MOC - 2012-12-06 16:11:38

Wyższe poziomy Courusant to zapierająca dech w piersiach gra świateł na wypolerowanych na gładko pionowych, opływowych ścianach wieżowców, panoramiczne okna, błysk żywego słońca, powiew wiatru na twarzy, liczne mosty i platformy. Ruch powietrzny pociągnięty sznureczkami, jak szachownica nad głową. Uładzeni mieszkańcy różnych ras, z różnych rejonów galaktyki, a łączy ich jedna cecha – nienaganna powierzchowność i wieczny pośpiech. Nawet droidy różnych marek ciągle tu się spieszą. Mało miejsca na spontaniczność i zachwyt ta perełka architektury, jedyną taka w galaktyce – Courusant, wieczne miasto, te właśnie, jakie obejrzymy na pocztówkach.

Leri - 2013-02-13 18:37:31

Od pamiętnego zamachu na wieżowiec Giltenai minęły dwa miesiące. W tym czasie wydarzyło się wiele rzeczy, głównie kolejne protesty i doniesienia z innych planet, rósł niepokój na niższych poziomach, ale tutaj na samym szczycie Coruscant tego tak nie odczuwano. Bogaci mieszkańcy żyli swoim życiem...
Trzy tygodnie wcześniej Leri musiała udać się z ważną misją dla Zakonu i przez ten czas nie było jej na Coruscant. Ale od czasu do czasu wysyłała Sisco krótkie listy oraz zdjęcia z innych planet - inne niż oficjalne widokówki. Nie chciała po prostu by pomyślał, że całkiem o nim zapomniała odkąd trafił do rodziny zastępczej.
A gdy jej misja dobiegła końca to mogła wrócić na Coruscant, więc gdy tylko odpoczęła i zdała wszystkie raporty to wysłała wiadomość Siscowi, że chętnie się z nim spotka. I jako że mógł już bez przeszkód podróżować po Coruscant to zaproponowała mała wycieczkę po górnych poziomach. Chciała mu pokazać to i owo, chociaż pewnie już sam się wielu rzeczy dowiedział. W tym celu podleciała pod budynek jego szkoły. Wszystkie drobne "formalności" zostały już załatwione i teraz czekała na niego przed głównym wejściem. Dzisiaj dla odmiany miała na sobie skromną szatę Jedi a do tego rzemyk z kamykiem na szyi. Miecza jak zwykle nie miała.

Sisco Hasupidona - 2013-02-13 18:50:51

Trochę się działo i wszystko było trudne dla Sisca. Przede wszystkim to jak dowiedział się o śmierci siostry, ale zniósł to dzielnie, bo akurat zeszło się to z tym jego nowym domem, który był prawdziwym cudem, bo kto by chciał „coś takiego”. Okazało się ze był ktoś taki. Pani cybernetyk, starsza już, która po prostu rozumiała, i jej maż który borykał się z podobnym problemem (też nie był do końca organiczny a co za tym szło – dzieci mieć nie mogli).
Siscowi było dobrze u nich, ale jeszcze się docierali.
W szkole też było nie najgorzej. Tylko z Ollem się nie dogadywał,a le z nim nikt się nie dogadywał. Z pozostałymi dziećmi z grupy było w porządku,a  panie go chwaliły – za karność, bo bardzo grzeczny był, choć na zajęciach często się „rozjeżdżał” i lądował gdzieś we własnym świecie.
No ale – za dużo się wydarzyło jak na ten „mały łepek”.
Ze szkoły przez szkło drzwi toś wyjrzał. Najwyraźniej zobaczy Ledi, bo zaraz wypuszczono Sisca. Przyszła pani po niego,a  wiedziano ze przyjdzie jedi, to wypościli go do niej. Zazwyczaj wracał z „matką”. Ale nie był jeszcze tak blisko z ta pania, nie nazywał jej tak.
Wyglądał dobrze-  wymyty, zadbany, nadal w czarnym lakierze ale pewnie niedługo to się zmieni, na razie nowa rodzina nie chciała go stresować. Nie miał ze sobą żadnych szkolnych przyborów bo wiadomo ze nie mógłby z nich korzystać, ale miał już przypięta do wewnętrznej części działa torebeczkę,a  tam dokumenty – jego własne, zezwolenia, zaświadczenia, instrukcje (co zrobić jeśli znajdziesz Sisca itp.)
Zachowywał się tez trochę inaczej. Juz nie taki dziki był. Zauważywszy Leri z daleka zaraz ruszył truchtem do niej, aż czuła jego kroki po wibracji chodnika pod nogami. Juz był blisko, tak trzy metry i... stop. Chwila rozmyślania. W tył zwrot i pod kosz na smieci. Odwrócenie się tyłem i kopa! Kosz tutaj był jednak na to odporny, już przewidziano,ze łobuzy chetnie go przewrócą, więc był na sporęzynie. Sisco był wystarczająco silny by wprawić go w porządne „drganie”. Był jednak od gory zabezpieczony więc nic się nie stało. Sisco zrobił sobie przyjemnosc i dopiero podszedł do leri, pomrukujac cicho, ale o wiele weselej już „po tym” niż „przed tym”

Leri - 2013-02-13 19:07:35

W czasie czekania Leri zachowywała się jak na Jedi przystało. Ręce trzymała splecione za plecami, postawa wyprostowana a głowa dumnie uniesiona. Biła od niej pewność siebie i pewna dostojność tak charakteryzująca Jedi. Teraz, w tej szacie po prostu wyglądała odpowiednio, jednak jej samej trochę to przeszkadzało, bo nowo poznane osoby postrzegały ją tylko przez ten pryzmat. "Mistrzyni to... Mistrzyni tamto..." dlatego wolała być bardziej incognito. W cywilnym ubraniu. Na czas tej wycieczki uznała, że jej powierzchowność Jedi może się przydać, gdyby ktoś robił jakieś problemy.
W końcu pojawił się Sisco a Leri złamała nieco tą maskę Jedi, bo pomachała mu wesoło na powitanie, sama też wyszła mu na spotkanie. Co prawda nieco zdziwiło ją jego zachowanie - kopnięcie kosza - ale pamiętała, że ten bardzo lubi beczki. Dla niego była to po prostu zabawka. I najwyraźniej dobrze mu to robi.
- Cześć Sisco. I jak tam? W szkole w porządku?
Przywitała się z nim a potem podeszła, by go pogłaskać tak jak zawsze.

