz wspominać dziadka będzie ze łzami. Bo nosem pociągnął a następnie w wydatne nozdrze palca jak górnika zapakował, by wydłubać to i owo i wytrzeć o sof z zewnętrznej strony. A potem oparł się i westchnął.
- I patrzaj... nieba prawie to tu nie widać... i jak dziadziuś dojrzy mnie wśród tego łajna tutejszego? Eh, dziadziusiu... na obczyźnie wódkę obcą pije z obcym chujem... ale on się już chyba nawalił a ja co!? Cierpię. Ty mnie nie rozumiesz! – i teraz do Artrusa z wyrzutem wręcz, ze on n ie rozumie jego wewnętrznego rozdarcia. Bo Shey-ol za ojczyzną tęskni a  ten to nawet nie pamięta gdzie się urodził, bo pewnie pod mostem...

Artrus - 2012-12-27 17:24:08

Artrus upijał się nieromantycznie, tak by zapomnieć o swoich troskach. Tak by zasnąć bez koszmarów i wyrzutów winy. Bo mimo wszystko wciąż obwiniał się o śmierć rodziny. Uważał, że gdyby nie był taki dumny i gadatliwy, to by mogli żyć. Ale teraz gdy już był nawalony to nie liczyło się tak bardzo, no i mógł w końcu zasnąć. O ile nie wytrzeźwieje w czasie drogi powrotnej.
- Spokojnie... swojak zawsze swego dojrzy. Chyba że dziadek twój ślepy był
Mruknął bez entuzjazmu i dokończył butelkę. Faktycznie też nie rozumiał rozdarcia Shey-ola bo on nie miał romantycznej więzi ze swoją ojczystą planetą. To był dla niego dom jakich wiele, za prawdziwy dom uznawał swoją rodzinę. A gdy zginęli to faktycznie stał się taki bezdomny, włóczący się po planetach i przeróżnych mieszkaniach. A Shey-ol miał dom za którym mógł tęsknić.
- Kurwa... rano trzeba za jakąś robotę się wziąć... ty masz jakaś robotę?
Mando nie pamiętał czy już pytał czy nie. Odpowiedzi tym bardziej nie pamiętał.

Secorsha - 2012-12-27 17:36:30

- No trochę był – kaleesh mruknął pod nosem, spuszczając łeb, jakby się zawstydził.
- Ale to na starość. Bo mój dziadek bardzo długo młody był i nikt mu nie mógł skoczyć.
Pociągnął łyk, a zaraz potem drugi, jak gdyby wspomnienie o robocie napełniło go żalem, ale zaraz potem wyprężył grzbiet dumnie.
- No co ty, ochujał, ja mam dla tego zdradzieckiego, bezdusznego wyzyskującego uczciwych obywatelu systemu pracować żeby on bogacił się na krzywdzie ludu pracującego? A chuj im w oko bo w dupę top przyjemność! I tyle, o!
*Odstawiwszy butelkę na ziemię wykonał rekami bardzo brzydki gest

Artrus - 2012-12-27 17:48:00

- Oczywiście, jak każdy staruszek
Mruknął dyplomatycznie i pociągnął zdrowo z butelki. W głowie mu już tak szumiało, że miał ochotę tylko walnąć się do łóżka i zasnąć. Rano pewnie kac będzie męczył, tak jak zwykle, ale ważne że noc przespana będzie.
No i odpowiedź Shey-ola w sprawie pracy jakoś szczególnie go nie zdziwiła. Kolejny pasożyt społeczny, ale do czasu. W końcu robotę będzie musiał znaleźć jeśli będzie chciał cokolwiek jeść czy pić.
- Zmienisz zdanie gdy głód przyciśnie. Na opiekę socjalną nie licz, musisz mieć obywatelstwo i zgodę na pobyt, Czyli co najmniej tydzień załatwiania formalności. Prędzej czy później robotę znajdziesz... a teraz czas się zbierać... o kurwa... trzęsienie ziemi czy co?
Artrus z trudem wstał z sofy i od razu nim zachwiało, jakby uderzył w niego bardzo silny podmuch wiatru. A takowego nie było, więc problemy z równowagą to była jego sprawka.
- Ja pierdole...

Secorsha - 2012-12-27 18:34:51

Coś tam zaraz pod nosem zacżał złorzeczyć na opiekę społeczną i w ogóle na wszystko, bo mu nie pasowało do jego wizji świata. Widząc, ze mando wstał, odszukał swój korek na podłodze by zakorkować wódkę (nie może się wylać!) i do kieszeni schował. Na drogę! Bo jak Artrus idzie, to i on. A co będzie sam siedział to raz,a  dwa – jeszcze zabłądzi!

Artrus - 2012-12-27 20:40:03

Tak więc wspólnie wyruszyli w drogę. Wyjście z tych zaułków okazało się trudniejsze, bo Artrus co chwilę mylił drogę, ale ostatecznie jakoś wyszli na główną ulicę. Tam się pożegnali, bo pijany Mando zamówił taksówkę. Piechotą by za cholerę nie trafił.

Throul - 2013-04-13 22:15:00

To ogólna nazwa odnosząca się do wszystkich nieoficjalnych ścieżek i skrótów, którymi poznaczone jest całe Coruscant. Z reguły są to jakieś ciasne zaułki, stare drogi przeciwpożarowe, ścieżki dostawcze i takie tam. Ostatnimi czasy zaś prawdziwą furorę robią wielkie dziury w ścianach i chodnikach, po których można spuszczać się na linach lub schodzić po drabinach, jeśli ktoś już takową postawił. Praworządni obywatele z nich nie korzystają, ponieważ są one niebezpieczne i łato jest się w nich zgubić. Służby porządkowe się tam nie zapuszczają, za to często przemykają się nimi drobni przestępcy czy żebracy.
Czasem też można dotrzeć w miejsca, które mimo pozornie odpychającego wizerunku mają w sobie coś urokliwego

Prosto z posterunku Throul trafił na ulice. Bez pieniędzy, bez przyszłości, z wyrokiem na karku. Skręcił w jakiś zaułek majac nadzieje na znalezienie jakiegoś peta. Palic mu się chciało. Miał rzucić, ale w obecnej sytuacji wszystko jedno mu było czy zabije go rak czy jakiś morderca. . Szedł przed siebie z opuszczona głową i obojętne mu było czy mija kogoś czy też nie. W głowie jak zwykle grała mu muzyka. Pieprzone przyzwyczajenie. Teraz, kiedy już nie jest wielką gwiazdą, tylko zwykłym szaraczkiem, musiał się odzwyczaić od układania piosenek. Omijał dziury i wykroty z obojętną miną. Nawet nie spojrzał w górę, ku wyższym poziomom. Gdzieś tam, pod chmurami była jego była żona i syn. Biedny chłopak co ma ojca gwałciciela. Gorzej chyba trafić nie można było. Pomału zmierzchało. Mały zaczął szukać miejsc na nocleg.

www.teamusp.pun.pl www.biologia-up.pun.pl www.wizut.pun.pl www.fifakrotoszyn.pun.pl www.samurayz.pun.pl