Sisco Hasupidona - 2013-02-13 19:17:07

Tak, kosz był dla niego beczką a beczce nie można darować. Zapewne niedługo zaczną się naciski by „pomalować beczkę”, bo jak wiadomo niepomalowane beczki przynoszą nieszczęście itp.
Ustabilizowanie wyraźnie służyło Siscowi. Nie był może wulkanem rozbuchanego entuzjazmu, ale  widać było ze czuje się pewnie i bezpiecznie. Jego aura nie była jeszcze aura „szczęśliwego dziecka” ale na pewno istoty która zaspokaja swoje potrzeby.
No i cieszył się na widok Leri, nie to co wtedy w gabinecie, kiedy to wszystko było już dla niego obojętne.
Przy bezpośrednim kontakcie pochylił łeb do głaskania.
- Cześć Leri. Czemu masz takie ubranie? Wcześniej nie miałaś – nie ważne co, nie ważne jak, zapytać trzeba. I dobrze ze tylko raz.
Dopiero po chwili dotarło do niego, ze jego tez o coż zapytała. Ale to akurat proste bo wszyscy pytaja jak w szkole. Straszne dziwne ze wszystkich to tak bardzo interesuje.
- W szkole jest ładnie – odparł więc. Ale to tak „masz i się ciesz” zeby szybko zapomniała i żeby on mógł pytać.
- Już wróciłaś z tamtej planety? – (bo to ze tu stoisz i rozmawiasz ze mną wcale nie musi o tym świadczyć – przypomnienie od tłumacza z Siscowego na nasze)
- A ten kamyczek to jest stamtąd?

Leri - 2013-02-13 19:26:11

Powitała się z nim czule, przytuliła go a potem poklepywała po boku, by w końcu się nieco odsunąć, by mógł lepiej popatrzeć na nią. W Mocy czuła, że nowa rodzina mu służyła, co ją bardzo cieszyło. W listach czasem go pytała o to co tam u niego i jak tam rodzina, ale na żywo i tak go potem wypyta.
Zaś pytanie o jej stój wcale ją nie zdziwiło.
- To oficjalna szata Zakonu Jedi. Powinnam ją zawsze nosić, ale nie lubię tego za bardzo. Ale dzisiaj może się przydać
Odpowiedziała z uśmiechem i uniosła nieco ręce a potem się okręciła wokół własnej osi, prezentując swoje ubranie, czyli kremową tunikę, takiego samego koloru spodnie, do tego wysokie, skórzane oficerki i brązowy płaszcz z kapturem. Standardowe ubranie Jedi. Istniały jeszcze inne warianty, ale ten był taki powszechny.
- To fajnie. A lubisz się uczyć?
Niestety zabraczka nie ustępowała mu pola jeśli chodzi o zadawanie pytań. Ciekawa była.
- No jak widać wróciłam. Cała ja we własnej osobie...
Niezrażona znowu zrobiła taki mały piruet co w oczywisty sposób przeczyło "godności Jedi". A gdy padło pytanie o kamyczek to mimowolnie chwyciła go i wyciągnęła nieco przed siebie. Kamyczek tak włąściwie był kryształem, zielonym z białymi "żyłkami". Gdy promienie słońca przez niego przeszły to nieco się rozświetlił.
- Nie. Ten kryształ pochodzi z innej planety. Długo go szukałam... kiedyś posłużył mi do budowy miecza świetlnego, takiego jak ma James. Ale jak zostałam Jedi to go rozmontowałam a kryształ przerobiłam na wisiorek.

Sisco Hasupidona - 2013-02-13 19:36:31

Ciężko się pisało z Sisciem listy bo on pisał bardzo chaotycznie, jakby nie nadążał za własnymi myślami i nie wiadomo było w efekcie o co chodzi, ale to akurat z czasem naprawi szkoła.
- Lubie – odpowiedział, chuć jak łatwo się domyślić, pewne kłopoty z nim były i z tym jego wypytywaniem, bo jak Sisco musi zapytać to musi i nie ważne ze nauczyciel chce skończyć myśl. On niby taki grzeczny ale wychowania wymagał. Ukierunkowania.
Najpierw łeb przekręcił jak się prezentowała, a później obszedł ją naokoło, jak reszce się kręciła, uznając to najwyraźniej za formę zabawy, czy jakież życzenie by ją obejść, czy coś – wszystko mógł sobie pomyśleć i tak akurat zrobić. Ale dośc ciężko się poruszał – znaczy zmęczony był. W szkole stosowano podobną technikę jak kiedyś na uczelni by Sisca zmęczyć – ganiać, ganiać, az się zasapie. I to działało. I wcale nie było „brutalne” jak to wielu uważało.
Jednak kolejne rewelacje sprawiły ze przestał się kręcić, bo oto znowu coś mu się nie zgadzało. A mianowicie szukanie kryształu by zrobić z niego miecz a następnie go rozebrać?
-A dlaczego tak?

Leri - 2013-02-13 19:44:59

- To fajnie...
Mruknęła a potem nieco zmrużyła oczy w wyrazie "unikasz odpowiedzi a ja to wiem", ale już nie dopytywała. Na razie, potem to zrobi, bo zauważyła że Sisco bardzo się zainteresował jej kryształem. Co w sumie nie dziwiło, bo inni Jedi też bardzo byli ciekawi "a dlaczego tak?" i to dla nich sensu nie miało.
Leri westchnęła cicho a potem zaczęła króciutką opowieść.
- Bo widzisz Sisco, w Zakonie Jedi są pewne zasady. Jedna z nich mówi, że każdy padawan, który chce zostać rycerzem musi znaleźć pasujący do niego kryształ a potem stworzyć własny miecz. To taki egzamin. Musisz go po prostu zdać, by zostać Jedi. I dlatego z moim mistrzem poleciałam na planetę, gdzie są takie kryształy i długo szukałam tego odpowiedniego, pasującego do mnie. A potem zrobiłam swój własny miecz, na egzamin. A gdy już wszystko zdałam to go rozmontowałam, bo mi nie był potrzebny. Nie lubię broni, nie umiem też nią walczyć. A noszenie miecza dla samego noszenia było takie... jak młodzież to określa... pozerskie? Chyba tak. Więc dla wygody go rozmontowałam a z kryształu zrobiłam wisiorek. Bo on był po prostu mój
Spokojnie wyjaśniła mu jak to wyglądało. Na pewno nie mówiła mu tego zniecierpliwiona, na odczep się, by go nie zniechęcić do pytań, jeśli je będzie miał.
Jej opowieść też była bardzo uproszczona, ale w sam raz pasująca do pojmowania przez Sisca świata. Dla Jedi oczywiście miała inną opowieść, bardziej rozbudowaną.

Sisco Hasupidona - 2013-02-13 19:55:47

Unikał odpowiedzi bo po prostu miał ciekawsze tematy i wcale się z tym nie krył, był po prostu spontaniczny, taki Siscowy – jak to on, i nie za bardzo się przejmował tym, ze unika. Nie musiało to o niczym złym świadczyć, jakby się zaspokoiło już jego ciekawość, wyciszyło, to na pewno by rozmowa nabrała bardziej charakteru rozmowy niż wzajemnego przesłuchania. A Sisco lubił przesłuchiwać.
Opowieść zas była w sam raz dla niego, bo i zrozumiała i logiczna. Kazali zrobić broń – Leri zrobiła. Ale nie chciała  jej więc teraz nie ma. Ma kryształ.
Pochylił łeb do kryształu, wydając dźwięki przypominające cykanie jakiegoś owada. Wiadomo,z e z tak bliska nie mógł zobaczyć kryształu, zapewne chciał go zbadać dotykiem, ale czułek mu brakowało.
- A teraz wszyscy jedi mieszkają na tej planecie ze zdjęć? Wielu z nich rozbiera miecze po egzaminie?

Leri - 2013-02-13 20:03:46

Kryształ był na prawdę malutki, musiał się w końcu mieścić w rękojeści miecza świetlnego. Był długi na jakieś 2 cm i szeroki na 1 cm. Więc niezbyt wielki ani okazały. Ale rezonował silnie w Mocy w połączeniu z aurą Leri. Ale to wyczuwało się tylko po przejściu szkolenia, więc Sisco nic nie poczuje. Dla niego to będzie tylko ładna ozdoba i pamiątka.
- Nie, nie... tylko najlepsi uczniowie i mistrzowie, którzy ich uczą. Reszta podróżuje po różnych planetach, najczęściej tam gdzie są potrzebni. Niektórzy w wojsku służą, pomagając gdzie mogą.
Wiele osób właśnie tak uważała, że Jedi zaszyli się na Tythonie i nic innego nie robią jak tylko siedzą na tyłkach i debatują. Zakon jednak działał tak jak zawsze, wysyłał Jedi wszędzie tam gdzie byli potrzebni. Nic się nie zmieniło... poza czasami, które stały się bardziej niebezpieczne.
- Nie, niewielka grupka... oprócz mnie może jeszcze jedna, albo dwie osoby.
Poklepała znowu Sisca po boku a potem już puściła kryształ, by swobodnie opadł jej na materiał tuniki a potem się odwróciła.
- Chodź, zamówiłam platformę, przelecimy się kawałek do głównych ulic i tam się przespacerujemy. Co ty na to?

Sisco Hasupidona - 2013-02-13 20:29:39

ciekawość świata zaspokajała się powoli. Słuchał i wtedy grzeczny był, nie ruszał sie, pomrukiwał tylko cichutko i słuchał co się do niego mówi, w odpowiednim oddaleniu by widzieć kryształek, który rzeczywiście był malutki – choć w oczach Sisco na pewno trochę inaczej i gdyby kazać mu go narysować (oczywiście nie ręcznie) to byłyby większy. Bo był ważny mimo iż powagi tej kwestii nie rozumiał. Jednak – większość istot nie rozumiała co leży w naturze miecza świetlnego i „jaka to wieź jest”, to też co chcieć od Sisca.
Pewnie będzie miał kolejna kwestie do przemyślenia, bo to taki myśliciel był.
- Nie lubie platform, ale moge iśc  -zgodził się. Juz dłuzszy czas dawano mu spokój ale miesiąc temu, może troche dłuzej to go wozili i wozili do obrzydzenia, totez teraz wolał dystanse pokonywać na własnych nogach. Jednak – dla dobra sprawy był skłonny się zgodzić. Tym bardziej ze ciekawiło go, co Leri planuje. Bo nawet jeśli planowała przejechac się do enklawy i z powrotem, to dla Sisca nowe wyzwanie.

Leri - 2013-02-13 20:36:56

O kwestii wagi miecza świetlnego dla Jedi głośno się nie mówi poza Zakonem. W dwóch czy trzech opracowaniach pewnie znajdzie się stosowne wyjaśnienie, ale 99% społeczeństwa miała to w nosie. Oni widzieli tylko broń, potężną i wielofunkcyjną i tyle. Więc rozważania nad znaczeniem kryształu nikogo nie interesowały. Ale jak Sisco będzie pytał to i odpowiedź uzyska, bo to nie była jakaś wielka tajemnica.
- Tylko kawałeczek... twoją szkołę i centrum dzieli wiele, wiele kilometrów. Nim byśmy tam doszli to by trzeba było wracać
Leri wolała jednak przelecieć się platformą, bo może się to tak nie wydawać, ale samo centrum Galactic City było ogromne i by przejść z jednego końca na drugi potrzeba kilka tygodni, nawet idąc w linii prostej. Platformy, pociągi czy taksówki są po prostu szybsze i wygodniejsze.
Leri poprowadziła więc Sisca na postój taksówek, gdzie czekała tradycyjna barka turystyczna, służąca do zwiedzania różnych ciekawych miejsc. Tym razem była psuta, więc Sisco i Leri bez problemu mogli zająć najlepsze miejsca. A potem wystartowali.
- Zwiedzałeś już miasto?
Zapytała go, gdy ruszyli.

Sisco Hasupidona - 2013-02-13 20:50:46

Grzecznie za nią poszedł, oczywiście wzbudzając zainteresowanie przechodniów. Ale z dumną wyższością ich ignorował. No, chyba ze wyciągali aparaty, Wtedy startował z fuczeniem a nawet warknięciem. Bo go flesze denerwowały i to „pstryk”. Jednak teraz jak z  oficjalną jdi szedł to mniej byli przechodnie bezczelni. Sisco barkę obszedł ze cztery razy, obejrzał, ostatecznie jednak musiała zostać pozytywnie wydana opinia, bo wlazł, i zaraz nogi przygiął. Tu nieosłonięty był, nie miał gdzie się schować, naokoło przepaść i nie czuł się komfortowo, jednak na tyle już go ucywilizowano ze jak stanął, tak stał i skakać nie miał zamiaru.
- Tylko trochę. W galerii byłem. I w lodziarni i w takich innych miejscach różnych... – trochę po tonie było słychać, ze boi się. Ciekawski jest owszem, ale nie był wyjątkowo odważny w nowych miejscach, potrzebował trochę czasu, dlatego trzeba było go wprowadzać powoli.
Kiedy ruszyli Sisco warknął, ale nie należało się tym martwić, on musi warknąć czasem żeby emocje wylądować.
- A masz parówki? – i przypomniał sobie najważniejszą rzecz. Żebranie o parówki było na porządku dziennym. Jego „rodzice” popełnili pewien błąd wychowawczy, mimo ostrzeżeń Jamesa i dokarmiali go podczas procesu adaptacji by się szybciej przyzwyczaił. I przyzwyczaił się bardzo szybko do tego ze parówki mu się należą...

Leri - 2013-02-13 20:59:41

Dlatego ubrała się dzisiaj w szaty Zakonu - one onieśmielały wiele osób. Nawet ci, co normalnie nie przepadali za Zakonem po prostu odsuwali się w ciszy i nie przeszkadzali, bo mimo wszystko Jedi wciąż mieli silną i ważną pozycję w społeczeństwie i po prosu mogli więcej. A nikt nie chciał być aresztowany za utrudnianie spraw Zakonu - Leri oczywiście tego by nie wykorzystywała, ale ludzie różnie myślą.
Zabraczka też nie popędzała Sisca, zachęcała go do oglądania i badania, by był pewny gdy już wsiądzie na pokład barki. A potem w nagrodę poklepała go czule po boku.
Fakt, lecieli nad tą wielką przepaścią, ale z dala od ruchliwych powietrznych tras. Barki turystyczne miały po prostu inne przepisy i trasy - na szczęście. Można więc było w spokoju podziwiać piękny widok - strzeliste wieżowce, dziesiątki majestatycznych statków, powoli sunących po nieboskłonie oraz tysiące aerowozów.
W tle przelatywały holograficzne reklamy czy inne turystyczne barki.
- No to coś ci pokażę za chwilę
Odpowiedziała Leri z uśmiechem. Z jednej strony to dobrze, że mało widział - przynajmniej nie będzie się powtarzać. Ale z drugiej to szkoda, bo Coruscant było pięknym miejscem, mimo tego że wszędzie były tylko budynki. Ale one też miały swój urok.
- A mam parę dla ciebie
Zabraczka wyciągnęła spod szaty paczuszkę parówek. Pamiętała, że je lubił no a skoro jej długo nie było to troszkę go rozpieścić można było. Odpakował szybko pierwszą a potem mu podała.

Sisco Hasupidona - 2013-02-13 21:09:48

I Sisco oglądał. Troszeczkę nerwowy, bo wiadomo – nie ma tego bezpiecznego obudowania, ale jego zachowanie świadczyło o tym, ze ktoś go oswaja, a może i nawet przelot barką miał za sobą. Krótki oczywiście.
Teraz widać było ze się rozgląda, lub raczej  -czuć, w mocy, bo łbem nie ruszał. Mając tak szerokie pole widzenia nie musiał, a trochę się obawiał ze wypadnie. Gdyby miał ręce pewnie trzymałby się Leri kurczowo. Dopiero do parówki się poruszył. Dobry to był sposób na oswajanie strachu związanego z lotem barką – nawet jak się poruszysz po parówkę to nic się nie stanie. I Sisco się poruszył – łeb do niej odkręcił i ożyły „szczękoczułki”, przy pysku. Były to dwa „narzędzia: coś a'la kończyny które pozwalały mu złapać parówkę jak modliszka owada i zapakować lub raczej pomóc w wpakowaniu parówki do „pyska” czyli dwóch płytek którymi czasem bardzo boleśnie kąsał. Płytki były umieszczone wewnątrz otworu pod siatką, czyli tam gdzie go kiedyś Leri karmiła butelką. Nadal mieszanka podawana w ten sposób była jego podstawowym pokarmem, za to parówki to był rarytas.
Trzeba mu było jednak trzymać bo brał małe kawałeczki,a  szczękoczułki były za słabe by długo trzymać sobie całą dużą parówkę. Jednak biorąc pod uwagę ze podczas tej pracy nad parówką cały czas obserwował ich lot, to było opłacalne.

Leri - 2013-02-13 21:21:49

Nie trzeba się było bać, że się wypadnie. Barki były zabezpieczone prostymi polami siłowymi, które zapobiegały wypadnięciu. Po aktywacji nie przepuszczały żadnego ciała stałego czy ciekłego. Nie chroniły oczywiście przed atakami blasterowymi.
Takie pola były standardem na barkach. Musiały być, inaczej taki przelot byłby ryzykowny, Sisco nie miał się więc czego bać, jednak nadmierny entuzjazm mógłby zakołysać barką, co by było troszkę niebezpieczne.
Jego pozycja była bardzo bezpieczna, bez problemu mógł oglądać wieżowce oraz majaczące w oddali niższe budynki, bo przednia część barki była przeszklona (wzmocnione szklane płyty - można było po nich skakać i nie pękną).
Leri cierpliwie i uważnie dokarmiała Sisca, starając się nie zasłaniać mu widoku. Po pierwszej parówce przyszedł czas na drugą, a potem na trzecią. Resztę zaś schowała na później, tak na wszelki wypadek.

Sisco Hasupidona - 2013-02-13 21:30:57

Nie miał się czego bać jednak się bał, ale to nic, taki strach był dobry. Chroniący.
Ogryzanie parówek wyraźnie uspokajało. Cicho pomrukiwał, było to bardziej jak głośny oddech niż mruczenie, choc oczywiście miało swoje znaczenie jako pomruk. Obserwował oczywiście dalej. Lecieli przez rozświetlone przestrzenie więc Leri mogła bez problemu patrzeć mu „pod siatkę bo na tle jasnego nieba wyraźnie prześwitywały ruchliwe cybernetyczne oczka. Każda z trzech par patrzyła gdzie indziej i co chwile się poruszała. Sisco widział dużo, dużo więcej niż humanoid, więc będąc tylko jedną osobą nie można było mu zasłaniać.
Memłał ostatnia parówkę, memłał, bo mimo iz olbrzymi był to tam w środku malutki i dwie parówki to dużo, trzecia już ledwo wchodziła ale dalej z nią walczył, z mała przerwą.
- O, senat! – to była właśnie ta przerwa – na zobaczenie senatu – wszystkimi sześcioma oczkami. Pomyślał od razu, ze na pewno kanclerz stoi w oknie i go widzi. Zaczął na te wyobrażenie bardzo głośno mruczeć

Leri - 2013-02-13 21:51:21

Zauważyła, że ta trzecia parówka to już zbyt wiele, ale skoro ją zaczął i jakoś memlał to mu ją cierpliwie trzymała.
W pewnym momencie faktycznie w oddali widać było budynek Senatu - w końcu była to jedna z najbardziej rozpoznawalnych budowli na Coruscant. Obok Pięćsetki oraz Świątyni Jedi, która obecnie popadała w co raz większą ruinę, zasłoniętą przez hologram.
- Masz dobry wzrok Sisco, to Senat. Ale nie tam lecimy... za chwilę zobaczysz coś jeszcze. Popatrz tam, za tymi budynkami to będzie
Leri wskazała mu kierunek i oboje cierpliwie czekali, aż podlecą bliżej. I w końcu ich oczom ukazał się szereg szklanych kopuł.
- O widzisz tam? To Ogrody Botaniczne Gwiezdnej Kopuły. Mają tam dziesiatki tysięcy różnych roślin z całej Galaktyki. Można je podziwiać nie odlatując stąd... kiedyś cię tam zaprowadzę na małe zwiedzanie. Albo poproś twoich nowych rodziców
Z uśmiechem poklepała go po boku a potem wytężyła wzrok szukając czegoś jeszcze. W końcu pokazała mu coś bliżej Senatu
- O a tam masz plac pomników a obok Muzeum Galaktyczne. Tam podlecimy i sobie pooglądamy, dobrze?

Sisco Hasupidona - 2013-02-14 12:32:44

Tak się przejął i zagapił, ze za chwile parówka zaczepiła się za jedną szczekoczułke, wysunęła z palców Leri, chwile powisiała i spadła. Sisco nie zauważył od razu, rozglądał się za tym co mu było pokazywane. Wcześniej nie zwracał uwagi ale jak Leri zaczęła opowiadać, to on się bardziej zainteresował, widać lubił, ale jak to dziecko, łatwo łapie zainteresowanie. Niestety – Sisco równie łatwo się rozpraszał, co wyszło niedawno i było wynikiem uszkodzeń mózgu.
- Muzeum? Może być – zgodził się bardzo chętnie. Wiele nie zwiedził, pewnie to się zmieni, bo na razie jego nowi opiekunowie sami nie byli go jeszcze pewni, trochę się bali ze nad nim nie zapanują (widać w domu było fukanie).
W końcu o parówce sobie przypomniał ale okazało się ze nie ma co memłać. Czyżby się parówka skończyła? Rozejrzał się i tak się złożyło ze na podłogę spojrzał. Parówka się trochę dalej potoczyła  i mógł ją zobaczyć. Zeźlił się strasznie, działa uniósł, jakby się stroszył i warknął na parówkę jakby to jej wina była. Wiedział, ze już jej nie dostanie bo „leżała na podłodze'. To tez mu z domu bardzo w podświadomość się wwierciło – co leżało na podłodze tego już zjeść nie można. Nie rozumiał tej idei, dlatego go wkurzała.

Leri - 2013-02-14 13:07:38

Leri też się na chwilę zagapiła, dlatego też parówka wypadła z jej ręki, co ją zdziwiło. Zawsze była nadzwyczaj zręczna i to nie tylko dzięki samej Mocy. Po prostu sporo ćwiczyła, bo skoro nie używała miecza świetlnego to musiała jakoś sobie radzić. Więc trenowała gimnastykę, tańce i różne wersje parkouru. Więc utrata parówki była zaskoczeniem. Chciała ją schować, ale Sisco ją przyłapał i zaczął się wkurzać. Niezrażona zabraczka podniosła ją a potem niestety dla Sisca - schowała ją.
- Wybacz, pobrudziła się...
Co prawda ona się takimi kwestiami nie przejmowała - na dzikich planetach jadła nieprzetworzone jedzenie, często owoce czy warzywa prosto z ziemi. Jej organizm się uodpornił na różne bakterie i jej to nie szkodziło. Ale Sisco przez długi czas jadł tylko przetworzoną żywność, czystą i przygotowaną. Jemu by to mogło zaszkodzić.
- Nie denerwuj się... za niedługo podlecimy do placu pomników, tam pooglądamy je i może do muzeum pójdziemy
Poklepała go na pocieszenie po boku a potem zerknęła na zbliżajacy się budynek muzeum.

Sisco Hasupidona - 2013-02-14 13:15:56

Parówki bywają oślizgłe, zwłaszcza jak je się długo trzyma. Sisco na szczęście się nie ślinił (ślina wytwarzała się dużo głębiej w nim) to nie dołożył się do śliskości, ale był silny i mógł na parówę naprzeć nieszczęśliwie.
Sisco pochylił łeb i widać było ze śledzi drogę parówki główna parą oczu. Na szczęście dzielnie przyjął utratę parówki choć spojrzenie na kieszeń trochę temperaturę podnosiło. Nie był świadom tego ze parówka z podłogi z dodatkiem drobnoustrojów mogłaby być dla niego niebezpieczna.
Głupia parówka – pomyślał sobie, ale – jak to on – zaraz szybko zapomniał i zaczął wypatrywać budynku do którego lecą.
- Co jest w muzeum? Wpuszczą mnie tam?

Leri - 2013-02-14 13:25:11

Leri szybko o parówce zapomniała, po prostu włożyła ją w jedną z wewnętrznych kieszeni płaszcza. Opłacało się nosić coś takiego ,zawsze coś można było schować lub ukryć.
- W Muzeum są różne rzeczy związane z historią. Jakieś stare pomniki, czasem obrazy przedstawiające coś ważnego, stare bronie, naczynia, czasem kości. Wszystko co związane jest z historią danego miejsca. A to muzeum do którego lecimy dotyczy historii Galaktyki, więc będzie tam sporo różnych rzeczy
Nie wiedziała czy Sisco miał już jakiś wstęp do historii, więc dla niego mogło to być trochę trudne do ogarnięcia, ale zaczną od takich prostych ścieżek, nic skomplikowanego i niezwiązanego z polityką czy wojnami. A tego niestety sporo tam było. O ile dobrze pamiętała był tam też zakątek poświęcony Zakonowi Jedi, co mogło Sisca zainteresować.
- Wpuszczą wpuszczą, nie na darmo chyba ubierałam te szaty, co?
Wpuszczenia ich była pewna - wizerunek Jedi robił swoje. Gdyby była po cywilnemu to by mogły być problemy - przez Siscową powierzchowność. Mimo posiadania obywatelstwa uprzedzenia pozostawały, a poza tym był nieletni według dokumentów, co już w ogóle wszystko utrudniało.

Sisco Hasupidona - 2013-02-14 13:32:33

Sisco był przede wszystkim bardzo ciekawski więc wszystko można było obejść prostym „dawno temu”, przy tym na tyle już wyedukowany ze można było powiedzieć „1000 lat temu”, czy ileś tam (lat temu) i będzie to rozumiał. Na razie uświadomiono go tak, ze każda rasa na początku była zlepkiem komórek a potem ewoluowała i z tego brało się inteligentne życie. Trochę to było dla niego dziwne, ale zaakceptował.
- Chcesz mnie schować w kieszeni tak jak ta parówkę? – niestety jeszcze nie miał wpojone tego, ze jedi „służbowo” może więcej, pewnie przez Jamesa bo on ciągle w garniturze latał, dlatego tez jedi wydawali mu się takimi właśnie Jamesami – z komunikatorem i teczką.

Leri - 2013-02-14 13:38:00

- Oczywiście, że nie
Zaśmiała się cicho na tą myśl, ale potem przyszła mała refleksja. Czy Sisco wie cokolwiek o Jedi? Bo do tej pory ją widywał po cywilnemu a Jamesa w garniturze jako doktora. Więc nie mógł wyciągnąć właściwych wniosków. Coś tam o Mocy wiedział, bo się nie bał gdy jej używali.
- Powiedz mi Sisco, co wiesz o Jedi? Nie musisz się krępować, mów wszystko a ja ci to wyjaśnię, dobrze? Będziesz się potem mógł pochwalić kolegom, że z zwiedzałeś muzeum z Jedi
Dla małych dzieci to będzie pewnie spore wyróżnienie, bo w holonecie było pełno bajek czy filmów właśnie o Jedi, którzy ratują galaktykę, walczą ze złem i tak dalej. Uproszczona wersja, w sam raz dla dzieci.

Sisco Hasupidona - 2013-02-14 13:46:11

Wiedza Sisco nie wystarczająca była, lub raczej jego świadomość, by zdawać sobie sprawę ze to coś wyjątkowego, bo akurat tak się złożyło ze jedi się z nim zajęli i to oni zaczęli stanowić dla niego na samym początku pobytu tutaj „rodzinę”. I to nie tylko ci „podstawowi” jedi których dobrze znał, bo kilka razy się zdarzyło ze jakiś inny jedi wpadał na chwile do Jamesa i załatwiał sprawy przy Siscu. Potem go pogłaskał i wychodził.
Ale kim są jedi?
Sisco zmienił pozycje, zapatrzył się w dal i myślał. Długo myślał.
- Jedi to są tacy.... tacy ludzie – W tym przypadku „ludzie” w znaczeniu „istoty” , „osoby”.
- Którzy załatwiają takie sprawy na które inni mówią ze są beznadziejne, i ze się nie da i że masakra. Na przykład moja sprawa. Albo jak ktoś kogoś zabił i CSB nie może znaleźć kto. Bo na przykład on, ten co zabił dał łapówkę dla świadka. A jedi to umie odgadnąć. No i jedi są wrażliwi na Moc i mają takie szkolenie po ktorym staja się właśnie dżedajami, mają próbny egzamin i mogą isc do roboty. Ale mało zarabiają

Leri - 2013-02-14 14:15:25

Wysłuchała opowieści Sisca w skupieniu i ogólnie miał rację - Jedi byli od spraw beznadziejnych. Jeśli lokalne służby sobie nie radziły to często właśnie wysyłano Jedi do pomocy, bo ci mieli Moc i ogólnie mogli więcej. Trzeba było jeszcze tylko trochę to doprecyzować, bo Zakon w oczach Sisca wyglądał jak zwyczajna praca.
- Dokładnie. Jedi są od spraw beznadziejnych... ale tych na prawdę poważnych. Przykładowo, gdybyś poważnie się z kimś pokłócić to dzwoni się po CSB. Albo jakby ktoś cię okradł, to też po nich dzwonisz. Ale gdyby np jakaś planeta nie umiała się dogadać z drugą, to wtedy woła się Jedi. Rozumiesz? Chodzi o wielkość sprawy. Bo Jedi tak na prawdę jest malutko, kilka tysięcy i jeśliby ich podzielić na planety to ledwo wyjdzie może jeden na planetę. Więc musimy się zajmować takimi poważnymi sprawami. I z tego powodu Zakon, czyli organizacja skupiająca Jedi, ma szczególne uprawnienia. Na przykład, jeśli gdzieś przylecimy i chcemy rozwiązać jakąś sprawę to możemy rozkazywać takiemu CSB albo nawet i wojsku. Możemy też wszędzie wejść. Porównując do schodów lub drabiny. My jesteśmy dosyć wysoko a takie CSB niżej.
Leri miała nadzieję, że Sisco zrozumie jak wysoką pozycję w społeczeństwie zajmują Jedi. Czyli szczytową, co niestety nie wszystkim się podoba... Ale takie życie w Zakonie miało sporo minusów.
- Inną sprawą jest to, że za tą pracę nie dostajemy pieniędzy. Nic a nic. Ja nie mam swojego mieszkania, swojego aerowozu, nic. Tylko szatę i tyle. Nie mogę też decydować gdzie chcę lecieć. Dostaję taki rozkaz i lecę tam, zajmuję się sprawą a potem znowu kolejny rozkaz i znowu lecę. Wielu Jedi jest w takiej ciągłej drodze, rozwiązujemy problemy i lecimy dalej to robić. Czasem nam dziękują, czasem nie. Ale takie jest nasze życie i ja je lubię

Sisco Hasupidona - 2013-02-14 14:24:48

Tak wyglądał – jak praca. Ale to Sisco obserwował na co dzień, kiedy jeszcze obserwował i do takich wniosków doszedł sam. Może tam trochę mu podpowiadali ale raczej do tej pory nikt nie traktował rozmowy z nim na temat jedi poważnie.
Póki co jednak – słuchał i wcale nie rozmijało mu się to jej tłumaczenie z jego pojmowaniem, bo dalej jedi to była praca. Takie po prostu coś do utrzymywania porządku, ale funkcja bardzo integralna z systemem. Jest wojsko, jest CSB, jest służba zdrowia i są Jedi. Tacy urzędnicy, którzy załatwiają, bo musi ich słuchać CSB i inni, więc mogą więcej, bo kto ich powstrzyma skoro CSB ich słucha.
- Nie rozumiem... James ma mieszkanie, arowóz, dostaje pieniądze i na uniwersytecie wcale nie uczy dżedajstwa...
Mac – owszem, pasował na jedi, bo wziął Sisca do szkoły i „załatwił” zeby go przyjęli. Ale James to taki troche inny był.
- I skad wy wiecie kiedy planety się nie dogadują? – to już było chwilowo za trudne dla niego, bo zaraz wyobraził sobie dwie planety w sensie geograficznym plujące na siebie we wściekłej kłótni.

Leri - 2013-02-14 14:35:17

No można było to uznać za pracę - w wersji bardzo uproszczonej. Jednak istniały różnice - brak wolnych dni, brak wynagrodzenia, odejście nie było takie łatwe. To było raczej powołanie, ale na potrzeby rozmowy z Sisciem Leri przyjęła tą definicję pracy. Łatwiej było po prostu wszystko tłumaczyć.
No i jak się spodziewała w końcu wypłynął temat Jamesa, który niestety nie był przykładem typowego Jedi.
- Bo James to nie jest taki zwykły Jedi. On ma... dwie prace. W Zakonie i na Uniwersytecie i nie uczy tam niczego związanego z Jedi. Ale takich jak on jest niewielu... właściwie to tylko James dostał pozwolenie na zwyczajną pracę. A mieszkanie ma, bo nasz główny dom - Świątynia Jedi została parę lat temu zniszczona przez Sithów. Takich bardzo złych Jedi którzy nie pomagają innym tylko ich krzywdzą
Temat Sithów był bardzo poważny i o nich trzeba w końcu kiedyś powiedzieć Siscowi. By uważał na nich, bo może i na Coruscant ich teraz nie ma, ale w przyszłości to nigdy nie wiadomo. Czasy były bardzo niepewne.
- Bo zazwyczaj któraś z nich prosi nas o pomoc. I nie chodzi mi tutaj o planety jako o skorupę, tylko o ludzi co tam mieszkają. My Jedi jesteśmy bezstronni, nie popieramy od razu któreś ze stron tylko szukamy rozwiązania, które zadowoli wszystkich. Dlatego nas proszą o pomoc
To było trochę trudne do pojęcia, fakt. Leri starała się to wyjaśnić jak najprostszym językiem, ale niestety do pewnych pojęć trzeba dysponować jakaś większą wiedzą.

Sisco Hasupidona - 2013-02-14 14:43:14

Tak, było trudne, i chyba dlatego tak „dziwnie patrzył” przez tą swoja powłokę, czarną siatkę, ale jak się go zna to już się rozumie kiedy dziwnie patrzy. I tak patrzył teraz. Starał się, ale to takie trochę niejasne było. Owszem, dorośli robią często niejasne rzeczy, ale to wcale nie ułatwiało zrozumienia.
- No... załóżmy ze rozumiem... – odparł niechętnie przyznając się ze jednak sprawia mu to pewną trudność. Po prostu trzeba dorosnąć do niektórych rzeczy. Tak jak to nieśmiertelne „skąd się biorą dzieci”. Dziecko nie rozumie tego całego procesu choć może zrozumieć technicznie „co i jak”, ale jak dorasta, to mu się samo układa.

Leri - 2013-02-14 14:47:59

Poklepała go czule po boku. Domyśliła się, że nie bardzo to rozumie. Ale to były trudne sprawy, którymi nawet dorośli się nie interesują bo to dla nich za trudne.
- Dobrze... ale jeśli będziesz miał pytania, to zadawaj je śmiało. Postaram się wszystko wyjaśnić. To nic złego jeśli się czegoś nie rozumie. Ja sama często muszę pytać kogoś starszego i mądrzejszego o radę. Na przykład Jamesa.
Miała nadzieję, że skoro sama się przyzna do tego, że nie wie wszystkiego to Sisco troszkę chętniej będzie ją o coś pytał gdy czegoś nie będzie rozumiał lub wiedział.
Tymczasem powoli zbliżali się do głównego lądowiska przed placem pomników. Panował tam spory ruch, bo to była atrakcja turystyczna i udawał się tu każdy kto był tutaj pierwszy raz i chciał zwiedzać Coruscant.
- No już prawie jesteśmy na miejscu.

Sisco Hasupidona - 2013-02-14 15:02:03

Jeśli chodziło o pytanie i o Sisca to tu nie było problemu bo on zapyta o wszystko. Czasem jednak – co mu się zdarzało – musiał w ciszy własnych myśli o czymś „pomedytować”, zastanowić się. jednak jego stan umysłu nie zdradzał zmieszania, wycofania czy jakiegoś przestrachu tym, ze nie wie. Na pewno zapyta, i to być może nagle, ni z gruszki niż  pietruszki przy zupełnie innym temacie.
Teraz jednak zaczął bardziej interesować się tym co widział, jako ze byli już coraz bliżej litego „lądu” i to było zapowiedzią zbliżającego się bezpośredniego kontaktu z tym, do czego zmierzali. Trochę się bał, co było czuć w mocy, jednak pragnienie eksploracji było silniejsze więc jeśli się go wypuści, to na pewno będzie łaził i zwiedzał.

Leri - 2013-02-14 15:12:01

Nie podejmowała już tematu tylko obserwowała jak platforma podchodzi do lądowania. Lot się bardziej wyrównał, zwolnili a potem ostatecznie się zatrzymali. Boczna ścianka się rozsunęła a potem wysunęła się mała kładka, po której można było zejść. Leri na chwilkę odeszła, by załatwić drobne formalności z przewoźnikiem a potem wróciła do Sisca i poklepała go po boku.
- No to schodzimy, jesteśmy na miejscu.
W końcu mógł rozprostować nogi, troszkę poszaleć. Plac Pomników był ogromny, a zwiedzających nie było też aż tak dużo, by trzeba było się przepychać.
Leri poprowadziła go do schodów, obok których na szczęście był zjazd dla różnych repulsorowych wózków, więc Sisco mógł sobie spokojnie wejść na górę. Nie było zbyt stromo, więc się nie stoczy, ale idąca obok Leri i tak czuwała. Na wszelki wypadek.

Przenosiny do tego Tematu

Yato - 2013-04-28 20:41:28

Ulice Courscant. To tu trafił Yato po odbyciu odprawy w porcie kosmicznym. Wypucowane, wychuchane, oczojebne neony, światła i hałas. Nie było to to czego szukał. Ale musiał przywyknąć do życia na wolności. Zwłaszcza po tylu latach za kratami. Rad nie rad zaczął szukać jakiegoś pieprzonego zejścia na niższe poziomy. Szczęściem swój cały dobytek mieścił w plecaku więc obie ręce miał  wolne jakby co. Tyle, że na jego widok rozstępowano się z trwożnymi minami. Yato pogardzał, szczerze pogardzał tymi istotkami, co to ie wiedzą jak smakuje zakazany owoc, a największym wyzwaniem jest dla nich pójść do burdelu. Spróbowali by żyć w pace. Żadnego zejścia nie znalazł. Zatrzymał więc jakiegoś krawężnika i grzecznie spytał o drogę. Ten wskazał mu kierunek. Yato podziękował. Czasem psy przydają się do czegoś.

www.fire.pun.pl www.sterta.pun.pl www.nivisniepokonani.pun.pl www.mistral-yaoi.pun.pl www.wjazdnaforum.pun.pl